molestować
Słownik języka polskiego PWN
molestować
1. «naprzykrzać się, natrętnie o coś prosić»
2. «nakłaniać kogoś do kontaktów seksualnych, wykorzystując swoją przewagę nad nim»
Co za obszerna definicja...
Nie oddaje całkowicie znaczenia tego słowa.
Molestowanie to nie tylko nakłanianie kogoś do kontaktów seksualny. Zaczyna się już dużo, dużo wcześniej.
Czy byłam molestowana?
Tak byłam i to nie raz.
Chyba prościej byłoby zapytać - która z kobiet molestowana nie była?
Przerażają mnie takie sytuacje. Od najmłodszych lat omijam szerokim łukiem wszelkich meneli, panów pod wpływem i większych grup, w których przeważa płeć męska. Dlaczego? Ze strachu.
A i tak mnie to nie uchroniło od upokarzających sytuacji.
Pierwsza którą pamiętam, miała miejsce bardzo dawno temu, jeszcze w moim dzieciństwie. Tak, w dzieciństwie. Bo wiek lat 12, to przecież jeszcze dziecko.
Były wakacje, na które przyjechała do mnie kuzynka, moja rówieśniczka. Wyszłyśmy do miasteczka po zakupy. Na przystanku autobusowym stało dwóch panów pod wpływem i mimo, że my szłyśmy drugą stroną ulicy, to jeden do drugiego krzykną: "Eee, patrz! Która ma większe?!" Na litość boską! Miałyśmy po 12 lat! Zmyłyśmy się stamtąd w zorganizowanym pośpiechu, całe bordowe ze wstydu, mając wrażenie, że wszyscy gapią się na nas i śmieją. Moim problemem stał się mój obfity biust. PROBLEMEM. Nie atutem. Moja kobiecość stawała się moim problemem. Nosiłam obszerne bluzy, swetry. Krępowało mnie, że mam największe piersi w klasie. Jako pierwsza z resztą zaczęłam nosić stanik już w trzeciej klasie podstawówki.
W sumie to nawet mój rodzony ojciec raz po chamsku skomentował: "Nie biegaj, bo Ci się te cycki urwą". Miałam 11 lat.
Gdy zaczęłam gimnazjum, gwizdy, obleśne spojrzenia i słowne zaczepki stawały się codziennością. Nie reagowałam, przyspieszałam kroku i pędziłam wprost przed siebie.
Gdy miałam 15 lat i zimową porą wracałam ze szkoły muzycznej, w drodze na przystanek autobusowy, stary, wyraźnie ucieszony dziadek, mamrotając coś pod nosem o cipce, próbował złapać mnie za krocze. Nie udało mu się, bo odruchowo zablokowałam jego rękę swoją i uciekałam takim sprintem jak nigdy wcześniej. Byłam przerażona. Cała się trzęsłam. Chętnie opiszę jak byłam wówczas ubrana, aby uprzedzić komentarze, że chodzimy z gołą dupą, a potem mamy pretensje. Otóż, miałam na sobie czarną, grubą, długą do kolan kurtkę, jeansy, czarne, zimowe buty na niskiej koturnie, długi, gruby, czarny szal z frędzlami i zimową czapę na głowie spod której dyndał długi, niefarbowany warkocz. Na twarzy zero makijażu, bo w tym wieku się jeszcze nie malowałam. To była druga klasa gimnazjum.
Innym razem, tej samem zimy, gdy wracałam do domu przez pobliski park, do parku wjechał czerwony maluch i wyskoczyło z niego kilku młodych, najebanych facetów. Zaczęli biec w moją stronę wykrzykując, że zaraz mnie dorwą i zgwałcą. Na moje szczęście, ledwie trzymali się na nogach i udało mi się uciec.
Miałam w gimnazjum takiego faceta od fizyki, który też był moim wychowawcą. Boże, jaki on był zboczony. Wgapiał się w biusty i pupy uczennic (14-16 letnich), a mnie aż rzygać się chciało. Pamiętam jak mnie poprosił raz do biurka do odpowiedzi. Czułam jak jeździ po moim ciele tym obleśnym spojrzeniem. Patrzył na moje piersi i pomiędzy nogi. Nie wiedziała jak się zakrywać, czułam się okropnie upokorzona. On nawet nie próbował udawać, że się patrzy gdzie indziej. Wszyscy to widzieli i wiedzieli że on taki jest. Co bardziej wyrafinowane cwaniary (były takie dwie, teraz przykładne matki) śmiały się z niego za jego plecami, a do odpowiedzi specjalnie zdejmowały bluzy, występując w podkoszulkach na ramiączkach i zsuwały spodnie, aby mieć stringi na wierzchu. Pamiętam, że z tej odpowiedzi dostałam wtedy dwóję. Ja. Z fizyki. Gdzie zawsze miałam piątki.
