poniedziałek, 31 grudnia 2018

Koniec roku 2018. Pytanie nr 2.





Stary Rok mija, lecz marzenia zostają... Niech one się Wam wszystkie spełniają. I z Nowym Rokiem, niech los się odmieni, a ogród życia się zazieleni. 

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!


Dziękuję za szczere i jakże piękne odpowiedzi pod poprzednim wpisem.

Dzisiaj analogicznie zapytam:
Dziewczyny, w jaki sposób Wy okazujecie miłość i zainteresowanie swojemu Mężczyźnie? 

środa, 26 grudnia 2018

Takie pytanie, proszę o obszerne odpowiedzi.

Jak Wasi mężczyźni okazują Wam miłość i zainteresowanie albo jak wg Was powinni to robić?


poniedziałek, 24 grudnia 2018

Młoda ma ospę.

Wesołych Świąt!

niedziela, 23 grudnia 2018

Święta! =D


Dużo śniegu, smacznej rybki, 
lekkiej i niegroźnej chrypki, uśmiechu od ucha do ucha 
i pogody ducha w nadchodzące święta!



czwartek, 20 grudnia 2018

mężczyzna vs. Mężczyzna

Czasami to co sobą reprezentujecie, Panowie, to tylko żal i dno totalne. 
Czasami, a może w większości? Mój mąż twierdzi, że tylko 1/100 jest normalny - i mówi to reprezentant waszej płci! 

To jak nas traktujecie jest takie krzywdzące. Te teksty... Aż rzygać się chce. Chcecie być zabawni? Kiepsko wam to wychodzi.

U mojego męża w pracy przeważają faceci i to co mi mąż opowiada, co się tam dzieje, jak się zachowują i co mówią, jest po prostu żałosne i świadczy jedynie o pustostanie jaki panuje w ich głowach.

Czy jestem do mężczyzn uprzedzona? Możliwe. Matka od urodzenia wpajała mi jacy to kretyni i egoiści, nie mający bladego pojęcia o tym czym jest wierność, ani jak należy traktować kobietę.

Dzisiaj z wielkim bólem, przyznam jej rację. Przykro mi, ale w większości przypadków zgodzę się z podejściem mojej matki, chociaż ciągle wierzę, że nie wszyscy tacy jesteście.

Panowie, nie traktujecie tego tekstu jako atak na waszą płeć, bo równie dobrze można pisać w drugą stronę i stwierdzić, że tylko 1/100 kobiet jest normalna. No, wg mnie trochę więcej jest tych normalnych. Rozumiem że ktoś się zawiódł i myśli w ten sposób.

Mogę mieć tylko nadzieję, że mężczyźni przez małe "m", wiążą się z kobietami przez małe "k" i mają to na co zasługują.

Jeśli facet mówi, że "Dobra baba to taka co ssie lepiej niż odkurzacz", to jak to o nim świadczy?

Nie żebym miała coś do seksu oralnego, żeby było jasne, ale jak można walnąć takim tekstem? Jak można w ogóle sprowadzić kobietę do roli przedmiotu? Właściwie, to sobie pomyślałam: "Wyobraź sobie teraz (nie żebym tego życzyła), że jutro rodzi Ci się niepełnosprawne dziecko... Nadal priorytetem jest dla ciebie kobieta ciągnąca jak odkurzacz? Serio?"

To cholernie boli! To jak nas traktujecie.

A tekst: "Każda kobieta to tylko zlew na spermę" albo "Z kobiety wystarczy wyciąć trzy dziury, reszta jest zbędna". 

Czy dla Was, Panowie w życiu naprawdę na pierwszym miejscu jest seks?

Czy istnieje na świecie Mężczyzna, który gdy w czasie jakiejś poważnej choroby jego żony/partnerki, byłby w stanie przez dłuższy okres, dajmy na to 6 miesięcy, nie zdradzić jej, nie flirtować z inną, nie oglądać porno i nie masturbować się, tylko stanąć na wysokości zadania i czule opiekować się swoją kobietą?

Pewnie nie uzyskam odpowiedzi na to pytanie, bo raczej przedstawiciele płci męskiej tu nie zaglądają, ale może Wy, Dziewczyny zapytacie o to swoich partnerów, przyjaciół, braci? 

Chciałabym odzyskać wiarę w ludzi, jednak nie wiem czy to możliwe. 

niedziela, 16 grudnia 2018

W zdrowym ciele zdrowy duch!

Hej! 
Czujemy się już lepiej, chociaż angina jeszcze nie zażegnana do końca. 

Właściwie to chciałam się czymś pochwalić. Ot, taka głupotka mała - moja waga zeszła poniżej 60 kg. Dzisiaj rano było dokładnie 58,1 kg! Mega się cieszę, bo w marcu ważyłam 67! Od kwietnia wzięłam się ostro za siebie. Zmieniłam sposób odżywiania. Odstawiłam słodycze i pieczywo. Wygrałam z uzależnieniem od cukru! Z czego jestem bardzo dumna, bo myślałam, że to niemożliwe. Oczywiście, że sobie od czasu do czasu pofolguję i zjem czekoladę czy kilka cukierków, ale już nie codziennie.


Świetnie się czuję! Praktycznie nie miewam zgagi, która towarzyszyła mi już każdego dnia. Owszem, zdarza się, gdy się czymś niepotrzebnie nażrę, ale staram się kontrolować. Ogólnie to w ostatnich miesiącach waga sama leciała w dół. Śmieję się do męża, że to poziom kortyzolu (hormon stresu) się obniża. Chyba coś w tym jest.

Najśmieszniejsze jest to że nie ćwiczę, w ogóle mało mam ruchu. Z pewnością o wiele mniej niż pół roku temu. Jednak wiem, że muszę zacząć, bo pojawił się na udach cellulit. 

I tak sobie pomyślałam, że może któraś z Was miałaby ochotę powalczyć ze mną i przyłączyć się do wyzwania: 30 dni przysiadów.

A oto plan z ofeminin.pl:


Kolorem niebieskim oznaczone są przysiady zwykłe, klasyczne - wykonywane "na sucho". Kolorem pomarańczowym te, które wykonywać będę z obciążeniem, a kolorem zielonym takie, które będę robiła z rękami założonymi za głowę. Rest - dzień odpoczynku. 


Oczywiście same przysiady nie dadzą rady. One podniosą pupę i wzmocnią uda. Ważne jest rozciąganie i o tym nie można zapomnieć! No i oczywiście masaże, a do tego polecam masażery/wałeczki z wypustkami i balsam antycellulitowy lub np. olej lniany. Nie należy zapominać o diecie bogatej w witaminy i błonnik, pczyli dużo warzyw i owoców, a mało tłuszczy zwierzęcych. 

Jeśli ktoś chce się przyłączyć to zapraszam, a i mnie będzie raźniej! 

środa, 5 grudnia 2018

Co za pech!

Maciuś się pochorował - ma prawie 40 stopni, a jutro w przedszkolu Mikołajki :(

poniedziałek, 19 listopada 2018

#ThisIsNotConsent

Dzisiaj poruszę bardzo poważny i bolesny temat.

"Nie" - znaczy NIE! 

Wyrok sądu w Irlandii w sprawie gwałtu na 17-letniej dziewczynie mnie zszokował, wręcz sparaliżował. Gwałciciel został uniewinniony, bo ofiara miała na sobie... UWAGA, UWAGA - KORONKOWE STRINGI! 
Na usta cisną mi się wszystkie przekleństwa tego świata!


Bielizna zaproszeniem do gwałtu?! Serio?
Przecież to chore. Co to kogo obchodzi jakie majtki mam na sobie? Przecież nie idę przez miasto ze stringami w ręce i nie wymachuję nimi, krzycząc przy tym "Zapraszam na seks!"

Obrońcą tego faceta była kobieta. Jak ona mogła użyć bielizny jako dowodu na zgodę na seks? Kobieta kobiecie?
Mam tylko nadzieję, że to wszystko to jedna wielka bzdura i został uniewinniony z innego powodu, jeśli jest naprawdę niewinny. 


Cholera jasna! NIE ZNACZY NIE! Jeśli kobieta tego nie chce, nikt nie ma prawa jej tknąć bez względu na to czy jest ubrana od stóp do głów w swetr z golfem i spódnicę do ziemi, czy w krótkie szorty i koszulkę na ramiączkach! Nawet jeśli jest naga, ale mówi: "Nie", to nie można jej gwałcić. Nawet w trakcie zbliżenia kobieta ma prawo się rozmyśleć! 

Uważam, że nie ma nic gorszego niż gwałt, a kary za to są u nas po prostu śmieszne!


Inna sprawa - kobieta/dziewczyna odużona tabletką gwałtu, narkorykiem, alkoholem czy innym gównem. Nie protestuje, nie jest nawet świadoma co się z nią dzieje. NIE MOŻESZ JEJ TKNĄĆ, SKURWYSYNU! To też jest gwałt! Jak można powiedzieć, że nie było gwałtu, bo nie protestowała będąc nieprzytomną?!


Dziewczyny! Uważajcie na siebie! Uczulajcie wasze córki na niebezpieczeństwo, wasze dzieci. Rozmawiajcie w domach o tym, bo może się przytrafić każdej z nas. Nie można myśleć: "Mnie to nie dotyczy". Zwyrodnialców jest pełno wszędzie. Nie ma znaczenia w co jesteś ubrana. Udowodnione zostało, że najczęściej ofiarami gwałtu padają tzw. szare myszy, ubrane luźno, np. w swetry typu oversize czy zwiewne sukienki bez rajstop. Po pierwsze: sprawcy się wydaje, że taka nieśmiała, szara mysz nie zgłosi przestępstwa, bo da się ją łatwo zastraszyć. A po drugie: duże, luźne ubrania, to łatwiejszy dostęp do ciała.

Nie tak dawno rozmawiałam ze znajomą, która ma nastoletnią córkę. Opowiadała, że puściła ją z koleżankami na nocny maraton filmowy do kina. Dziewczęta były oczywiście zawiezione i odebrane przez mamę jednej z koleżanek, ale to nie wszystko. Ta moja znajoma poprosiła swoją córkę, żeby nawet w kinie nie chodziła sama do łazienki czy po napoje. Zawsze i wszędzie w grupie. I oczywiście, żeby nic od nikogo nie brały, czym by nie częstował. Bardzo mi się to podobało. W ogóle relacje w tamtej rodzinie są naprawdę super. 

