Długo mnie tu nie było, ale kompletnie nie mam czasu na prowadzenie bloga. A do napisania mam naprawdę sporo. Postaram się ostatnie dwa miesiące streścić w kilkunastu zdaniach.
Na przełomie października i listopada zaczęłam dostawać dziwne, anonimowe smsy na temat mojej teściowej i jej matki, o tym że są złodziejkami, że ukradły coś w jakimś sklepie, że mają sprawę na policji, że teściowa w liceum zaszłą w ciążę i usunęła i tym podobne teksty. Domyślam się że to moja matka komuś kazała takie rzeczy przysyłać, albo sobie kupiła komórkę i sama pisze. Mówiąc szczerze, mnie to nie obchodzi co robi czy co robiła moja teściowa, to jest jej sprawa, przecież ja się za nią wstydzić nie będę. Mam swoje życie, swoje sprawy i swoje zmartwienia.
Później zaczęły się telefony od ojca, a myślałam, że po tej akcji z odsyłaniem moich rzeczy już sobie dali spokój.
Teściowa była chwilę spokojna jak dowiedziała się, że jestem w ciąży, ale długo to nie trwało, bo na początku listopada pojechaliśmy z mężem i M na zakupy i kupiłam sobie kozaki na zimę. Nie jakieś wypasione, ani drogie, bo kosztowały 30 zł na wyprzedaży, ale to wystarczyło żeby doprowadzić ją do białej gorączki. Ona jest zazdrosna o takie głupoty, błahe sprawy i przez swoją złośliwość daje mi to odczuć. Potem była wielce obrażona bo sobie skróciłam spodnie u krawcowej. Miałam 4 pary spodni do skrócenia, po prostu przez ostatnie 2 lata kupiłam sobie te 4 pary i teściowa zadeklarowała dawno temu (jak kupiłam pierwszą parę jeszcze w poprzedniej ciąży), że mi te spodnie skróci, po czym ja sobie je obcięłam i tak sobie czekały na obszycie przez 2 lata. Znalazłam je przez przypadek upchnięte z jakimiś ich rzeczami, pewnie z nadzieją, że zapomnę i spodnie zostaną na A albo C. Wkurzyłam się, zabrałam je i 3 inne pary, po czym pojechałam z nimi do krawcowej. Teściowa się do nas z 2 tygodnie nie odzywała i babcie też nastawiała przeciwko.
Któregoś dnia teściowa wyjechała do mojego męża z tekstem: "Skarbuje bo jest kasa" - od kiedy pamiętam mówię do mojego męża "Skarbie" i nie ma to związku z pieniędzmi, bo ja nie jestem taka jak ona. No ale cóż, człowiek mierzy drugiego swoją miarą.
Teściowie byli na balu andrzejkowym i po powrocie dowiedziałam się, że mój M nie chodzi i nie mówi. Ponoć moja matka takie ploty rozsiewa po całej miejscowości.
Na początku grudnia dostałam bardzo silnego bólu brzucha, normalnie zwijałam się w przedpokoju na górze i nawet nikt nie słyszał jak wołałam o pomoc, bo tak byli na dole zajęci awanturami. Przeleżałam tak zapłakana kilkanaście minut i dopiero jak A wychodziła na górę, to krzyknęłam żeby szybko pobiegła po mojego męża. Gdy przyszedł pomógł mi wstać i zaprowadził do pokoju. Mieliśmy jechać do szpitala, ale ból był tak silny że nie byłam w stanie się ruszyć, więc tak przeleżałam, aż trochę minął. Nie było plamienia, ruchy dziecka czułam dobrze, więc nigdzie nie jechaliśmy wtedy. Następnego dnia miałam wizytę u ginekologa i wszystko było ok.
