wtorek, 30 czerwca 2020

Sałatka białkowa z tuńczykiem



Składniki:

- ciecierzyca gotowana (ja użyłam tej z Lidla w słoiku)
- kukurydza (puszka)
- groszek zielony (puszka)
- ogórki kiszone (3 szt.)
- jajka (3 szt.)
- tuńczyk z puszki
- jogurt naturalny o zwiększonej zawartości białka
- szczypiorek
- natka pietruszki
- pieprz (nie soliłam, ogórki i tuńczyk są wystarczająco)


Ogórki i jajka pokroić w kostkę. Pozostałe warzywa odsączyć. Wymieszać składniki z jogurtem i szczypiorkiem. Doprawić pieprzem. Na wierzchu ułożyć tuńczyka i posypać  natką pietruszki.

czwartek, 25 czerwca 2020

Z dziennika hipochondryka

W ostatnim wpisie napomknęłam coś o sytuacji u teściów, jednak należało by tu wyodrębnić całkiem nowy post. Nie pisałam Wam wcześniej o tym co się u nich dzieje, bo niespecjalnie mnie to obchodzi. W końcu nie mieszkam tam od prawie dwóch lat i cieszę się własnym życiem oraz tym, że już ich oglądać nie muszę.

Tylko tam się takie cuda wyprawiają... Ja w tym żyłam, więc mnie to nie dziwi. To jest bardzo ciekawe jak ludzka psychika może być zjebana uszkodzona.

Otóż.
Nie od dziś wiadomo, że moja treściowa jest hipochondryczką. Prawdziwą lub udawaną. Tego nie wiemy. Tak jej w każdym bądź razie wygodnie, bo nie musi wychodzić z domu, a  teraz to już w ogóle luz.

Tylko, że...
Od początku epidemii mój teść ma zakaz wstępu do domu. Całkowity zakaz wstępu. Drzwi są zamknięte na klucz i nikt do domu nie wejdzie. Nikt. Nie wejdzie, ani nie wyjdzie. Moja teściowa, babka i Claudia siedzą w domu od czterech miesięcy, nie wychodząc nawet na podwórko. Mój teść od prawie czterech miesięcy mieszka w kotłowni. Tak, w KOTŁOWNI. Codziennie tylko zakupy podaje przez okno w kuchni, które babka odkaża. Teściowa do kuchni nie wchodzi. Potrafiła się ustawić. Nie mówcie, że nie. Babka teraz jej herbatki, śniadanka, obiadki, wszystko do sypialni zanosi, bo Elunia bidna i by ją wirus zabił. Chociaż raz jest tak, za chwile się chlają. Cuda się tam wyprawiają.
Teść w kotłowni ułożył kilka desek na których śpi. Dobrze chociaż, że ma tam starą kuchenkę, to chociaż sobie jajka z kurnika usmaży. Nie kąpie się, bo nie może wejść do domu do łazienki. Mój mąż mówi, że nie da się już obok niego przejść, taki zapach. Ubrania też ma nie wyprane. Tyle co się w jakiejś misce wymyje, ale co to za mycie. Z ubikacji nie skorzysta, chodzi do lasu. No cyrk, no cyrk. 

Agnieszka toczyła wojny, bo jej w domu nie da się utrzymać. Musiała po drabinie wchodzić na pierwsze piętro do swojego pokoju, żeby nie przynieść na parter Covidu. Chciała czy to pójść pod prysznic czy do kuchni zjeść, to dantejskie sceny się odbywały. Nie wiem wszystkiego, bo nie widziałam, ale mogę się domyślać co tam się działo. A że Agnieszkę znam już ładnych parę lat, to wiem że nie odpuści i jestem pewna, że i do rękoczynów tam dochodziło. 
Dwa tygodnie temu wyniosła się do swojego chłopaka i mieszkają u jego rodziców. Twierdzi, że na stałe.

