piątek, 12 października 2018

Kurwica mnie bierze już z tymi chorobami...

Masakra!

Odkąd Młoda zaczęła przedszkole nie ma tygodnia żeby nie dostała gorączki. Jak nie przeziębienie, to zapalenie gardła, potem zapalenie ucha przez niedoleczony katar. W końcu udało się, że przechodziła ładnie cały tydzień, a jaka była zadowolona, no i oczywiście znowu dostała 40 stopni gorączki, bo w przedszkolu Pola była chora i zaraziła Stasia, a Stasiu zaraził Faustynkę i znowu w domu. Pisałam Wam już o Stasiu? Otóż to narzeczony naszej Księżniczki i głównie dzięki niemu nasza córa tak chętnie chodzi do przedszkola.

Aż się dziwię, że Maciuś się trzymał tak długo i nie zarażał, ale to też do czasu, bo ostatnia infekcja Faustynki zaatakowała również jego, a wiecie jak to z nim jest. Młoda się nażarła witamin, wypiła syropków, Tantum Verde bez problemu i jej przeszło po kilku dniach, a syn tylko czopki przeciwgorączkowe. Wczoraj co 4 godziny miał 39 stopni, ale dzisiaj już jest o wiele lepiej, bo od podanego w nocy czopka jeszcze gorączka się nie pojawiła.

Faustynka już wczoraj była w przedszkolu, naszalała się na placu zabaw i teraz ma zielony katar. Mąż nie miał jak jej zawieźć, więc musiała ku swojemu niezadowoleniu zostać w domu, bo ja ze względu na Maciusia też jestem dzisiaj uziemiona. Bidula opłakała to strasznie, mimo, że Stasiu choruje i go jeszcze w przedszkolu nie ma, leżała krzyżem w korytarzu i tak wyła, aż się cała obsmarkała z brwiami włącznie. 
Jestem z niej dumna! Nie, że się obsmarkała, rzecz jasna, tylko dlatego, że tak strasznie lubi chodzić do przedszkola. Nie spodziewałam się, że tak będzie. Byłam raczej przygotowana na takie sceny w odwrotnej sytuacji, gdy będziemy wychodzić z domu do przedszkola.

Po mutyzmie ani śladu. Jak zwykle za szybko wpadam w histerię. Oczywiście konsultowałam swoje podejrzenia z psychiatrą Maciusia i Pani mi skutecznie wybiła je z głowy, a przede wszystkim zasugerowała żeby dać Młodej czas, bo była wychowywana w szklarni. Cały czas pilnowaliśmy aby Maciuś w przypływie agresji nie zrobił jej krzywdy, a i my jako osoby spokojne, nieawanturujące się nie przekazaliśmy dziecku, że można inaczej i idąc do przedszkola Faustynka zderzyła się z brutalną rzeczywistością. Pewnie gdybym jej nie chroniła tak bardzo przed tym wariactwem na dole, to by teraz zachowywała się jak Agnieszka, siostra męża, co oczywiście nie jest dobre, ale życie takiej osobie zdecydowanie ułatwia, bo by teraz Młoda grała pierwsze skrzypce w przedszkolu jak Hania i by jej nikt nie podskoczył. Poza tym gdyby to był mutyzm to by raczej nie chciała ruszać się z domu do dzieci, do ludzi. Fakt faktem nie je dalej nic lub prawie nic. Właściwie zjada tylko banany jak są na drugie śniadanie, rosół jeśli jest na zupę i mięsko lub rybę na drugie danie, ale bez ziemniaków czy kaszy gryczanej, które przecież uwielbia i w domu wsówa aż się uszy trzęsą. Po powrocie do domu zawsze się chwali, pokazując na palcach, ile razy była w toalecie na siku.

Najbardziej cieszy mnie, że Faustynka się w końcu otworzyła i w przedszkolu mówi. Rozmawia zarówno z dziećmi jak i z Paniami. Mieliśmy tydzień temu spotkanie, coś w rodzaju wywiadówki i powiem szczerze, mam powody do ogromnej dumy. Panie chwalą moją Perełkę bez końca. Jest grzeczna, nie mają z nią żadnych problemów, wykonuje polecenia, pomaga innym dzieciom, ładnie się bawi, jest bardzo samodzielna, na spacerek się ubiera całkiem sama, łącznie z zasuwaniem bluzy czy kurtki, sama korzysta z toalety, pamięta o myciu rączek, jest mega inteligentna. Pani powiedziała, że Faustynka ma przyjaciela - Stasia, który jest tak samo grzeczny jak ona i też bardzo inteligentny. Są to dzieci wysoce inteligentne dlatego tak świetnie się dogadują i stali się wręcz nierozłączni, ale Stasiu jest tak samo jak nasza Kruszyna, niejadkiem.