Okazuje się, że babcia ma żółtaczkę. Ma intensywnie żółte zabarwienie skóry, normalnie jakby ją ktoś pomalował farbą. Mój mąż na to, że ją trzeba zawieźć do szpitala. Teściowa zaczęła rozradzać, bo może przejdzie i strasznie nie chciała dopuścić do tego żeby babcia pojechała, bo by służącą straciła. Mój mąż nie dał za wygraną, bo widział, że z babcią jest źle. Kazał jej się przygotować, wziąć jakieś ubrania na zmianę i najpotrzebniejsze rzeczy, bo na pewno ją w szpitalu na kilka dni zostawią. Co się jeszcze okazało - babcia sikała na czarno już od prawie trzech tygodni i od trzech dni już była żółta, ale nikt nic nie powiedział, bo teściowa nie zostanie bez niej w domu. W szpitalu lekarze ochrzanili babcię, że tyle czasu zwlekała i się powinna cieszyć, że w ogóle żyje, albo nie zapadła w śpiączkę. Porobili jej badania i chcieli zostawić na oddziale, ale ona nie była przekonana. Lekarz się jej pyta czy zostanie, ona na to że nie wie, on że musi odpowiedzieć tak albo nie, a ona że dalej nie wie, że się boi zabiegu. Lekarz na nią nakrzyczał, że zabiegu się boi, a śmierci się nie boi. Ona na to że jak musi to zostanie, a lekarz, że nie musi, że to jest jej decyzja i musi zdecydować sama. A ona że ona musi do córki zadzwonić się zapytać.No ludzie drodzy, głupota! Ona się będzie pytać córki czy zostać w szpitalu i się poddać leczeniu, czy wrócić do domu, bo sobie córcia bez niej nie poradzi i być może nie przeżyć najbliższej nocy. W końcu w szpitalu została, ale teściowa ją nastraszyła zabiegiem, że się może nie wybudzić. I tak się okazało, że zabiegu nie było, ale teściowa udawała że się zamartwia i jest słaba strasznie przez to. Teścia do pracy nie puściła, musiał w poniedziałek brać urlop. Ona cały dzień leżała. Jak do niej zajrzałam, bo pobiegłam za M do sypialni to zaczęła gadać jak to się martwi, bo by się babcia z zabiegu mogła nie wybudzić, a ja na to że tak głupio myśleć nie można i sobie dała spokój z takimi gadkami. Miałam ochotę jej wygarnąć, że jakby się o matkę martwiła, to by ją już dawno osobiście do szpitala zawiozła, albo chociaż do lekarza jak tylko babcia na czarno sikać zaczęła. A ona jej tylko wmawiała że samo przejdzie. Poza tym jakby się martwiła to by w ciągu tego weekendu co babcia w szpitalu leżała i na zabieg czekała, choć raz do matki przyjechała, a ona przeleżała w łóżku z laptopem na kolanach twierdząc, że "słabuje".
Babcia w szpitalu spędziła miesiąc. Jaka nagle synowa w tym czacie się okazała dobra i do rany przyłóż, bo teść musiał w końcu wrócić do pracy i nie miał kto herbaty do sypialni przynieść. Już teściowa nie cwaniakowała. Odmówiła wszystkich nauczycieli do C, bo kto drzwi im otworzy jak babci nie ma? Teściowa do ganku nie wejdzie, bo by zapalenia płuc przecież dostała, poza tym ona się musi do 11 wyspać a nie do nauczycieli wstawać rano, albo nie daj Boże coś sprzątnąć. Teść jak nigdy do domu musiał wracać o 14 mimo że pracuje do 15 i w czasie pracy też musiał przyjeżdżać do domu służbowym samochodem (13 km), bo przecież Niunia się źle czuje i trzeba jej śniadanie zrobić, herbatę przynieść, psa wyprowadzić, w piecu napalić... Teść nagle musiał przejąć obowiązki babci, ale i tak nie wszystkie, bo dziewczyny myły na zmianę naczynia, C kilka razy ziemniaki oskrobała, a teściowa palcem nie ruszyła przez ten czas. Wstyd! Przez cały miesiąc ani razu matki w szpitalu nie odwiedziła. Jeszcze większy wstyd! Mój mąż jeździł codziennie po pracy do babci, pytał co jej potrzeba, kupował wodę jakieś tam ciastka, jechał drugi raz i do domu wracał dopiero o 19-20. Wkurzało mnie to przez pierwszy tydzień (później się przyzwyczaiłam), bo to nienormalne żeby wnuk jeździł codziennie i tak dbał, a córka w domu leży. To nawet ja z M potrafiłam się zebrać i do babci pojechać 4 razy.
Straszny problem był z A, bo spała zawsze z babcią w pokoju obok naszego, a teraz ją strach obleciał i się bała spać na górze. Co noc uciekała do sypialni, niemiłosiernie się przy tym tłukąc o 1-2 w nocy. Spała z rodzicami, ale do czasu, bo któregoś dnia zwymiotowała (jakieś zatrucie albo wirus żołądkowy) i wyleciała na zbity pysk. Musiała się przenieść na górę, bo się teściowa przestraszyła, że się zarazi i się wyzamykała na dole a teść A przeprowadził na górę, dał jej wiadro na sikanie, bo miała zakaz nawet do ubikacji zejść. Zastanawiam się co by było jakby A miała 3 lata a nie 13. Zamknęli by ją na klucz na górze samą bez opieki? Jak była babcia to się zawsze ona w takiej sytuacji zajęła, ale co gdyby jej nie było? Teściowa by malutkie dziecko zostawiła na pastwę losu.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Widzę, że tego naprawdę dużo, więc podzielę na części.
CDN