wtorek, 9 września 2014
Wizyta u lekarza
Tak, w końcu wybrałam się do lekarza rodzinnego. Wczoraj mąż miał wrócić zaraz po pracy do domu po mnie i dzieciaki i zawieźć mnie do ośrodka zdrowia. Zadzwonił że się nie wyrobi. Jak zwykle zresztą. No to dobra, pójdę na nogach jeśli zostaną mi z dziećmi. O dziwo się zgodziły. Do przychodni jest jakieś 2,5 km, więc wybrałam się wcześniej. Poszłam sobie spacerkiem. Posiedziałam chwilę w parku, bo przyszłam 20 minut za wcześnie. Wizytę miałam na 16. Usiadłam pod gabinetem, ale okazało się że lekarka ma spore opóźnienie, więc czekałam jeszcze pół godziny zanim mnie przyjęła. Pani doktor niezwykle miła. Bardzo dobrze nas kojarzy. Pytała o dzieci. Powiedziałam o moich dolegliwościach: bólu kręgosłupa i nawracającym zapaleniu pęcherza. Wypisała skierowania na prześwietlenie kręgosłupa piersiowego i krzyżowo-lędźwiowego oraz na posiew moczu. Po wizycie mąż miał mnie odebrać, więc dzwonię i pytam gdzie jest, a on mówi, że musiał zawieźć ojca do psychiatry, bo C dalej nie chce chodzić do szkoły. Trzeba trzeci rok z rzędu załatwiać nauczanie indywidualne. Kazał czekać. Zrobi szybkie zakupy i po mnie przyjedzie. Powiedział: "Potraktuj to jako wakacie, kup sobie gazetę. Niech się tam trochę pomęczą, bo one nie wiedzą jak to jest. Dzwoniłem przed chwilą, to M daje im tam popalić, wsadziły go do wózka, bo nie dały sobie z nim rady". Pewnie. Tak najlepiej. Zamiast zapewnić dziecku rozrywkę, zapięły go w wózku i mają w d****. Poszłam na spacer i doszłam na naszą budowę. Klucze mam zawsze przy sobie, więc otworzyłam i czekałam w środku. Słuchałam muzyki, biegałam po schodach. Szkoda że nie miałam przy sobie płynu do mycia szyb, to bym okna umyła, bo im tak długo zeszło. Wróciliśmy o 19 do domu. Ryk słychać już przed wejściem. Teściowa zamknięta w sypialni. Babka ledwo żywa, trzyma na kolanach rozdartego, przysypiającego M, Claudia wozi w wózku rozdartą F. Wzięłam szybko syna na ręce: "Kotuś, nie śpij". Dałam mu rogala i szybko pobiegłam z córką na górę. Nie uśpiły jej na drzemkę o 18, to ją ukołysałam. Padła od razu na 30 minut. Młody był tak głodny że zjadł cruasanta, ziemniaki z gulaszem, kanapkę z wędliną. Wypił trzy szklanki herbaty!!! Za chwilę zjadł ciotce płatki z mlekiem, a po kąpieli jeszcze kolację i prosił o dokładkę. Jakby w ogóle zapomniały, że on istnieje. Przecież zawsze o 17 je syte drugie danie, a one zapomniały dać mu jeść i bały się dać pić, bo teściowa "nie potrzebuje żeby się zakrztusił". No i "nie powiedział że jest głodny". On nie ma czasu powiedzieć że coś chce, bo jest zbyt aktywny. Jako jego babcie powinny wiedzieć takie rzeczy. Zawsze stawiam posiłek na stole. M siada i je. A woda jest zawsze dostępna. Stoi na ławie butelka z wodą i dziecko bierze samo kiedy potrzebuje. Strach pomyśleć co by było gdybym tak wylądowała na tydzień w szpitalu. Nie było mnie wczoraj tylko cztery godziny. A najlepsze, że po kąpieli M nie poszedł jak zwylke spać. Skakał po nas do 23. Stąd wiem, że