Misiu jest najmłodszy z rodzeństwa i rodzice pewnie będą go chcieli zostawić do domu. Jego starszym braciom i siostrom, a trochę ich ma, pozapisywali działki, pomogli wybudować domy i  został tylko Misiu. Nie wiem jakie mają plany. Pożyjemy zobaczymy. Są młodziutcy. Przed Agnieszką jeszcze rok szkoły średniej. No chyba, że rzuci to w cholerę i jak tylko zostaną otwarte granice to wyfruną z kraju. Kto wie. Może być różnie. 
Czuję, że ona to już planowała wcześniej. Tak wcześnie prawko zaczęła robić. Od babki pieniądze wysępiła, najpierw na kurs, egzaminy, dodatkowe godziny jazdy, potem na samochód. Ona też jest cwana. Jeszcze na pewno nie raz wróci po pieniądze. A babka daje, bo Agniesia bidna, bo jej nikt nie da. Oj tak to wszystko wygląda.

A co z Claudią, nie mam pojęcia. Pewnie znowu zamknęła się w swoim świecie.



wtorek, 23 czerwca 2020

Dzisiejszy trening

Dzisiaj wykonałam trening cardio dla początkujących z Martą Hennig.




Jest do zrobienia, choć nie mogę powiedzieć  że  się nie spociłam, ale o to tu właśnie  chodzi. Nie chciało mi się  dzisiaj  ćwiczyć  jak cholera. Pogoda u nas fatalna, przez co nie wybrałam się  wczoraj  na mój codzienny spacer i nie zanosi się na poprawę. A jeden dzień bez spaceru, to u mnie = 0,5 kg więcej następnego  dnia.

Muszę  przyznać, że Marta mnie rozbudziła.  Polecam!

Następnie wykonałam Squat challenge na dziś, ale przy 50 przysiadzie myślałam  że  zdechnę.


Musiałam przerwać na kilka sekund i dopiero po tym dociągnęłam ostatnią piątkę. Chyba muszę  te przysiady robić w seriach.
Czy ktoś to robi jednym ciągiem? Takie 100 przysiadów  raz za razem? Albo 250? 


Spróbuję jeszcze tego:


Monika  Kołakowska

Chociaż  wiem, że wszystkiego nie dam rady. Już raz próbowałam. Walczę! ;)
Podoba mi się że te ćwiczenia odbywają się  na macie, zatem nie tłukę się  piętami i tym samym mam nadzieję,  że  nie  przeszkadzam sąsiadom.


Na przyniesienie orbitreka z piwnicy póki co się  nie zdecydowaliśmy,  bo raz nie mamy na niego miejsca, a dwa już sie przez ostatnie lata (a ma ich już ponad 8) tak rozklekotał, że tłucze się  niemiłosiernie, poza tym ma połamaną jedną stopkę, a dokupienie jej w Decatlonie to koszt 169 zł za parę! Chu**wo biorąc pod uwagę, że cały orbitrek kosztował niewiele ponad 300 zł.

Zastanawiam się nad kupnem rowerka stacjonarnego. Tylko czy będzie  równie  efektywny  jak orbitrek?

******************************

Dzisiaj Dzień Ojca! Wszystkiego  najlepszego wszystkim tatusiom!

Jeszcze laurki musimy zrobić ;)

******************************
Nowinki z ostatniej chwili.
Siostra męża Agnieszka przyjechała przed chwilą do niego do pracy i mój mąż  się  dowiedział, że ona już nie mieszka u moich teściów. Wyprowadziła sie już jakiś czas temu i mieszka z Misiem u jego rodziców. Bo jak to powiedziała: "Życia tam nie było".

Coś czuję,  że  będę  teraz miała jeszcze większy żal do męża, że  tyle lat musiałam się tam męczyć, a taka Agnieszka ani się nie obejrzała i to rok przed maturą.
Oby tylko rodzice  Misia nie okazali się  takimi  skurwysynami jak rodzice mojego męża. 
Chociaż,  raczej to się  w tej sytuacji powinnam bać o nich a nie o nią...

poniedziałek, 22 czerwca 2020

Zastanów się jakim rodzicem jesteś

"Tak, jak rodzic traktuje dziecko, tak dziecko traktuje siebie. Jak dziecko traktuje siebie, tak je traktują inni".
https://www.onet.pl/styl-zycia/jakmowic/chce-opisac-zachowanie-ktore-zaobserwowalam-u-doroslej-pary/yc3sgzd,30bc1058

Ja płacę  całe życie za czyjeś błędy i dysfunkcje.  Nie tak być powinno. To przecież  nie  jest  moja wina, że się urodziłam.

niedziela, 21 czerwca 2020

Zielony koktajl

Mój ulubiony.



