wtorek, 30 czerwca 2020
Sałatka białkowa z tuńczykiem
Składniki:
- ciecierzyca gotowana (ja użyłam tej z Lidla w słoiku)
- kukurydza (puszka)
- groszek zielony (puszka)
- ogórki kiszone (3 szt.)
- jajka (3 szt.)
- tuńczyk z puszki
- jogurt naturalny o zwiększonej zawartości białka
- szczypiorek
- natka pietruszki
- pieprz (nie soliłam, ogórki i tuńczyk są wystarczająco)
Ogórki i jajka pokroić w kostkę. Pozostałe warzywa odsączyć. Wymieszać składniki z jogurtem i szczypiorkiem. Doprawić pieprzem. Na wierzchu ułożyć tuńczyka i posypać natką pietruszki.
czwartek, 25 czerwca 2020
Z dziennika hipochondryka
W ostatnim wpisie napomknęłam coś o sytuacji u teściów, jednak należało by tu wyodrębnić całkiem nowy post. Nie pisałam Wam wcześniej o tym co się u nich dzieje, bo niespecjalnie mnie to obchodzi. W końcu nie mieszkam tam od prawie dwóch lat i cieszę się własnym życiem oraz tym, że już ich oglądać nie muszę.
Tylko tam się takie cuda wyprawiają... Ja w tym żyłam, więc mnie to nie dziwi. To jest bardzo ciekawe jak ludzka psychika może być zjebana uszkodzona.
Otóż.
Nie od dziś wiadomo, że moja treściowa jest hipochondryczką. Prawdziwą lub udawaną. Tego nie wiemy. Tak jej w każdym bądź razie wygodnie, bo nie musi wychodzić z domu, a teraz to już w ogóle luz.
Tylko, że...
Od początku epidemii mój teść ma zakaz wstępu do domu. Całkowity zakaz wstępu. Drzwi są zamknięte na klucz i nikt do domu nie wejdzie. Nikt. Nie wejdzie, ani nie wyjdzie. Moja teściowa, babka i Claudia siedzą w domu od czterech miesięcy, nie wychodząc nawet na podwórko. Mój teść od prawie czterech miesięcy mieszka w kotłowni. Tak, w KOTŁOWNI. Codziennie tylko zakupy podaje przez okno w kuchni, które babka odkaża. Teściowa do kuchni nie wchodzi. Potrafiła się ustawić. Nie mówcie, że nie. Babka teraz jej herbatki, śniadanka, obiadki, wszystko do sypialni zanosi, bo Elunia bidna i by ją wirus zabił. Chociaż raz jest tak, za chwile się chlają. Cuda się tam wyprawiają.
Teść w kotłowni ułożył kilka desek na których śpi. Dobrze chociaż, że ma tam starą kuchenkę, to chociaż sobie jajka z kurnika usmaży. Nie kąpie się, bo nie może wejść do domu do łazienki. Mój mąż mówi, że nie da się już obok niego przejść, taki zapach. Ubrania też ma nie wyprane. Tyle co się w jakiejś misce wymyje, ale co to za mycie. Z ubikacji nie skorzysta, chodzi do lasu. No cyrk, no cyrk.
Agnieszka toczyła wojny, bo jej w domu nie da się utrzymać. Musiała po drabinie wchodzić na pierwsze piętro do swojego pokoju, żeby nie przynieść na parter Covidu. Chciała czy to pójść pod prysznic czy do kuchni zjeść, to dantejskie sceny się odbywały. Nie wiem wszystkiego, bo nie widziałam, ale mogę się domyślać co tam się działo. A że Agnieszkę znam już ładnych parę lat, to wiem że nie odpuści i jestem pewna, że i do rękoczynów tam dochodziło.
Dwa tygodnie temu wyniosła się do swojego chłopaka i mieszkają u jego rodziców. Twierdzi, że na stałe.
Misiu jest najmłodszy z rodzeństwa i rodzice pewnie będą go chcieli zostawić do domu. Jego starszym braciom i siostrom, a trochę ich ma, pozapisywali działki, pomogli wybudować domy i został tylko Misiu. Nie wiem jakie mają plany. Pożyjemy zobaczymy. Są młodziutcy. Przed Agnieszką jeszcze rok szkoły średniej. No chyba, że rzuci to w cholerę i jak tylko zostaną otwarte granice to wyfruną z kraju. Kto wie. Może być różnie.
Czuję, że ona to już planowała wcześniej. Tak wcześnie prawko zaczęła robić. Od babki pieniądze wysępiła, najpierw na kurs, egzaminy, dodatkowe godziny jazdy, potem na samochód. Ona też jest cwana. Jeszcze na pewno nie raz wróci po pieniądze. A babka daje, bo Agniesia bidna, bo jej nikt nie da. Oj tak to wszystko wygląda.
A co z Claudią, nie mam pojęcia. Pewnie znowu zamknęła się w swoim świecie.
wtorek, 23 czerwca 2020
Dzisiejszy trening
Dzisiaj wykonałam trening cardio dla początkujących z Martą Hennig.
