piątek, 28 września 2018

Jestem

Żyję,
tylko jakoś głowy do pisania nie mam.

Dzieci chorują.
Jestem zmęczona.

Faustynka ma ostre zapalenie ucha, a zaczęło się od niewinnego kataru. Bidulka już tydzień cierpi. Ma antybiotyk doustnie i drugi do ucha w kroplach. Z podawaniem jest problem. Na szczęście gorączka już nie wraca, to znowu Maciuś od dwóch dni ma ponad 38 stopni.

Tydzień temu się zawiodłam i poczułam się bardzo skrzywdzona.
Jednak postanowiłam iść dalej na przód, odmienić swoje życie, zacząć nowy rozdział.

Jest dobrze. Przepraszam,  że nie odzywałam się. Nie chciałam nikogo martwić. Musiałam kilka rzeczy przemyśleć, przetrawić.

*****
Cieszę się bardzo, że nasze małżeńskie relacje się bardzo poprawiły i bardzo mi zależy, żeby żadne z nas tego nie spieprzyło. Jest lekki strach, niepewność. Trochę jak 12 lat temu kiedy to zaczęliśmy się spotykać. A początki są przecież takie emocjonujące, takie wzniosłe, ważne.

Wszelkie urazy i żale zostawiłam za sobą i już do nich nie wrócę. Ta szczera rozmowa sprzed dwóch miesięcy tak wiele mi dała.

Kochanie, nie spieprz tego, proszę, bo zaufałam Ci na nowo i oddaję całą siebie Tobie. Cały mój umysł i ciało. Teraz znowu należę do Ciebie.

Wiesz jaka jestem, znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny i wiesz, że jestem inna niż wszyscy. Bo ja jestem bardziej...
Wszystko bardziej...

czwartek, 20 września 2018

Boże, jeszcze nigdy nie zostałam tak upokorzona.

To mi się, kurwa, śni!
Ja nie wierzę! Ja poprostu nie wierzę własnym oczom!

Gdzie Ty jesteś? Dlaczego mi to robisz?! Czym ja sobie na to zasłużyłam?!

Już nigdy nikomu nie zaufam.

poniedziałek, 17 września 2018

Dzisiejszy dzień zaczął się dobrze :)

Dzisiaj Faustynka bardzo chciała iść do przedszkola i to mimo kataru. Myślałam o tym żeby ją zostawić dziś w domu, żeby się wykurowała, ale ona mnie zapewniała, że dobrze się czuje, nic ją nie boli, Hania już jej nie bije, a to tylko katarek, no to ok. Odstawiłam ją do przedszkola.

Skąd ta zmiana? Nie mam pojęcia, ale bardzo się cieszę. Widocznie Faustynka potrzebuje więcej czasu aby się otworzyć, a ja być może za wcześnie wpadam w histerię. Ciekawe jak będzie z jedzeniem i korzystaniem z toalety. Młoda się upiera, że nie będzie w przedszkolu jadła, bo nie lubi i sikać też nie pójdzie.

Zobaczymy co dziś Panie powiedzą. Tak bym chciała, żeby Faustynka poczuła się w przedszkolu swobodnie, bez stresu i zaczęła nawiązywać kontakt z innymi dziećmi i Paniami.


Maciuś ma być badany pod kątem gotowości szkolnej, ale Panie, co mnie zaskoczyło, twierdzą, że się nadaje. No to tylko się cieszyć, choć szczerze mówiąc jestem w szoku, bo wg poprzedniego przedszkola nawet mowy nie było o szkole, a nawet o przedszkolu integracyjnym.



wtorek, 11 września 2018

Relacje po pierwszym tygodniu w przedszkolu

Maciuś

Świetnie sobie radzi. Moja duma jest nie do opisania. Tak bardzo się cieszę ze zmiany przedszkola. W poprzednim syn już się po prostu nie rozwijał. Panie skupiały się na słabszych dzieciach, a Maciuś był już trochę z boku i nie robił postępów. Poza tym traciłam do tamtego przedszkola zaufanie, nikt o niczym nie informował, a zajęcia z Wczesnego Wspomagania były realizowane coraz rzadziej, z doskoku, tak, że musiałam się wręcz dopytywać o to kiedy Młody ma logopedę, a kiedy psychologa czy fizjoterapię.