W domu nasza Księżniczka cały czas opowiada o Stasiu, a gdy chorowała mówiła, że bardzo za nim tęskni, ma też w planach zaprosić go na swoje urodziny, które będzie miała w marcu w nowym domu, tzn. mieszkaniu.

Bardzo się cieszę, że Faustynka ma takiego Stasia :)
Pani w przedszkolu zapewniła mnie, że Młoda nie tylko ze Stasiem się bawi, ale z dziewczynkami też, co mnie mile zaskoczyło, bo opowiada tylko o Stasiu.

W piątek dzieciaki poszły na przedstawienie o "Czerwonym Kapturku". Młoda była tak podekscytowana, że później cały weekend odgrywałyśmy te role. A to ja byłam wilkiem, a Faustynka Kapturkiem, a to ona była babcią, to później ja Kapturkiem, a Młoda wilkiem, to znowu ja babcią i tak w kółko, chyba ze sto razy :) Ona ma rewelacyjną pamięć do bajek. Już 2 lata temu potrafiła sama opowiedzieć o "Śpiącej Królewnie", o "Śnieżce", o "Trzech Świnkach", a później dochodziły kolejne i kolejne i oczywiście piosenki, bo poczucie rytmu i melodii też ma rewelacyjne, więc śpiewamy co wieczór kołysanki i opowiadamy w łóżku te bajki. Opowiadamy, nie czytamy, bo dzieci zasypiają przy zgaszonym świetle.

Oby tylko te choróbska dały se siana, bo jestem tak cholernie, przepraszam, ujebana...



Maciuś też rewelacyjnie sobie radzi. Panie go uwielbiają, z resztą z wzajemnością. Dzieci go zaakceptowały bez problemu, szczególnie dziewczynki, ale w ogóle się im nie dziwię, bo on ma taką śliczną buzię i oczy, w ogóle nie widać po wyglądzie, że coś z nim nie tak. Oczywiście niepoprawnie się wysławia, ale inne dzieci go poprawiają, tak normalnie bez śmiechów. Tylko z Julkiem dochodzi czasami do starć i ten Maciusia popchnął dwa razy na placu zabaw tak, że raz syn miał obdarty łokieć, innym razem kolano i skarży się w domu na Juliana, mówi że jest niegrzeczny i robi źle.

Do diety nie mam zastrzeżeń. Wybiórczość pokarmowa jest niemal niezauważalna. Syn je nawet surówkę z kapusty!!! Z zup wypija płynną część, bo ciągle nie może zrozumieć, że można połączyć konsystencję stałą z płynną dodając jarzyny w kawałkach do wody, ale śniadania i drugie dania to bez problemu. Warzywa raczej omija, ale nie wszystkie, bo pomidory zjada, fasolkę szparagową i surówki na bazie kapusty też. Ryż, ziemniaki, kasza (oprócz gryczanej),  mięsko, rybka, pierogi, racuchy, naleśniki bez problemu. A najważniejsze, że próbuje nowych rzeczy. Kiedyś rzucił się na kiszone ogórki, ale go skwasiło i mimo, że chciał tego ogórka zjeść, pojawił się odruch wymioty, wypluł to co ugryzł i powiedział: "Nie lubię ogórka. Blee".

Pracuje chętnie, ale często się zawiesza, ma problemy z koncentracją. Uwielbia wszelkie aktywności ruchowe i aktywnie uczestniczy mimo czasami występującej niezgrabności ruchowej czy zaburzeń równowagi. Od małego owielbiał gdy razem tańczyliśmy, wygłupialiśmy się na podłodze, śpiewaliśmy piosenki z prostymi układami choreograficznymi, graliśmy w piłkę, spacerowaliśmy. W zasadzie tylko dzięki aktywnościom fizycznym byłam w stanie nad nim zapanować, jakoś sobie z nim radzić. Musiałam go zmęczyć żeby w ogóle zasnął, taki był nadpobudliwy.

Jestem zadowolona z nowego przedszkola. Panie po miesiącu pracy z Maciusiem zauważyły u niego wyostrzenie zmysłów, nadwrażliwość słuchową, dotykową, zaburzenia równowagi, fiksacje, stymulacje. Nic im nie podpowiedziałam, wszystko dostrzegły same. Mam wrażenie  że w poprzednim przedszkolu Panie nie robiły nic, kompletnie nic. Teraz, bez porównania.

