Wczoraj Maciek wrócił do szkoły. On po prostu pofrunął jak na skrzydłach. Bardzo mu brakowało przyjaciół, zabawy na świetlicy, zajęć z lego i innych tym podobnych. Nie spodziewałam się, że rano wystartuje już o 6, po tych jego bezsennych jazdach.
Właśnie, miałam Wam napisać jak to z tym spaniem u nas było.
Zanim znów pozamykali klasy I-III, Maciek i tak siedział już tydzień w domu na zdalnym, bo klasa miała nadzór. I właśnie wtedy zaczęły się problemy ze snem. W nocy budził się co chwilę jak niemowlak i przychodził do nas. Odprowadzałam go do jego łóżka, czekałam, aż zaśnie i wracałam do siebie. Mijało nie więcej jak 30 minut, a on znów przychodził i tak się prowadzaliśmy do rana. Mijały dni, tygodnie. Wszyscy oprócz Faustyny jak zombie, bo jej to nic nie ruszy. Można by ją w rakietę w nocy wsadzić i wysłać na księżyc i nic by nie wiedziała.
Maciek na wszelkie zmiany reaguje bezsennością. Gdy się przeprowadziliśmy do własnego mieszkania, problem mieliśmy przez pół roku. Syn ma bardzo lekki sen. W końcu z racji autyzmu jest nadwrażliwy na dźwięki. Powiem Wam, że sama po przeprowadzce miałam problem ze snem, bo gdy mieszkaliśmy u teściów, to owszem, było głośno, ale to bym inny rodzaj dźwięków - jakieś krzyki i trzaskanie drzwiami do 1 w nocy, ale z dołu, później cisza. W nowym miejscu zamieszkania nagle dochodziły mnie dźwięki z ulicy, samochody, karetki, nawet pociągi, choć to bardzo daleko, do tego sąsiedzi nad nami chodzili po nocach i jak tylko coś gdzieś stuknęło, puknęło, ja leciałam do dzieci sprawdzać czy wszystko ok. Też długo minęło zanim się przyzwyczaiłam. Z tym, że ja już sobie dobrze śpię, nic mi nie przeszkadza, a u syna nadal pojawia się bezsenność. Gdy zaczął szkołę we wrześniu, to też przez to przechodziliśmy. Gdy mąż kupił akwarium tak samo. No i teraz na zdalnym.
Mam wrażenie, że próbowaliśmy wszystkiego.
Aromaterapia (kominek do aromaterapii, kąpiele z olejkiem z lawendy, pranie piżamki i pościeli w lawendzie), ziółka (Maciek polubił herbatkę z melisy), masaże przed snem, przytulanie, spacery, dużo ruchu żeby był bardziej zmęczony, ale to nie to samo jak gdy wyszaleje się w szkole na wf-ie, a po lekcjach na magicznym dywanie na świetlicy, gdy czeka na logopedię czy inne zajęcia. Dodatkowo wkręciłam syna na fizjoterapię z SI oraz do logopedy. Myśleliśmy, że może za dużo czasu spędza przed komputerem, więc kilka dni odcięliśmy go od elektroniki, przeżywał bardzo, bo potraktował to biedny jak karę, a to nie o to chodziło, tłumaczyłam mu dużo i wprowadziliśmy zasadę, że po godzinie 18 już nic nie włączamy. Jednak nic to nie zmieniło. Problemy ze snem trwały nadal.
Byliśmy już zdesperowani. Wyjęłam z szafki Rispolept, który Maćkowi przepisała Pani psychiatra już we wrześniu na poprzednie bezsenności i którego wówczas nie podaliśmy ze strachu przed skutkami ubocznymi. Przeczytaliśmy kolejny raz ulotkę i stwierdziliśmy, że nie podamy tego.
Męczyliśmy się nadal.
Przemeblowaliśmy dzieciom pokój. Też nic. Rozmawialiśmy z Maćkiem dużo o tym, że on jest niewyspany, że sobie szkodzi, że my jesteśmy niewyspani, że jak do nas przychodzi to jest nam za ciasno,... W końcu zaproponowałam mu, żeby w nocy jak się obudzi, brał swoją kołdrę i kładł się na sofę a nie do naszego łóżka i tak zaczął robić. Trochę było lepiej, choć jemu na pewno niewygodnie. Do nas przychodził dopiero o 5 rano.
Jakoś tak w połowie kwietnia przysnęłam z Maćkiem w jego łóżku i co się okazało? Gdy Faustynka przekręcała się w nocy na drugi bok, jej łóżko lekko poskrzypywało. Bardzo cichutko, ale to widocznie wystarczało, żeby Maciek się wybudził, a że nie był jakoś bardzo zmęczony, to nie mógł sobie znowu przysnąć. Kolejnej nocy do łóżka córki włożyłam pomiędzy stelaż a materac kołdrę i pierwszy raz wszyscy spaliśmy do rana bez pobudek. Następnego dnia mąż pojechał kupić jej nowe łózko (i tak mieliśmy jej niedługo zmienić na większe), tym razem tapicerowane, rozkładane i dzieci śpią słodko jak aniołki, my także intensywnie odsypiamy, a i nasza intymność odżyła, bo ileż można się kryć w łazience 😅