Ja nie miałam takich mądrych rodziców. W wieku nastu lat, nie zdawałam sobie sprawy z zagrożeń. Można powiedzieć, że miałam cholernie dużo szczęścia i szybkie nogi. A niestety groźnych sytuacji było trochę. Uważam za skrajnie nieodpowiedzialne ze strony moich rodziców wysłanie mnie do gimnazjum i szkoły muzycznej prawie 20 km od domu i nie interesowanie się czy wrócę żywa. Jednak w tym temacie nie będę o tych sytuacjach pisać. Zamierzam przeznaczyć na to inny temat, o molestowaniu. 


Dawno, dawno temu, kiedy miałam naście lat, szłam sobie z gimnazjum do szkoły muzycznej, a przedemną stało dwóch kretynów, koło których przeszła dziewczyna w moim wieku, ubrana w białe obcisłe spodnie i biały top. NORMALNIE UBRANA! A jeden do drugiego wypalił z tekstem: "Tak się ubierze, a potem płacz bo zgwałcona". Drugi nie lepszy, bo przytaknął.

Jak można stwierdzić, że kobieta jest sama sobie winna?! Przecież to nie chodzi o bieliznę czy makijaż, bo mam wyrażenie, że niedługo w sądzie powiedzą, że nie było gwałtu, bo miała pomalowane usta, więc najwidoczniej chciała seksu. Nie chodzi o strój, sposób chodzenia czy uśmiech, tylko o to, że FACET BYŁ FIZYCZNIE SILNIEJSZY OD NIEJ! O to, kurwa chodzi! Gdyby trafił na kickboxerkę, to by się zdziwił! I nie ważne czy by miała stringi czy nie.

Wiecie do czego już doszło? Jakiś, pożal się Boże, ksiądz kiedyś stwierdził, że dzieci same lgną do księży i ich seksualnie prowokują! Takiego to z miejsca ukamienować za taki tekst!

A teksty coniektórych facetów? "Powinna się cieszyć, za parę lat będzie prosić żeby ją zgwałcili, ale starej matrony już nikt nie będzie chciał". No mężczyźni, brawo! Daliście popis! 

A teraz posłuchaj, kretynie! Wyobraź sobie, że tą zgwałconą kobietą jest Twoja żona, siostra, córka... I co? Dalej Ci tak zabawnie? Co? Dumny jesteś, że Twoja kobieta jest super laską? Że córkę masz ładną? Co? Cieszysz się czy chcesz rozszarpać gwałciciela? 

Wkurwia mnie to wszystko strasznie! Może faceci by się opamiętali, gdyby np. geje zaczęli gwałcić na podstawie: "Miał na sobie slipy, to znaczy, że chciał seksu". 



Dziewczyny! Samoobrona to podstawa. To powinien być obowiązkowy przedmiot w szkołach! Przecież wf, to jest jakiś śmiech! Całe gimnazjum graliśmy w siatkówkę, a w LO oprócz siatki, dwa razy w kosza. Żałosne! Powinna być siłownia i sztuki walki! Kurs samoobrony!


Gdzieś przeczytałam komentarz do artykułu o zgwałconej i zamordowanej kobiecie, że "Może gdyby się nie opierała, to by przeżyła. Zrobiłby swoje i poszedł dalej". Ja pierdolę! I co? A na komisariacie: "Zostałam zgwałcona, ale się nie opierałam, bo bałam się o swoje życie".  To jest naturalne, że bronimy się w takiej sytuacji. Przecież właśnie walczymy o życie! Ja nie wyobrażam sobie życia po gwałcie. Zabrzmi to strasznie, ale żywej by mnie nie posiadł. A żadna kara dla zwyrodnialca nie będzie wystarczająca!


Uczulajcie swoje córki, żeby nie chodziły same tylko w grupach i Wy też się tego trzymajcie. Gdy wracacie późno z pracy proście mężów, chłopaków, ojców, aby wychodzili po Was. Nie pijcie na imprezach alkoholu. Wiem, wszystko jest dla ludzi, ale bezpieczniej się napić winka w domu, niż drinków po klubach. Jeśli już coś pijecie, to nie spuszczajcie napoju z oczu, nie zostawiajcie, nie odstawiajcie, nie każcie komuś pilnować.

Zapiszcie się na kurs samoobrony, judo, karate lub chociaż wzmacniajcie siłę swoich mięśni na siłowni. Trenujcie bieganie. 

A gdy zostaniecie zaatakowane, wiem, że to trudne, ale nie wpadajcie w panikę. 

Możesz krzyknąć, że masz HIV. 

Możesz powiedzieć: "Mieszkam niedaleko, chodźmy do mnie" i spierdolić przy dogodnej okazji. 

Możesz krzyczeć w niebo głosy, a nuż się przestraszy i wycofa. 

Noś w torebce, a najlepiej w kieszeni dezodorant lub gaz łzawiący i nie wahaj się użyć w sytuacji zagrożenia. 

Sypnij mu ziemią w twarz, przywal kamieniem, badylem. Co tylko Ci w ręce wpadnie, może Ci uratować życie! Gryź go, drap, szczyp, zostaw jak najwięcej śladów walki. 

Jeśli to wszystko zawiedzie, spróbuj wydłubać mu oczy, ale nie pierdol się, po prostu wyjmij je na zewnątrz! 



I inna bardzo ważna sprawa - NIE OSKARŻAJCIE FAŁSZYWIE O GWAŁT. Nie podkładajcie sobie w ten sposób świni, bo tak naprawdę, to samym sobie robicie krzywdę i gdy dojdzie do tragedii, nikt Wam nie uwierzy.


Jeszcze raz - "NIE" ZNACZY "NIE"! 

piątek, 16 listopada 2018

Artyści, których kocham - muzyka jakiej słucham

Wachlarz będzie szeroki.

Nr 1. Zawsze i niezmiennie - ARETHA FRANKLIN



Nr 2. Artystka, której Aretha była matką chrzestną - WHITNEY HOUSTON



Nr 3. Długo, długo nic...
...
i
tu kolejność losowa:

Bryan Adams
Pink
Sting/The Police
Joe Cocker
Rolling Stones
Aerosmith
Celine Dion
Jennifer Rush
Bonnie Tyler
Tina Turner
Alicia Keys
Cher
Joan Jett
Belinda Carlisle
Taylor Dayne
Madonna
Christina Aguilera
Kelly Clarkson
Metallica
Nirvana
U2
Guns n'Roses
Skorpions
The Doors
Janis Joplin
Roxette
Bon Jovi
Nickelback
Santana
Rob Thomas
Bednarek
Podsiadło
Dżem
Univers
Agnieszka Chylińska
Human
Hey
Perfect
Krzysztof Zalewski
Bracia
Michał Szpak
Czesław Niemen
Tadeusz Nalepa
One Republic
Imagine Dragons
Alice Cooper
System of a Down
Red Hot Chili Peppers
King Of Leon
The Cranberries
Cyndi Lauper
Barbra Straisand
Annie Lennox
Europe
Eurythmics
Robbie Williams
Eros Ramazzotti
Survivor
Extreme
Phil Collins
Richard Marx
Wet Wet Wet
Foreigner
Heart
AC/DC
Starship
Mr. Big
Alannah Myles
Cutting Crew
The Calling
Seal
Michael Buble
Maroon5
Prince
Gnarls Barkley
James Brown
Ray Charles
Nina Simone
Amy Winehouse
Emeli Sande
Bruno Mars
Vanessa Mae
Lindsey Stirling
Kenny G
Maria Callas
Bach
Vivaldi
Beethoven
Szostakowicz


Piosenka, która zawsze wyciśnie moje łzy - "She's Like The Wind"





Uwielbiam brzmienie skrzypiec,


Caitlin De Ville - a tą dziewczynę kocham za serce do muzyki, widać że kocha to co robi.

wtorek, 13 listopada 2018

Pozytywnie

Nie pamiętam kiedy ostatnio było mi tak dobrze.
Powiem nieskromnie: należy mi się, kurwa!

Ja się znowu uśmiecham.
Nie wierzę, nie wierzę, ja w to wszystko nie wierzę.

Pomalutku realizuję swoje cele i wszystko układa się po mojej myśli. Tfu, tfu...


Znalezione obrazy dla zapytania kolorowo 
Zdjęcie ze styl.pl 

Jak mawia mój syn naśladując Pingwiny z Madagaskaru: "Suszymy ząbki Panowie".

piątek, 26 października 2018

wtorek, 23 października 2018

;)

Stasiu w końcu wrócił do przedszkola. Bidulek chorował ponad dwa tygodnie, a Faustynka usychała z tęsknoty. Pod jego nieobecność zaprzyjaźniła się z dwiema dziewczynkami - Polą i Zuzią. Miała też starcia z inną dziewczynką. Żaliła  mi się, że Lena ją uderzyła, a ja poradziłam jej, że jeśli sytuacja się powtórzy, to żeby jej oddała albo powiedziała Pani. Wiem, niezbyt, to pedagogiczne, ale bronić się trzeba. Następnego dnia córa przychodzi się pożalić i mówi, że jak ją Lena uderzyła, to ona ją też, ale wtedy Lena ją znowu uderzyła. To ja mówię, że trzeba było uciekać, a nie czekać jak znowu uderzy. Faustynka na to "Achaaa" i następnym razem zrobiła tak jak mówiłam i zadowolona opowiadała w domu, że Lena jej nie dogoniła, tylko się przewróciła. A teraz to już luz, bo Stasiu nie da zrobić mojej Kropeczce krzywdy i staje w jej obronie przed Leną. Wczoraj powiedział do mojej córeńki, że jest Super Koleżanką. Faustynka jest cała w skowronkach. Do przedszkola leci jak na skrzydłach. W ostatnim czasie nabrała apetytu i coś próbuje zjeść, np. wczoraj widząc, że Stasiu tak robi, zjadła ziemniaczki z zupy, codziennie wypija cały kompot i wyjada z niego wszystkie truskawki, próbuje drugiego dania. A w domu to ma ogromny apetyt. Naleśniki muszą być 3 razy w tygodniu co najmniej. Podobnie jak rybka z ziemniakami lub ryżem. A zupa pomidorowa to już chyba tylko jej się nie przejadła.

