Ja od bardzo dawna nie pcham się do salonu ani tym bardziej do sypialni teściów, do której przez salon trzeba przejść. Dzieciom także nie pozwalam tam chodzić. Wczoraj mąż po coś poszedł do salonu i zobaczył nawalone na całym stole gałązki z czerwono-pomarańczowymi owocami na kształt jagódek/wisienek i zrobił awanturę, że to trzmielina jest, która jest bardzo trująca i jak one mogły to do domu przynieść wiedząc, że są w domu dzieci, a Maciuś wiadomo jaki jest. Babka zaczęła, że to nie trzmielina tylko jarzębina, ale mąż włączył neta i pokazuje zdjęcia, nikt mu nie wciśnie że to jarzębina, bo każdy wie jak jarzębina wygląda. Teściowa oczywiście zaczęła się bronić, że jej dzieci się jakoś wychowały. Gdybym przy tym była to bym powiedziała, że się na Hydroxyzynum wychowały i na Relanium, a w wieku Maciusia nie potrafiły jeszcze chodzić i nawet w zerówce Pani zwracała na to rodzicom uwagę, że dzieciom się nogi plątają i nie potrafią równowagi utrzymać na prostej drodze. Tam na pewno były teksty, że jak Ruda se narobiła to niech se teraz bachorów pilnuje, ale mąż już mi nie powtórzy wszystkiego, żebym się nie denerwowała i nie biadoliła o wyprowadzce, ale ja i tak mu mówię, że trzeba się jak najszybciej wyprowadzić, że musimy coś wynająć, bo przed wiosną nasz dom się nie sprzeda na pewno. I się pytam - A jakby się coś stało? Młoda wpieprza rodzynki, żurawinę M&Msy to i to by zjadła, a o Maćku już nie wspomnę, bo on co prawda nie zjada, ale może do ust włożyć aby obadać, polizać. Zresztą by wystarczyło, że pomacają, a jeśli nie umyją rąk bo ja nie zauważę, to się będziemy potem zastanawiać skąd sraczkę mają. Mąż powiedział, że by starą zabił jakby się coś stało i że jej to samo powiedział. No to się wyprowadźmy w końcu i nie będzie takich cyrków. Ja już mam wrażenie, że specjalnie detergenty na podłodze w łazience stoją, czy jakieś krzaczury są nadarte do domu, a leki w zasięgu małych rączek.
Oczywiście nie chciały tych gałęzi powyrzucać, no bo przecież co ich wnuki obchodzą, przecież te dzieci są obce... ale w nocy teściowie się chlali i w końcu mój teść, jeszcze jedyny trzeźwo myślący z tych na dole, nie naćpany Lorafenem, pozbierał tą trzmielinę i uciekł z nią do kotłowni wrzucić ją do pieca.
A teraz kilka informacji:
"Wszystkie części trzmieliny pospolitej są silnie trujące. Zatrucie objawia się osłabieniem, wymiotami, biegunką, a także dreszczami i zaburzeniami w pracy serca. Może prowadzić do paraliżu, a w konsekwencji nawet do śmierci. Za śmiertelną dla dorosłego człowieka dawkę uważa się 35 owoców".
- ze strony https://www.wlin.pl
https://www.wlin.pl
Jeju, ale ten Twój mąż jest oporny. Nie wiem czego już potrzeba, żeby się wyprowadził. Chyba jakieś tragedii.
OdpowiedzUsuńOby na gadaniu się nie skończyło, jak zawsze. Przyciśnij go, tak dalej być nie może, bo my tu świadkami tragedii być nie chcemy.
OdpowiedzUsuńKurczę kiedyś pytałam, ale jeszcze na tej stronie nie wymyslili powiadomień kiedy ktoś odpowie na komentarz... Tym razem zajrzę jutro w nadziei, że ujrzę odpowiedź, bo strasznie mnie to nurtuje.
OdpowiedzUsuńMożesz wyjaśnić dlaczego macie dom i nie mieszkacie w nim tylko chcecie sprzedać i kupić mieszkanie?? O co tu kaman? Przecież mieszkanie wychodzi drożej, bo czynsz trzeba płacić niemały, mimo, że niby 'TWOJE MIESZKANIE'...
Po ślubie kupiliśmy dom w surowym stanie w naszej rodzinnej miejscowości a to był błąd. Wykańczaliśmy sobie pomalutku i planowaliśmy się tam przeprowadzić. Okazało się że nasz syn ma autyzm a moi rodzice zaczęli nas nachodzi nękać grozić nam. A i teściowej okazali się inni niż nam się wydawało. Moi rodzice założyli nam sprawę w sądzie. Nie chcemy tu mieszkać bo się po prostu nie da. Poza tym syn ma codziennie terapię oddalona 20 km stąd i ja już nie mam siły cojeżdżać.
OdpowiedzUsuńTeraz rozumiem... nie opłaca się go wykańczać, jeśli chcecie wynieść się z tej miejscowości... No to dalej trzymam kciuki, żeby się udało sprzedać i wynieść. Na pewno kiedyś się uda i jeszcze zaznacie spokoju! Powodzenia!
OdpowiedzUsuńCo to mamy... no wiem, czytałam co nie co Twojego bloga... wiem, że tak się zdarza, że rodzice nie zasługują na szacunek niestety i jest to przykre.. i całkowicie to rozumiem, bo też wcale nie kochałabym matki bezgranicznie gdyby ona nie kochała i nie szanowała mnie.. Życzę, aby Twoje dzieci nie musiały mówić o Tobie tak jak Ty o swojej mamie. :*
Staram się być jej przeciwieństwem. Niestety towarzyszy mi ciągły smutek. Boję się że popadnę w depresję.
OdpowiedzUsuńBardzo potrzebuję własnego kąta i odcięcia się od rodziny męża. Wierzę że w końcu uda nam się stąd wyprowadzić. Obniżyliśmy cenę naszego domu, dziwię się że nikt się nie decyduje, ale to pewnie przez to że pora zimowa, święta tuż tuż, pewnie dopiero wiosną się ktoś zainteresuje.