Jest do zrobienia, choć nie mogę powiedzieć że się nie spociłam, ale o to tu właśnie chodzi. Nie chciało mi się dzisiaj ćwiczyć jak cholera. Pogoda u nas fatalna, przez co nie wybrałam się wczoraj na mój codzienny spacer i nie zanosi się na poprawę. A jeden dzień bez spaceru, to u mnie = 0,5 kg więcej następnego dnia.
Muszę przyznać, że Marta mnie rozbudziła. Polecam!
Następnie wykonałam Squat challenge na dziś, ale przy 50 przysiadzie myślałam że zdechnę.
Jest do zrobienia, choć nie mogę powiedzieć że się nie spociłam, ale o to tu właśnie chodzi. Nie chciało mi się dzisiaj ćwiczyć jak cholera. Pogoda u nas fatalna, przez co nie wybrałam się wczoraj na mój codzienny spacer i nie zanosi się na poprawę. A jeden dzień bez spaceru, to u mnie = 0,5 kg więcej następnego dnia.
Muszę przyznać, że Marta mnie rozbudziła. Polecam!
Następnie wykonałam Squat challenge na dziś, ale przy 50 przysiadzie myślałam że zdechnę.
Musiałam przerwać na kilka sekund i dopiero po tym dociągnęłam ostatnią piątkę. Chyba muszę te przysiady robić w seriach.
Czy ktoś to robi jednym ciągiem? Takie 100 przysiadów raz za razem? Albo 250?
Spróbuję jeszcze tego:
Monika Kołakowska
Chociaż wiem, że wszystkiego nie dam rady. Już raz próbowałam. Walczę! ;)
Podoba mi się że te ćwiczenia odbywają się na macie, zatem nie tłukę się piętami i tym samym mam nadzieję, że nie przeszkadzam sąsiadom.
Na przyniesienie orbitreka z piwnicy póki co się nie zdecydowaliśmy, bo raz nie mamy na niego miejsca, a dwa już sie przez ostatnie lata (a ma ich już ponad 8) tak rozklekotał, że tłucze się niemiłosiernie, poza tym ma połamaną jedną stopkę, a dokupienie jej w Decatlonie to koszt 169 zł za parę! Chu**wo biorąc pod uwagę, że cały orbitrek kosztował niewiele ponad 300 zł.
Zastanawiam się nad kupnem rowerka stacjonarnego. Tylko czy będzie równie efektywny jak orbitrek?
******************************
Dzisiaj Dzień Ojca! Wszystkiego najlepszego wszystkim tatusiom!
Jeszcze laurki musimy zrobić ;)
******************************
Nowinki z ostatniej chwili.
Siostra męża Agnieszka przyjechała przed chwilą do niego do pracy i mój mąż się dowiedział, że ona już nie mieszka u moich teściów. Wyprowadziła sie już jakiś czas temu i mieszka z Misiem u jego rodziców. Bo jak to powiedziała: "Życia tam nie było".
Coś czuję, że będę teraz miała jeszcze większy żal do męża, że tyle lat musiałam się tam męczyć, a taka Agnieszka ani się nie obejrzała i to rok przed maturą.
Oby tylko rodzice Misia nie okazali się takimi skurwysynami jak rodzice mojego męża.
Chociaż, raczej to się w tej sytuacji powinnam bać o nich a nie o nią...
poniedziałek, 22 czerwca 2020
Zastanów się jakim rodzicem jesteś
"Tak, jak rodzic traktuje dziecko, tak dziecko traktuje siebie. Jak dziecko traktuje siebie, tak je traktują inni".
https://www.onet.pl/styl-zycia/jakmowic/chce-opisac-zachowanie-ktore-zaobserwowalam-u-doroslej-pary/yc3sgzd,30bc1058
Ja płacę całe życie za czyjeś błędy i dysfunkcje. Nie tak być powinno. To przecież nie jest moja wina, że się urodziłam.
https://www.onet.pl/styl-zycia/jakmowic/chce-opisac-zachowanie-ktore-zaobserwowalam-u-doroslej-pary/yc3sgzd,30bc1058
Ja płacę całe życie za czyjeś błędy i dysfunkcje. Nie tak być powinno. To przecież nie jest moja wina, że się urodziłam.
niedziela, 21 czerwca 2020
Zielony koktajl
Mój ulubiony.
Składniki:
- 150-200 ml wody
- banan
- kiwi (2 szt.)
- garść jarmużu
- garść natki pietruszki
- garść szpinaku
Wszystko zblendować.
Składniki:
- 150-200 ml wody
- banan
- kiwi (2 szt.)
- garść jarmużu
- garść natki pietruszki
- garść szpinaku
Wszystko zblendować.
piątek, 19 czerwca 2020
O motywacji
Oto moja motywacja do zadbania o siebie, o swoje zdrowie, ciało i samopoczucie:
https://www.flowmummy.pl/ Justyna Basińska
Kolejny raz tam wracam i każdemu polecam. Justyna to super babka, równa, zwyczajna dziewczyna, nie żadna celebrytka. Według mnie szczera i wiarygodna mama trzech chłopców. Uwielbiam jej vlogi i polecam.