Czasami przychodził do mnie w weekendy starszy brat mojej koleżanki, który podczas studiów pomieszkiwał u swojej ciotki, a mojej sąsiadki. Taki normalny chłopak. Sporo starszy ode mnie, jakieś 7 lat. Rozwiązywaliśmy zadania z matmy. Tak, dość dziwny sposób na spędzanie wolnego czasu. Kolegowaliśmy się tak przez 3 lata, ale w końcu jego sposób bycia zaczął mnie drażnić. Pozwalał sobie na opowiadanie sprośnych żarcików, które mnie nie śmieszyły. W sumie to patrzyłam na niego z coraz bardziej zdziwioną miną i wypadającymi na wierzch oczami. Skończył licencjat i wrócił do siebie. Znajomość się skończyła.
Gdy na wakacjach chodziłam z kuzynkami czy koleżankami nad stawy, musiałyśmy się opalać w ubraniach, a i tak zawsze przyplątał się jakiś napalony facet i w sprośny sposób zagadywał. Jeden to nawet chciał, żebyśmy go nasmarowały olejkiem do opalania.
Kilkakrotnie w autobusie zdarzyło mi się, że dosiadł się jakiś natarczywy facet. Raz był to młody, ale nawalony chłopak. Zagadywał, a raczej wygłaszał monolog i próbował się mnie wypytywać skąd jestem, gdzie jadę, jak mam na imię, itp. Nie odzywałam się ani słowem. Za chwilę niby przysypiał, uwalając się na mnie. Co zmieniłam miejsce, on podążał za mną i się dosiadał, w końcu usiadłam obok jakiejś kobiety i dał sobie spokój. Od tamtego czasu starałam się zajmować miejsce obok kogoś, a konkretnie obok dojrzałej kobiety.
Kiedy byłam już uczennicą liceum, podczas ferii zimowych, wybrałam się na spacer z kolegą. Z KOLEGĄ. Normalnie rozmawialiśmy po KOLEŻEŃSKU, ale on chyba zaczął sobie wyobrażać coś więcej, bo gdy mnie odprowadził, to znienacka, bez ostrzeżenia przyciągną mnie i pocałował. Wyrwałam się i uciekłam. Przeżywałam to strasznie, bo inaczej wyobrażałam sobie mój pierwszy pocałunek. Miał być wyjątkowy, z kimś wyjątkowym (czyt. z kimś kto zostanie moim mężem). Chyba za dużo bajek się w dzieciństwie naoglądałam. Wymarzyłam sobie księcia na białym koniu i "I żyli długo i szczęśliwie", a tu coś takiego mnie spotkało. Do tego ten chłopak stał się niesamowicie natrętny. Wydzwaniał do mnie, wypisywał sms'y, groził że popełni samobójstwo jeśli nie będziemy razem. Strasznie przez niego płakałam, nie wiedziałam co zrobić. Byłam głupiutka i naiwna. Bałam się, że on faktycznie coś sobie zrobi przeze mnie, ale nie chciałam się z nim spotykać. Nigdy nie zapomnę tekstu jednej z moich koleżanek: "Lepszy taki niż żaden". No chyba dla niej! A miłość? Motyle w brzuchu? Trzęsienie ziemi? Tylko na widok jednego faceta serce mi mocniej biło, a krew krążyła w oszalałym tempie. Dziś ten facet jest moim mężem. Tamten natarczywy koleś dał sobie w końcu spokój, bo nie odbierałam telefonów, nie odpisywałam na sms'y. Nie był wcale taki zakochany jak twierdził, bo bardzo szybko pocieszył się jedną z moich koleżanek, którą sama mu perfidnie podsunęłam.
Impreza szkolna z okazji półmetku. Wystroiłam się jak szczur na otwarcie kanału i wyszłam na autobus. Czekając na przystanku, padały pod moim adresem niepochlebne komentarze z ust przesiadującej tam grupki młodych osób. Komentowali w niewybredny sposób moją spódniczkę i kozaki (była późna jesień). Zwiałam do domu. Powiedziałam, że nigdzie nie pójdę, wtedy student, wynajmujący u nas pokój zaoferował, że mnie odwiezie samochodem. Tak też się stało. Dotarłam na miejsce cała i zdrowa.
Zaczął nękać mnie obcy numer. Myślałam, że to jakiś kolega sobie robi ze mnie jaja, albo jakiś odrzucony amant. Pojawiły się głuche telefony, jakieś sapanie, sms'y z groźbami gwałtu, z opisami gdzie jestem i co robię, jakby mnie śledził. Zaczęłam się bać. Myślałam o zgłoszeniu sprawy na policję, w końcu tego nie zrobiłam, bo obawiałam się, że nie zostanę poważnie potraktowana. Po kilku tygodniach stalker się znudził i dał sobie spokój.
