Dziękuję za życzenia, ściskam i całuję!
My święta spędziliśmy o dziwo spokojnie. Teściowa nawet chwaliła mój czerwony barszcz (niemożliwe). Coś było za dobrze. Od razu zapaliła mi się czerwona lampka. Okazało się, że matka teściowej (tzn. służąca) się gorzej czuje i znowu "ta z góry" (ja) stała się dobra i potrzebna. Poza tym jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. W sobotę teść przewalił całą kasę z ZUSu za zorganizowanie pogrzebu. 2700 zł do zakładu pogrzebowego, a 1300 zł wydał na kurtki płaszcze i ozdoby świąteczne, bombki, światełka, choineczki... Zamiast nam oddac te 800 zł, które pożyczył. A co najlepsze, siostry męża powiedziały, że one w tych płaszczach chodzić nie będą i na drugi dzień musiał kupić inne. Jakby tego było mało, to przyszedł do nas pożyczyć pieniądze. Mąż powiedział że nie ma i że jak obwoził rano swoją matkę po kościołach i sklepach, to mógł od niej pożyczać, to usłyszał z oburzeniem: "A co?! Tam jest bank?!" Nie kurwa, u nas jest bank. Szlag mnie trafia, bo dureń pożycza a nie oddaje. No ale dlatego pożycza u nas, bo gdzie indziej by musiał oddać. A tu jest jak jest. Potem mąż się zapyta o pieniądze, to ojciec powie: "Pieniądze? Jakie pieniądze?" I pozamiatane. Ja nawet nie jestem w stanie określić ile tej kasy wisi. Ponad 3 tysiące na pewno jeśli nie 4. A to przecież drogą nie chodzi, ani z nieba nie spada.
Od drugiego dnia świąt cały czas sypie. Boje się że śnieg będzie do wiosny zalegać i nawet na Wielkanoc się nie przeprowadzimy.
wtorek, 30 grudnia 2014
wtorek, 23 grudnia 2014
Święta tuż tuż
środa, 17 grudnia 2014
Kartki Bożonarodzeniowe c.d.
sobota, 13 grudnia 2014
Po raz kolejny okazuje się że ja głupia jestem. Głupia i naiwna.
We środę odbył się pogrzeb. Pomagaliśmy z mężem jak mogliśmy. Nie tylko fizycznie, ale i finansowo. Mąż przed śmiercią swojego dziadka opiekował go codziennie w szpitalu, przesiadywał tam do później nocy, jeździł po kilka razy dziennie. Dziadek był wg mnie dobrym człowiekiem. To tylko dzięki niemu mam na górze podłączoną wodę, bo gdy urodziłam drugie dziecko, to nakazał mojemu teściowi, żeby ten zrobił mi na górze kuchnię i łazienkę, żebym nie musiała z dwójką dzieci po schodach chodzić. Oczywiście że kuchni się nie doczekałam, nawet o niej nie marzyłam, łazienki w zasadzie też, ale mój mąż kupił umywalkę i rury i teść mi w końcu podłączył wodę. Mam teraz można powiedzieć, taką prowizoryczną toaletę. Mogę nabrać wody do czajnika, dzieciom umyć rączki, czy ząbki. Mąż pomógł w organizacji pogrzebu, nawet pieniądze ojcu pożyczył nie małe. Ja przygotowałam całą stypę, bo na teścia się tak jego siostra, co z dziadkami mieszkała, wypieła jak i żona. Ciotka powiedziała że nic robić nie będzie i się mają cieszyć, że w ogóle na pogrzeb przyjdzie, a moja teściowa nawet nie ruszyła dupy z sypialni, ani do szpitala, jak jej teść był umierający, ani na pogrzeb. Ja przejęłam ich obowiązki, bo czułam że tak trzeba. Ugotowałam Strogonowa na przeszło 20 osób, zrobiłam sałatkę.