A to moja druga motywacja, konkretnie to do zrzucenia kilku kilogramów:
Właśnie przed chwilą rozjaśniłam odrost i efekt niezbyt mnie zadowala, ale biorąc pod uwagę, że kolor naturalny był ciemny, to ujdzie ten kurczaczek.
No niestety nie znalazłam swojego rozjaśniacza, mojego nr 1 Syossu i wybrałam inny firmy Schwarzkopf.
A taki jest efekt:
No nic, za kilka dni, jak kłaczki się zregenerują (choć nie zniszczyły się, więc tu daję plusa), to kupię jakąś blond farbę i spróbuję wyrównać kolorek.
Dziś 45 przysiadów do wykonania, więc wstawiam zupe i idę ćwiczyć.
https://www.flowmummy.pl/ Justyna Basińska
Kolejny raz tam wracam i każdemu polecam. Justyna to super babka, równa, zwyczajna dziewczyna, nie żadna celebrytka. Według mnie szczera i wiarygodna mama trzech chłopców. Uwielbiam jej vlogi i polecam.
A to moja druga motywacja, konkretnie to do zrzucenia kilku kilogramów:
Właśnie przed chwilą rozjaśniłam odrost i efekt niezbyt mnie zadowala, ale biorąc pod uwagę, że kolor naturalny był ciemny, to ujdzie ten kurczaczek.
No niestety nie znalazłam swojego rozjaśniacza, mojego nr 1 Syossu i wybrałam inny firmy Schwarzkopf.
A taki jest efekt:
No nic, za kilka dni, jak kłaczki się zregenerują (choć nie zniszczyły się, więc tu daję plusa), to kupię jakąś blond farbę i spróbuję wyrównać kolorek.
Dziś 45 przysiadów do wykonania, więc wstawiam zupe i idę ćwiczyć.
czwartek, 18 czerwca 2020
I jak ma nie być zarażeń?
Znajoma pielęgniarka mówi tak:
"Wchodzę do bufetu (w szpitalu). Patrzę. A tam te kurwy (o swoich koleżankach) z oddziału zamkniętego z powodu koronawirusa siedzą i jedzą obiad!)".
I takim oto sposobem cały szpital w kwarantannie i zarażonych 14 pracowników. Super.
A u ilu jeszcze wyjdą pozytywne testy?
Jak tak dalej pójdzie, to nie będzie miał kto leczyć.
Jedni apelują #niekłammedyka, a inni takie jaja odstawiają.
Strach teraz chorować, mieć wypadek, rodzić...
Ludzka nieodpowiedzialność mnie przeraża.
"Wchodzę do bufetu (w szpitalu). Patrzę. A tam te kurwy (o swoich koleżankach) z oddziału zamkniętego z powodu koronawirusa siedzą i jedzą obiad!)".
I takim oto sposobem cały szpital w kwarantannie i zarażonych 14 pracowników. Super.
A u ilu jeszcze wyjdą pozytywne testy?
Jak tak dalej pójdzie, to nie będzie miał kto leczyć.
Jedni apelują #niekłammedyka, a inni takie jaja odstawiają.
Strach teraz chorować, mieć wypadek, rodzić...
Ludzka nieodpowiedzialność mnie przeraża.
wtorek, 16 czerwca 2020
Kosmetyki antycellulitowe
Postanowiłam wspomóc walkę z cellulitem kosmetykami i tak oto wczoraj zaopatrzyłam się w:
- Olejek antycellulitowy Lirene z bańką chińską, 25,99 zł,
- Balsam Slim Extreme 4D Scalpel Eveline, 19,99 zł.
Na Lirene zdecydowałam się głównie ze względu na bańkę, bo to na niej mi zależało. Sam olejek jest mały, jedynie 100 ml, więc podejrzewam, że szybko się skończy. Pachnie cudownie cytrusami. Uwielbiam.
Wymasowałam sobie nim wieczorem uda, używając bański chińskiej. Polecam. Masaż bardzo przyjemny, pod warunkiem, że nie zassałam sobie zbyt mocno skóry ;) A że mam skłonności do pękających naczynek, to nie mogę się zbytnio nią znęcać.
Z masażem tylnych partii ud pomógł mi mąż i nie mniej mu się podobało. Wymasował mi również plecy, a później ja wymasowałam jego. Tak więc bańka jest wielozadaniowa, może być stosowana jako gadżet do gry wstępnej.
O efektach napiszę za jakieś 2 tygodnie. Sama jestem bardzo ciekawa, ponieważ takim przyrządem posługuję się po raz pierwszy w życiu.