Składniki:

- 150-200 ml wody
- banan
- kiwi (2 szt.)
- garść jarmużu
- garść natki pietruszki
- garść  szpinaku

Wszystko  zblendować.

piątek, 19 czerwca 2020

O motywacji

Oto moja motywacja do zadbania o siebie, o swoje zdrowie, ciało i samopoczucie:

https://www.flowmummy.pl/   Justyna Basińska

Kolejny raz tam wracam i każdemu polecam. Justyna to super babka, równa, zwyczajna dziewczyna, nie żadna  celebrytka. Według mnie szczera i wiarygodna mama trzech chłopców. Uwielbiam  jej vlogi i polecam.

A to moja druga motywacja, konkretnie to do zrzucenia kilku kilogramów:




Właśnie  przed chwilą rozjaśniłam odrost i efekt niezbyt mnie zadowala, ale biorąc pod uwagę, że kolor naturalny był ciemny, to ujdzie ten kurczaczek.

No niestety nie znalazłam swojego rozjaśniacza, mojego  nr 1 Syossu i wybrałam inny firmy Schwarzkopf.

A taki jest efekt:



No nic, za kilka dni, jak kłaczki się zregenerują (choć nie zniszczyły się, więc tu daję plusa), to kupię jakąś blond farbę i spróbuję wyrównać kolorek.

Dziś  45 przysiadów do wykonania, więc wstawiam zupe i idę  ćwiczyć.




czwartek, 18 czerwca 2020

I jak ma nie być zarażeń?

Znajoma  pielęgniarka mówi tak:
"Wchodzę do bufetu (w szpitalu). Patrzę. A tam te kurwy (o swoich koleżankach) z oddziału zamkniętego z powodu  koronawirusa siedzą i jedzą obiad!)".

I takim oto sposobem cały szpital w kwarantannie i zarażonych 14 pracowników. Super.
A u ilu jeszcze wyjdą pozytywne testy?

Jak tak dalej pójdzie,  to nie będzie  miał kto leczyć.

Jedni apelują #niekłammedyka, a  inni takie jaja odstawiają.
Strach teraz chorować, mieć wypadek, rodzić...

Ludzka nieodpowiedzialność mnie przeraża.

wtorek, 16 czerwca 2020

Kosmetyki antycellulitowe

Postanowiłam wspomóc walkę z cellulitem kosmetykami i tak oto wczoraj zaopatrzyłam się w:

- Olejek  antycellulitowy Lirene z bańką chińską, 25,99 zł,
- Balsam Slim Extreme 4D Scalpel Eveline, 19,99 zł.


Na Lirene zdecydowałam się głównie ze względu na bańkę, bo to na niej mi zależało. Sam olejek jest mały, jedynie 100 ml, więc podejrzewam, że szybko się skończy. Pachnie cudownie cytrusami. Uwielbiam. 
Wymasowałam sobie nim wieczorem uda, używając bański chińskiej. Polecam. Masaż bardzo przyjemny, pod warunkiem, że  nie zassałam sobie zbyt mocno skóry ;) A  że mam skłonności do pękających naczynek,  to nie mogę się zbytnio nią znęcać. 
Z masażem tylnych partii ud pomógł mi mąż i nie mniej  mu się  podobało.  Wymasował mi również  plecy, a później  ja wymasowałam jego. Tak więc bańka jest wielozadaniowa, może być stosowana jako gadżet do gry wstępnej.

O efektach napiszę za jakieś 2 tygodnie. Sama jestem bardzo ciekawa, ponieważ takim przyrządem posługuję się po raz pierwszy w życiu.


Jeśli  chodzi o Eveline, to ogólnie lubię kosmetyki tej firmy. Tutaj postawiłam na kosmetyk z efektem chłodzącym (rozgrzewające nie są polecane przy skórze naczynkowej). Balsamu użyłam dzisiaj rano. Początkowo efekt  chłodzenia był przyjemny, ale potem zrobiło mi się po prostu bardzo zimno. Może użyłam go za dużo. A oprócz ud i pośladków nasmarowałam również brzuch i boczki.

Podobnie jak w przypadku olejku Lirene z bańką, więcej  napiszę za dwa tygodnie.