Ze zmianą przedszkola miałam mega obawy, tym bardziej, że wybraliśmy integrację, ale cieszę się bardzo, bo może syn zacznie znów robić postępy, a tam pewnie byśmy stracili kolejny rok. Jestem bardzo mile zaskoczona podejściem nowych pań. Kiedyś jedna zapewniła, że będą o Maciusia walczyć, bo widzą, że można, że jest o co walczyć i że zrobią wszystko co w ich mocy aby mu pomóc. Bardzo go chwalą, to za niesamowitą pamięć, to za czytanie, to za pomaganie. Dostałam też szczegółową rozpiskę kiedy syn ma jakie zajęcia z WWR. Panią psycholog znam, bo już wcześniej mieliśmy przyjemność ją poznać. A co najważniejsze - Maciuś jest szczęśliwy! Chce tam chodzić. Cały poprzedni rok szkolny to była dla nas straszna męka, bo nie chciał rano wstawać, wychodzić z łóżka, ciągle płakał, krzyczał, że nie chce do przedszkola. Siłą go z łóżka wydzierałam i na siłę ubierałam. Nie chciał nic rano jeść, wymiotował, oblewał się celowo herbatą, żeby tylko nie jechać - przebierałam go po kilka razy. To przez co przeszliśmy było straszne. 

Cieszę się bardzo, że odważyliśmy się na tę zmianę.

Maciuś ma fajne zajęcia grupowe -  taniec nowoczesny z Panem, którego od dawna zna, capoueire, taniec towarzyski, rytmikę, angielski, szachy,... Codziennie jest coś ciekawego. Dziś ma indywidualne zajęcia z pedagogiem specjalnym, a w przyszłym tygodniu z logopedą i psychologiem, poza tym dwa razy w tygodniu pracuje 1:1 z panią koordynator. Ładnie zjada posiłki, właściwie to tylko wybiera ogórka czy rzodkiewkę z kanapek. 


Faustynka

Nie mogę powiedzieć, że jest źle, bo poszła do przedszkola bez problemu, bez płaczu, bez zapierania się rękami i  nogami czy zostawianiem śladów po paznokciach na futrynie, tylko z każdym kolejnym dniem przestawało jej sie podobać i to mnie martwi. W pewnym momencie już bardzo nie chciała iść, bo jakaś dziewczynka ją popycha, więc obiecałam, że porozmawiam z Panią i tak też uczyniłam. Panie zwróciły na Faustynkę większą uwagę i dzień  okazał się bardzo przyjemny. Młoda nawet spróbowała odrobinę obiadku, co mnie bardzo ucieszyło, bo przez pierwsze trzy dni nie zjadła kompletnie nic, nic nawet się nie napiła. Martwi mnie, że moja Kruszyna ni słowem się w przedszkolu nie odzywa, nie potrafi się otworzyć. Wykonuje bez najmniejszych problemów polecenia Pań, ale nic do nich nie mówi.

Pech chciał, że po tym fajnym dniu dostała wieczorem gorączki i strasznego kataru, przez co w piątek nie mogłam jej puścić, mimo że tym razem sama chciała. Podkurowałam ją przez weekend i wczoraj poszła chętnie, ale dzisiaj rano już znowu był kryzys i nawet płacz. Jednak przekonałam ją,  że będzie fajny obiadek z mięskiem, że jak zje w przedszkolu to jej kupię żelki i w końcu poszła. Tylko strasznie zdziwia z ubraniami, tak się stroi, że masakre mam z nią rano, a w rezultacie dzisiaj zmarzła. A mówiłam, że musi być długi rękaw, a nie krótki. Zobaczymy czy jutro będzie pamiętać.

Faustynka w domu się żali, że dziewczynki się z nią nie bawią, tylko popychają, zabierają zabawki. Właściwie jeśli się z kimś bawi to tylko z jakimś Stasiem. Boję się, że ona jest tak przejęta i zestresowana, że nie tyle nie odzywa się do pań, co w ogóle, do dzieci również i może została trochę odrzucona przez grupę. A może ona ma po prostu Aspergera? Czy to jest aż taka chorobliwa nieśmiałość? Martwię się. 

W ogóle te dzieci są jakieś takie agresywne, walczą o wszystko, rywalizują, zero współpracy. Tak jakby każde z nich chciało mieć dla siebie całe przedszkole i skupiać całkowicie uwagę pań na sobie. Właściwie to mnie to nawet nie dziwi, bo to co zobaczyłam na spotkaniu z rodzicami wiele mi objaśniło. Kudre... jakie muchy w nosie mają niektóre mamuśki, jakie wąty o rzeczy odgórne np. związane ze statutem. A jakiego tatusia widziałam... Wielka gwiazda, primadonna to za mało powiedziane. Nie dziwię się teraz tej jego Hani, że tak się rozpycha i wszystkich bije.

W dniu dzisiejszym stwierdzam, że trening umiejętności społecznych bardziej przyda się Faustynce niż Maciusiowi. Cieszę się, że w domu córa jest bardzo otwarta i mi o wszystkim mówi i w ogóle bardzo dużo razem rozmawiamy.