Jednak nie obyło się bez kwiatków. Wczoraj Młoda po powrocie z przedszkola i skorzystaniu z toalety powiedziała -"Pierdolę". Ja bez śmiechu patrzę na nią i pytam: -"Ale kto tak  mówi? Co to w ogóle znaczy?" Faustynka patrzy na mnie: -"Lena tak powiedziała". -"Kochanie, ale to nie jest ładne słowo i wolałabym, żebyś go nie używała". -"Dobrze mamusiu, nie będę mówić <<pierdolę>> i powiem Lenie, żeby też tak nie mówiła <<pierdolę>>".

Więcej tego słowa nie słyszałam, więc rozmowa chyba poskutkowała. 

Dzieciaki znowu smarkają i kichają, ale póki co bez gorączki.

Maciusiowi się trochę nie chce rano wstawać do przedszkola, ale koniec końców tragedii nie ma. Zadań też mu się nie chce odrabiać, więc na raty je robimy, bo się za bardzo wygłupia i robi na "odwal się". Chodzi o kolorowanie i pisanie literek w liniach. Cieszę się bo dzieci próbują się razem bawić i nawet dialogi im wychodzą. Czasami moje Szkraby przyłapuję na fajnej, składnej rozmowie. 



Ja czekam na wyniki badań, ale czuję się całkiem dobrze, a nawet bardzo dobrze. Ta miesiączka była normalna, taka całkiem zwyczajna, nie zbyt obfita, nie bardzo bolesna. Wygląda na to, że już się kończy - dzisiaj siódmy dzień cyklu. Ostatnie miesiączki bardzo się przedłużały, trwały po dwa tygodnie, nakładały się z jajeczkowaniem. 

Staram się zdrowiej odżywiać, ograniczyłam pieczywo, a moje samopoczucie się o wiele poprawiło i czuję się lżejsza. Postanowiłam wspomóc regulację hormonów w naturalny sposób, wprowadzając do diety produkty bogate w: 

- witaminy z grupy B
- błonnik
- flawonoidy
- magnez
- kwasy omega 3
- witaminę E
- bakterie probiotyczne

Staram się codziennie zjeść  kefir/jogurt naturalny lub kiszone ogórki, owoce, jajko, rybkę, z warzyw robię sobie sałatki; orzechy. Potrawy przyprawiam ziołami takimi jak bazylia, tymianek, majeranek, które obniżają poziom kortyzolu.
Od jakiegoś czasu rezygnuję też z cukru. Zero słodyczy i dosładzania herbatek czy kawusi.

Detoks cukrowy czas zacząć ;)
10 dni bez cukru
Kto podejmie wyzwanie?



Smak dzieciństwa ;) 

czwartek, 18 października 2018

Kilka słów za dużo

I obuchem przez łeb, znowu sprowadzona do parteru...
Chyba przyjemności nie są mi dane.
No trudno, taki los.

Temat bardzo osobisty, dlatego nie piszę więcej, jednak zbieram się na to aby się w tej sprawie otworzyć.

--------------------------------
Odwrócił się tyłkiem i śpi, a ja się biję z myślami.

Faceci nie mają za grosz wyczucia.

wtorek, 16 października 2018

Mnie niestety też przeziębienie nie ominęło

Tak jak w tytule i mnie to cholerstwo dopadło!

Póki co nie mam na szczęście 40 stopni tylko stan podgorączkowy, ale gardło boli niemiłosiernie. Najgorzej było w nocy, nawet śliny przełknąć nie mogłam. Uzbrojona w Ibuprom i Tantum Verde sobie radze ;) 

Mąż rano odwiózł dzieci do przedszkola, a ja się kuruję. Trochę się wyleżałam, poprzeglądałam gazetki promocyjne na necie, poczytałam trochę o tej wkładce, którą zaleca mi ginekolog oraz o innych kuracjach hormonalnych jakie by mogły być alternatywą, ale z nudów wzięłam się za porządki. Czekam na miesiączkę. Póki co podbrzusze boli od dwóch dni jak cholera, a piersi mało mi nie eksplodują, do tego potworne migreny mnie przed snem dopadają.

Przygotowałam sobie lunch'yk, powiedzmy "Czosnek w roli głównej". Och... oddech będę miała obłędny, ale warto było, bo jedzonko pyszniutkie, pyszniutkie. A było to jajko sadzone w ulubionych ziołach i przyprawach na podsmażonym czosnku. Aromat... boski! To jajeczko przełożyłam na pierzynkę z rukoli (kocham), posiekanego czosnku i plasterków papryki, skropione oliwą z ziołami, a do tego odrobina dressingu na bazie śmietany, czosnku, ziół i przypraw. Mmm... Lepiej mnie dziś nie denerwować, bo mogę zionąć ogniem. 

Dosłownie wylizałam talerz. Herbatka oczywiście z cytrynką, miodu nie mam, więc poratowałam się syropem klonowym i też smakuje wyśmienicie. Cynamonu mi w tej herbatce brakuje. 

Uwielbiam zapach cynamonu. Już nie mogę się doczekać kiedy będziemy piekły z córą te pyszniutkie ciasteczka w MOIM WŁASNYM, OSOBISTYM piekarniku, w MOJEJ WŁASNEJ, OSOBISTEJ KUCHNI. Nawet wstrętne choróbsko i bóle przedmiesiączkowe nie są w stanie zepsuć mi tego humorku. 

Buziaki Wszystkim :*:*:*
Biorę się za obiadek, bo niedługo rodzinka wraca.

piątek, 12 października 2018

Kurwica mnie bierze już z tymi chorobami...

Masakra!

Odkąd Młoda zaczęła przedszkole nie ma tygodnia żeby nie dostała gorączki. Jak nie przeziębienie, to zapalenie gardła, potem zapalenie ucha przez niedoleczony katar. W końcu udało się, że przechodziła ładnie cały tydzień, a jaka była zadowolona, no i oczywiście znowu dostała 40 stopni gorączki, bo w przedszkolu Pola była chora i zaraziła Stasia, a Stasiu zaraził Faustynkę i znowu w domu. Pisałam Wam już o Stasiu? Otóż to narzeczony naszej Księżniczki i głównie dzięki niemu nasza córa tak chętnie chodzi do przedszkola.

Aż się dziwię, że Maciuś się trzymał tak długo i nie zarażał, ale to też do czasu, bo ostatnia infekcja Faustynki zaatakowała również jego, a wiecie jak to z nim jest. Młoda się nażarła witamin, wypiła syropków, Tantum Verde bez problemu i jej przeszło po kilku dniach, a syn tylko czopki przeciwgorączkowe. Wczoraj co 4 godziny miał 39 stopni, ale dzisiaj już jest o wiele lepiej, bo od podanego w nocy czopka jeszcze gorączka się nie pojawiła.

Faustynka już wczoraj była w przedszkolu, naszalała się na placu zabaw i teraz ma zielony katar. Mąż nie miał jak jej zawieźć, więc musiała ku swojemu niezadowoleniu zostać w domu, bo ja ze względu na Maciusia też jestem dzisiaj uziemiona. Bidula opłakała to strasznie, mimo, że Stasiu choruje i go jeszcze w przedszkolu nie ma, leżała krzyżem w korytarzu i tak wyła, aż się cała obsmarkała z brwiami włącznie. 
Jestem z niej dumna! Nie, że się obsmarkała, rzecz jasna, tylko dlatego, że tak strasznie lubi chodzić do przedszkola. Nie spodziewałam się, że tak będzie. Byłam raczej przygotowana na takie sceny w odwrotnej sytuacji, gdy będziemy wychodzić z domu do przedszkola.

Po mutyzmie ani śladu. Jak zwykle za szybko wpadam w histerię. Oczywiście konsultowałam swoje podejrzenia z psychiatrą Maciusia i Pani mi skutecznie wybiła je z głowy, a przede wszystkim zasugerowała żeby dać Młodej czas, bo była wychowywana w szklarni. Cały czas pilnowaliśmy aby Maciuś w przypływie agresji nie zrobił jej krzywdy, a i my jako osoby spokojne, nieawanturujące się nie przekazaliśmy dziecku, że można inaczej i idąc do przedszkola Faustynka zderzyła się z brutalną rzeczywistością. Pewnie gdybym jej nie chroniła tak bardzo przed tym wariactwem na dole, to by teraz zachowywała się jak Agnieszka, siostra męża, co oczywiście nie jest dobre, ale życie takiej osobie zdecydowanie ułatwia, bo by teraz Młoda grała pierwsze skrzypce w przedszkolu jak Hania i by jej nikt nie podskoczył. Poza tym gdyby to był mutyzm to by raczej nie chciała ruszać się z domu do dzieci, do ludzi. Fakt faktem nie je dalej nic lub prawie nic. Właściwie zjada tylko banany jak są na drugie śniadanie, rosół jeśli jest na zupę i mięsko lub rybę na drugie danie, ale bez ziemniaków czy kaszy gryczanej, które przecież uwielbia i w domu wsówa aż się uszy trzęsą. Po powrocie do domu zawsze się chwali, pokazując na palcach, ile razy była w toalecie na siku.

Najbardziej cieszy mnie, że Faustynka się w końcu otworzyła i w przedszkolu mówi. Rozmawia zarówno z dziećmi jak i z Paniami. Mieliśmy tydzień temu spotkanie, coś w rodzaju wywiadówki i powiem szczerze, mam powody do ogromnej dumy. Panie chwalą moją Perełkę bez końca. Jest grzeczna, nie mają z nią żadnych problemów, wykonuje polecenia, pomaga innym dzieciom, ładnie się bawi, jest bardzo samodzielna, na spacerek się ubiera całkiem sama, łącznie z zasuwaniem bluzy czy kurtki, sama korzysta z toalety, pamięta o myciu rączek, jest mega inteligentna. Pani powiedziała, że Faustynka ma przyjaciela - Stasia, który jest tak samo grzeczny jak ona i też bardzo inteligentny. Są to dzieci wysoce inteligentne dlatego tak świetnie się dogadują i stali się wręcz nierozłączni, ale Stasiu jest tak samo jak nasza Kruszyna, niejadkiem.