Maciuś ma rewelacyjną pamięć, którą z resztą Panie podają jako jego szczególne uzdolnienia.

Jeszcze ma rewelacyjny słuch, bo po brzmieniu silnika wie kto przyjechał, bez możliwości spojrzenia do okna i nie mówię tu o domownikach, tylko o rodzicach przywożących dzieci do przedszkola, ale tego jeszcze Panie nie wiedzą, ja zaobserwowałem, to w poprzednim przedszkolu.

Jak się ostatnio okazało wzrok też ma aż za dobry. Maciuś był poraz pierwszy u okulisty i dna oka co prawda nie dał zbadać, ale badanie ostrości wzroku wyszło aż za dobrze i Pani doktor stwierdziła nadwzroszność. Powiedziała, że u autystów często występuje z uwagi na wyostrzenie zmysłów.



Trochę się opisałam o tych moich dzieciakach. Co mogę napisać o sobie?
Zmęczona, to na pewno.
Wczoraj w końcu miałam wizytę u ginekologa. Mięśniaków, polipów brak. Cytologia pobrana, czekam na wynik. Skierowanie na badania poziomu hormonów w 3-5 dniu cyklu i USG piersi jest. Czekam. Miesiączki się spodziewam za tydzień i później zobaczymy.

Ginekolog proponuje w moim przypadku wkładkę hormonalną, która miałaby stabilizować poziom hormonów i przy okazji zabezpieczać przed ciążą. Dziewczyny, czy któraś z Was miała z nią do czynienia lub ma?

Nie wiem co pokażą wyniki badań, ale jeśli hormony będą w normie, to wolałabym nie stosować sztucznych hormonów nie ważne czy doustnie czy za pomocą wkładki. Póki co ból jest do wytrzymania. Lekarz zalecił leki przeciwzapalne, bo no-spa nie pomoże. Ameryki nie odkrył :P Wiem to od dwudziestu lat, bo miesiączki miałam od zawsze bardzo bolesne, obfite i przedłużające się, ale zawsze jednak regularne.


Niemniej jednak, jest dobrze :)
A teraz muszę kończyć, bo bawimy się w sklep. Kto to wszystko posprząta? 

20 komentarzy:

  1. Karina z tym chorowaniem musisz się uzbroić w cierpliwość. Na początku naprawdę tak jest i to jest niejako norma. Później będzie lepiej. Fajnie, że tak się z tym Stasiem odnaleźli, zawsze we dwójkę to raźniej :)Mnie zawsze dzieci rozczulają jak się nawzajem pocieszają, albo tłumaczą sobie, że mama jest w pracy, że przyjedzie później.
    Co do Maciusia to rodzice często nie mają jak sprawdzić czy coś jest w danym przedszkolu (integracyjnym/specjalnym) realizowane. Fajnie, że tak dobrze teraz trafiliście. Maćkowi na pewno to wyjdzie na dobre.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, Maciuś jak zaczynał 3 lata temu przedszkole, to też pierwsze 6 miesięcy strasznie przechorował, to chyba nieuniknione, ale niestety bardzo męczące. Ja strasznie przeżywam choroby u dzieci, nie jem, nie śpię...

      A tym Stasiem to ja się strasznie cieszę :D
      Tak samo jak zmianą przedszkola Maciusia.
      :*

      Usuń
  2. Wspaniałe masz dzieci! Wspaniała Mamo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, mam najwspanialsze dzieci na świecie :)

      Usuń
  3. Z tych twoich słów to zawsze przebija taka miłość do dzieci ogromna... Fajne to jest :-)
    Karina, myśl pozytywnie. Dzieci się rozwijają, układa się coraz lepiej, zaraz będziecie na swoim. Tylko te choróbska... Mam nadzieję, że i one się skończą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham te dzieciaki nad życie choć czasami macierzyństwo daje mi porządnie po dupie i mam chwile załamania i mam czasami wszystkiego dość, ale to są jednak moje dwa największe szczęścia :)

      Usuń
  4. Ważne że dzieci odnajdują się w środowisku i dobrze sobie radzą.

    OdpowiedzUsuń
  5. No, dawno nie było tak optymistycznego wpisu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczynam nowe życie i jaram się tym na maxa mimo, iż nie wszystko jest różowe ;)
      Chyba nikt i nic nie jest w stanie zepsuć mi teraz humoru, bo jest dobrze i oby było nadal.