Gdy byłam już pełnoletnia, mężczyzna mojego życia też nie zachowywał się na początku związku wobec mnie fair. Chyba nie chcę rozwijać tego tematu. Na szczęście w końcu zmądrzał i zaczął doceniać, to że jestem inna od dziewczyn jakie zna.
Na studiach chyba nic złego mi się nie przytrafiło. Nie imprezowałam, siedziałam w domu na dupie. Dom - uczelnia, uczelnia - dom. Nic złego, w sensie nic nowego. Bo słowne zaczepki się zdarzały, jak z resztą od dawna. Najgorsze jest to, że my kobiety takie zachowania ze strony mężczyzn przyjmujemy jako normę. Nie reagujemy, bo się boimy. Zresztą niezbyt mądre było by pyskowanie do grupki obcych facetów, bo zagwizdali lub krzyknęli: "Ale Cyce!" A oni traktują nasz strach jako przyzwolenie, a nawet zachętę. No bo brak sprzeciwu oznacza zgodę?
Za to nigdy nie spodziewałabym się tego. Wiek 28 lat. Mężatka. W rodzicielskim dorobku dwoje dzieci. Zapisałam się na kurs prawa jazdy. Co ja, kurwa, tam przeszłam. Moim instruktorem był stary, zboczony dziadek, który wiedział ile mam lat, że mam męża i dzieli. Zaczęło się subtelnie - od łapania mojej ręki na kierownicy. No trochę dziwne, bo dlaczego nie łapie kierownicy w pustym miejscu? Moje pierwsze godziny za kółkiem nie dawały mi jakby pozwolenia, żeby facetowi napyskować, za to że łapie kierownicę w trakcie nauki jazdy. Celowo ubierałam się w swetry over size pod samą szyję i zakrywające tyłek, aby nie zwracać na siebie uwagi, ale to i tak mnie nie uchroniło przed zrytym łbem tego faceta. Zaczęły się teksty nawiązujące do seksu analnego, bo gdy wrzuciłam zły bieg, to krzyczał: "Nie ta dziurka", albo "Jak będziesz przodu pilnować, to ci dupkę urwą". Zerkałam na gościa z niesmakiem i modliłam się aby kolejna lekcja dobiegła końca. Gdy jechaliśmy jakąś polną drogą, śmiał się, że w krzaczki pojedziemy innym razem. Zaczęłam dopytywać innych kursantek jak to jest u nich i wszystkie potwierdzały, że też muszą wysłuchiwać sprośnych żarcików i zboczeństw, ale tak jakby każda przyjęła to, że tak po prostu musi być. Kompletnie nie wiedziałam jak mam reagować. Udawałam, że go nie słyszę. Myślałam, że jak zobaczy brak zainteresowania, to da sobie spokój, ale nie, było jeszcze gorzej. Z czasem niby to chciał szybę z mojej strony odsunąć/zasunąć i przy tym uwalał się swoim cielskiem na mnie. Ja już na drzwiach siedziałam sparaliżowana i tak jeździłam siedząc przytulona do drzwi. Zaczął mnie poklepywać od czasu do czasu po udzie. Żałuję, że gdy złapał mnie za kolano nie zatrzymałam się na środku jezdni i nie zostawiłam go w tym samochodzie, a potem nie udałam się wprost na komisariat. Gdy żaliłam się bliskiej osobie, szukając wsparcia, usłyszałam, że to nic nie da, że pójdę na policję, bo tam mnie tylko wyśmieją, bo łapanie za kolano to jest nic. A jeszcze tylko sobie problemów narobię, bo taki instruktor to mi już na pewno załatwi, że tego egzaminu na pewno nie zdam. Zaczęłam robić coraz większy szum i mówić głośno do innych kursantów o zachowaniach instruktora, a przy nim wywracałam oczami i syczałam pod nosem na te jego teksty. Odczepił się, ale zrobił się tak cholernie wredny. Nagle w ogóle nie umiałam jeździć, wszystko nagle było źle. Dotrwałam do końca kursu i jeszcze przed egzaminem dokupiłam sobie 10 gdzin jazdy w całkiem innej szkole, gdzie czterej panowie nauczyli mnie jeździć bez molestowania. Czterech facetów po 40stce, 10 godzin jazdy i ani jednego zboczonego tekstu czy niestosownego zachowania! Całkowity profesjonalizm! Tak właśnie być powinno.