Dzisiaj mąż odbiera dzieci, więc po powrocie do domu opuściłam roletę i korzystając z ciszy, bo teściowa spała w najlepsze, myślałam że i ja sobie nadrobię senne zaległości. Ehe... Przewracałam się z boku na bok przez prawie dwie godziny. Nie potrafię zasnąć w dzień. Może też się w jakimś stopniu stres u mnie aktywuje. Dzieci w przedszkolach, a ja chodzę po ścianach zamiast odpocząć. Pewnie jeszcze minie trochę czasu zanim się przyzwyczaję do tego stanu rzeczy. Zrobiłam pranie, zrobiłam paznokcie i siadłam do laptopa. Dzieciaki pewnie właśnie mają obiad. Za pół godzinki odbierze je tatuś, więc i ja się biorę za jakieś gotowanko ;)


foto z kobieta.onet.pl


poniedziałek, 3 września 2018

Pierwszy Dzień

Kurczę, tyle się u nas ostatnio dzieje, że nie mam kiedy pisać ;) 

A teraz to nawet nie wiem od czego zacząć. 
Może od tego, że dzisiaj mamy pierwszy dzień szkoły/przedszkola. 

Piszcie Dziewczyny jak Wasze pociechy! 


U nas zmiany. 
Już wyjaśniam jakie. 

Przepisałem syna do innego przedszkola, a właściwie to już do "zerówki". Przenieśliśmy go z przedszkola terapeutycznego do integracyjnego. W ubiegłym tygodniu miał adaptację i jestem tak mile zaskoczona i szczęśliwa, że aż mi słów brakuje na opisanie mojej radości. Poprostu rewelacja! Chciał rano jeździć z tatą, więc się tak zorganizowaliśmy z mężem, żeby to było możliwe i pykło, załapało, poszło... Maciuś trochę był zdezorientowany na początku, trochę zagubiony, bo nagle jest coś inaczej, ale autyzm nie stawiał oporu. Nie było krzyków, ani łez. 
W tygodniu adaptacyjnym chłopaki jeździli razem sami. Najpierw mąż zostawił Maciusia na 4 godziny, następnym razem na 5, później 6 godzin i też on go odbierał.

Maciuś zaakceptował tą zmianę i widzę, że nie jest mu żal poprzedniego przedszkola, do którego i tak od dłuższego czasu nie chciał już chodzić. 

Niezbyt chętnie je posiłki. Jest typowym mięsożercą, więc raz tylko podziubał w ryżu z truskawkami, innym razem zjadł jednego racucha (co i tak w jego przypadku jest sukcesem). Ze śniadaniami nie ma większego problemu, bo kanapki lubi i z szynką i z serem, tylko warzywa z nich zdejmuje. Choć muszę się pochwalić i Maciusia oczywiście, bo udało nam się jakiś czas temu wprowadzić do diety pomidora!
Parówki to wiadomo, to co autystyk lubi najbardziej, ale płatki z mlekiem też wsówa. 

Bardzo szybko zapamiętał imiona dzieci i Pań, aż się Panie zdziwiły, ale fakt faktem pamięć syn ma niesamowitą.

Cieszę się bardzo, bo widzę po nim, że jest dobrze. Nie wiem jak inne dzieci reagują na niego, jego zachowania, "machanie skrzydełkami", ... Nie miałam okazji porozmawiać o tym z Paniami, ale dzisiaj ja go odbiorę, więc dopytam. Jednak jestem dobrej myśli ;) 



Faustynka dzisiaj rozpoczęła swoją przygodę z przedszkolem. Poszła dzielnie, zadowolona, dumnie przebrała się w szatni, ale przy wejściu do swojej sali zawahała się i ją wryło w drzwiach i było widać, że jednak zmieniła zdanie, ale podeszła Pani, zapytała o imię dziecka. Młoda oczywiście straciła język, jak zawsze w stresów ej sytuacji, więc ją przedstawiłam. Pani wzięła ją za rączkę i wprowadziła do sali. Co było dalej? Nie wiem. Nikt nie dzwoni, więc chyba nie bardzo źle. 

Przyznam się, że ja jestem przerażona. 
Jestem prawie pewna, że Faustynka nic nie zjadła. Ona jest taka wybredna... 
Ciekawe czy się w ogóle odzywa? Ona jest taka nieśmiała. 

Zastanawia mnie tylko jedno: Nie pokićkają się Paniom imiona? Jak one tak szybko zapamiętają które dziecko jest które?


Pamiętam jak 3 lata temu Maciusia prowadziła do przedszkola. Oj, łatwo nie było. A później siedziałam niedaleko na ławce w parku i sama zalewałam się łzami.


Dziś czuję po sobie, że mam podwyższone ciśnienie, więc kawusia mi nawet niepotrzebna ;)



Piszcie jak Wy wspominacie początki Waszych dzieciaczków w przedszkolu ;)