Na pogrzeb powinni wszyscy z domu pojechać, więc chciałam zabrać dzieci chociaż na mszę, ale teściowa nie pojedzie, bo nie. Claudia tak samo, bo to kopia mamusi, a teściowa w domu też nie zostanie bez swojej mamusi, to padło na to że babcia też musi zostać. Mąż się uparł żeby dzieci zostawić z nimi. Ja nie chciałam, bo wiem że są nieodpowiedzialne, ale w końcu nie miałam wyjścia. Maciuś bardzo płakał, bo zawsze, wszędzie jeździł z nami. Ja wychodząc także się poryczałam. Na mszy przy pożegnaniu dziadka też nie wytrzymałam i się popłakałam. Jestem niesamowicie wrażliwa i wszystko przeżywam sto razy bardziej. Na cmentarzu bardzo zmarzłam, a wiatr ułożył mi fryzurę a'la Chopin po zagraniu Etiudy Rewolucyjnej. Po pogrzebie pojechaliśmy do domu dziadków, gdzie miała odbyć się stypa. Myślałam, że na tym moja rola się skończy, ale gdzie tam. Ciotka nawet nie miała czystych talerzy, więc pierwsze co robiłam to stałam przy zlewie i szorowałam naczynia i sztućce. Musiałam okroić placki, poukładać wędliny na półmiskach, itp. itd. Wstyd i hańba dla rodziny mojego męża. Teść się spił i wyjątkowo dobrze się bawił. Nikt by nie uwierzył, że dwa dni wcześniej zmarł mu ojciec. Zaprosił przyjezdną rodzinę do siebie mimo iż teściowa powiedziała że ich nie potrzebuje i ich nie wpuści do domu. Musieliśmy z mężem szybko pojechać nakupić ciastek, jakieś wody do picia, bo w domu nie było nic. Przyjęliśmy tą rodzonę. Przy pożegnaniu teść dał wujkowi 500 zł, które przysłała z Kanady jego druga siostra, aby wujek robił zdjęcia na pogrzebie. To miała być zapłata od ciotki z zagranicy. Wujek absolutnie nie przyją pieniędzy, a jego żona w końcu wcisnęła te pieniądze mi. Broniłam się, że nie mogę tego przyjąć. Wiedziałam, że zaraz wszyscy rzucą się na mnie jak sępy. Ciotka się uparła że to prezent od niej dla młodych. Zostawili mi kasę i wyszli. Dwie godziny nie minęły jak teść zgłosił się po te pieniądze pod pretekstem, że grabarzowi trzeba dopłacić. Oddałam, co miałam zrobić. Od tamtej pory znów są wszyscy dla nas wredni i robią nam na złość.
Wczoraj mąż zatrzasnął sobie kluczyki w samochodzie, więc zapytałam babcię czy zostanie z Faustynką na kilka godzin, bo my z Maćkiem musimy na 15 zawieźć autobusem drugi komplet. Zgodziła się, więc poszłam z synem na przystanek i pojechaliśmy. Teść kazał się odwieźć w pewne miejsce, straciliśmy na to godzinę, mąż miał załatwić kilka rzeczy, nie mogliśmy znaleźć nigdzie mleka, które je Faustynka. Musi mieć specjalne mleko, bo jest alergikiem, niestety jest ono trudno dostępne. Wróciliśmy gdy dzieci miały spać. W progu nas przywitali z mordą że Claudusia nie ma w telefonie netu. Mąż powiedział że za chwile jej zrobi, tylko zje i się wykąpie i tu się zaczęło. Teść sie darł i pyskował na cały głos. Zrobił wojnę z niczego. Do mnie zaczął się stawiać nie wiadomo z jakiej racji. Powiedziałam że w takim razie więcej wniczym nie pomogę. Usłyszałam: "Ty się najwięcej narobiłaś". Dalej się darł jak wariat, kłócił się z moim mężem, więc zaczęłam ich uspokajać, bo dzieci się bały, przerażone nie mogły zasnąć. To się dowiedziałam że mam się nie wtrącać, bo mam tu gówno do gadania i mam się nie odzywać, mam siedzieć cicho albo spierdalać. Bardzo chętnie wybiorę drugą opcję, tylko nie mogę w dalszym ciągu ubłagać męża żeby poszedł ze mną. Teść był tak wyrywny w tej awanturze że mnie prawie pobił. Ruszył na mnie tym swoim cielskiem i gdyby mój mąż go nie powstrzymał, na pewno bym oberwała i to tylko za to że powiedziałam żeby się obydwaj uspokoili. Dostałam ataku duszności, wymiotowałam i to już nie pierwszy raz. Dziwię się mężowi że na to pozwala. Powinniśmy się stąd wynieść, wynająć gdzieś pokój i żyć w spokoju, a z takimi nie utrzymywać kontaktu.
Zero wdzięczności za pomoc, żadnego słowa "dziękuję", a zwrotu pieniędzy (ponad 800 zł) to się nawet nie spodziewam, bo jeszcze nie oddał 3 tysięcy jakie nam już ponad dwa lata wisi.
I czy Bóg istnieje? Ostatkiem sił wierzę że tak. Ale przecież mój Bóg miał za dobre wynagradzać, a za złe karać. Czy to obowiązuje dopiero po śmierci?