Po przeprowadzce, czyli całkiem w niedalekiej przeszłości, jakiś idiota idąc z kumplem, krzyknął do mnie: "Daj cycka!". Odwróciłam się za nimi i już się we mnie gotowało. Chciałam im nagadać o traktowaniu kobiet, o molestowaniu, uświadomić, że to karalne, ale ugryzłam się w język.
I uwaga, uwaga. Świeża sprawa. Mam 31 lat. Gdyby jeszcze rok temu ktoś mi powiedział, że w tym wieku mogę paść ofiarą molestowania, to bym go zabiła śmiechem. A jednak. Wyszłam odebrać syna z przedszkola. W biały dzień, rzecz jasna, godzina 15. Zahaczyłam o sklep osiedlowy w celu zakupu pieczywa. Udając się do kasy, napatoczyłam się na dresika, na moje oko przed 40stką, będącego pod wpływem, który właśnie wchodził do sklepu i patrząc na mnie, wydał z siebie okrzyk: "Ulala!". Ominęłam z gracją Pana szerokim łukiem i zajęłam miejsce w kolejce. Pech chciał, że owy facet wziął tylko piwo i stanał w tej kolejce zaraz za mną (odsunęłam się od niego maksymalnie), po czym zaczął wykonywać intensywne ruchy naśladujące kopulację i chyba się masturbował. Widzieli to wszyscy w kolejce z ekspedientką na czele, a ja chciałam zapaść się pod ziemię. Nikt nie zareagował. Ani mężczyzna stojący za tym facetem, ani ekspedientka. Pani na ksaie zamiast szybko wydać mi resztę, zaczęłą gapić się na tego gościa i tak zerkała raz na niego, raz na mnie. Ze łzami w oczach wybiegłam ze sklepu, zerkając za siebie czy zboczeniec nie podąża za mną. Mało tego, na odległości kilkuset metrów, w okolicy innego sklepu, dosłownie kilkanaście sekund po tym zdażeniu spotkało mnie to:
Mężczyzna około 50tki wychodzi ze sklepu, patrzy na mnie i rzuca tekst: "Ale pani jest ładna, musimy pójść robić intymne rzeczy". Nawrzeszczałam na niego, że zadzwonię na policję i uciekłam zapłakana do sklepu. Byłam tak podenerwowana, że gdyby się napatoczył wówczas trzeci taki inteligentny inaczej, to pewnie za racji na chwilową niepoczytalność, wyskoczyłabym na niego z pazurami.
Czasami w przejściu pod jednym z bloków przesiaduje grupka młodych pijaczków. Jeden uparcie mówił mi dzień dobry. Nie patrzę nawet w ich kierunku. Omijam ich łukiem, bo tyle potrafię. Już mi nie mówi, ale kątem oka widzę jak się gapi.
To tylko kilka sytuacji jakie zapadły mi w pamięć, ale opisując to nawet dziś, po tylu latach, trzęsę się ze złości i bezsilności.
Jak reagować? Jak powiem "spierdalaj", to dostanę w pysk i to w najlepszym dla mnie wypadku. Może gdybym miała 170 cm wzrostu i 70 kg wagi, to byłabym bardziej odważna. Ale przy moim metr pięćdziesiąt w kapeluszu, chyba tylko pozostaje cichy slalom pomiędzy zagrożeniami i przyspieszony chód.
Podzielcie się, proszę, w komentarzach własnymi doświadczeniami lub tymi, którymi byliście świadkiem.
Akcję #metoo uważam za bardzo potrzebną. Boję się jednak, że poprzez jej nadużywanie przez niektórych, zostanie ona traktowana mniej poważnie. Nie uważam absolutnie, że kobieta, która idzie na spotkanie z reżyserem, producentem w hotelu i zostaje tam zgwałcona, jest sama sobie winna, ale ona powinna się spodziewać co ją tam może spotkać. Bo nikt normalny nie umawia się na spotkanie biznesowe w pokoju hotelowym.
Przerażają mnie komentarze: "Powinna się cieszyć, że ją molestują. Jak będzie stara to będzie chciała, żeby ją zgwałcili, ale wtedy już nikt nie będzie chciał tego zrobić". I wiele wiele innych, temu podobnych tekstów.
Strasznie żal mi facetów, którzy mylą flirtowanie z molestowaniem. Rozpaczają, że na kobietę teraz spojrzeć nie można, bo zaraz szum, że molestowana. Jacy niektórzy są pustogłowi. Serio myślicie, że powinnam się cieszyć z tych wyżej opisanych przeze mnie sytuacji jakich od dzieciństwa doświadczyłam? Tak wygląda adorowanie kobiety? Boże! Gdzie my żyjemy. Zaczynam rozumieć fascynację Polek przedstawicielami kultury arabskiej. Nie umniejszając przy tym Polakom, ale Panowie... w sprawie podrywu i zmysłowości raczkujecie. Przykro mi.