Jeśli chodzi o Eveline, to ogólnie lubię kosmetyki tej firmy. Tutaj postawiłam na kosmetyk z efektem chłodzącym (rozgrzewające nie są polecane przy skórze naczynkowej). Balsamu użyłam dzisiaj rano. Początkowo efekt chłodzenia był przyjemny, ale potem zrobiło mi się po prostu bardzo zimno. Może użyłam go za dużo. A oprócz ud i pośladków nasmarowałam również brzuch i boczki.
Podobnie jak w przypadku olejku Lirene z bańką, więcej napiszę za dwa tygodnie.
Oczywiście ruch i zdrowe odżywianie przede wszwszystkim.
poniedziałek, 15 czerwca 2020
100 squat challenge
Tak moi drodzy, biorę się za ćwiczenia, a precyzując za przysiady.
Nie podoba mi się to jak w ostatnim czasie moja skóra stała się taka wiotka i lelawa.
Dlatego stworzyłam sobie grafik, taki pod siebie.
Zindywidualizowałam go, bo nie czarujmy się, 250 przysiadów nie zrobię. No way...
I nie jestem też w stanie robić ich codziennie, gdyż mam potworne zakwasy. Moje mięśnie albo ich brak 😅 potrzebują regeneracji.
A oto on, mój 30 dniowy squat challenge:
Oczywiście do tego dołączam codzienne spacery, peelingi kawowe i masaże oraz chłodne prysznice, a przede wszystkim zrdową dietę, bogatą w warzywa i białko.
Mam nadzieję na:
- ujędrnienie skóry
- uniesienie pośladków
- zmniejszenie a może i pozbycie się cellulitu (już kiedyś mi się to udało)
- zrzucenie 2-3 kg
Nie podoba mi się to jak w ostatnim czasie moja skóra stała się taka wiotka i lelawa.
Dlatego stworzyłam sobie grafik, taki pod siebie.
Zindywidualizowałam go, bo nie czarujmy się, 250 przysiadów nie zrobię. No way...
I nie jestem też w stanie robić ich codziennie, gdyż mam potworne zakwasy. Moje mięśnie albo ich brak 😅 potrzebują regeneracji.
A oto on, mój 30 dniowy squat challenge:
Oczywiście do tego dołączam codzienne spacery, peelingi kawowe i masaże oraz chłodne prysznice, a przede wszystkim zrdową dietę, bogatą w warzywa i białko.
Mam nadzieję na:
- ujędrnienie skóry
- uniesienie pośladków
- zmniejszenie a może i pozbycie się cellulitu (już kiedyś mi się to udało)
- zrzucenie 2-3 kg
Fit kapuśniak
SKŁADNIKI:
300 g kiszonej kapusty
cebula
1-2 marchewki
4-5 ziemniaków
kawałek selera
1 pietruszka
przyprawy (2 liście laurowe, 2 ziarenka ziela angielskiego, 5 ziarenek pieprzu ziarnistego, mielona słodka papryka, mielona ostra papryka, kminek, majeranek, sól, pieprz mielony)
cebula
1-2 marchewki
4-5 ziemniaków
kawałek selera
1 pietruszka
przyprawy (2 liście laurowe, 2 ziarenka ziela angielskiego, 5 ziarenek pieprzu ziarnistego, mielona słodka papryka, mielona ostra papryka, kminek, majeranek, sól, pieprz mielony)
Jak odchudzić kapuśniak?
Kapustę podgotuj z ziarenkami i liśćmi około 20-30 minut. Przygotuj bulion z włoszczyzny bez mięsnej wkładki. Obrane ziemniaki pokrój w kostkę i gotuj w bulionie około 20 minut. Dodaj kapustę i dopraw do smaku wg własnych upodobań. Gotuj do miękkości ziemniaków.
Dla moich chłopaków gotuję osobno kiełbaskę i pokrojoną dodaję im do zupy.
Koktajl truskawkowo-orzechowy
z jarmużem
Składniki:
- 6-7 truskawek
- garść jarmużu
- łyżka masła orzechowego
- 100-200 ml mleka sojowego (w zależności czy lubicie mniej lub bardziej gęste koktajle)
Wszystko zblendować.
niedziela, 14 czerwca 2020
poniedziałek, 8 czerwca 2020
Przechodzę na detoks glutenowo-cukrowy
Sorry, ale już dzisiaj myślałam, że rozjebię wagę! Pokazała 60,5 kg! Minutę wcześniej - 59,3. Babiszon niezdecydowany!
Szlag mnie trafia, bo się ostatnio mocno ograniczam w jedzeniu, a wręcz przeszłam na przymusową dietę arbuzową i od soboty jem tylko arbuza.
Spoko loko! Tak wyszło z tym arbuzem, bo Faustynka sobie zażyczyła i mąż kupił, ale nie ćwiartkę, jak myślałam, tylko całego. A Faustynka co? Po spróbowaniu stwierdziła, że jednak jej nie smakuje i tak mamuśka na śniadanie, obiad i kolację zjada po wielkim plastrze arbuza.
Krew mnie już zalewa, bo waga zamiast spadać, to nie drgnie, a nawet urosła.