Na pogrzeb powinni wszyscy z domu pojechać, więc chciałam zabrać dzieci chociaż na mszę, ale teściowa nie pojedzie, bo nie. Claudia tak samo, bo to kopia mamusi, a teściowa w domu też nie zostanie bez swojej mamusi, to padło na to że babcia też musi zostać. Mąż się uparł żeby dzieci zostawić z nimi. Ja nie chciałam, bo wiem że są nieodpowiedzialne, ale w końcu nie miałam wyjścia. Maciuś bardzo płakał, bo zawsze, wszędzie jeździł z nami. Ja wychodząc także się poryczałam. Na mszy przy pożegnaniu dziadka też nie wytrzymałam i się popłakałam. Jestem niesamowicie wrażliwa i wszystko przeżywam sto razy bardziej. Na cmentarzu bardzo zmarzłam, a wiatr ułożył mi fryzurę a'la Chopin po zagraniu Etiudy Rewolucyjnej. Po pogrzebie pojechaliśmy do domu dziadków, gdzie miała odbyć się stypa. Myślałam, że na tym moja rola się skończy, ale gdzie tam. Ciotka nawet nie miała czystych talerzy, więc pierwsze co robiłam to stałam przy zlewie i szorowałam naczynia i sztućce. Musiałam okroić placki, poukładać wędliny na półmiskach, itp. itd. Wstyd i hańba dla rodziny mojego męża. Teść się spił i wyjątkowo dobrze się bawił. Nikt by nie uwierzył, że dwa dni wcześniej zmarł mu ojciec. Zaprosił przyjezdną rodzinę do siebie mimo iż teściowa powiedziała że ich nie potrzebuje i ich nie wpuści do domu. Musieliśmy z mężem szybko pojechać nakupić ciastek, jakieś wody do picia, bo w domu nie było nic. Przyjęliśmy tą rodzonę. Przy pożegnaniu teść dał wujkowi 500 zł, które przysłała z Kanady jego druga siostra, aby wujek robił zdjęcia na pogrzebie. To miała być zapłata od ciotki z zagranicy. Wujek absolutnie nie przyją pieniędzy, a jego żona w końcu wcisnęła te pieniądze mi. Broniłam się, że nie mogę tego przyjąć. Wiedziałam, że zaraz wszyscy rzucą się na mnie jak sępy. Ciotka się uparła że to prezent od niej dla młodych. Zostawili mi kasę i wyszli. Dwie godziny nie minęły jak teść zgłosił się po te pieniądze pod pretekstem, że grabarzowi trzeba dopłacić. Oddałam, co miałam zrobić. Od tamtej pory znów są wszyscy dla nas wredni i robią nam na złość.
Wczoraj mąż zatrzasnął sobie kluczyki w samochodzie, więc zapytałam babcię czy zostanie z Faustynką na kilka godzin, bo my z Maćkiem musimy na 15 zawieźć autobusem drugi komplet. Zgodziła się, więc poszłam z synem na przystanek i pojechaliśmy. Teść kazał się odwieźć w pewne miejsce, straciliśmy na to godzinę, mąż miał załatwić kilka rzeczy, nie mogliśmy znaleźć nigdzie mleka, które je Faustynka. Musi mieć specjalne mleko, bo jest alergikiem, niestety jest ono trudno dostępne. Wróciliśmy gdy dzieci miały spać. W progu nas przywitali z mordą że Claudusia nie ma w telefonie netu. Mąż powiedział że za chwile jej zrobi, tylko zje i się wykąpie i tu się zaczęło. Teść sie darł i pyskował na cały głos. Zrobił wojnę z niczego. Do mnie zaczął się stawiać nie wiadomo z jakiej racji. Powiedziałam że w takim razie więcej wniczym nie pomogę. Usłyszałam: "Ty się najwięcej narobiłaś". Dalej się darł jak wariat, kłócił się z moim mężem, więc zaczęłam ich uspokajać, bo dzieci się bały, przerażone nie mogły zasnąć. To się dowiedziałam że mam się nie wtrącać, bo mam tu gówno do gadania i mam się nie odzywać, mam siedzieć cicho albo spierdalać. Bardzo chętnie wybiorę drugą opcję, tylko nie mogę w dalszym ciągu ubłagać męża żeby poszedł ze mną. Teść był tak wyrywny w tej awanturze że mnie prawie pobił. Ruszył na mnie tym swoim cielskiem i gdyby mój mąż go nie powstrzymał, na pewno bym oberwała i to tylko za to że powiedziałam żeby się obydwaj uspokoili. Dostałam ataku duszności, wymiotowałam i to już nie pierwszy raz. Dziwię się mężowi że na to pozwala. Powinniśmy się stąd wynieść, wynająć gdzieś pokój i żyć w spokoju, a z takimi nie utrzymywać kontaktu.