Oczywiście ruch i zdrowe odżywianie przede wszwszystkim.

poniedziałek, 15 czerwca 2020

100 squat challenge

Tak moi drodzy, biorę się za ćwiczenia,  a precyzując za przysiady.
Nie podoba mi się to  jak w ostatnim czasie  moja skóra  stała się taka wiotka i lelawa.

Dlatego stworzyłam sobie  grafik,  taki pod siebie.

Zindywidualizowałam go, bo nie czarujmy się, 250 przysiadów nie zrobię. No way...
I nie jestem też w stanie robić  ich  codziennie,  gdyż mam potworne zakwasy. Moje mięśnie albo ich brak 😅 potrzebują regeneracji.

A oto on, mój 30 dniowy squat challenge:



Oczywiście do tego dołączam codzienne spacery, peelingi kawowe i masaże oraz chłodne prysznice, a przede wszystkim zrdową dietę, bogatą w warzywa i białko.

Mam nadzieję na:
- ujędrnienie skóry
- uniesienie pośladków
- zmniejszenie a może i pozbycie się cellulitu (już kiedyś mi się to udało)
- zrzucenie 2-3 kg




Fit kapuśniak 


SKŁADNIKI:

300 g kiszonej kapusty
cebula
1-2 marchewki
4-5 ziemniaków
kawałek selera
1 pietruszka
przyprawy (2 liście laurowe, 2 ziarenka ziela angielskiego, 5 ziarenek  pieprzu ziarnistego, mielona słodka papryka, mielona ostra papryka, kminek, majeranek, sól, pieprz mielony)
Jak odchudzić kapuśniak?
Kapustę podgotuj z ziarenkami i liśćmi około 20-30 minut. Przygotuj bulion z włoszczyzny bez mięsnej wkładki. Obrane ziemniaki pokrój w kostkę i gotuj w bulionie około 20 minut. Dodaj kapustę i  dopraw do smaku wg własnych upodobań. Gotuj do miękkości  ziemniaków. 
Dla moich chłopaków gotuję osobno kiełbaskę i pokrojoną dodaję im do zupy.


Koktajl truskawkowo-orzechowy
z jarmużem


Składniki:

- 6-7 truskawek
- garść jarmużu
- łyżka masła orzechowego 
- 100-200 ml mleka sojowego (w zależności  czy lubicie mniej lub bardziej gęste koktajle)

Wszystko zblendować. 

poniedziałek, 8 czerwca 2020

Przechodzę na detoks glutenowo-cukrowy

Sorry, ale już dzisiaj  myślałam, że  rozjebię wagę! Pokazała 60,5 kg! Minutę wcześniej  -  59,3. Babiszon niezdecydowany!
Szlag mnie trafia, bo się ostatnio  mocno ograniczam w jedzeniu, a wręcz przeszłam na przymusową dietę arbuzową i od soboty jem tylko arbuza.
Spoko loko! Tak wyszło z tym arbuzem, bo Faustynka sobie zażyczyła i  mąż kupił, ale nie ćwiartkę, jak myślałam, tylko całego. A Faustynka co? Po spróbowaniu stwierdziła,  że  jednak jej nie smakuje i tak mamuśka na śniadanie,  obiad i kolację zjada po wielkim plastrze arbuza. 
Krew mnie już zalewa, bo waga zamiast spadać, to nie drgnie, a nawet urosła.
Powiecie że 60 kg to nie dramat. No tak, jeśli  się ma 170 cm wzrostu, ale ja nawet 160 cm nie mam, więc u mnie jest  dramat. Każdy kilogram  na mnie widać  i czuję się  z tym fatalnie.
Obrosłam tłuszczem w ostatnich miesiącach. Chyba czas przynieść z piwnicy  orbitreka. 

środa, 3 czerwca 2020

Nauczanie zdalne. Kontynuacja poprzedniego wpisu.

Jak zapowiedziałam, tak postaram się opisać jak sytuacja z nauczaniem wygląda u nas.

Sytuacja  jest trudna  dla wszystkich.  Zarówno dla nauczycieli,  rodziców,  jak  i uczniów.
Nie podoba mi się ta cała nagonka i narzekanie na nauczycieli, ale i w drugą  stronę, na rodziców  i  uczniów.

Nie o to w tym wszystkim  chodzi, żeby obrzucać się  wzajemnie błotem! 

Nauczyciele są różni i rodzice są różni.  Uczniowie  też. Tak jak każdy człowiek jest inny. Nie można wszystkich wrzucać do jednego worka.