Powiecie że 60 kg to nie dramat. No tak, jeśli się ma 170 cm wzrostu, ale ja nawet 160 cm nie mam, więc u mnie jest dramat. Każdy kilogram na mnie widać i czuję się z tym fatalnie.
Obrosłam tłuszczem w ostatnich miesiącach. Chyba czas przynieść z piwnicy orbitreka.
niedziela, 7 czerwca 2020
środa, 3 czerwca 2020
Nauczanie zdalne. Kontynuacja poprzedniego wpisu.
Jak zapowiedziałam, tak postaram się opisać jak sytuacja z nauczaniem wygląda u nas.
Sytuacja jest trudna dla wszystkich. Zarówno dla nauczycieli, rodziców, jak i uczniów.
Nie podoba mi się ta cała nagonka i narzekanie na nauczycieli, ale i w drugą stronę, na rodziców i uczniów.
Nie o to w tym wszystkim chodzi, żeby obrzucać się wzajemnie błotem!
Nauczyciele są różni i rodzice są różni. Uczniowie też. Tak jak każdy człowiek jest inny. Nie można wszystkich wrzucać do jednego worka.
Wszyscy musieliśmy się dostosować i nie można się licytować kto ma gorzej. Bo i nauczyciele i rodzice i uczniowie musieli nauczyć się pracy w takich warunkach, podszkolić się z rzeczy komputerowych, ogarnąć te "całe Internety", nauczanie online, zadbać o lepszy sprzęt, więc ja już nawet nie będę komentować tych wszystkich afer i awantur "jak to mamy źle", "kto ma gorzej" i "kto jest leniem".
Po prostu napiszę jak to wygląda u nas.
Jakoś specjalnie mi obecna sytuacja nie uwiera. Z dziećmi dobrze się bawimy wykonując zadania jakie otrzymujemy z przedszkoli. No i też muszę to dokumentować, robić zdjęcia, nagrywać filmiki. Potem to wszystko obrabiać na komputerze i wysyłać mailem. Bardzo fajne doświadczenie. Szczególnie spodobało mi się tworzenie, łączenie, obrabianie i opisywanie filmów. Podejrzewam, że jestem jednym z nielicznych rodziców, który się tak zaangażował. Wiem, że dostarczamy najwięcej zdjęć z pracy w domu, a jeśli o filmy chodzi, to ku radości niektórych rodziców, nie przechodzą mailem z powodu rozmiaru, dlatego robią tylko zdjęcia. Dałam radę i z tym, dlatego nauczyciele, a w szczególności terapeuci mogą ocenić obiektywnie naszą pracę. Na czym bardzo mi zależy, w szczególności jeśli chodzi o zajęcia z Wczesnego Wspomagania Rozwoju.
Rozumiem, że nie każdy rodzic ma na to czas. Przecież wielu z nich pracuje.
Jest niestety grupa rodziców, gdzie przynajmniej jedno nie pracuje lub jest w tej chwili na zasiłku opiekuńczym i przebywa z dzieckiem w domu, ale nie angażuje się zastawiając się brakiem sprzętu czy internetu, choć wiemy, że to nieprawda. Nie chcę tu nikogo obrażać, nie piszę ogólnie o wszystkich rodzicach, tylko o kilku jednostkach.
Na grupę 26 dzieci w przedszkolu prywatnym pracuje tylko 9! Panie wstawiają nasze zdjęcia na stronę i widać kto realizuje program. W kółko te same twarze, z których i tak połowa ma zdjęcia ze spacerów, jazdy na rowerze czy łowienia ryb. To chyba nie tak powinno wyglądać.
Jeszcze jedną sprawę chciałam poruszyć, gdy mowa o rodzicach.
Po co u licha, niektórzy wykonują prace za dziecko? Można pomóc, nawet trzeba w przypadku dzieci przedszkolnych czy nawet szkolnych, ale wyręczać? To przegięcie! Nie o to chodzi żeby praca MOJEGO dziecka była najpiękniejsza. A Niestety na stronie, na której panie umieszczają nasze zdjęcia, gołym okiem widać, która praca jest samodzielna. Samodzielna dziecka, czy samodzielna rodzica.
Temat pracy: Jak dbasz o Ziemię?
A no tak.
Samodzielna praca mojego syna.
I jestem z niego dumna!
Niektórzy nauczyciele naprawdę się starają przygotowując zajęcia, nagrywają własne filmy i przygotowują materiały oraz zadania i ja to szanuję. Wtedy dużo bardziej się staramy, żeby w domu te zajęcia przeprowadzić.
Niestety są też tacy, którzy wrzucają gotowce ściągnięte z netu i każą zrobić to samo. Czyli wrzucić gotowca z netu? Może powinniśmy tak zacząć robić?
Znajomy (jest woźnym w szkole) opowiadał mojemu mężowi:
Nauczycielka plastyki wychodzi w czasie pracy ze szkoły.
- Gdzie to Pani idzie o tej porze?