Zero wdzięczności za pomoc, żadnego słowa "dziękuję", a zwrotu pieniędzy (ponad 800 zł) to się nawet nie spodziewam, bo jeszcze nie oddał 3 tysięcy jakie nam już ponad dwa lata wisi.
I czy Bóg istnieje? Ostatkiem sił wierzę że tak. Ale przecież mój Bóg miał za dobre wynagradzać, a za złe karać. Czy to obowiązuje dopiero po śmierci?
poniedziałek, 8 grudnia 2014
***
Dziadek zmarł nad ranem.
Nie spałam prawie całą noc. Dzieci też były bardzo niespokojne, jakby przeczuwały.
Niech odpoczywa w pokoju wiecznym. Amen.
Nie spałam prawie całą noc. Dzieci też były bardzo niespokojne, jakby przeczuwały.
Niech odpoczywa w pokoju wiecznym. Amen.
sobota, 6 grudnia 2014
Dziecięce postępy. Radość, smutek i zmęczenie.
Dziewczyny, dziękuję za wsparcie. Staram się nie rozklejać. Dziadek jest już bardzo słaby.
.....................................................................
Maciusiowi wrócił apetyt i znowu ładnie je. Bardzo się w ostatnim czasie uspokoił i wydoroślał. Wygląda na to, że bunt dwulatka dobiegł końca.
Faustynka robi kolejne postępy. Kilka dni po tym jak nauczyła się raczkować, zaczęła także siadać. Syn ma teraz przewalone, bo nie może się od siostry ogonić. Dzisiaj moja Kropka złapała się góry łóżeczka, podciągnęła i stanęła na nóżki. Nie mogłam własnym oczom uwierzyć. Przecież dopiero skończyła 8 miesięcy. Pewnie przed roczkiem będzie chodzić. I znowu się zacznie: "Uważaj!", "Nie biegaj!", "Nie wspinaj się na stół, bo spadniesz!", ale z drugiej strony, mój kręgosłup zostanie odciążony. A dzieci będą szczęśliwe, bo będą mogły się razem bawić.
Ponoć te święta mają być bez mrozu i śniegu. Zobaczymy jak to będzie. Póki co u nas śniegu jest mało.
Dobrej nocy! Dzieci zasnęły, więc i ja się kładę i postaram się zasnąć, jakoś odespać zarwane noce. Nie wiem czy mi się uda, bo myśli kłębią mi się po głowie. Może chociaż odpocznę.
:* :* :*
.....................................................................
Maciusiowi wrócił apetyt i znowu ładnie je. Bardzo się w ostatnim czasie uspokoił i wydoroślał. Wygląda na to, że bunt dwulatka dobiegł końca.
Faustynka robi kolejne postępy. Kilka dni po tym jak nauczyła się raczkować, zaczęła także siadać. Syn ma teraz przewalone, bo nie może się od siostry ogonić. Dzisiaj moja Kropka złapała się góry łóżeczka, podciągnęła i stanęła na nóżki. Nie mogłam własnym oczom uwierzyć. Przecież dopiero skończyła 8 miesięcy. Pewnie przed roczkiem będzie chodzić. I znowu się zacznie: "Uważaj!", "Nie biegaj!", "Nie wspinaj się na stół, bo spadniesz!", ale z drugiej strony, mój kręgosłup zostanie odciążony. A dzieci będą szczęśliwe, bo będą mogły się razem bawić.
Ponoć te święta mają być bez mrozu i śniegu. Zobaczymy jak to będzie. Póki co u nas śniegu jest mało.
Dobrej nocy! Dzieci zasnęły, więc i ja się kładę i postaram się zasnąć, jakoś odespać zarwane noce. Nie wiem czy mi się uda, bo myśli kłębią mi się po głowie. Może chociaż odpocznę.
:* :* :*
piątek, 5 grudnia 2014
Jestem tak rozwalona emocjonalnie, że nie wiem jaki dać tytuł
W tym roku nie obchodzimy Mikołajek. Dziadek mojego męża (ojciec teścia) umiera. Lekarze nie są w stanie nic zrobić, dają mu góra kilka dni życia. Mężczyzna jest już po osiemdziesiątce i w ciągu ostatnich dwóch lat był kilkakrotnie w szpitalu, więc niby każdy był jakoś przygotowany na to że jego dni dobiegną w krótce do końca, ale ja jakoś nie potrafię być spokojna, nie myśleć. Popłakuję co chwilę po kątach jak nikt nie widzi. Mimo że to nie moja rodzina i że widziałam go zaledwie kilka razy w życiu, to nie potrafię się nie przejmować. Do tego nie potrafię zrozumieć tej znieczulicy jaka panuje w domu. Mojej teściowej, jak i siostrom męża to lotto. Ona wczoraj teścia po ryby na święta wysłała i dureń jeździł za karpiami zamiast przy konającym ojcu w szpitalu siedzieć.
