piątek, 23 czerwca 2017

W poniedziałek syn miał pobierany materiał (krew) do badań genetycznych.

To było straszne! Tak bardzo się bronił. Pogryzł i skopał pielęgniarkę. Tak przeraźliwie krzyczał! Łzy cisnęły mi się do oczu. Faustynka blada i przerażona wszystko widziała, bo mąż nie dostał urlopu i musiałam dać sobie radę sama. Swoją drogą - kiepsko u pań pielęgniarek z umiejętnością pobierania krwi. Tu i tak nie było jeszcze najgorzej, bo za drugim wkłóciem krew zaczęła lecieć, ale jak kiedyś robiliśmy badania tarczycowe Maciusiowi to panie nie mogły sobie dać rady a trzymałyśmy go we trzy, czwarta pobierała (kilka razy się wkłówała). Ja poinformowałam panie pielęgniarki, że łatwo nie będzie, bo to dziecko z autyzmem, a mimo to ta najstarsza zaczęła się na Młodego drzeć. Żałuję że nie złożyłam wtedy nanią skargi. Chciałam to zrobić, ale mąż mi to wybił z głowy. Zdaję sobie sprawę, że dzieciom nie jest łatwo pobrać krwi, ale jak mężczyzna raz w szpitalu Maciusiowi pobierał to zrobił to bardzo sprawnie i za pierwszym razem. Ja przecież się nie kręce gdy mam pobieraną krew a coniektóre panie też nie mogły mi pobrać, tylko kilka razy się wkłówały po czym zostawały mi piękne krwiaki 10x10 cm.

środa, 21 czerwca 2017

O szczycie bezczelności już pisałam...

Teść znowu skacze o kasę na rachunki i przedstawia mojemu mężowi świstki że prąd jest niepłacony od stycznia i że musimy już dać teraz kasę, bo prąd zostanie odcięty. Hola, hola... Jakto niepłacone? Przecież dajemy teściom kasę na rachunki. To co oni z tymi pieniędzmi zrobili? Przyłażą do nas po pieniądze a potem je przesrywają na pierdoły zamiast rachunki zapłacić? To może jeszcze mamy zapłacić za całe pół roku za które już regularnie płaciliśmy? Jak się potem okazało to wojował o pieniądze bo potrzebował 200 zł na fryzjera dla Claudusi bo się chciała na blond strzelić i jej kupił farbę ale jej nie wyszło bo 2 tygodnie wcześniej farbnęła się na czarno i tym rozjaśniaczem co z tatusiem kupiła rozjaśnił jej się odrost na biało, dalej trochę na żółto a reszta w ciepłym brązie. Farbę nałożyła nierównomiernie i strasznie jej to źle wyszło. Żeby poratować sytuacje umówili ją do fryzjera, ale babka nie chciała dać im kasy, to stary wojował że jak on da to nie będą jadły przez miesiąc, bo on nic nie kupi, więc stara zarządziła, że my mamy dać. Koniec końców, babka dała te 2 stówy i stary zawiózł Claudie do fryzjera i ma teraz blond.

A jaka była wojna o to że się Claudia sama pofarbowała na blond (teściowa nienawidzi blondynek). Oczywiście to MOJA WINA! Bo ja ponoć daję zły przykład.

Po 1. Ja nie farbuję się na blond. Od prawie 3 lat jestem ruda (różne odcienie rudości i czerwieni). Wcześniej przez 3-4 lata miałam na głowie ciemne brązy, od czasu do czasu kasztan (zawsze kolory zmywalne, bo nie chciałam mieć widocznego odrostu i nie chciałam niszczyć włosów).

Po 2. Stary jej kupił farbę a nie ja.

Po 3. Ja jej tego na głowę nie nałożyłam. Gdzie była matka? Powinna pojechać z nią do sklepu coś doradzić i pomóc przy farbowaniu, a nie do mnie ma pretensje.

Po 4. Ja w jej wieku się nie farbowałam! Ona ma dopiero 15 lat! Ja eksperymenty z pasemkami robiłam na STUDNIÓWKĘ a nie w gimnazjum i to szamponami koloryzującymi a nie stałymi farbami i mój mąż to mamusi powiedział. I to że ja mam prawie 30 lat a nie 15 i co ona w ogóle się mnie czepia. Później w obecności mojego męża zwróciła się do Claudii - "Widzisz co z włosami narobiłaś? Teraz masz takie sztuczne jak Faustynka". Już się małpa nie miała czego chycić, to się naszego dziecka czepiła. Mąż powinien powiedzieć żeby tylko trwałej ondulacji nie robiła, bo jej kłaki wylezą jak mamusi i też będzie wszystkich obwiniać że jej wylazły. Wrrr... Co ona chce od naszej małej w ogóle. Pani fryzjerka, do której z córą chodzimy zawsze bardzo chwali jej włosy. A innym razem coś jeszcze gadała, bą mój mąż się Claudii zapytał czemu akurat blond, bo na blond (wg niego) pustaki lekkich obyczajów się robią. A stara wyskoczyła -"Kurwy to są rude!" A moj mąż -"No właśnie nie, bo rude nie każdemu pasują, a blond się każdemu podoba".

piątek, 16 czerwca 2017

Nie ma tego złego...