- Idę na zakupy po palmę.
- Na co Pani palma? W tym roku świąt nie będzie.
- A to dzieciom zdjęcie zrobię, żeby takie w domu zrobiły.
No to ja na miejscu dzieci poszłabym po palmę i zrobiła jej zdjęcie perfidnie w sklepie, a później wysłałabym do nauczycielki.
U nas niestety też wiele gotowców jest wrzucane i to z zagranicznych stron. Niekiedy to bardzo zabawnie wygląda. Np. gdy należy połączyć obrazek zwierzątka z pierwszą literą i tak koń, jest na "h", a nie są to materiały do zajęć z języka angielskiego.
Nauczyciel nauczycielowi nie jest równy. Jeden się stara inny nie. Akceptuję to. Rodzice też są różni.
Jednak to czego nie mogę tu podarować, to to, że jeśli wysyłam e-mail, to oczekuję jakiejś odpowiedzi, chociażby krytyki, co jest źle, co musimy poprawić. A właściwie to szczególnie tej krytyki, bo ja nie jestem terapeutą, ani pedagogiem specjalnym i potrzebuję wiedzieć gdzie popełniamy błędy, nad czym powinniśmy popracować więcej, może jakieś konkretne ćwiczenie by się przydało, bardziej pod Maćka zindywidualizowane. Szczególnie w przypadku zajęć WWR (psycholog, pedagog, logopeda, SI). A Panie milczą. Po tygodniu wysyłam mail z pytaniem czy poprzedni w ogóle doszedł. Dostaję odpowiedź od psychologa "Tak , tak, oczywiście że doszedł. Wszystkie zdjęcia dochodzą na skrzynkę. Pięknie pracujecie". I tak za każdym razem.
Zdaję sobie sprawę, że teraz tych maili naprawdę mają multum, no ale tak teraz wygląda praca.
Ja przecież mogę powiedzieć, że nie jestem terapeutą i olać po całości te zajęcia, ale jednak staram się, bo to dla mnie ważne.
Wracając do WWR, myślałam, że program terapeutyczny powinien być indywidualnie dostosowany do każdego dziecka z orzeczeniem z osobna, a tu to inaczej wygląda. A jest tak, że terapeuta wrzuca materiały na platformę i wszystkie dzieci, niezależnie od swoich dysfunkcji, mają to zrobić. Tylko że dla jednych to będzie za trudne, a dla innych za proste. Bez sensu.
Już nie wspomnę, że na samym początku epidemi zarzucono nas dziesięcioma folderami z kilkoma-kilkunastoma podfolderami z kartami pracy z czego każda liczyła po 20-27 stron. Czy ktoś to w ogóle drukował? Tych kart pracy jest w folderach łącznie ponad 2000 stron.
Podsumowując, jestem ogólnie zadowolona z pracy nauczycieli w przedszkolach moich dzieci. Muszę bardzo pochwalić zaangażowanie wychowawczyni Faustynki, z którą mamy regularny kontakt mailowy i nie jest on w ogóle z mojej strony wymuszony. Często sama pisze do nas z pytaniem "Co u nas słychać?", "Jak się czujemy?" Czuć tu to ciepło i zainteresowanie, którego zabrakło w przedszkolu integracyjnym u Maćka, ale i tam większość nauczycieli się stara i nawet organizują spotkania online dla lepszego podtrzymania kontaktu.
Jeszcze raz dla wyjaśnienia, nie chodzi mi o obrażenie kogokolwiek. Bardziej zależy mi na zwróceniu uwagi na różnorodność podejścia do sytuacji różnych osób. I nie piszę ogólnie, tylko o tym jak zdalne nauczanie wygląda u nas oraz o moich osobistych odczuciach.
Odnośnie sprawy z Poradnią Psychologiczno-Pedagogiczną, chyba coś ruszyło.
Wysłałam skany wniosku o orzeczenie kształcenia specjalnego oraz inne dokumenty, które mogłyby być potrzebne i już dzisiaj dostałam odpowiedź, że zostały przekazane Pani psycholog. Coś się dzieje. Z tym, że ta Pani psycholog miała dzisiaj do mnie dzwonić z terminem badania psychologicznego Maćka i nie zadzwoniła.
Potrzebne jest też zaświadczenie lekarskie od psychiatry, że dziecko ma autyzm. Rok temu takie dostarczaliśmy, ale takie nie wystarczy. Musi być aktualne, jakby z autyzmu można było się wyleczyć.
Wizytę mieliśmy umówioną na kwiecień.
Problem w tym, że nasza psychiatra wyparowała i nie wiadomo kiedy wróci. W ogóle poinformowano mie, że w czasie epidemii w Poradni Zdrowia Psychicznego nie ma wizyt, a naszej lekarki musimy szukać w gabinecie prywatnym. Gdzie? W mieście X, a może Y...
I tak sobie dzwoniłam tam co tydzień i dopytywałam o naszą panią doktor i nic.