Wszyscy musieliśmy się dostosować i nie można się licytować kto ma gorzej. Bo i nauczyciele i rodzice i uczniowie  musieli nauczyć się pracy w takich warunkach,  podszkolić się z rzeczy komputerowych, ogarnąć te "całe Internety", nauczanie online, zadbać o lepszy sprzęt, więc ja już nawet nie będę  komentować tych wszystkich afer i awantur "jak to mamy źle", "kto ma gorzej" i "kto jest leniem".
Po prostu napiszę jak to wygląda u nas.


Jakoś specjalnie  mi obecna sytuacja nie uwiera. Z dziećmi dobrze  się  bawimy wykonując zadania jakie otrzymujemy z przedszkoli. No i też muszę to dokumentować, robić zdjęcia, nagrywać filmiki. Potem to wszystko obrabiać na komputerze i wysyłać mailem. Bardzo fajne doświadczenie. Szczególnie spodobało mi się tworzenie, łączenie, obrabianie i opisywanie filmów. Podejrzewam,  że  jestem jednym z nielicznych rodziców,  który się tak zaangażował. Wiem, że  dostarczamy najwięcej  zdjęć z pracy w domu, a jeśli o filmy chodzi, to ku radości niektórych rodziców, nie przechodzą mailem z powodu rozmiaru, dlatego robią tylko zdjęcia. Dałam radę i z tym, dlatego nauczyciele,   a w szczególności terapeuci mogą ocenić obiektywnie naszą pracę. Na czym bardzo mi zależy, w szczególności jeśli  chodzi o  zajęcia z Wczesnego Wspomagania Rozwoju.

Rozumiem,  że  nie każdy  rodzic ma na to czas. Przecież  wielu z nich pracuje.  

Jest niestety grupa rodziców, gdzie przynajmniej jedno nie pracuje lub jest w tej chwili na zasiłku opiekuńczym i przebywa z dzieckiem w domu, ale nie angażuje się zastawiając się brakiem sprzętu czy internetu, choć wiemy, że to nieprawda. Nie chcę tu nikogo obrażać, nie piszę ogólnie o wszystkich rodzicach, tylko o kilku jednostkach. 
Na grupę 26 dzieci w przedszkolu prywatnym pracuje tylko 9! Panie wstawiają nasze zdjęcia na stronę i  widać kto realizuje program. W kółko te same twarze, z których i tak połowa ma zdjęcia ze spacerów, jazdy na rowerze  czy łowienia ryb. To chyba nie tak powinno  wyglądać. 

Jeszcze jedną sprawę chciałam poruszyć, gdy mowa o rodzicach. 
Po co u licha,  niektórzy wykonują prace za dziecko?  Można pomóc, nawet trzeba w przypadku dzieci przedszkolnych czy nawet szkolnych, ale wyręczać? To przegięcie! Nie o to chodzi żeby praca MOJEGO dziecka była najpiękniejsza. A Niestety na stronie, na której panie umieszczają nasze zdjęcia,  gołym okiem widać, która praca jest samodzielna.  Samodzielna dziecka, czy samodzielna rodzica.


Temat pracy: Jak dbasz o Ziemię?


A no tak.
Samodzielna praca mojego syna.
I jestem z niego dumna!




Niektórzy nauczyciele  naprawdę się starają przygotowując zajęcia, nagrywają własne filmy i przygotowują materiały oraz zadania  i ja to szanuję. Wtedy dużo bardziej się staramy, żeby w domu te zajęcia przeprowadzić.

Niestety są też tacy, którzy  wrzucają gotowce ściągnięte z netu i każą zrobić to samo. Czyli wrzucić  gotowca z netu? Może powinniśmy tak zacząć robić? 

Znajomy (jest woźnym w szkole) opowiadał mojemu mężowi:
Nauczycielka plastyki wychodzi w czasie pracy ze szkoły.
- Gdzie to Pani idzie o tej porze? 
- Idę na zakupy po palmę.
- Na co Pani  palma? W tym roku świąt nie będzie. 
- A to dzieciom zdjęcie zrobię, żeby takie w domu zrobiły.

No to ja na miejscu dzieci poszłabym po palmę i zrobiła jej zdjęcie perfidnie w sklepie, a  później  wysłałabym do nauczycielki. 

