No niestety, Pani psycholog coś nie trafia w swoich diagnozach. Nie chcę kobiety skreślać, ale znowu widzę pewnego rodzaju model książkowy, którego się kurczowo trzyma. Chyba zapomina, że należy do każdego człowieka podchodzić indywidualnie. Jako psycholog powinna o tym wiedzieć, czyż nie?
Wymyśla tu przyczyny takich a nie innych zachowań Faustynki. Miesza się już w tym wszystkim. Raz mówi tak, następnym razem odwrotnie. Szczerze to mnie to nawet nie bulwersuje, ale za to śmieszy. Nie chcę kobiety skreślać, ale chyba jednak nie jest taka dobra jak miała być.
Agnieszka siostra męża też stwierdziła niedawno, że zostanie psychologiem. Dlaczego? Bo siostra jej chłopaka jest i czesze na tym grubą kasę. Niezły powód. Bez komentarza.
Jeśli jednak mamy takich psychologów, to ja się wcale nie dziwię, że mamy tylu samobójców i ludzi znerwicowanych.
Przecież Aga się kompletnie do tego nie nadaje. Zero empatii, wyjebane na wszystko, brak kręgosłupa moralnego i ona będzie pomagać ludziom z problemami?
Wracając do tematu. Na którymś spotkaniu Pani psycholog powiedziała, żeby dziecka nie zmuszać jak nie chce iść do przedszkola. Dla mnie to niedorzeczne. Claudii tak nie zmuszali i przesiedziała 6 lat w domu na toku indywidualnym, mojej teściowej z resztą też, dlatego szkoły średniej nie skończyła. No niepojęte dla mnie. Tylko, że Pani psycholog nie wiedziała o jednym: że nigdy nie pozwoliłam Faustynce zostać w domu gdy nie widziałam, że naprawdę jest chora, zawsze starałam się odróżnić czy to faktycznie ból głowy czy stres objawiający się w ten sposób i na rzęsach stawałam, żeby koniec końców córkę przekonać do wyjścia. Oczywiście wszystko rozmową i tłumaczeniem na spokojnie bez nerwów. Na następnym spotkaniu owa Pani próbowała mnie uwikłać, że Faustyna wie, że jak powie, że coś boli to mama zostawi ją w domu i nie będzie musiała iść do przedszkola. Dobre...
Na pierwszym spotkaniu Pani zaproponowała, żeby dziecko w czasie porannego stresu przed przedszkolem namalowało to czego się boi. Więc gdy się pojawił silny stres, to dałam młodej kredki i powiedziałam "Narysuj to czego się boisz", bez jakichkolwiek sugestii. Gdy skończyłam to pytałam co to jest. I tak za jednym razem namalowała budynek przedszkola, siebie ze smutną minką w centrum strony i jakieś dziewczynki. Powiedziała, że Wika jej dokucza na tym obrazku i dlatego jest smutna.
Innym razem namalowała siebie płaczącą i dookoła niej chłopców i jakąś postać z boku. Gdy zapytałam co jest na jej rysunku to powiedziała, że to chłopcy z innej grupy jej dokuczają. A ta postać z boku, to pani przy biurku z telefonem w ręce siedząca jakby tyłem do dzieci! I wtedy dowiedziałam się dlaczego córka nie chce chodzić do przedszkola w czasie dyżuru na feriach (zapisałam ją na kilka dni, żeby nie miała tak dużej przerwy, myślałam, że zrobiłam dobrze). Po prostu byli połączeni z tą grupą starszaków gdzie muszą chodzić na religię i ona się boi tamtych chłopców, bo są niegrzeczni.
Co na te obrazki psycholog? Żeby nie traktować tego tak dosłownie, bo to przykrywka do właściwych przemyśleń dziecka. To po co kazała to malować?
Ostatnio wymyśliła, że jak Faustynka chce w sklepie zabawkę, to żeby nie odmawiać, bo to jej sposób na radzenie sobie ze stresem, tylko kupić. Tak jak człowiek dorosły w stresie bierze lek uspokajający, tak córka kupuje zabawkę. Następnym razem pewnie powie, że sami sobie ją rozwydrzyliśmy, bo kupujemy wszystko co chce 😂
Strasznie kombinuje, szuka przyczyny stresu Faustyny w nas, w naszej relacji małżeńskiej i nic nie może znaleźć. Już się nawet o finanse i seks dopytuje i też nic nie znalazła. Ciekawe czym nas następnym razem zastrzeli.
Pani psycholog jeszcze nie wie, że "problemy" Faustynki się cudownie rozwiązały po feriach, gdy się okazało, że Pani, ta która wg "nic nie znaczącego obrazka" zamiast zajmować się dziećmi siedziała z nosem w smartfonie już nie pracuje. Oficjalnie dostała pracę gdzie indziej, ale prawda jest pewnie taka, że inni rodzice zamiast latać z dziećmi tak jak my po psychologach, to poszli do dyrekcji i zrobili jak to się teraz mówi "gówno burze" i pani przedszkolanka wyleciała.
W ogóle po feriach mamy inne dziecko. Wrócił apetyt, pięknie je. Nawet w przedszkolu gdy coś smakuje to prosi o dokładkę. Nie narzeka, że się nudzi. Nie trzyma się mnie kurczowo i nie muszę z nią siedzieć podczas oglądania bajki jak to było podczas ferii. Jedyne co, to nadal nie chce chodzić na religię, bo twierdzi, że boi się tamtej grupy.
