wtorek, 27 lutego 2018

Przemyślenia

"Przestałem marzyć. A gdy człowiek przestaje marzyć – umiera"
- Ryszard Riedel


Ja już dawno przestałam marzyć.
Zatraciłam siebie w sobie.
Szkoda, że tak późno zdałam sobie z tego sprawę.

poniedziałek, 26 lutego 2018

Jęczmień

Jakieś 2 tygodnie temu na powiece u Faustynki pojawiło się zaczerwienienie i lekka opuchlizna - wyglądało jak początek jęczmienia, więc robiłam okłady z rumianku lub ziela świetlika. Rok temu dokładnie o tej porze roku też pojawił jej się jęczmień, ale zanim udało nam się dotrwać do terminu u okulisty, z jęczmienia zrobiła się gradówka i opcja była taka, że jeśli nie zejdzie po kroplach, to trzeba będzie zrobić zabieg i wyciąć zgrubienie. Na szczęście obyło się bez łyżeczkowania. W tym roku nie czekaliśmy na termin do okulisty (5-6 miesięcy oczekiwania na wizytę), pojechaliśmy do szpitala, w którym pełniony jest całodobowy dyżur okulistyczny. Nie zwlekaliśmy tym bardziej, że u syna w przedszkolu pojawił się wirus opryszczki jaki jeden z chłopców miał na powiece (wyglądało to strasznie, wręcz tragicznie, bo dziecko to rozdrapywało, w końcu wylądował w szpitalu na dłuższy okres). Na szczęście u córki to nie to - ot zwykły jęczmień. Pani okulistka kazała powiekę ogrzewać ciepłymi okładami (Uwaga, uwaga! Nie mokrymi! - czyli rumianek odpada), masować i nie ziębić, NIE MOCZYĆ. Zapisała maść - Dexamytrex i kazała smarować (właściwie wciskać pod powiekę) 4-5 rady dziennie.
Ja w "młodości" też miałam jęczmień i gradówkę (pół roku z nią chodziłam, miałam mieć łyżeczkowanie, jednak w końcu specjalista trafił w maść i krople, które mi pomogły), ale żaden okulista nigdy nie wspomniał, że nie można tego moczyć. No cóż... Gdyby wspomniał mogłabym się wyleczyć bez pomocy medycyny i biznes by się już tak nie kręcił. A okłady z mokrej, ciepłej torebki ziół tylko wzmagały rozwój bakterii i koniec końców, trzeba było się udać do specjalisty.
U córy, po tygodniu stosowania maści, jęczmień się prawie zaleczył. Dzisiaj zostaliśmy w domu, bo na dworze mamy -20 stopni, więc nie chcę Młodej narażać na nawrót tego dziadostwa. W ubiegłym tygodniu, żeby syn nie tracił terapii, Faustynce przykleiłam opatrunek po wewnętrznej stronie okularków przeciwsłonecznych, bo nie chciała bezpośrednio do skóry i na dwór tylko tak wychodziła, żeby powieka nie miała bezpośrednio kontaktu z mrozem, ale dzisiaj już mi się wydało stanowczo za zimno.
Podsumowując:
Gdy pojawi się jęczmień (czerwona, napuchnięta powieka):
- nie moczymy
- nie stosujemy mokrych okładów
- nie chłodzimy
- rozgrzewamy (np. przykładając rozgrzaną, suchą łyżeczkę)
- masujemy (pocieranie złotem, to zabobon - nie o złoto chodzi tylko o masowanie w kierunku do rzęs, aby kanalikami wypływała , a nie zaległa ewentualna ropa, zbijając się w gradówkę)
- kontrolujemy u okulisty (im szybciej tym lepiej, dlatego szukamy pogotowia okulistycznego, gdzie przyjmą nas z marszu)

piątek, 9 lutego 2018

Miało być tak pięknie...

A wyszło jak zwykle.
Gdybym mogła cofnąć czas...
Wróciłabym tak z 10 albo więcej lat wstecz i zmieniłabym wiele.

piątek, 2 lutego 2018

Ach te choróbska!

