piątek, 25 listopada 2011

Nowinki

Co u mnie nowego?
Brzuszek rośnie :) Właśnie zaczynam 30 tydzień ciąży. Do porodu już bliżej niż dalej. Jeszcze się nie stresuję, wręcz nie mogę się doczekać kiedy przytulę do serduszka tę małą istotkę, którą noszę w brzuszku.
Mąż jest bardzo dumny i szczęśliwy. Ciągle mi powtarza jak bardzo mnie podziwia i jaki jest ze mnie dumny, pomimo tych wszystkich nieprzyjemnych sytuacji z rodzicami i trudnej ciąży. Twierdzi, że jestem bardzo silna i nie narzekam mimo tych wszystkich dolegliwości. A jest ich sporo. Z resztą o początkach ciąży już wcześniej wspominałam. A teraz w III trymestrze bóle pleców, nóg, czasami brzucha (mały strasznie kopie), zgaga, bezsenność... można by tak wyliczać bez końca. Ale znoszę to wszystko z uśmiechem na twarzy, bo wiem że to dla dzieciątka.
Uwielbiam mojego męża. Strasznie o mnie dba. Pyta czy mi czegoś nie potrzeba, czy coś kupić, masuje mi plecy, przytula. Jest kochany. Bardzo to wszystko doceniam, bo mojego ojca nigdy nie było, nigdy się nie interesował domem ani mną, więc wyniosłam z rodzinnego domu nieco inny obraz męża i ojca.
Jestem bardzo szczęśliwa.
Studiuję. To już piąty rok. Matka rozpowiada, że "nasrałam w dół" i zawaliłam studia. Po co ona wygaduje takie bzdury, przecież nic na ten temat nie wie. A ludzie są tak głupi i lubią się bawić w ploty, że aż mi ich szkoda.
Mieszkamy nadal u teściów, ale odkładamy pieniążki na własne mieszkanie. No jeszcze trochę to potrwa, ale damy radę.
Teściowie jak teściowie. Są w porządku. A wiadomo jak wszędzie zdarzają się lepsze lub gorsze chwile. Z resztą po tym co przeszliśmy z moimi rodzicami, wszystko będzie lepsze.
Ogólnie jestem zadowolona.
Z moimi rodzicami nie mam kontaktu i dobrze.
Czasami jakieś znajome twarze zaczepiają moją teściową i opowiadają, że moja matka to... moja matka tamto...
No po prostu bardzo źle się o nas wyraża. Ludzie współczują i pytają się czy ja jestem adoptowana, bo to niemożliwe, aby rodzona matka takie rzeczy mówiła i tak się zachowywała.
Mnie to nie dziwi. Podobno jest chora. Kiedyś sąsiadka mi powiedziała, żebym się nie przejmowała bo moja matka ma żółte papiery. Nie wiem ile w tym prawdy. Nigdy się o takich rzeczach nie rozmawiało u mnie w domu.
Ale jeśli to prawda, to by wiele wyjaśniało. Szkoda tylko, że przez te wszystkie lata niewiedzy traktowałam ją jak normalnego człowieka i tak przez nią cierpiałam.
Po łóżko nie pojechaliśmy. Z resztą zostało tam jeszcze trochę rzeczy. Ale dobrze, niech im to zostanie. My się już nie chcemy denerwować. Szkoda zdrowia.
Zaczęłam nowe życie, jestem szczęśliwa i młodsza o kilka lat. Nareszcie możemy z mężem normalnie żyć.