W domu nasza Księżniczka cały czas opowiada o Stasiu, a gdy chorowała mówiła, że bardzo za nim tęskni, ma też w planach zaprosić go na swoje urodziny, które będzie miała w marcu w nowym domu, tzn. mieszkaniu.

Bardzo się cieszę, że Faustynka ma takiego Stasia :)
Pani w przedszkolu zapewniła mnie, że Młoda nie tylko ze Stasiem się bawi, ale z dziewczynkami też, co mnie mile zaskoczyło, bo opowiada tylko o Stasiu.

W piątek dzieciaki poszły na przedstawienie o "Czerwonym Kapturku". Młoda była tak podekscytowana, że później cały weekend odgrywałyśmy te role. A to ja byłam wilkiem, a Faustynka Kapturkiem, a to ona była babcią, to później ja Kapturkiem, a Młoda wilkiem, to znowu ja babcią i tak w kółko, chyba ze sto razy :) Ona ma rewelacyjną pamięć do bajek. Już 2 lata temu potrafiła sama opowiedzieć o "Śpiącej Królewnie", o "Śnieżce", o "Trzech Świnkach", a później dochodziły kolejne i kolejne i oczywiście piosenki, bo poczucie rytmu i melodii też ma rewelacyjne, więc śpiewamy co wieczór kołysanki i opowiadamy w łóżku te bajki. Opowiadamy, nie czytamy, bo dzieci zasypiają przy zgaszonym świetle.

Oby tylko te choróbska dały se siana, bo jestem tak cholernie, przepraszam, ujebana...



Maciuś też rewelacyjnie sobie radzi. Panie go uwielbiają, z resztą z wzajemnością. Dzieci go zaakceptowały bez problemu, szczególnie dziewczynki, ale w ogóle się im nie dziwię, bo on ma taką śliczną buzię i oczy, w ogóle nie widać po wyglądzie, że coś z nim nie tak. Oczywiście niepoprawnie się wysławia, ale inne dzieci go poprawiają, tak normalnie bez śmiechów. Tylko z Julkiem dochodzi czasami do starć i ten Maciusia popchnął dwa razy na placu zabaw tak, że raz syn miał obdarty łokieć, innym razem kolano i skarży się w domu na Juliana, mówi że jest niegrzeczny i robi źle.

Do diety nie mam zastrzeżeń. Wybiórczość pokarmowa jest niemal niezauważalna. Syn je nawet surówkę z kapusty!!! Z zup wypija płynną część, bo ciągle nie może zrozumieć, że można połączyć konsystencję stałą z płynną dodając jarzyny w kawałkach do wody, ale śniadania i drugie dania to bez problemu. Warzywa raczej omija, ale nie wszystkie, bo pomidory zjada, fasolkę szparagową i surówki na bazie kapusty też. Ryż, ziemniaki, kasza (oprócz gryczanej),  mięsko, rybka, pierogi, racuchy, naleśniki bez problemu. A najważniejsze, że próbuje nowych rzeczy. Kiedyś rzucił się na kiszone ogórki, ale go skwasiło i mimo, że chciał tego ogórka zjeść, pojawił się odruch wymioty, wypluł to co ugryzł i powiedział: "Nie lubię ogórka. Blee".

Pracuje chętnie, ale często się zawiesza, ma problemy z koncentracją. Uwielbia wszelkie aktywności ruchowe i aktywnie uczestniczy mimo czasami występującej niezgrabności ruchowej czy zaburzeń równowagi. Od małego owielbiał gdy razem tańczyliśmy, wygłupialiśmy się na podłodze, śpiewaliśmy piosenki z prostymi układami choreograficznymi, graliśmy w piłkę, spacerowaliśmy. W zasadzie tylko dzięki aktywnościom fizycznym byłam w stanie nad nim zapanować, jakoś sobie z nim radzić. Musiałam go zmęczyć żeby w ogóle zasnął, taki był nadpobudliwy.

Jestem zadowolona z nowego przedszkola. Panie po miesiącu pracy z Maciusiem zauważyły u niego wyostrzenie zmysłów, nadwrażliwość słuchową, dotykową, zaburzenia równowagi, fiksacje, stymulacje. Nic im nie podpowiedziałam, wszystko dostrzegły same. Mam wrażenie  że w poprzednim przedszkolu Panie nie robiły nic, kompletnie nic. Teraz, bez porównania.

Maciuś ma rewelacyjną pamięć, którą z resztą Panie podają jako jego szczególne uzdolnienia.

Jeszcze ma rewelacyjny słuch, bo po brzmieniu silnika wie kto przyjechał, bez możliwości spojrzenia do okna i nie mówię tu o domownikach, tylko o rodzicach przywożących dzieci do przedszkola, ale tego jeszcze Panie nie wiedzą, ja zaobserwowałem, to w poprzednim przedszkolu.

Jak się ostatnio okazało wzrok też ma aż za dobry. Maciuś był poraz pierwszy u okulisty i dna oka co prawda nie dał zbadać, ale badanie ostrości wzroku wyszło aż za dobrze i Pani doktor stwierdziła nadwzroszność. Powiedziała, że u autystów często występuje z uwagi na wyostrzenie zmysłów.



Trochę się opisałam o tych moich dzieciakach. Co mogę napisać o sobie?
Zmęczona, to na pewno.
Wczoraj w końcu miałam wizytę u ginekologa. Mięśniaków, polipów brak. Cytologia pobrana, czekam na wynik. Skierowanie na badania poziomu hormonów w 3-5 dniu cyklu i USG piersi jest. Czekam. Miesiączki się spodziewam za tydzień i później zobaczymy.

Ginekolog proponuje w moim przypadku wkładkę hormonalną, która miałaby stabilizować poziom hormonów i przy okazji zabezpieczać przed ciążą. Dziewczyny, czy któraś z Was miała z nią do czynienia lub ma?

Nie wiem co pokażą wyniki badań, ale jeśli hormony będą w normie, to wolałabym nie stosować sztucznych hormonów nie ważne czy doustnie czy za pomocą wkładki. Póki co ból jest do wytrzymania. Lekarz zalecił leki przeciwzapalne, bo no-spa nie pomoże. Ameryki nie odkrył :P Wiem to od dwudziestu lat, bo miesiączki miałam od zawsze bardzo bolesne, obfite i przedłużające się, ale zawsze jednak regularne.


Niemniej jednak, jest dobrze :)
A teraz muszę kończyć, bo bawimy się w sklep. Kto to wszystko posprząta? 

piątek, 5 października 2018

Czy bycie MIŁYM tak wiele kosztuje?

Zadzwoniłam dzisiaj do księgowej z przedszkola Faustynki aby wyjaśnić pewną sytuację z płatnościami. Już pominę szczegół, że dzwonię codziennie o różnych porach od poniedziałku i dopiero dzisiaj raczyła odebrać, a jest już piątek.
Przywitałam się grzecznie, przedstawiłam i powiedziałam, że dzwonię w sprawie rozliczenia, na co ona krótko: -"Nazwisko", no to odpowiedziałam od razu informując która grupa.
Kobieta sprawdza w systemie. Szuka, szuka, ja czekam, czekam -"Jak nazwisko?!", no to powtórzyłam, -"Która grupa?! (ze złością)". -"Druga" - odpowiadam i czekam dalej. 

-"Jest! Jakub?"
-"Nie, Faustyna"
-"No to która grupa?!!!", słychać, że kobieta już mocno wkurzona, żeby nie powiedzieć wkurwiona,
-"Druga" 
-"Nie ma tu! A bo to ja patrzę na pierwszą"
Dalej czekam...
Znalazła w końcu i mnie informuje o jaką kwotę chodzi. Ja bardzo delikatnie rozwijam temat, bo słyszę, że kobieta jakaś nie w sosie, gryząco-szczekająca i mówię, że na początku września wpłacałam 100 zł na wyżywienie i jako że córka była tylko 10 dni myślałam, że zostanie odliczone 50 zł. Kobieta w ogóle z wielką złością, już na mnie prawie krzyczy, wielkie pretensje ma, bo chciałam się tylko o coś dopytać, bo nie rozumiałam dlaczego gdy od 100 zł odejmę 50 zł mam do zapłaty 65 złotych a nie 50. Księgowa z wściekłością oznajmia mi, że jest odliczone, ale mi dalej nie odpowiedziała jak to jest policzone, tylko z ryjem: -"A za pobyt kto zapłaci?! 23 złote dopłaty!!!" Ja jej na to delikatnie -"Dobrze, ja wiem, że 23 złote za pobyt i nie pytam o to, tylko o wyżywienie", a ona się drze w końcu w tą słuchawkę, że zostało odliczone, że przecież inni rodzice mają do zapłaty po 170 złotych, a ja tylko 88 i co ja w ogóle chcę, bo nie ma nic za darmo, że wszyscy by chcieli wszystko za darmo. Tylko co mnie obchodzą inni rodzice tak swoją drogą?

Dobra, poprzestałam na tym, że odliczone, podziękowałam i się rozłączyłam, a potem sama to liczę wszystko i w końcu doszłam o co w tym chodzi. Po przejrzeniu kalendarza okazuje się, że w październiku będzie dni szkolnych 23, a nie 20, o czym uważam ta kobieta powinna mi była normalnie, spokojnie powiedzieć, bo ja do niej spokojnie mówiłam, żadnych pretensji nie miałam, a ona tak z ryjem startuje. A sorry, ja nie miałam wcześniej do czynienia z takimi rozliczeniami, bo u syna w przedszkolu płaciło się po skończonym miesiącu za to ile zjadł, a nie na przód, a obecnie w przedszkolu integracyjnym jako dziecko z orzeczeniem pobyt i wyżywienie ma bezpłatne i dlatego nie wiedziałam jak to ma wyglądać u Faustynki.

Dlaczego ludzie się tak łatwo denerwują, dlaczego są tacy niemili, tacy niesympatyczni. 
Jeśli ta pani jest księgową za karę, to może powinna zmienić pracę albo zatrudnić do siebie sekretarkę skoro sama nie potrafi rozmawiać z ludźmi. Wychodzi na to, że już w ogóle nie można się o nic zapytać. Strach się w ogóle odzywać do ludzi.