Tydzień temu w piątek mąż przywlókł z pracy jakieś dziadostwo - w sensie, jakiegoś wirusa. Gorączka 39, straszny kaszel i ból gardła. Wyleżał się cały weekend i mu przeszło. W poniedziałek jeszcze dziwiłam się, że nas nie pozarażał, no ale - "Nie chwal dnia przed zachodem słońca".
We wtorek wszystko jeszcze rano wydawało się dobrze, syn miał katarek - ot nic takiego. A nagle, pod wieczór, dowaliło mu ponad 39 stopni. O cholerka! Kuźwa, że też padło na Maćka! Już nie raz pisałam jak to u niego z chorobami - nie przyjmuje doustnie żadnych leków. Nie wypije żadnego syropu, czy to przeciwgorączkowego czy wykrztuśnego, żadnych witamin nie weźmie. Nie otworzy ust. Na siłę nie ma możliwości mu nic podać, bo tak mocno zaciska szczękę. Jak kiedyś miał antybiotyk, to pogryzł mnie po palcach do krwi, a na koniec jak udało się wlać część dawki i tak wszystko zwrócił. Po prostu jedna wielka masakra.  Najbardziej to mnie teściowa zawsze rozwala - "To czemu mu nic nie poda?", "Dziecko wykończy", "A czemu on się tak drze? Pewnie go pobiła", "Boi się mu syrop dać". Stara wariatka! Nie widzi a komentuje! Pojęcia nie ma o czym mówi. Ona dalej sobie nie zdaje sprawy czym jest autyzm, jakie są objawy, jak zachowuje się takie dziecko. Nic się nie potrafiła chorobą wnuka zainteresować, a wielka znawczyni wszystkiego. Ta, która jak jej dzieci chorowały, to uciekała ze szmatą na twarzy do sypialni i zamykała się tam na klucz, żeby się nie zrazić! To jest matka? Tak robi matka? Dziecko na pastwę losu zostawia, żeby się nie zarazić? Trzecią noc nie spałam, bo Młodemu gorączka rosła 3 godziny po podaniu czopka. Dziś już mu nie rośnie. Został tylko kaszel i katar, ale za to Faustynka wczoraj wieczorem też tak nagle dostała wysokiej, ponad 39 stopni, gorączki. I tak całą noc czuwałam przy dwójce dzieciaków. Gorączka, płacz, wymioty. Mała na szczęście bez problemu wypija syropy, więc przynajmniej z nią nie muszę się siłować. Normalne dziecko. 
Padam mordą na pysk! Chyba każda matka to zna (może za wyjątkiem mojej teściowej). Zastanawiam się tylko kiedy mnie dopadnie. Kaszel już mam. Nażeram się od wtorku witaminami z nadzieją, że mnie ominie. Jak ostatnio byłam chora i miałam te 41 stopni, to piekło przechodziłam. Zero pomocy skądkolwiek. Mąż wolnego w pracy nie weźmie, bo nie. Babć do pomocy nie mam. Urwij se matko łeb. Dzieci chore ale jak lepiej się poczuły to szalały, skakały po mnie gdy chciałam się na chwilę położyć. Musiałam pilnować, żeby się nie pozabijały. Ledwo żyjesz, a wszystko jest i tak na twojej głowie. A teraz czeka mnie powtórka z rozrywki. O tak, żeby za nudno nie było.
KOBIETA - dla niej nie ma rzeczy niemożliwych. TO MY KOBIETY JESTEŚMY TWARDZIELKAMI! Facet z katarem leży i nie może dosięgnąć pilota. Dlaczego? 
A Wy jakie macie doświadczenia? Partnerzy coś pomagają? Jak są przeziębieni, to też leżą obłożnie chorzy? Macie chociaż jakieś wsparcie babć, cioć?
-----------------------------------------------------
Dodane 3 godziny później:

Ale mi Młoda stresa zafundowała. 40 stopni gorączki, a godzinę po podaniu dawki Ibumu Forte 40,5! Jezu! Okłady letnie na czoło, kark, nogi i pod pachy - nie chciała, ale jak mus to mus. Opadło na 40,1. Odczekałam jeszcze i podałam paracetamol w czopku. Po 30 minutach spadło na 38,8.
Przy tym wstrętnym choróbsku  ibuprofen sobie nie radzi, a zawsze było odwrotnie.
Teraz przyniosłam Faustynce miskę z chłodną wodą i kąpiemy lalki. 
Mnie głowa boli, ale nie z gorączki (37,1), raczej z niewyspania.