Szkoda tylko, że panie w rejestracji zapomniały dodać, że inni lekarze u nich przeprowadzają wizyty zdalnie przez telefon. Sama dzisiaj zapytałam, czy jest możliwość umówienia Maćka do jakiegokolwiek innego psychiatry, bo chodzi tylko o zaświadczenie o autyzmie. Pani powiedziała, że trzeba by się zapytać lekarza. No to ja się domyślam, że trzeba i zapytałam jak się mogę z lekarzem skontaktować. No to ona, że trzeba zadzwonić. I cisza. No to pytam pod jaki numer. I dopiero mi podała. Jakaś dziwna ta kobieta.
Pani doktor, która odebrała telefon okazała się bardzo sympatyczna i kazała nam się umówić na wizytę zdalną już na jutro.
Gdyby to nie wypaliło, to pewnie nie byłoby wyjścia jak jechać ponad 80 km na wizytę prywatną, która ograniczałaby by się do odebrania zaświadczenia, a kosztowałaby 200 zł.
Wszędzie jeden wielki bałagan, ale powoli się spod niego wygrzebujemy, więc jestem dobrej myśli.
Wysłałam skany wniosku o orzeczenie kształcenia specjalnego oraz inne dokumenty, które mogłyby być potrzebne i już dzisiaj dostałam odpowiedź, że zostały przekazane Pani psycholog. Coś się dzieje. Z tym, że ta Pani psycholog miała dzisiaj do mnie dzwonić z terminem badania psychologicznego Maćka i nie zadzwoniła.
Potrzebne jest też zaświadczenie lekarskie od psychiatry, że dziecko ma autyzm. Rok temu takie dostarczaliśmy, ale takie nie wystarczy. Musi być aktualne, jakby z autyzmu można było się wyleczyć.
Wizytę mieliśmy umówioną na kwiecień.
Problem w tym, że nasza psychiatra wyparowała i nie wiadomo kiedy wróci. W ogóle poinformowano mie, że w czasie epidemii w Poradni Zdrowia Psychicznego nie ma wizyt, a naszej lekarki musimy szukać w gabinecie prywatnym. Gdzie? W mieście X, a może Y...
I tak sobie dzwoniłam tam co tydzień i dopytywałam o naszą panią doktor i nic.
Szkoda tylko, że panie w rejestracji zapomniały dodać, że inni lekarze u nich przeprowadzają wizyty zdalnie przez telefon. Sama dzisiaj zapytałam, czy jest możliwość umówienia Maćka do jakiegokolwiek innego psychiatry, bo chodzi tylko o zaświadczenie o autyzmie. Pani powiedziała, że trzeba by się zapytać lekarza. No to ja się domyślam, że trzeba i zapytałam jak się mogę z lekarzem skontaktować. No to ona, że trzeba zadzwonić. I cisza. No to pytam pod jaki numer. I dopiero mi podała. Jakaś dziwna ta kobieta.
Pani doktor, która odebrała telefon okazała się bardzo sympatyczna i kazała nam się umówić na wizytę zdalną już na jutro.
Gdyby to nie wypaliło, to pewnie nie byłoby wyjścia jak jechać ponad 80 km na wizytę prywatną, która ograniczałaby by się do odebrania zaświadczenia, a kosztowałaby 200 zł.
Wszędzie jeden wielki bałagan, ale powoli się spod niego wygrzebujemy, więc jestem dobrej myśli.
poniedziałek, 1 czerwca 2020
Trochę małych zmartwień
Od dłuższego czasu nie mam siły na napisanie czegoś sensownego. O tylu rzeczach chciałabym Wam powiedzieć, a nie mogę się za to zabrać.
Chyba znowu moje hormony odwalają fiksum-dyndum, bo nie dość, że senna jetem, to i płaczliwa i jeszcze trądzik różowaty mi wywaliło na policzkach, taki jak wtedy gdy endometrioza osiągnęła apogeum.
Zacznę od sprawy, która w tej chwili najbardziej mnie martwi i spędza sen z powiek:
Papierologia w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej.
Przed wybuchem epidemii w Polsce, syn miał spotkanie z pedagogiem w sprawie badania gotowości szkolnej. Zostaliśmy wówczas poinformowani, że po wydaniu przez poradnię opinii będziemy mogli złożyć wniosek o wydanie orzeczenia na nowy etap kształcenia i umówiono nas na kolejny termin, tym razem do psychologa w celu kontynuacji badania. Niestety już nie zdążyliśmy go odbyć. Poradnia miała kontaktować się ze mną po Świętach Wielkanocnych, ale tak się nie stało, dlatego sama zadzwoniłam, a dodzwonienie się tam okazało się wielkim wyczynem, ponieważ dyżury przy telefonach pełnione były tylko w godzinach 9:00-12:00 i numery wiecznie zajęte. Ok. Rozumiem. Teleporady i te sprawy, ale czas nam ucieka. Nie zakończyliśmy jeszcze pierwszego badania, a gdzie jeszcze do wydania orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego o które ciągle dopytuje się szkoła? Syn od września zaczyna I klasę.