Biznesmen rozładowywa złość na pracowniku telefonem
z dreamstime.com


Mogę ją usprawiedliwić mówiąc, że pewnie miała gorszy dzień, może problemy w domu, może już ją od rana nachodzą rodzice z tym samym problemem co ja (może by wypadało jakoś system usprawnić, żeby rodzice wiedzieli co i jak i za co i skąd się wzięło), być może mój telefon odebrała jako atak na siebie,  może ma okres albo menopauzę... Tylko, że każdy ma jakieś problemy! Czy to jest powód aby się wzajemnie pozagryzać?
Czy ja za dużo wymagam oczekując odrobiny grzeczności i zrozumienia?

Ludzie chyba nie radzą sobie z emocjami albo z samym sobą sobie nie radzą. Chyba wszyscy nadajemy się do leczenia psychiatrycznego.


Już nie pierwszy raz spotkałam się z taką sytuacją.

Pamiętam jak na studiach miałam poważne problemy z głosem i nie mogła mnie ominąć wizyta u foniatry, gdyż mój kierunek wiązał się ściśle ze śpiewem.
Siedziałam już zapłakana na tym fotelu w gabinecie tej starej lekarki, a ona znęcała się nam moim gardłem różnymi wziernikami, kamerkami i cholera wie czym jeszcze,  nie mogłam pohamować odruchu wymiotnego, a ta się jeszcze darła, że nie powinnam śpiewać, że ja się do tego nie nadaję, że jak tak źle śpiewam, to ona się nie dziwi że mam struny głosowe w takim stanie (otóż gówno prawda, bo gardło sobie zdarłam na praktykach w gimnazjum, a nie  przez śpiewanie), a tylko dlatego, że nie byłam wstanie śpiewać z kamerką włożoną w gardło, a gdy poprosiłam o spryskanie gardła lidokainą to mnie wyśmiała i wyrzuciła z gabinetu.
Jeszcze długo nie mogłam się po tej wizycie uspokoić. Jednak Pani prof., która prowadziła nasze zespoły wokalne powiedziała mi żebym się tą starą babą nie przejmowała, bo ona każdemu mówi to samo i podała namiary na innego lekarza, w ogóle to mnie uświadomiła, że nawet profesjonalnym śpiewakom operowym pracującym lata w zawodzie tak potrafi powiedzieć i że ona jest jakaś psychiczna. I faktycznie, u innego lekarza wizyta odbyła się normalnie w normalnych warunkach. Pani doktor wypisała receptę na odpowiednio dobrane mieszanki robione w aptece i poleciła unikać dymu tytoniowego, bo jak mi wyjaśniła mój problem się nasila przez to, że od ponad 20 lat jestem biernym palaczem, po czym odwiedzałam regularnie jej gabinet i ćwiczyłyśmy głos aby doszedł do siebie.

A o położnej w szpitalu już nie wspomnę i tych wielu, wielu innych ludziach co mają muchy w nosie i wielkie pretensje do całego świata, że muszą wykonywać swoją pracę.


LUDZIE! UŚMIECH, UŚMIECH!!!

piątek, 28 września 2018

Jestem

Żyję,
tylko jakoś głowy do pisania nie mam.

Dzieci chorują.
Jestem zmęczona.

Faustynka ma ostre zapalenie ucha, a zaczęło się od niewinnego kataru. Bidulka już tydzień cierpi. Ma antybiotyk doustnie i drugi do ucha w kroplach. Z podawaniem jest problem. Na szczęście gorączka już nie wraca, to znowu Maciuś od dwóch dni ma ponad 38 stopni.

Tydzień temu się zawiodłam i poczułam się bardzo skrzywdzona.
Jednak postanowiłam iść dalej na przód, odmienić swoje życie, zacząć nowy rozdział.

Jest dobrze. Przepraszam,  że nie odzywałam się. Nie chciałam nikogo martwić. Musiałam kilka rzeczy przemyśleć, przetrawić.

*****
Cieszę się bardzo, że nasze małżeńskie relacje się bardzo poprawiły i bardzo mi zależy, żeby żadne z nas tego nie spieprzyło. Jest lekki strach, niepewność. Trochę jak 12 lat temu kiedy to zaczęliśmy się spotykać. A początki są przecież takie emocjonujące, takie wzniosłe, ważne.

Wszelkie urazy i żale zostawiłam za sobą i już do nich nie wrócę. Ta szczera rozmowa sprzed dwóch miesięcy tak wiele mi dała.

Kochanie, nie spieprz tego, proszę, bo zaufałam Ci na nowo i oddaję całą siebie Tobie. Cały mój umysł i ciało. Teraz znowu należę do Ciebie.

Wiesz jaka jestem, znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny i wiesz, że jestem inna niż wszyscy. Bo ja jestem bardziej...
Wszystko bardziej...

czwartek, 20 września 2018

Boże, jeszcze nigdy nie zostałam tak upokorzona.

To mi się, kurwa, śni!
Ja nie wierzę! Ja poprostu nie wierzę własnym oczom!

Gdzie Ty jesteś? Dlaczego mi to robisz?! Czym ja sobie na to zasłużyłam?!

Już nigdy nikomu nie zaufam.

poniedziałek, 17 września 2018

Dzisiejszy dzień zaczął się dobrze :)

Dzisiaj Faustynka bardzo chciała iść do przedszkola i to mimo kataru. Myślałam o tym żeby ją zostawić dziś w domu, żeby się wykurowała, ale ona mnie zapewniała, że dobrze się czuje, nic ją nie boli, Hania już jej nie bije, a to tylko katarek, no to ok. Odstawiłam ją do przedszkola.

Skąd ta zmiana? Nie mam pojęcia, ale bardzo się cieszę. Widocznie Faustynka potrzebuje więcej czasu aby się otworzyć, a ja być może za wcześnie wpadam w histerię. Ciekawe jak będzie z jedzeniem i korzystaniem z toalety. Młoda się upiera, że nie będzie w przedszkolu jadła, bo nie lubi i sikać też nie pójdzie.

Zobaczymy co dziś Panie powiedzą. Tak bym chciała, żeby Faustynka poczuła się w przedszkolu swobodnie, bez stresu i zaczęła nawiązywać kontakt z innymi dziećmi i Paniami.


Maciuś ma być badany pod kątem gotowości szkolnej, ale Panie, co mnie zaskoczyło, twierdzą, że się nadaje. No to tylko się cieszyć, choć szczerze mówiąc jestem w szoku, bo wg poprzedniego przedszkola nawet mowy nie było o szkole, a nawet o przedszkolu integracyjnym.



wtorek, 11 września 2018

Relacje po pierwszym tygodniu w przedszkolu

Maciuś

Świetnie sobie radzi. Moja duma jest nie do opisania. Tak bardzo się cieszę ze zmiany przedszkola. W poprzednim syn już się po prostu nie rozwijał. Panie skupiały się na słabszych dzieciach, a Maciuś był już trochę z boku i nie robił postępów. Poza tym traciłam do tamtego przedszkola zaufanie, nikt o niczym nie informował, a zajęcia z Wczesnego Wspomagania były realizowane coraz rzadziej, z doskoku, tak, że musiałam się wręcz dopytywać o to kiedy Młody ma logopedę, a kiedy psychologa czy fizjoterapię.

Ze zmianą przedszkola miałam mega obawy, tym bardziej, że wybraliśmy integrację, ale cieszę się bardzo, bo może syn zacznie znów robić postępy, a tam pewnie byśmy stracili kolejny rok. Jestem bardzo mile zaskoczona podejściem nowych pań. Kiedyś jedna zapewniła, że będą o Maciusia walczyć, bo widzą, że można, że jest o co walczyć i że zrobią wszystko co w ich mocy aby mu pomóc. Bardzo go chwalą, to za niesamowitą pamięć, to za czytanie, to za pomaganie. Dostałam też szczegółową rozpiskę kiedy syn ma jakie zajęcia z WWR. Panią psycholog znam, bo już wcześniej mieliśmy przyjemność ją poznać. A co najważniejsze - Maciuś jest szczęśliwy! Chce tam chodzić. Cały poprzedni rok szkolny to była dla nas straszna męka, bo nie chciał rano wstawać, wychodzić z łóżka, ciągle płakał, krzyczał, że nie chce do przedszkola. Siłą go z łóżka wydzierałam i na siłę ubierałam. Nie chciał nic rano jeść, wymiotował, oblewał się celowo herbatą, żeby tylko nie jechać - przebierałam go po kilka razy. To przez co przeszliśmy było straszne. 

Cieszę się bardzo, że odważyliśmy się na tę zmianę.

Maciuś ma fajne zajęcia grupowe -  taniec nowoczesny z Panem, którego od dawna zna, capoueire, taniec towarzyski, rytmikę, angielski, szachy,... Codziennie jest coś ciekawego. Dziś ma indywidualne zajęcia z pedagogiem specjalnym, a w przyszłym tygodniu z logopedą i psychologiem, poza tym dwa razy w tygodniu pracuje 1:1 z panią koordynator. Ładnie zjada posiłki, właściwie to tylko wybiera ogórka czy rzodkiewkę z kanapek. 


Faustynka

Nie mogę powiedzieć, że jest źle, bo poszła do przedszkola bez problemu, bez płaczu, bez zapierania się rękami i  nogami czy zostawianiem śladów po paznokciach na futrynie, tylko z każdym kolejnym dniem przestawało jej sie podobać i to mnie martwi. W pewnym momencie już bardzo nie chciała iść, bo jakaś dziewczynka ją popycha, więc obiecałam, że porozmawiam z Panią i tak też uczyniłam. Panie zwróciły na Faustynkę większą uwagę i dzień  okazał się bardzo przyjemny. Młoda nawet spróbowała odrobinę obiadku, co mnie bardzo ucieszyło, bo przez pierwsze trzy dni nie zjadła kompletnie nic, nic nawet się nie napiła. Martwi mnie, że moja Kruszyna ni słowem się w przedszkolu nie odzywa, nie potrafi się otworzyć. Wykonuje bez najmniejszych problemów polecenia Pań, ale nic do nich nie mówi.