U nas niestety też wiele gotowców jest wrzucane i to z zagranicznych stron. Niekiedy to bardzo zabawnie wygląda. Np. gdy należy połączyć obrazek zwierzątka z pierwszą literą i tak koń, jest na "h", a  nie są to materiały do zajęć  z  języka angielskiego.


Nauczyciel nauczycielowi nie jest równy. Jeden się stara inny nie. Akceptuję to. Rodzice też są różni. 


Jednak to czego nie mogę tu podarować,  to to, że jeśli wysyłam e-mail, to oczekuję jakiejś odpowiedzi, chociażby krytyki, co jest źle, co musimy poprawić. A właściwie to  szczególnie tej krytyki, bo ja nie jestem terapeutą, ani pedagogiem specjalnym i potrzebuję wiedzieć gdzie popełniamy błędy, nad czym powinniśmy popracować więcej, może jakieś konkretne ćwiczenie by się przydało,  bardziej  pod Maćka zindywidualizowane.  Szczególnie w przypadku zajęć  WWR (psycholog, pedagog, logopeda, SI). A Panie milczą. Po tygodniu wysyłam mail z pytaniem czy poprzedni w ogóle doszedł. Dostaję odpowiedź od psychologa "Tak , tak, oczywiście że  doszedł.  Wszystkie zdjęcia dochodzą  na skrzynkę.  Pięknie pracujecie". I tak  za każdym razem.

Zdaję sobie sprawę,  że  teraz tych  maili naprawdę mają  multum, no ale tak teraz wygląda praca.  
Ja przecież mogę powiedzieć,  że  nie jestem terapeutą  i olać po całości te zajęcia,  ale jednak  staram się, bo to dla mnie ważne. 

Wracając do  WWR, myślałam,  że  program terapeutyczny powinien być indywidualnie  dostosowany do każdego dziecka z orzeczeniem z osobna, a  tu to inaczej wygląda.  A jest tak, że terapeuta wrzuca materiały na platformę i wszystkie dzieci, niezależnie od swoich dysfunkcji, mają to zrobić. Tylko że  dla jednych to będzie  za trudne, a dla innych za proste.  Bez sensu.

Już nie wspomnę,  że  na samym początku epidemi zarzucono nas dziesięcioma folderami z kilkoma-kilkunastoma podfolderami z kartami pracy z czego każda liczyła po 20-27 stron. Czy ktoś to w ogóle drukował? Tych kart pracy  jest w folderach łącznie ponad 2000 stron. 



Podsumowując,  jestem ogólnie  zadowolona z pracy nauczycieli w przedszkolach moich dzieci. Muszę bardzo pochwalić zaangażowanie wychowawczyni Faustynki, z którą mamy regularny kontakt mailowy i nie jest on w ogóle z mojej strony wymuszony. Często sama pisze do nas z pytaniem "Co u nas słychać?", "Jak się czujemy?" Czuć tu to ciepło i zainteresowanie, którego zabrakło w przedszkolu integracyjnym u Maćka, ale i tam większość nauczycieli się stara i nawet organizują spotkania online dla lepszego podtrzymania kontaktu. 

Jeszcze raz dla wyjaśnienia,  nie chodzi  mi o obrażenie kogokolwiek. Bardziej zależy mi na zwróceniu uwagi na różnorodność podejścia do sytuacji różnych osób. I nie piszę ogólnie, tylko o tym jak zdalne nauczanie wygląda u nas oraz o moich osobistych odczuciach.



Odnośnie sprawy z Poradnią Psychologiczno-Pedagogiczną, chyba coś ruszyło.
Wysłałam skany wniosku o orzeczenie kształcenia specjalnego oraz inne dokumenty,  które  mogłyby być potrzebne i już dzisiaj dostałam odpowiedź,  że zostały przekazane Pani psycholog. Coś się dzieje. Z tym, że ta Pani psycholog miała dzisiaj do mnie dzwonić z terminem badania psychologicznego Maćka i nie zadzwoniła.