spał jak mnie nie było. Pewnie z nudów zasnął w tym wózku o 18 godzinie. A jak weszliśmy do domu, togo babka szybko wybudziła, dlatego płakał a ja myślałam że on zasypia. Dlaczego nikt nie powie co i jak było. Myślą, że jestem głupia i się nie domyślę? Nie ma szans na zostawianie z nimi dzieci. Nie wiem jak zrobię RTG. Z resztą po wczorajszym z pewnością już mi więcej z dziećmi nie zostaną. Chodziły wieczorem wściekłe jak osy. Jeszcze się pies zwalił na środku przedpokoju i teść zrobił babce awanturę, że psa nie wyprowadziła. Teściowa wpadła do kuchni: "O prąd, to wojny nie robicie tylko o psie gówno!" Wkurzyło mnie o tym prądzie, bo mąż rano dał ojcu kasę na rachunki i w ostatnim czasie naprawił laptopa, co by w serwisie ponad dwie stówy zapłacili, a tu wszystko za free. Powiedziałam: "Jak M w kuchni raz M płytki posikał, to też była wojna". Jeszcze na końcu języka miałam litanię na temat prądu i jej laptopa, ale się ugryzłam.
Rodzina twojego męża jest nieprzystosowana do życia w społeczeństwie i chyba nie do końca ma równo pod sufitem.
OdpowiedzUsuńSorry, ale przeczytałam parę postów.
I tak mi się nasuwa takie oto luźne spostrzeżenie.
Sorry? Za co? Masz rację! Teściową mam nienormalną. A teść by był ok, ale to pantoflarz i się jej boi. Z inną kobietą byłby spoko.
OdpowiedzUsuńCzytam i zbieram zęby z podłogi...
OdpowiedzUsuńSceny jak z filmu:/
Twoja teściowa świetnie by się dogadała z moją!!
Trzymaj się tam!!
Ty też sie nie puszczaj (tzn. trzymaj sie)! =P
OdpowiedzUsuńZadziwiające, że mimo tego wszystkiego żarty się mnie trzymają. Pozostaje mi śmiać się, bo za dużo łez już wypłakałam.
Płaczem i nerwami rujnujesz samą siebie...
OdpowiedzUsuńWiem co mówię, po dwóch latach wylądowałam u psychologa z diagnozą depresja...
i słowami: "uciekaj stamtąd".
Płaczemy, bo puszczają nam nerwy.
Czasem ciężko nad tym zapanować.
Ściskam :*
Dlaczego tak się męczysz? Ja się niedługo wyprowadzę, ale jeśli miałabym się męczyć z teściową jeszcze kilka lat, nie dałabym rady. Wiesz... gdybym miała kochających rodziców, wróciłabym do nich. Rozmawiasz o swoich problemach z mamą? Co ona na to wszystko?
OdpowiedzUsuńLudzie święci! Co za rodzinka :( Współczuję. I nie dziwię się, że nie chcesz z nimi dzieci więcej zostawić. Też bym nie zostawiła. Tyle, że czasami są takie sytuacje w życiu, że człowiek nie ma wyjścia. Twoje zdrowie też jest ważne, bo musisz mieć je dla dzieci, dla męża. Siły Kochana, siły Ci życzę!
OdpowiedzUsuńDzięki! :*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że wyprowadzka zbliża się wielkimi krokami bo macie tam istny dom wariatów ;) Książkę mogłabyś kiedyś o tej rodzince napisać ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest w planach, a nawet dwie. Jedna o mojej matce, druga o matce męża. Na budowie opóźnienia jak zwykle. Liczę, że otynkkujemy wnętrza w tym miesiącu. Później właściwie wylewki, materacyk i można mieszkać. Byle by ogrzewanie jak najszybciej zrobić, bo kolejnej zimy tu nie wytrzymam.
OdpowiedzUsuń