Pech chciał, że po tym fajnym dniu dostała wieczorem gorączki i strasznego kataru, przez co w piątek nie mogłam jej puścić, mimo że tym razem sama chciała. Podkurowałam ją przez weekend i wczoraj poszła chętnie, ale dzisiaj rano już znowu był kryzys i nawet płacz. Jednak przekonałam ją,  że będzie fajny obiadek z mięskiem, że jak zje w przedszkolu to jej kupię żelki i w końcu poszła. Tylko strasznie zdziwia z ubraniami, tak się stroi, że masakre mam z nią rano, a w rezultacie dzisiaj zmarzła. A mówiłam, że musi być długi rękaw, a nie krótki. Zobaczymy czy jutro będzie pamiętać.

Faustynka w domu się żali, że dziewczynki się z nią nie bawią, tylko popychają, zabierają zabawki. Właściwie jeśli się z kimś bawi to tylko z jakimś Stasiem. Boję się, że ona jest tak przejęta i zestresowana, że nie tyle nie odzywa się do pań, co w ogóle, do dzieci również i może została trochę odrzucona przez grupę. A może ona ma po prostu Aspergera? Czy to jest aż taka chorobliwa nieśmiałość? Martwię się. 

W ogóle te dzieci są jakieś takie agresywne, walczą o wszystko, rywalizują, zero współpracy. Tak jakby każde z nich chciało mieć dla siebie całe przedszkole i skupiać całkowicie uwagę pań na sobie. Właściwie to mnie to nawet nie dziwi, bo to co zobaczyłam na spotkaniu z rodzicami wiele mi objaśniło. Kudre... jakie muchy w nosie mają niektóre mamuśki, jakie wąty o rzeczy odgórne np. związane ze statutem. A jakiego tatusia widziałam... Wielka gwiazda, primadonna to za mało powiedziane. Nie dziwię się teraz tej jego Hani, że tak się rozpycha i wszystkich bije.

W dniu dzisiejszym stwierdzam, że trening umiejętności społecznych bardziej przyda się Faustynce niż Maciusiowi. Cieszę się, że w domu córa jest bardzo otwarta i mi o wszystkim mówi i w ogóle bardzo dużo razem rozmawiamy.



Dzisiaj mąż odbiera dzieci, więc po powrocie do domu opuściłam roletę i korzystając z ciszy, bo teściowa spała w najlepsze, myślałam że i ja sobie nadrobię senne zaległości. Ehe... Przewracałam się z boku na bok przez prawie dwie godziny. Nie potrafię zasnąć w dzień. Może też się w jakimś stopniu stres u mnie aktywuje. Dzieci w przedszkolach, a ja chodzę po ścianach zamiast odpocząć. Pewnie jeszcze minie trochę czasu zanim się przyzwyczaję do tego stanu rzeczy. Zrobiłam pranie, zrobiłam paznokcie i siadłam do laptopa. Dzieciaki pewnie właśnie mają obiad. Za pół godzinki odbierze je tatuś, więc i ja się biorę za jakieś gotowanko ;)


foto z kobieta.onet.pl


poniedziałek, 3 września 2018

Pierwszy Dzień

Kurczę, tyle się u nas ostatnio dzieje, że nie mam kiedy pisać ;) 

A teraz to nawet nie wiem od czego zacząć. 
Może od tego, że dzisiaj mamy pierwszy dzień szkoły/przedszkola. 

Piszcie Dziewczyny jak Wasze pociechy! 


U nas zmiany. 
Już wyjaśniam jakie. 

Przepisałem syna do innego przedszkola, a właściwie to już do "zerówki". Przenieśliśmy go z przedszkola terapeutycznego do integracyjnego. W ubiegłym tygodniu miał adaptację i jestem tak mile zaskoczona i szczęśliwa, że aż mi słów brakuje na opisanie mojej radości. Poprostu rewelacja! Chciał rano jeździć z tatą, więc się tak zorganizowaliśmy z mężem, żeby to było możliwe i pykło, załapało, poszło... Maciuś trochę był zdezorientowany na początku, trochę zagubiony, bo nagle jest coś inaczej, ale autyzm nie stawiał oporu. Nie było krzyków, ani łez. 
W tygodniu adaptacyjnym chłopaki jeździli razem sami. Najpierw mąż zostawił Maciusia na 4 godziny, następnym razem na 5, później 6 godzin i też on go odbierał.

Maciuś zaakceptował tą zmianę i widzę, że nie jest mu żal poprzedniego przedszkola, do którego i tak od dłuższego czasu nie chciał już chodzić. 

Niezbyt chętnie je posiłki. Jest typowym mięsożercą, więc raz tylko podziubał w ryżu z truskawkami, innym razem zjadł jednego racucha (co i tak w jego przypadku jest sukcesem). Ze śniadaniami nie ma większego problemu, bo kanapki lubi i z szynką i z serem, tylko warzywa z nich zdejmuje. Choć muszę się pochwalić i Maciusia oczywiście, bo udało nam się jakiś czas temu wprowadzić do diety pomidora!
Parówki to wiadomo, to co autystyk lubi najbardziej, ale płatki z mlekiem też wsówa. 

Bardzo szybko zapamiętał imiona dzieci i Pań, aż się Panie zdziwiły, ale fakt faktem pamięć syn ma niesamowitą.

Cieszę się bardzo, bo widzę po nim, że jest dobrze. Nie wiem jak inne dzieci reagują na niego, jego zachowania, "machanie skrzydełkami", ... Nie miałam okazji porozmawiać o tym z Paniami, ale dzisiaj ja go odbiorę, więc dopytam. Jednak jestem dobrej myśli ;) 



Faustynka dzisiaj rozpoczęła swoją przygodę z przedszkolem. Poszła dzielnie, zadowolona, dumnie przebrała się w szatni, ale przy wejściu do swojej sali zawahała się i ją wryło w drzwiach i było widać, że jednak zmieniła zdanie, ale podeszła Pani, zapytała o imię dziecka. Młoda oczywiście straciła język, jak zawsze w stresów ej sytuacji, więc ją przedstawiłam. Pani wzięła ją za rączkę i wprowadziła do sali. Co było dalej? Nie wiem. Nikt nie dzwoni, więc chyba nie bardzo źle. 

Przyznam się, że ja jestem przerażona. 
Jestem prawie pewna, że Faustynka nic nie zjadła. Ona jest taka wybredna... 
Ciekawe czy się w ogóle odzywa? Ona jest taka nieśmiała. 

Zastanawia mnie tylko jedno: Nie pokićkają się Paniom imiona? Jak one tak szybko zapamiętają które dziecko jest które?


Pamiętam jak 3 lata temu Maciusia prowadziła do przedszkola. Oj, łatwo nie było. A później siedziałam niedaleko na ławce w parku i sama zalewałam się łzami.


Dziś czuję po sobie, że mam podwyższone ciśnienie, więc kawusia mi nawet niepotrzebna ;)



Piszcie jak Wy wspominacie początki Waszych dzieciaczków w przedszkolu ;) 

piątek, 24 sierpnia 2018

Mam problem

Jak nigdy, spóźnia mi się okres. Do tej pory byłam bardzo regularna. Miesiączka nie pojawiała się jedynie w przypadku pierwszej i drugiej ciąży.

Tym razem wykluczam ciążę. Dziś rano dla pewności zrobiłam nawet test - wynik negatywny.
O co więc chodzi?

Obstawiam zaburzenia hormonalne. Wizytę u ginekologa mam dopiero za dwa tygodnie. Ciekawe czy zleci jakieś badania.


Co o tym sądzicie? Ni stąd ni z owąd miesiączka spóźnia mi się już 5 dni. Ostatnio nie chorowałam, nie miałam stresów, nie brałam żadnych leków. Nie mam też standardowych objawów przed miesiączką - zawsze przez tydzień przed, miałam bardzo tkliwe, bolesne i nabrzmiałe piersi, a tym razem nic.

Za to zaobserwowałam wzmożone wypadanie włosów, przesuszenie (jak nigdy) skóry i włosów, pogorszenie cery (drobne czerwone wypryski na policzkach, czole i brodzie), gorsze samopoczucie, płaczliwość, bóle głowy, przybieranie na wadze.


Czy któraś z Was miała kiedyś podobnie?

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Przemijanie

Pamiętam jak bardzo przeżywałam śmierć Whitney Houston. Ciągle czuję jakby to było wczoraj, a teraz jej Matka Chrzestna odchodzi.

Media donoszą, że Aretha Franklin umiera.
Królowa soulu, muzyki którą kocham, wręcz ubóstwiam, tak jak zresztą tą kobietę.

Aretha Franklin - mój numer jeden w muzyce. Zawsze i niezmiennie.








Ciągle mam nadzieję, że to nie czas na Ciebie ;(




środa, 8 sierpnia 2018

Oczyszczenie cz. 3

Gdy po pierwszym porodzie, w końcu udało mi się pobudzić laktację i byłam uradowana, że po wielkich trudach z brakiem pokarmu, mogę swojemu syneczkowi dać to co najlepsze, moja teściowa ubzdurała sobie, że dziecko ma po moim mleku biegunki i krzyczała na mnie, że chcę wykończyć jej wnuka i że mam natychmiast przestać karmić. Nie miałam wtedy pojęcia, że ona swoich dzieci nie karmiła i tym samym pojęcia nie ma jak owa kupa ma wyglądać, bo perfidnie kłamała, że mój mąż był na mleku z piersi.
Krzyczała na mnie. Ja zapłakana wybiegłam do łazienki, a ona za mną wparowała z tekstem: "No przestań ryczeć, bo depresji poporodowej dostaniesz!"

Powinnam była jej wtedy powiedzieć: "Jak się nie odpierdolisz to na pewno dostanę depresji, tylko nie poporodowej a poteściowej!"

wtorek, 7 sierpnia 2018

Oczyszczenie cz. 2.

Pewna sytuacja 4 lata wstecz:

Jestem z dziećmi na dole w kuchni. Właśnie usmażyłam jakieś kotlety i nadeszła pora karmienia, której malutka Faustynka nie pozwoliła przeoczyć, domagając się płaczem cycusia. Usiadłam na kanapie w kuchni, wyjęłam cyca i zaczęłam Małą karmić.
Nagle do kuchni wpada teściowa z wyraźnym grymasem na twarzy, chwyta patelnię i do mnie ze złością oświadcza: "Umyj tą patelnię, bo ja ją natychmiast potrzebuję!" (ciekawe do czego, bo znając ją od lat, dzisiaj już wiem, że na pewno nie do gotowania czy tam smażenia).
Oczywiście przeszywa mnie tym swoim nienawidzącym wzrokiem z tą swoją wiecznie skrzywioną i niezadowoloną miną i wychodzi.