Chyba przesadziłam wczoraj z ćwiczeniami, bo dziś mam potworne zakwasy. Uda mnie tak strasznie bolą, że ledwie chodzę, ale są mocne jak skała i bez cellulitu :D

środa, 14 czerwca 2017

Takie teksty to między bajki, a nie do mnie.

Nie pojechaliśmy dzisiaj z synem na terapię, bo większe pół nocy nie spał. Miał straszny katar i coś przeżywał. Nie miał gorączki, a jakby majaczył. Zostaliśmy w domu, więc pomyślałam, że zrobię z rana pranie, zanim Claudia będzie miała lekcje.

Babka do mnie rano skoczyła z tekstem czy wypiorę do 9 i to takim wnerwionym tonem. W ogóle od wczoraj jest strasznie uszczypliwa.

Ja wkładając pranie do pralki mówię, że tak (był dopiero kwadrans po 7). A ona "Bo się potem panie nerwują" (Niby na lekcji u Claudii. Tylko że: A. Claudia jeszcze śpi i przewraca się dopiero na drugi bok. B. Do 9 jest bardzo dużo czasu, więc w ogóle nie rozumiem skąd to pytanie. C. Pralka stoi w końcu domu, w kącie w kuchni, za zamkniętymi drzwiami. A żeby dotrzeć do pokoju Claudii, który jest umieszczony przy drzwiach wejściowych trzeba pokonać dwa przedpokoje i kolejne drzwi od pokoju. Wiem, że pralki tam nie słychać, bo już w przedpokoju jej nie słychać. D. W życiu nie uwierzę, że któraś Pani powiedziała, że jej pralka przeszkadza, bo po pierwsze teściowa mi jak coś wydziera kabel z gniazdka zanim Pani wejdzie do domu, nawet jeśli do końca prania zostało tylko 10 minut, więc się nigdy nie zdarzyło żebym prała przy nauczycielce. Po drugie: ja też jestem taką Panią i też u uczennic bywałam i nigdy nie robiłam problemów, nawet ucząc dziewczynę w salonie z aneksem kuchennym, w którym prała pralka czy zmywarka. Domownicy zachowywali się naturalnie. Matka gotowała obiad 2 metry od nas w tym samym pomieszczeniu. Nigdy mi to nie przeszkadzało i nigdy by mi do głowy nie przyszło się o to rzucać. Po trzecie: jak babka robi pranie przy Paniach to Paniom wtedy nie przeszkadza).

To że się moja teściowa tak zachowuje to już dawno zaakceptowałam, ale że babka do mnie startuje w złości o coś takiego, to już nie potrafię zrozumieć. A dopiero wczoraj była pożyczyć ode mnie pieniądze, bo Agnieszka nie miała 15 zł na ognisko klasowe. Teść powiedział, że nie ma (zawsze tak gada i zawsze daje babka), a babka nie chciała jej dać całej stówy, bo by reszta nie wróciła (jak zawsze). I dzisiaj tak samo. Najpierw się rzuca, a za chwilę przyszła ze swoim telefonem do mnie żeby jej tam do kogoś numer wybrać, bo ona jeszcze nie wie jak. A potem jeszcze do mnie przychodzi, że nie może Claudusi na Panią dobudzić. Dochodzi 9 a Claudusia, ani nie myśli wstać. Zapukałam do niej, wchodzę i pytam czy wstanie na Panią. Powiedziała, że wstanie, więc wyszłam. Temat zamknięty. Ona zawsze wstaje w ostatniej chwili, więc nie ma się co denerwować. Wie, że ma wstać. Już setki razy tak było, że nie wstawała do ostatniej chwili. Teściowa dzwoniła do nauczycielki 10 minut przed lekcją z jakąś ściemą, że Claudia się źle czuje. Odwoływała lekcje, a się okazywało, że Claudia jest już na nogach, gotowa do lekcji. Tu bym się wkurzała na miejscu Pani, że mi dzwonią jak jestem w drodze, a jadę np. 20 km na tą lekcję.

Z resztą co się tu dziwić, że Claudia nie może wstać o 9 rano, jak się kładzie o 4-5 nad ranem dopiero, bo siedzi całą noc na necie. Ja wstaję codziennie przed 5, więc widzę, ze ona nie śpi. W pokoju świeci się duże światło, a ona się huśta na łóżku do rytmu muzyki. I tam o prąd to się nie ma kto odezwać. Tylko do nas po pieniądze się przychodzi. Jak kiedyś w trosce o nią zwróciłam na dole uwagę, że ona nie śpi całe noce to usłyszałam od babki: "A bidne dziecko, nie może spać, a te Panie ją tak męczą i nachodzą". Nie żadne bidne dziecko, bo jakby miała problemy ze snem i cierpiała na bezsenność, to i w dzień by nie spała. A w weekendy potrafi spać do 18. Nikt jej nie budzi, bo tak każdemu wygodnie. Ma tylko przestawiony zegar biologiczny i wystarczy raz ją zedrzeć o 7 i nie dać spać do wieczora. Ale czyja to wina? Moja teściowa sama tego chciała, sama do tego doprowadziła faszerując dzieci lekami uspokajającymi i nasennymi od urodzenia, żeby tylko spały, bo jej się nie chciało zająć. Babka i moja teściowa nie wiedzą, że dzieci (nawet noworodki) się w nocy budzą, że mogą coś chcieć. Od urodzenia spały od 21 do 9 rano i po przebudzeniu dostawały po łyżce Hydroxyzyny, żeby siedziały jak lalki w kojcach i się nie ruszały. Normalne dziecko w okolicy roczku bez problemu potrafi z łóżeczka wyskoczyć, a siostry mojego męża do 4 roku życia tak przesiedziały. Do szkoły się ich nie chciało wozić, bo moja teściowa o 7 nie wstanie. To siedziały wszystkie w domu i spały. Od czasu do czasu je zawiozła jak już musiała, bo się Panie złościły, że dziewczyny mają ponad 50% nieobecności. A i tak mój mąż je odwoził wiele razy jak byliśmy przed ślubem, a on jeszcze studiował. Claudusi się spodobało spanie do południa i do szkoły ani nie myślała chodzić. Więc załatwili tok indywidualny z powodu, że dziecko cierpi na nerwicę. I tak jedzie na tej wymyślonej chorobie już kilka lat. Co chwilę zmieniają szkołę, bo panie złe przyjeżdżają, za dużo wymagają (30% tego co dzieci w szkole się uczą), lekcję są stresujące, bo w cztery oczy (to chyba lepiej się tak uczyć, to tak jakby miała korepetycje za darmo). Rok szkolny się już kończy więc i nerwice się kończy. W weekendy Claudia jeździ na koncerty. Wieczorami z ojcem do McDonalda czy pizzerii. Ale żeby pójść do szkoły to ma nerwicę. Kasę od babki codziennie dostaje na zakupy w Rossmannie, H&Mie, na fryzjera, na paznokcie. Żyć nie umierać. A co potem? Liceum i studia też tak zrobi? Ona nic się nie uczy, nie wie nic. Ostatnio ksiądz się wkurzał, że dzieci do bierzmowania już dawno pytania pozdawały a Claudia nie wie nic. Nic nie umie. Jak poszedł to się tylko z moją teściową pośmiały z księdza i luz.

A o Agnieszce już nawet nie wspomnę, co ta dziewczyna wyprawia. W ogóle jej w domu nie ma.

Swoją drogą: kogut, który pieje pod oknem Claudii i szczekający pies nie przeszkadzają Paniom, tylko pralka której nie słychać. Śmieszne...

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Postępy

Dwa miesiące temu nie byłam w stanie zrobić 10 przysiadów. Teraz trzaskam przysiady z córką na plecach   :lol:

sobota, 10 czerwca 2017

środa, 7 czerwca 2017

Kiepskie samopoczucie. Efekty w odchudzaniu. Odżywianie.

W nocy miałam ponad 38 stopni gorączki. Od wczoraj strasznie boli mnie gardło. Pewnie jakiś wirus, bo w weekend Maciuś miał gorączkę i bolało go gardło i brzuch. Łeb mi mało nie eksploduje.

Teściowa od wczoraj próbuje się pokłócić, ale ja nie daję się sprowokować.

Pocieszam się że już niedługo.

Od dwóch miesięcy staram się zdrowo odżywiać i ćwiczyć 3x w tygodniu po 30 minut. Opłaciło się. Na wadze ubyło mi 4 kg, a w obwodzie w pasie ubyło 5 cm. Nogi mam mocne i umięśnione, pośladki zadarte. W obwodzie bioder przybyły mi 4 cm (należę do tych niebiodrzastych więc dobrze, właściwie to pewnie te pośladki bo biodra szersze nie są). Jakiś miesiąc temu bardzo bolały mnie piersi przez jakiś okres czasu. Okazało się że w biuście przybyło mi 8cm! Zapewne za sprawą tabletek hormonalnych, które muszę stosować (nie jako antykoncepcję, uważam że jeśli naturalne hormony są w organizmie w porządku to nie powinno się stosować tego typu leków, bo po co sobie zaburzyć coś co działa dobrze. Ja niestety miałam podwyższony poziom hormonów, co objawiało się strasznie i zmieniło moje życie w koszmar, bo nie mogłam wytrzymać z bólu, a leki przeciwbólowe sobie już nie radziły), niestety za sprawą tych tabletek też pojawił się cellulit na udach i pośladkach i to taki całkiem spory. Jednak udało mi się z nim w miarę uporać. Teraz mam uda w lepszym stanie niż jak urodziłam drugie dziecko, ale jeszcze ciut brakuje do tych ud po pierwszym porodzie. Właściwie cellulit został niewielki na wewnętrznej stronie ud i trochę pod pośladkami. Mam fajną napiętą skórę. Już nie jestem taka galaretowato-flakowata jak 3-4 miesiące temu. Boczki zniknęły. Nic się ze spodni nie wylewa. Nadwagę mam nadal - jakieś 4 kg do zrzucenia, ale wyglądam lepiej i o niebo lepiej się czuję. Ciągle mam problem z piciem większej ilości wody. Zawsze przyjmowałam mało płynów, nie potrzebowałam, nie miałam czasu na więcej. Mimo iż staram się wypić 2 litry czystej wody dziennie, to nadal łapię się na tym że np. przez 4-5 godzin nic nie piłam. Przy dzieciach nie mam czasu skorzystać z toalety, a co dopiero pamiętać o piciu wody czy racjonalnej diecie. Zapuściłam się bo zamiast przygotowywać sobie posiłki, łapałam to co było pod ręką, np. czekoladę. No i oczywiście rozregulowane hormony mi tu nie pomogły w utrzymywaniu stałej wagi. A kiedy podejmowałam próby odchudzania i po miesiącu-dwóch jedzenia samych liści nie było żadnych efektów - poddawałam się. Dopiero przy stosowaniu leków hormonalnych zauważyłam że mogę jeść normalnie i nie tyć.



Kilka słów o odżywianiu.

W Polsce ludzie odżywiają się fatalnie. Nie wszyscy - wiadomo. Na szczęście świadomość ludzka wzrasta w różnych dziedzinach życia i coraz częściej zwracamy uwagę na składy, czytamy etykiety. My np. od dawna nie kupujemy produktów, które w składzie mają karagen. W naszym kraju nie jest łatwo się dobrze i zdrowo odżywiać. Nie wszystkie ryby, jakie do nas dotrą nadają się do jedzenia. Zachęcam do czytania składów i np. u ryb sprawdzania miejsca ich połowu, gdyż niektóre pochodzą z wód zanieczyszczonych (np. mintaj).

Poczytałam trochę o białku w diecie - myślałam do tej pory że przyjmuję go wystarczająco. A gdzie tam. Myślę, że wielu ludzi spożywa za mało białka. Człowiek nie wykonujący aktywności fizycznej powinien przyjmować 1g białka na kg masy ciała. Osoba aktywna fizycznie 2-2,5g na kilogram, a osoba ćwicząca intensywnie około 3g (w niektórych źródłach pisze, że nawet 4g na kilogram masy ciała). Nie można też przesadzać z białkiem bo nadmiar szkodzi nerkom, dlatego należy bardzo dużo pić czystej wody.

Przeliczając: osoba o wadze 60 kg o średniej aktywności fizycznej powinna spożywać 120g białka dziennie. Jedno jajko ma 6g białka i jest jednym z produktów najbardziej w białko bogatych. Chyba zacznę się posiłkować białkiem w proszku (np. Fundamic - jeśli ktoś ma doświadczenie, to proszę o opinię), bo jeśli ja zjadam 1 jajko dziennie i powiedzmy 200g twarogu, kawałek fileta z kurczaka i np. szklankę mleka to stanowczo za mało białka, bo to dopiero jakieś 60g. Reszta w mojej diecie to warzywa, owoce i trochę pieczywa, kasza, ryż. Sporo białka ma jogurt typu greckiego (ale uwaga! nie każdy). Chyba zacznę go dodawać do koktajli zamiast mleka i do sałatek zamiast jogurtu naturalnego.
Mocno zachęcam wszystkich do ćwiczeń - jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Ponoć 30 minut aktywności dziennie przedłuża życie o 10 lat!

Ja mam powód żeby żyć jak najdłużej w zdrowiu - mój chory syn.

A Ty? Masz powód?

Na pewno też.