Zobaczymy co psycholog jeszcze wymyśli. Na pewno jest wiele sensownych rzeczy, które nam podpowiada. Nie krytykuję jej w stu procentach. Zdaję sobie sprawę, że młoda dużo odziedziczyła po mnie i wiem, że muszę sama nad sobą pracować, żeby się nie stresować i nabyć więcej pewności siebie, ale też wiem, że to się nie zmieni od pstryknięcia palcem i potrwa pewnie w chu...
Miłego!
A nie myślałaś o wizycie u innego psychologa? Tak na próbę, dla porównania? Nie mówię, żeby od razu rezygnować z tej pani psycholog, ale może warto zasięgnąć drugiej opinii?
OdpowiedzUsuńTak, myślimy nad tym. Nawet kontaktowalismy się z inną pania, ale oferowała tylko teleporadę.
UsuńOgólnie to przez tą pandemię ciężko się dostac do kogoś.
Porażka... Ale powiem Ci z własnego doświadczenia tak to już niestety jest...
OdpowiedzUsuńNo niestety.
UsuńTez nie trafiłam do tej pory na dobrego specjalistę.
Czasami jednak rozwiązanie jest prostsze niż się może psychologom wydawać :) Jakoś do tej pory nie spotkałam na swojej drodze jakiegoś mega sensownego psychologa - w pracy mamy dwóch i jedna dziewczyna tragedia, druga całkiem ok ale taka behawiorystka bardzo więc nie zgłębia się w jakieś rozważania zbyt duże i ja lubię takie podejście, komuś innemu by pewnie mogło nie przypasować. Dobrze że macie już problem przedszkola z głowy :)
OdpowiedzUsuńCzy tak całkiem z głowy to jeszcze nie wiem. Jutro będzie religia. Zobaczymy ;)
UsuńTy wiesz, że ja też jestem wrażliwa na tym punkcie i normalnie mnie trafia, gdy to czytam. Nosz kurde, no! Niekompetentna to sobie może być kasjerka w Żabce, ale nie psycholog! Dla niej to kolejny haczyk przy nazwisku, ale niestety dla pacjenta sprawa najwyższej wagi. Niewłaściwa ocena sytuacji, błędna diagnoza, (czyli olanie tematu) może zaważyć na całym późniejszym życiu. Jeśli babo nie wiesz jak pomóc, to się do tego przyznaj, tak po prostu, bo chodzi o jakość życia człowieka, zwłaszcza tak małego człowieka, który ma przed sobą całe życie i takie niewłaściwe ukierunkowanie ma na to życie ogromny wpływ.
OdpowiedzUsuńKarina, czy wy znaleźliście ją w necie, czy z polecenia? Ma jakieś opinie?
Przepraszam, że tak się zapędziłam, ale naprawdę szlag mnie trafia. Martwię się o tę waszą kruchą delikatną i wrażliwą dziewczynkę, i tyle. Ufff.
Też na początku się zbulwersowałam, ale z drugiej strony to rozumiem, że szuka przyczyn w domu. W końcu nas nie zna, nie wie czy nie jesteśmy patologią, mysli że może tłuczemy dzieci i dlatego sa takie zalęknione albo popełniamy jakieś poważne błedy wychowawcze. Ona musi brac pod uwagę różne scenariusze.
UsuńTylko że tak będzie drążyć w jednym miejscu i jak w końcu dojdzie do tego żeby szukać przyczyny np w przedszkolu to młoda już będzie w szkole.
Poza tym tak jak policjant nie jest skory wlepić mandatu kierowcy karetki tak ona nie chce ruszać pedagogów.
Z polecenia, ale opinie w necie też ma bardzo dobre. Poza tym to taka trochę daleka znajoma męża, która była mu dłużna przysługę. Wydawała nam się najlepszym wyborem. Ona sama chce nam zaproponować psychologa typowo dziecięcego dla Faustynki z ppp, tylko przez tego wirusa ciężko się dostać i nas tak jakby po znajomości wzięła narazie pod swoje skrzydła.
Ja staram się nie posyłać Młodego na wakacjach czy feriach, choć nie zawsze to się udaje. Niestety doświadczenia mamy złe. Łączone grupy, panie, którym się zwyczajnie nie chce ogarniać tej zbieraniny.
OdpowiedzUsuńZnalezienie dobrego specjalisty nie jest łatwe. Samisię z tym borykaliśmy i tak naprawdę nie domknęliśmy tematu przez koronę. Trafiliśmy na dobrego psychologa, ale pandemia uniemożliwiła nam terapię. Ale po jednym spotkaniu już nam sporo pomógł. Także nie poddawajcie się. Jeśli czujecie, że Faustynka potrzebuje wsparcia, szukajcie dalej.
Ja tez nigdy na dyżury nie puszczałam, ale później powroty były ciężkie i tym razem chciałam jej tego oszczędzić a tu sie okazało ze jest jeszcze gorzej.
UsuńFaustynka czuje sie o niebo lepiej, rano idzie bez stresu i przedłużajacych się wizyt w toalecie. Wszystko wskazuje na to, ze problemem był brak wsparcia u nowej pani, która na szczęście zmieniła prace. Tylko ciągle nie chce chodzić na religię.