Potrzebne jest też zaświadczenie lekarskie od psychiatry, że  dziecko ma autyzm. Rok temu takie dostarczaliśmy, ale takie nie wystarczy. Musi być aktualne,  jakby z autyzmu można było się wyleczyć.
Wizytę mieliśmy umówioną na kwiecień.
Problem w tym, że nasza psychiatra wyparowała i nie wiadomo kiedy wróci.  W ogóle poinformowano mie, że w czasie epidemii w  Poradni  Zdrowia  Psychicznego  nie ma wizyt, a naszej lekarki musimy szukać w gabinecie prywatnym. Gdzie? W mieście X, a może Y...
I tak  sobie dzwoniłam tam co tydzień i dopytywałam o naszą panią  doktor i nic.
Szkoda tylko, że panie w rejestracji  zapomniały dodać, że inni lekarze u nich przeprowadzają wizyty zdalnie przez telefon. Sama dzisiaj zapytałam, czy jest możliwość umówienia Maćka do jakiegokolwiek innego psychiatry, bo chodzi tylko o zaświadczenie  o autyzmie. Pani powiedziała,  że  trzeba by się zapytać lekarza. No to ja się domyślam,  że trzeba  i zapytałam jak się mogę z lekarzem skontaktować.  No to ona, że trzeba zadzwonić. I cisza. No to pytam pod jaki numer. I dopiero mi podała. Jakaś dziwna ta kobieta.
Pani doktor, która odebrała telefon okazała się bardzo sympatyczna i kazała nam się umówić na wizytę zdalną już na jutro.

Gdyby to nie wypaliło, to pewnie nie byłoby  wyjścia jak jechać ponad 80 km na wizytę prywatną, która ograniczałaby by się do odebrania zaświadczenia, a kosztowałaby 200 zł.


Wszędzie jeden wielki bałagan, ale powoli się spod niego wygrzebujemy, więc  jestem dobrej myśli.


poniedziałek, 1 czerwca 2020

Trochę małych zmartwień

Od dłuższego czasu nie  mam siły na napisanie czegoś sensownego. O tylu rzeczach  chciałabym Wam powiedzieć,  a nie mogę  się  za to zabrać.
Chyba znowu moje hormony odwalają fiksum-dyndum, bo nie dość,  że  senna  jetem, to i płaczliwa i jeszcze  trądzik  różowaty mi wywaliło na policzkach, taki jak wtedy gdy endometrioza osiągnęła apogeum.

Zacznę od sprawy, która w tej chwili  najbardziej  mnie martwi  i spędza sen z powiek:
Papierologia w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej.

Przed wybuchem  epidemii w Polsce,  syn miał spotkanie z pedagogiem w sprawie badania gotowości  szkolnej.  Zostaliśmy wówczas  poinformowani, że po wydaniu przez poradnię opinii  będziemy mogli złożyć  wniosek o wydanie orzeczenia  na nowy etap kształcenia i umówiono nas na kolejny termin, tym razem do psychologa w celu kontynuacji badania. Niestety  już nie zdążyliśmy go odbyć. Poradnia miała kontaktować się  ze mną po Świętach  Wielkanocnych, ale tak się nie stało,  dlatego sama zadzwoniłam, a dodzwonienie się  tam okazało się wielkim wyczynem, ponieważ  dyżury przy telefonach  pełnione były tylko w godzinach 9:00-12:00 i numery wiecznie zajęte. Ok. Rozumiem.  Teleporady i te sprawy, ale czas nam ucieka. Nie zakończyliśmy  jeszcze  pierwszego badania, a gdzie jeszcze  do wydania  orzeczenia o potrzebie kształcenia  specjalnego o które ciągle dopytuje się  szkoła? Syn od września  zaczyna  I klasę.