Mój mąż jak zwykle się wszystkim musi zająć, ale tego nie mogę mieć mu za złe.
Kurcze, tak mnie ściska w środku...
Stwierdziliśmy z mężem że w tym roku Mikołaj przyjdzie tylko pod choinkę, bo nie wypada w takiej sytuacji szaleć po sklepach, a jutro synek dostanie coś słodkiego od Świętego.
Mój mąż jak zwykle się wszystkim musi zająć, ale tego nie mogę mieć mu za złe.
Kurcze, tak mnie ściska w środku...
Stwierdziliśmy z mężem że w tym roku Mikołaj przyjdzie tylko pod choinkę, bo nie wypada w takiej sytuacji szaleć po sklepach, a jutro synek dostanie coś słodkiego od Świętego.
czwartek, 4 grudnia 2014
Co z tym chrapaniem?!!!
Od ślubu się nie wysypiam (a będzie ponad 4 lata), bo mąż każdej nocy odstawia koncert! Co z tym do jasnej cholery robić?! Szlag mnie już trafia, tym bardziej że jak chrapie, to budzi nie tylko mnie, ale i dzieci, a przecież i tak muszę wstawać po 2-3 razy do Faustynki.
Dzisiaj mąż Małą obudził o 4 nad ranem i tak chrapał, że nie mogła zasnąć. Jak udało mi się ją uśpić o 6, to obudził syna i ten już zaczął dzień.
Mam dość!!! Poradźcie coś! Dziś mu nawet kilka razy przywaliłam poduszką, bo nie wytrzymałam!
Nic na niego nie działa. Ani gwizdanie, ani ściskanie nosa. Każę mu się odwracać, ale on chrapie w każdej pozycji. Wysyłam do lekarza, to nie pójdzie. Do innego pokoju też nie pójdzie spać, a ja od dzieci nie odejdę, bo on się nimi nie zajmie. On nawet do łóżka nie potrafi wejść po cichu, tylko się tłucze jak słoń w składzie porcelany! Zawsze córkę obudzi.
Mam dosyć rozpoczynania dnia o 4 rano!!! I jeszcze tych pobudek od północy do 4! I tak ci taki jeszcze powie że nie masz powodu narzekać, bo on pracuje, a ty przecież nie robisz nic to nie możesz być zmęczona. I na pracy się kończy! Nic mi nie pomoże! Ani w domu, ani przy dzieciach! Bo on przecież PRACUJE.
Wkurwiona jestem strasznie! Gdybym miała dokąd pójść, już dawno (jeszcze w pierwszej ciąży) bym poszła. Ze względu na porąbanych teściów i męża co to go nic nie obchodzi.
Błagam! Podajcie jakieś sposoby na chrapanie, bo zwariuję!
Dzisiaj mąż Małą obudził o 4 nad ranem i tak chrapał, że nie mogła zasnąć. Jak udało mi się ją uśpić o 6, to obudził syna i ten już zaczął dzień.
Mam dość!!! Poradźcie coś! Dziś mu nawet kilka razy przywaliłam poduszką, bo nie wytrzymałam!
Nic na niego nie działa. Ani gwizdanie, ani ściskanie nosa. Każę mu się odwracać, ale on chrapie w każdej pozycji. Wysyłam do lekarza, to nie pójdzie. Do innego pokoju też nie pójdzie spać, a ja od dzieci nie odejdę, bo on się nimi nie zajmie. On nawet do łóżka nie potrafi wejść po cichu, tylko się tłucze jak słoń w składzie porcelany! Zawsze córkę obudzi.
Mam dosyć rozpoczynania dnia o 4 rano!!! I jeszcze tych pobudek od północy do 4! I tak ci taki jeszcze powie że nie masz powodu narzekać, bo on pracuje, a ty przecież nie robisz nic to nie możesz być zmęczona. I na pracy się kończy! Nic mi nie pomoże! Ani w domu, ani przy dzieciach! Bo on przecież PRACUJE.
Wkurwiona jestem strasznie! Gdybym miała dokąd pójść, już dawno (jeszcze w pierwszej ciąży) bym poszła. Ze względu na porąbanych teściów i męża co to go nic nie obchodzi.
Błagam! Podajcie jakieś sposoby na chrapanie, bo zwariuję!