Gdy w końcu udało mi się skontaktować z poradnią, dowiedziałam się, że Pani prowadząca naszą sprawę jest na opiece na dziecko do 4.05. Pytam o drugą Panią, z którą byliśmy umówieni na drugie spotkanie. Także jest na opiece.
Dzwonię w maju. Panie są nadal na opiece. Mam dzwonić w drugiej połowie miesiąca.
Zadzwoniłam 25.05 i nadal to samo. Zapytałam czy ktoś może przejąć naszą sprawę, w końcu stoimy w miejscu od lutego. Poradnia przecież pracuje zdalnie, wydaje opinie i orzeczenia również zdalnie. Możemy badanie przeprowadzić na Skypie. Zostałam poinformowana, że przekierują dokumentację Maćka do innej Pani i jeszcze dzisiaj do mnie oddzwonią. Ani 25.05 ani 26.05 nikt się z nami nie skontaktował.
Dzwonię w czwartek. Dowiedziałam się, że Pani psycholog wraca 1.06 i wtedy mam dzwonić.
Dzwonię dzisiaj i krew mnie zalewa, bo Pani jeszcze nie ma. Doradzono mi żebym złożyła wiosek o orzeczenie mimo nie zakończenia badania. Nie można było miesiąc temu tak powiedzieć? Przynajmniej już by wniosek ktoś rozpatrywał.
Dzwonię drugi raz w południe. Jest! Pani psycholog wróciła. Już prawie pod sufit skaczę ze szczęścia, jednak euforia nie trwa długo. Okazuje się, że całą dokumentację ma Pani pedagog. Psycholog ma tylko przeprowadzić badanie psychologiczne. No to się pytam czy możemy to zdalnie przeprowadzić. Nie, nie możemy. Wszystkie inne badania tak, psychologiczne nie. Pytam czy może nam zaproponować jakiś termin i przyjedziemy osobiście. Na razie nie, ponieważ dzisiaj jest pierwszy dzień i zajmuje się sprawami ze stycznia. Będzie się kontaktować z nami. A naszą sprawą zajmuje się Pani pedagog, więc i tak musimy czekać aż wróci z opieki. Pytam, a jeśli nie wróci? To dokumentacja zostanie przekazana innemu pedagogowi.
Wrrr...
Jestem już tym załamana. Czekajmy dłużej, najlepiej jak wybuchnie u nas ognisko epidemiologiczne, wtedy na pewno pojedziemy do poradni. Brrr...
Zaczęliśmy trochę spacerować, trochę robić sobie małe wycieczki. Oczywiście wszystko z zachowaniem szczególnej ostrożności. Znaleźliśmy fajną miejscówkę na piknik.
Gdy pogoda się poprawi, na pewno pojedziemy tam kolejny raz.
Ja nie mogę zrzucić tych nieszczęsnych 5ciu kilogramów, które dostałam niestety w pakiecie do kwarantanny. Przez co i samopoczucie mam nie najlepsze i znów nie mogę patrzeć na swoje zdjęcia.
Gdy wprowadzono opiekę w przedszkolach, my zadecydowaliśmy, że dzieci nie puszczamy. Raz, że to tylko opieka i zajęcia i tak będziemy kontynuować zdalnie. Dwa, że nie chcemy zajmować miejsca naprawdę potrzebującym. No i trzy, mamy taką możliwość.
Zadzwoniła do mnie mama najlepszej przyjaciółki naszej Faustynki. Opowiadała, że mąż stracił pracę przez tego wirusa, a pracował w gastronomii. Lokal niestety zamknięto i on teraz siedzi w domu. Córki (2 i 5 lat) odwiozła dwa tygodnie temu do swoich rodziców i jutro po nie pojedzie, bo otwierają przedszkole i zapytała czy moje dzieci też ida do przedszkola.
Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie, bo skoro mamy taką możliwość, to będę z nimi w domu. Zaczęła mi doradzać, że trzeba było dzieci wpisać na listę, to by się dziewczynki bawiły, a jej córka tęskni za moją Faustynką. Wytłumaczyłam, że Faustynka także tęskni, ale rozumie, że nie chcemy się narażać. W końcu w przypadku mojej ewentualnej hospitalizacji nikt nam przy dzieciach nie pomoże, bo niestety nie mamy nikogo do opieki. I ona tu tak luzacko chlapnęła, jakby bez namysłu, że ona też. No i powiem szczerze, że mnie trochę przytkało, bo dopiero co mówiła , że dzieci już dwa tygodnie u jej rodziców siedzą 60 km stąd. Nie pamięta co mówiła dwa zdania temu czy serio jej się wydaje, że nie ma pomocy? Ludzie kompletnie nie doceniają, a nawet nie widzą tego co mają. Nawet nie miałam ochoty tego komentować.
Refleksjami o zdalnym nauczaniu mam nieziemską ochotę się z Wami podzielić, ale to już może następnym razem się zmobilizuję.