Gdy w końcu udało mi się skontaktować z poradnią, dowiedziałam się, że Pani prowadząca naszą sprawę jest na opiece na dziecko do 4.05. Pytam o drugą Panią, z którą byliśmy  umówieni na drugie spotkanie.  Także jest na opiece.
Dzwonię w maju. Panie są nadal na opiece. Mam dzwonić  w drugiej  połowie  miesiąca. 
Zadzwoniłam 25.05 i nadal to samo. Zapytałam czy ktoś  może przejąć naszą  sprawę, w końcu  stoimy w miejscu  od lutego. Poradnia  przecież  pracuje  zdalnie,  wydaje  opinie i orzeczenia również  zdalnie. Możemy  badanie przeprowadzić na Skypie. Zostałam poinformowana, że przekierują dokumentację Maćka do innej Pani i jeszcze  dzisiaj do mnie oddzwonią. Ani 25.05 ani 26.05 nikt się z nami nie skontaktował. 
Dzwonię w  czwartek. Dowiedziałam się,  że Pani  psycholog wraca 1.06 i wtedy mam dzwonić. 
Dzwonię dzisiaj  i krew mnie  zalewa, bo Pani jeszcze nie ma. Doradzono mi żebym złożyła wiosek  o orzeczenie mimo nie zakończenia badania. Nie można było miesiąc temu tak powiedzieć?  Przynajmniej  już  by wniosek  ktoś  rozpatrywał.
Dzwonię drugi raz w południe. Jest! Pani psycholog wróciła. Już prawie  pod sufit skaczę ze szczęścia,  jednak euforia  nie trwa długo. Okazuje się,  że  całą dokumentację ma Pani pedagog. Psycholog ma tylko przeprowadzić badanie psychologiczne.  No to się pytam czy możemy to zdalnie  przeprowadzić.  Nie, nie możemy. Wszystkie inne badania tak, psychologiczne nie. Pytam czy może nam zaproponować jakiś termin i przyjedziemy osobiście.  Na razie nie, ponieważ dzisiaj jest pierwszy dzień i zajmuje się sprawami ze stycznia. Będzie się kontaktować z nami. A naszą  sprawą zajmuje się Pani pedagog,  więc i tak musimy czekać aż wróci z opieki. Pytam, a jeśli nie wróci? To dokumentacja zostanie przekazana innemu pedagogowi.
Wrrr...
Jestem już  tym załamana. Czekajmy dłużej,  najlepiej  jak wybuchnie u nas ognisko epidemiologiczne,  wtedy  na pewno pojedziemy do poradni. Brrr...


Zaczęliśmy trochę spacerować,  trochę robić sobie małe wycieczki.  Oczywiście wszystko  z zachowaniem szczególnej ostrożności.  Znaleźliśmy fajną miejscówkę na piknik.


Gdy pogoda się  poprawi, na pewno pojedziemy  tam kolejny raz. 

Ja nie mogę zrzucić tych nieszczęsnych 5ciu kilogramów,  które dostałam niestety  w pakiecie do kwarantanny.  Przez co i samopoczucie mam nie najlepsze i znów nie mogę patrzeć na swoje zdjęcia.  

Gdy wprowadzono opiekę w przedszkolach, my zadecydowaliśmy, że dzieci nie puszczamy. Raz, że to tylko opieka i zajęcia  i tak będziemy  kontynuować zdalnie. Dwa, że nie chcemy zajmować miejsca naprawdę potrzebującym. No i trzy, mamy taką możliwość. 
Zadzwoniła do mnie mama najlepszej przyjaciółki naszej Faustynki. Opowiadała, że mąż stracił pracę przez tego wirusa,  a pracował w gastronomii. Lokal niestety zamknięto i on teraz  siedzi w domu.  Córki (2 i 5 lat) odwiozła dwa tygodnie temu do swoich rodziców i jutro po nie pojedzie,  bo otwierają przedszkole i zapytała czy moje dzieci też ida do przedszkola. 
Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie, bo skoro  mamy taką możliwość,  to będę  z nimi w domu. Zaczęła mi doradzać, że trzeba  było dzieci wpisać na listę, to by się dziewczynki bawiły, a jej córka tęskni za moją Faustynką. Wytłumaczyłam, że Faustynka także  tęskni, ale rozumie, że  nie chcemy się  narażać. W końcu w przypadku mojej ewentualnej hospitalizacji nikt nam przy dzieciach nie pomoże, bo niestety  nie mamy nikogo do opieki.  I ona tu tak luzacko chlapnęła, jakby bez namysłu, że ona też.  No i powiem szczerze,  że  mnie trochę przytkało, bo dopiero co mówiła , że  dzieci już dwa tygodnie u jej rodziców siedzą 60 km stąd. Nie pamięta co mówiła  dwa zdania  temu czy serio jej się wydaje, że nie ma pomocy? Ludzie kompletnie nie doceniają, a nawet nie widzą tego co mają. Nawet nie miałam  ochoty tego komentować.


Refleksjami o zdalnym nauczaniu mam nieziemską ochotę się z Wami podzielić, ale to już  może następnym razem się zmobilizuję.