Ja przestraszona, roztrzęsiona wręcz, bo gdyby wzrok mógł zabijać właśnie straciła bym życie (co nie było nowością, bo znając teściową i życie z nią pod jednym dachem, byłaby to już któraś moja śmierć z kolei), odkleiłam córę od cyca, zostawiłam na tej kanapie i biegusiem poleciałam myć tą patelnię, a do karmienia wróciłam gdy skończyłam.

Boże! Jak ja się tej kobiety bałam. Mnie po prostu trzęsło na jej widok.

Patelnia oczywiście potrzebna nie była, bo teściowa już do kuchni nie przyszła. Dokończyłam karmienie i poszłam z dziećmi na górę.


Głupia jestem jak but z lewej nogi, bo powinnam jej wtedy powiedzieć: "Za chwilę. Poczekaj. Jak nakarmię Faustynkę, to umyję patelnię, a Ty się nie zesrasz jak poczekasz 10 minut". Dzisiaj bym dokładnie tak powiedziała.

piątek, 3 sierpnia 2018

wtorek, 24 lipca 2018

8 lat

Dzisiaj obchodzimy ósmą rocznicę naszego ślubu. 
Mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej. 

sobota, 21 lipca 2018

Jestem w szoku!

W sprawach zdrowotnych u nas wszystko dobrze. Ostatnie dwa tygodnie spędziłam z dzieciakami w domu. Odpoczęliśmy po tym choróbsku nieszczęsnym i jest ok. 

Są niestety i złe strony siedzenia w domu. Nasłuchałam się awantur, że głowa mała. 

Oni na dole są nienormalni. Ja tam praktycznie nie schodzę, bo nie chcę w tych parodiach uczestniczyć, ale niektórych kłótni i awantur nie da się nie usłyszeć. 
Już pominę te odzywki sióstr męża i kłótnie pomiędzy nimi dwiema, bo to norma. I normą właściwie jest tu, to jak traktują i odnoszą się do ojca, więc i to już przemilczę, bo słów brak, ale obok tego co wczoraj się stało nie mogę, nie potrafię przejść obojętnie, bo to już szczyt, a będzie już tylko gorzej. 

W ramach wstępu muszę się trochę wrócić w czasie. Nie wiem czy wspominałam, że Aga skręciła nogę na Juwenaliach (może jestem niedzisiejsza, ale co w ogóle 17latka robiła na Juwenaliach? Przecież nie jest studentką. I jeszcze nogę skręciła na prostej drodze). Z babci zrobiła sobie już służkę totalną i wykorzystywała swoją sytuację do maksimum. Dla mnie to kompletnie nienormalne co robiła, bo z chłopakiem była w stanie wyjść z domu i gdzieś pojechać (z weselem włącznie) pomimo skręconej nogi, a w domu nie potrafiła się normalnie wysikać tylko babcia ją sadzała w pokoju na wiadro.  Już mniejsza z tym. Było minęło. Teraz Agnieszka już normalnie chodzi, ale jeździ na rehabilitację. Tzn zawodzi ją ojciec i np w tym tygodniu miał drugą zmianę w pracy więc ją przed południem obwoził. W poniedziałek i wtorek był luz w domu, bo wszyscy o 11 pojechali i wrócili grubo po 13. Mogłam się poczuć swobodnie i bez stresu. We środę i czwartek już normalnie, bo teściowa z babką zostały w domu. A wczoraj wybierali się wszyscy. Teściowa kazała o 10 zaglądnąć babce do Claudi, żeby sprawdziła czy wstała i się zbiera. Ja tylko usłyszałam straszny huk i płacz babci. Wybiegłam z naszego pokoju na korytarz, ale dzieci wybiegły za mną więc się wróciłam, ale słyszałam jak babcia płacze, klnie i wyzywa, myślałam że Agnieszkę, bo zawsze z nią miała jakieś spięcia. A to było tak: Babcia zajrzała do pokoju Claudii, a ta rozpędzona z ogromną agresją babkę pchnęła, aż ta ponoć wpadła całym ciałem na schody i się bardzo potłukła. Rozpłakała się, zwyzywała Claudie od kurw, skurwysynów i tym podobnych i poskarżyła się Elce (mojej teściowej). Ta właściwie nic nie zrobiła bo ona zawsze na wszystkie fronty gra i na wszystkich się musi zabezpieczyć, żeby sobie wrogów bezpośrednio nie robić. Powiedziała tylko córce, że jej za to nie weźmie, co nijak się miało do rzeczywistości. Zero jakichkolwiek konsekwencji. Teściowa się tylko jeszcze poskarżyła do teścia z nadzieją, że on zrobi rozrubę, ale on tylko spokojnym tonem powiedział "Claudia, to tak się nie robi" i po sprawie. Pojechali wszyscy oprócz babki. Przed wyjściem jeszcze się Agnieszka darła, że babka ma nie jechać "Ja z nią nie jadę! Ja nie potrzebuję żeby w aucie śmierdziało sikami! Lochami!". No proszę, jaki szacunek! A dwa tygodnie wcześniej babka gówna we wiaderku od Agnieszki odnosiła! I to nie śmierdziało!? 

Myślę sobie, że skoro teraz takie sceny mają miejsce, będzie już tylko gorzej. Claudia ma dopiero 16 lat, a Agnieszka 17.

Teściowa tylko lamentuje jaka to ona biedna, a całe swoje życie dzieciom poświęciła i ją taka nagroda za to spotkała. Teściowa podkreślam, nie babka. Teściowa zawsze ma największe pretensje do wszystkich. Ona ma nawet do nas pretensje że my jej córek nie wychowaliśmy! Żałosna baba. Udaje świętą, a ja dobrze pamiętam jak swoją chorą wtedy matkę od kurw wyzywała "Nie będziesz kurwo leżeć! Masz robić! Pomagać jak wszystkie babki!" A babcia z nadciśnieniem ledwo żyła. Albo sytuacja jak teść i mój mąż jechali sadzić na działce ziemniaki kilka lat temu i babka też chciała jechać pomagać, to moja teściowa ją poszarpała w progu żeby nigdzie nie szła, bo ona sama nie zostanie, bo słabuje i jej się coś stanie. Tak, tu twierdzi że słabuje, a tu poniewiera swoją matką i ma siłę ją szarpać. 

To są sytuacje, których ja w życiu nie zapomnę. Ja nie wierzę własnym oczom, że babka im za to wszystko dalej w tyłki włazi i charuje na nierobów! 

Boże Jedyny! Widzisz a nie grzmisz! 


My oglądamy mieszkania i już na serio czegoś szukamy, więc chyba tylko dzięki temu mam jeszcze na to wszystko siłę.

--------------------------------------------

Dopisanie o 11:30:


Agnieszka właśnie wstała i się drze: "Babciuuu! Jestem głodna aaa!!!"
17 lat! I śniadania sobie nie zrobi tylko na babcię czeka. 

niedziela, 15 lipca 2018

Już lepiej

Piątek był ciężkim dniem dla nas wszystkich.
Mąż wrócił z pracy kilka godzin wcześniej z gorączką 40 stopni (pominę już fakt, że jednak się da).
Syn, który już dobrze się czuł, dokazywał.
Młoda zła i spłakana, bo głodna, a gardełko boli i siedzi bidula z tą kromką i ze złością się w nią wpatruje i próbuje ją ugryźć, ale po połknięciu płacz. No to syropek. Może za chwilkę przestanie boleć. A gdzie tam. Wypiła mleko z płatków.
Ja ledwie żywa na Ibuprofenie. Gardło boli jak diabli, własnej śliny połknąć nie mogłam, a co dopiero jakieś żarcie. Mąż to samo.

Gdy zeszłam na dół do lodówki po coś dla syna, teściowa się mnie pyta czy gdzieś jedziemy, że W. już wrócił z pracy? Mówię, że nie, że mamy wszyscy 40 stopni.
Jak ją wywiało to jej więcej nie widziałam, kobita zabarykadowała się w sypialni i nie wychodzi. Mogłam wczoraj spokojnie zrobić dwa prania. Nikt mi pralki nie wyłączał niby niechcący. Nikt nie psioczył o rachunki.

W piątkowy wieczór nafaszerowaliśmy się z mężem Gripexem i w sobotę rano już całkiem dobrze się czułam, więc wzięłam się za to pranie. Żal było nieskorzystać z "nieobecności" teściowej. No a popołudniu znowu mi dowaliła gorączka na 39 stopni.

Córa ozdrowiała i domagała się jedzenia, to ugotowałam ziemniaki i sos pieczarkowy. Dzieci pojadły do syta i jeszcze trochę. Mnie udało się wypić kefir podobnie jak mężowi, który ziemniaków nawet nie ruszył.

Dzisiaj gorączki już nie mam, gardło boli dalej, na szczęście nie tak jak wczoraj.
Najważniejsze że dzieciom już przeszło.

piątek, 13 lipca 2018

Chorowania ciąg dalszy

Syn na szczęście już lepiej się czuje, co mnie bardzo cieszy, bo to głównie o niego się rozchodzi. Gdy Maciuś choruje ja jestem na skraju zawału serca.
Dzisiaj chętnie je i się bawi :)

Za to Faustynka bidulka dwie ostatnie noce gorączkowała do 40 stopni i cały wczorajszy dzień. Skarży się na ból gardła nic nie je. Na szczęście wypija bez problemu Ibum Malinowy,  a Paracetamol udaje się podać tylko rozcieńczony w wodzie z marudzeniem. Nie daje robić sobie okładów i otula się szczelnie kołdrą, bo jej zimno gdy rośnie gorączką, co powoduje, że jest wyższa niż gdyby dała się schłodzić. Syn przynajmniej okłady zaakceptował :)

Dzisiaj Faustynka jak narazie nie gorączkuje, ale strasznie boli ją gardło. Mnie niestety też. Czuję się jakby mi walec po łbie przejechał. Póki co mam tylko 38 stopni, ale za wczasu połknęłam Ibuprom, żeby nie doprowadzić do 41 stopni jak to raz, kiedy to nie byłam w stanie się w ogóle podnieść z łóżka.