      Usuń
  6. A jakoś może wzmacniasz odporność? Niby neosine wspomaga jak się bierze kilka dni... Ale naturalnie czystkiem, spirulina? Ja w ciąży za wiele nie mogę ale działa na mnie świetnie syrop z miodu, cytryny i tartego imbiru. Normalnie to prawie całym rokiem chorowałam, sterydy i antybiotyki na zatoki... A jak byłam mała mam dawała mi lody zimą :P podobno wspomaga też odporność :P

    Co do wkładki... hmm... Nie wiem czy chodzi o takie krążki typu nuvaring? Ja je miałam, byłam zadowolona. Minimalna dawka hormonów, nie rozwala tak organizmu. Nie uznaje seksu w prezerwatywie, w dodatku nie raz nam pękła na początku, a mierzenie temperatury itp. pomogło w zajściu w ciąże a nie jej uniknięciu :P Tak więc był to dla mnie komfort - endometrioza nie szalała, zabezpieczenie było... Teraz myślę co po ciąży będę mogła wziąć, bo chcemy drugie ale trochę muszę się zregenerować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym wzmacnianie odporności to jest tak, że syn nie przyjmie nic doustnie (ani żelki, syropki, witaminka, ziółka, miód, cytryna też nie), ale odkąd udało się rozszerzyć dietę, to nie choruje często. A córa właśnie zaczęła przedszkole i o ile nie chorowpała wcześniej często tak teraz nadrabia mimo witamin czy syropków na odporność, ale ona w przedszkolu nie je nic więc organizm jest osłabiony. Takie są uroki posłania dziecka do przedszkola, ale w końcu trzeba :) Może neosine - poczytam i spróbujemy ;)

      Wkładka nie wiem jaka, powiedział, że na 5 lat się pzakłada, kosztuje koło 1000 zł. Narazie sobie i tak nie mogę pozwolić na taki wydatek, bo remont. Boję się że mi ona nie przypapsuje, będę miała jakieś dolegliwości albo zacznę tyć i ją będę wyciągać po kilku miesiącach, co już totalnie byłoby wyrzucenie pieniędzy w błoto :/ Póki co jestem w stanie funkcjonować z obecnymi bólami więc jeszcze mogę poczekać, jednak jeśli mnie znowu sparaliżuje wręcz z bólu jak ponad 2 lata temu to nie będę miała wyjścia :/

      Usuń
    2. Na taką wkładkę bym się nie zdecydowała... Ja płaciłam 120 zł na trzy miesiące i co 21 dni wyciągałam i wkładałam krążek, taki pierścień. Jeden kosztuje jakoś 50 zł, można kupić od razu trzy albo jeden. Nie musisz pamiętać o nim, raczej nie przeszkadza - choć każda jest inna ;) Te na 5 lat słyszałam, że bywają nie skuteczne to raz, a dwa to jednak jest jakiś metal, czy coś zakładany mocno przez lekarza, można mieć różne reakcje... Bałabym się.

      No tak, jak nie podjada to organizm osłabiony :)

      Usuń
    3. No właśnie, jestem ostrożna odnośnie tej wkładki, jeśli już to pewnie zdecyduję się na tabletki, ale to też pewnie w ostateczności.
      Dzieciaki wyzdrowiały, dzisiaj już są w przedszkolu ;)

      Usuń
    4. I oby więcej nie chorowały :) ale to taki okres jesienny kiepski... Niby pogoda świetna a jednak...

      Ja o tabletkach bym zapominała, no i mają dużą porcję hormonów, wolałam dlatego krążek :D ale teraz nie wiem co można przy kp...

      Usuń
    5. Odnośnie tego krążka, czy mimo małej dawki hormonów zniwelował bóle spowodowane endometriozą? Bo mi głównie chodzi o pozbycie się bólu.

      Usuń
    6. Hmm... Wiesz ja go dostałam po operacji i po kuracji vissane. O to głównie chodziło bym nie została z "niczym". Taka była polityka mojego ginekologa i dzięki temu po odstawieniu nie miałam nawrotu. Używałam ich jakoś 3,5 roku i było ok. Ja mam endometrioze II stopnia, to pewnie też od tego zależy.

      Usuń
    7. Aha, skonsultuję to z moim ginekologiem, bo jakoś ta wkładka na 5 lat mnie przeraża. Dzięki za podpowiedzi ;)

      Usuń
  7. Bardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń