niedziela, 10 grudnia 2017

Beznadzieja

Nie wyobrażam sobie tych Świąt.

Nie chcę udawać, że wszystko jest wporządku. Ja tak nie potrafię.

Wspominałam, że mąż dostał awans? To było na początku listopada. Powiedziałam mu wtedy, że teraz to już się nie wywinie od wynajmu mieszkania i ku mojemu zdziwieniu odpowiedział, że ten awans zmienia postać rzeczy i wielce prawdopodobne jest że będziemy wynajmować. Przecierałam oczy ze zdziwieniem i co? I gówno! Poprzytakiwał kilka dni - chyba tylko po to żeby uśpić moją czujność, bo nadal nic się nie zmieniło. Błagałam  żebyśmy w Święta gdzieś wyjechali. Był bardzo zgodny. I co? I gówno! Chociaż hotel zarezerwujmy na Wigilię - ok. I co? I gówno! Bo wiecznie szkoda na wszystko kasy.

Obniżyliśmy cenę naszego domu. Jest kupiec, ale dopiero na sierpień jak będzie po rozwodzie, bo teraz się boi, że go żona z połowy oskubie.

Mąż twierdzi że nie będziemy schodzić na dół na Wigilię - jasne! Już to widzę. I co im powie? Przecież prawdy nie powie, że ich widzieć nie chcemy po tym wszystkim co nam złego zrobili, co przykrego powiedzieli. I tak coś ostatnio babka powiedziała że ona nie będzie Wigilii sprawiać, bo nie da rady. A mąż powiedział, że dobrze, że my nie chcemy obciążać to sobie zrobimy oddzielnie na górze, a matka w tym momencie wybuchła: "Bo on ma na górze kierownicze co jej musi słuchać!" Jakby mnie słuchał to już 5 lat by nas tu nie oglądali. On ma wszystko w dupie. Niczym się nie przejmuje. A ja czuję się coraz gorzej.

Mam dość.  Co z nas za małżeństwo? W ogóle mu na moim szczęściu nie zależy, a nawet nie na samopoczuciu czy zdrowiu. Przecież widzi że między nami jest źle.  Chyba ślepy nie jest. Głuchy chyba też nie. Każdego dnia mu mówię jak się czuję, nie ukrywam tego że mi źle. Jak bardziej się uniosę to mnie tylko wyśmiewa , że pewnie nie wzięłam tabletki (hormonalnej). To jak mnie traktuje, poniża  jest tak cholernie bolesne i przykre i wręcz nie do uwierzenia, bo przecież kiedyś tak bardzo kochaliśmy się, przynajmniej ja go kochałam, nade wszystko. To chyba był błąd. Powinnam była na pierwszym miejscu stawiać siebie i swoje potrzeby. Ja dla niego wszystko rzuciłam, wszystkie mosty za sobą spaliła, a teraz jestem tak cholernie nieszczęśliwa.

sobota, 2 grudnia 2017

Kiepskie samopoczucie

Mam tyle tematów, które chciałabym poruszyć na blogu, a kompletnie nie mogę znaleźć na to czasu lub po prostu nie mam siły.

Syn ostatnio chorował. Totalna masakra. Gorączka 40 stopni przez 3 dni. Po Nurofenie i Paracetamolu wracała po 3 godzinach. Leki przyjmuje tylko w czopku bo doustnie nie ma możliwości mu podać. Wszystko na siłę. Buzi nie otworzy, więc syropy nie wchodzą w grę. Letnio-chłodne okłady na czoło, kark i łydki. Podawanie dużych ilości wody. Przynajmniej zaczął pokazywać co go boli - to bardzo ułatwia.

Na szczęście już wszystko dobrze, byliśmy u lekarza. Młody nas zaskoczył, bo jak nigdy dał się zbadać i nawet otworzył byzię żeby pani doktor mogła zajrzeć do gardła. Jeszcze kilka dni zostaniemy w domu. Do przedszkola jedziemy dopiero we środę.