Pewnie i męża nie ominie, bo go rano drapało w gardle.

Czuję że czeka nas chorowite weekend.

wtorek, 10 lipca 2018

Cukier - ja

1:0
Poległam.
Gdy odebraliśmy wczoraj syna z przedszkola, wyraźnie był w fatalnej formie. Wieczorem temperatura dobiła do ponad 39 stopni, a ja czuwając przy nim w nocy zeżarłam do rana całą tabliczkę czekolady.

Dziś Maciuś gorączkuje do 40 stopni i skarży się na silny ból gardła, nic nie chce jeść, ale przynajmniej trochę pije. Musi bardzo cierpieć, bo leży jak nigdy w łóżku. Leki to tylko paracetamol w czopkach. Przed pierwszym strasznie się bronił, a w nocy musiałam męża obudzić o 3, bo sama nie dałam rady mu podać, mąż musiał Maciusia trzymać. Dzisiaj było już trochę łatwiej - rano się bronił i płakał, ale już nie tak zaciekle jak wczoraj. A o kolejny poprosił sam: "Chce czopek". Temperatura teraz utrzymuje się na około 38,5.


Od jutra spróbuję znów ;)
10 dni bez cukru. START!

niedziela, 8 lipca 2018

Jak obciąć włosy autyście?

Jakieś pomysły, bo wymiękam?

Od ponad godziny próbuję syna obciąć w czasie snu i się po prostu nie da.
Budzi się, ucieka...
Nie ważne czy maszynką do strzyżenia czy nożyczkami. Boi się. Najprawdopodobniej go to boli i dlatego przerodziło się to w taką fobię. Do tej pory obcinaliśmy włosy Maciusia w czasie snu, jednak wczoraj w nocy udało się tylko troszkę, a teraz prawie nic.

Staram się go na codzień oswajać z dotykiem skóry głowy - głaskam, drapię, masuję go po główce. Problem jest nie tylko z obcinaniem, ale i z myciem.

Próbujemy go oswajać ze strzyżałką - już na sam widok bardzo się boi. Mąż strzyże swoje włosy przy Młodym. Roczną Faustynkę też opędzlowałam na kilka milimetrów, a teraz jej przystrzygam spodnie włoski w okolicy karku tak żeby syn widział, że to nie jest nic złego.
Dajemy mu maszynkę do ręki (wyłączoną, aby się pobawił) - kiedyś nawet próbował mi przejechać włączoną maszynką przez środek głowy (to mu się podobało :P), później polował na Faustynę.

Maciuś salony fryzjerskie omija szerokim łukiem.
Gdy sama idę do fryzjera lub z Młodą, mąż próbuje syna podprowadzić do witryny (do środka końmi się go nie zaciągnie).

Z paznokciami ten sam problem.
Co będzie za kilka, kilkanaście lat?
Przecież samo nie przejdzie.


niedziela, 1 lipca 2018

Wyzwanie: 10 dni bez cukru.

Kto się podejmie?
Dzisiaj START!
------------------------------
Przedwczoraj:
Faustynka stanęła przed lustrem, przegląda się i mówi:
- Jaka ja jestem ładna

Mogę się uczyć od mojej córy ;)

środa, 27 czerwca 2018

"Bo to zła kobieta była"

Nie od dziś mi wiadomo, że teściowa czyta korespondencję dla mnie/dla nas  przeznaczoną.

Mogę sobie gadać, psioczyć, prosić, ona i tak zrobi swoje. Ma nawet taki przez siebie wypracowany sposób rozklejania koperty nad parą wodną np. nad czajnikiem. Jak przeczyta i ponownie zakleji to dopiero wtedy wyśle babkę, żeby doręczyła lub nie. Czasami za bardzo widać, że list był rozklejany lub poprostu nie chcą abym go dostała, więc muszą go zniszczyć.

Tak też było ostatnio w BARDZO WAŻNEJ SPRAWIE. A mianowicie chodzi o zebranie się Komisji do Orzekania o Niepełnosprawności w sprawie mojego autystycznego syna, któremu w tym tygodniu kończy się ważność orzeczenia. 

Zaniepokoiło mnie, że już dużo czasu minęło od złożenia przeze mnie dokumentacji, a nie ma żadnej informacji w tej sprawie. Zaczęłam się obawiać, że teściowa mogła powiadomienie o zebraniu komisji zapier***ić. 

Poszukałam na necie numer i zadzwoniłam do Zespołu Orzekania i dowiedziałam się że Komisję mamy za tydzień! Pani poinformowała mnie też, że zawiadomienie zostało wysłane półtora tygodnia temu. 

Wychodzi na to, że intuicja mnie nie zawiodła! Moja teściowa to diabeł wcielony! TAKICH RZECZY SIĘ NIE ROBI NAJGORSZEMU WROGOWI! 
Przecież syn mógłby przez nią stracić orzeczenie i co za tym idzie, dostęp do wszelkich terapii! 

Pewnie to dałoby się odkręcić, prosić o zwołanie kolejnej komisji za 2-3 miesiące, ale trzeba by świecić oczami i jak się wytłumaczyć z nieobecności? I co ja bym miała powiedzieć? Weź się wytłumacz! Że co? Że teściowa mi kradnie korespondencję? Że babcia wnusiowi zapieprzyła powiadomienie i niewiedzieliśmy? 

Już by mi ktoś w to uwierzył! 

Ja pierdziele, co za kobieta! 


Najważniejsze, że już wiem i że nie czekałam kolejnego tygodnia na list. 

niedziela, 24 czerwca 2018

Temat: Pewność siebie. Punkt 3. Kontroluj sposób mówienia.

Mów wolniej i wyraźniej niż zwykle. Osoba niepewna często mówi szybko, ponieważ obawia się, że może zabrać komuś za dużo czasu. Nie przesadzaj jednak z bardzo wolnym tempem, bądź świadoma wypowiadanych słów. Daj sobie prawo do tego, by być w pełni wysłuchaną. /sukcespisanyszminka.pl/


Praca nad dykcją

Ćwiczenia: 
Wymawiaj zdania bardzo powoli i wyraźnie z przesadą artykulacją głosek. Możesz stopniowo zwiększać tempo, a także ćwiczyć wypowiadane tekstu z korkiem od wina w paszczy. Spokojnie oddychaj. 

Przykład 1.
Szczepan Szczygieł z Grzmiących Bystrzyc

Przed chrzcinami chciał się przystrzyc.
Sam się strzyc nie przywykł wszakże,
Więc do szwagra skoczył: szwagrze,
Szwagrze, ostrzyż mnie choć krztynę,
Bo mam chrzciny za godzinę.
Nic prostszego – szwagier na to,
Żono! Brzytwę daj szczerbatą,
W rżysko będzie strzechę Szczygła
Ta szczerbata brzytwa strzygła.
Usłyszawszy straszną wieść
Szczepan Szczygieł wrzasnął: cześć!
I przez grządki poza szosą niestrzyżony czmychnął w proso.


Przykład 2.


Wszystko pięknie wychodzi w momencie gdy ćwiczę sobie w czterech ścianach przed lustrem. Problemy zaczynają się gdy muszę wyjść do ludzi, załatwić coś w urzędzie, itp. i to do tego stopnia, że ściska mnie w gardle, żołądku, zaczynam się pocić, czerwienić, a nawet trząść, serce tak wali, że mało nie wyskoczy, mam mdłości, a głos mi się łamie ze stresu. Tak było od zawsze. Należę do grona osób nieśmiałych i zestresowanych. Zawsze bardzo mi to utrudniało funkcjonowanie w szkole, gdy trzeba było odpowiedzieć na zadane pytanie, a jeszcze bardziej w szkole muzycznej, która wiązała się przede wszystkim z występami na scenie, koncertami czy konkursami. Stres nigdy mnie nie mobilizował, wręcz przeciwnie, bardzo mi utrudniał i nie mogłam w pełni zaprezentować swoich umiejętności. 

Podejrzewam, że cierpię z powodu fobii społecznej, która objawia się u mnie lękiem przed oceną. 


Pozwolę sobie zacytować fragment artykułu dotyczącego lęku przed oceną ze strony centrumdobrejterapii.pl

Lęk przed oceną ze strony innych ludzi jest najbardziej charakterystycznym objawem fobii społecznej. W przypadku tego zaburzenia mówimy o tzw. lęku pierwotnym. Co to znaczy? Można na przykład przypuszczać, że osoba mająca trudności z płynnym wypowiadaniem się wynikającym np. z jąkania się, może doświadczać w związku z tym obaw przed krytyką ze strony grupy i będzie to zupełnie naturalna reakcja. Lęk przed oceną w fobii społecznej nie wiąże się z rzeczywistymi utrudnieniami funkcjonowania danej osoby w grupie. Nie jest też następstwem myśli o charakterze natrętnym czy urojeniowym. Tego typu lęk powoduje unikanie sytuacji, które go wywołują, np. wystąpień publicznych. Może przybierać też postać mniej powszechną i dotyczyć np. obaw przed negatywną oceną w związku z jedzeniem w obecności innych lub czerwienieniem się.
Początki tego zaburzenia mają miejsce zazwyczaj przed uzyskaniem pełnoletności (zdarza się, że rozpoczyna się w dzieciństwie). Nieleczony lęk przed oceną, którego podłożem jest fobia społeczna ma zazwyczaj przebieg przewlekły, niejednokrotnie prowadząc do niemożności wykorzystania własnego potencjału i szans życiowych. Za najskuteczniejsze metody leczenia w tym przypadku uważa się łączne zastosowanie psychoterapii (zwłaszcza metod poznawczo-behawioralnych i farmakoterapii). 


Pytanie brzmi - Jak sobie pomóc? 

Ciąg dalszy nastąpi. Więcej o fobii społecznej i lęku przed oceną, a przede wszystkim szukanie rozwiązań w kolejnym wpisie. 

Wszelkie podpowiedzi i sugestie z Waszej strony mile widziane.