środa, 24 września 2014

Poprawa nastroju

U nas już dużo lepiej. Kluska wczoraj o 22.55 skończyła pół roczku. Moja kruszynka kochana. No nie taka znowu kruszynka. Kawał okrucha z niej.

Wybrałam się wczoraj na prześwietlenie kręgosłupa, bo mąż wziął urlop. Zabraliśmy M ze sobą, bo nie ma szans go zostawić z babciami i ciotkami. Z nimi została tylko córa wraz ze szczegółową instrukcją "co i kiedy". Po badaniu nakupiliśmy jej zabaweczek, bo ona strasznie lubi się bawić, obracać w rączkach różne przedmioty. Zrobiliśmy drobne zakupy i udało mi się w końcu odwiedzić fryzjera. Wracając do domu odebraliśmy teścia z pracy i przyjechaliśmy do naszej Klusi.

Mąż ma dzisiaj odebrać wyniki z opisem i zobaczymy co i jak z tym moim kręgosłupem.

Kolejny kilogram odszedł w siną dal ;)

sobota, 20 września 2014

Zła passa

Zmiana pogody o 180 stopni. Na dworze jest paskudnie. Szaro, ponuro i leje jak z cebra.

Teść kilka dni temu przywlókł do domu jakieś wstrętne choróbsko i wyleciał z sypialni na zbity pysk, bo teściowa się boi że się zarazi. Tym samym śpi i przebywa głównie na górze w dużym pokoju. Kicha, kaszle, smarka, pierdzi... No i oczywićcie nas pozarażał. M źle sypiał, budził się w nocy i nad ranem z niesamowitym płaczem, bo wirus atakował jego organizm. Od dwóch dni ma niesamowity katar i dziś w nocy dowaliło mu 39 stopni gorączki. Mnie też rozłożyło. Najbardziej boję się o naszą Kluskę. Jeszcze nigdy nie chorowała. M w zasadzie także. Miewał tak wysoką gorączkę podczas ząbkowania. Musieliśmy "odchorować" wychodzenie każdego zęba. Jedyne choroby jakie w życiu przeszedł to rotawirus i trzydniówka. Najgorsze jest to że on za bardzo się o siebie boi. Podanie mu leku czy zmierzenie gorączki graniczy z cudem. Podałam mu w nocy Nurofen ale go zwrócił i podałam o 3 w nocy jeszcze raz.

Małej idą pierwsze ząbki i także się łatwo nie zapowiada. Cały czas wisi mi na rękach. Marudzi, popłakuje, źle sypia. Jakoś sobie radzę, ale łeb mi pęka, z nosa cieknie i ledwo mówię.

Papatki!

środa, 17 września 2014

Kur**!!!

Dzisiejszy dzień był koszmarny! Jak ja kur** nienawidzę tu mieszkać.

Faustynka była cały dzień marudna, bo za każdym razem ją ktoś z drzemki wybudził. Spała 4 razy po 30 minut. Była niedospana i płaczliwa. Jakby było tego wszystkiego mało to pod wieczór teść mnie wkur*** do granic możliwości!!!

Mam tego wszystkiego serdecznie dość!

Dobranoc! Choć zależy dla kogo, bo ja jestem tak wkur*****, że prędko nie zasnę!

Żyć mi się kur** nie chce!

Padam mordą na pysk

Masakra! Całą noc męczył mnie ból brzucha. Pewnie przez szklankę mleka do kolacji. Bardzo lubię mleko, ale tak jak córa mam alergię na białko mleka krowiego. Jak wreszcie mi przeszło to zadzwonił budzik o 6.10, a za chwilę przebudził się M z potwornym rykiem, nie płaczem - rykiem. Uspokoiłam go i po jego dość krótkim kazaniu jeszcze przysnął. Niestety zdążył obudzić Małą, a ta pomyślała że to już czas wstawać (zwykle śpi do 8). No to zabawa z mamą ledwo patrzącą na oczy. Mała F obudziła brata, a ten znowu w ryk. Nie wyspał się dziś. A po 8 zamiast zejść robić śniadanię uspokajałam i usypiałam córę na drzemkę. Takim oto sposobem będzie dziś miała 4 drzemki zamiast jak zwykle trzech. No cóż... trudno.

Moje dzieci mają wyjątkowy talent do spania w nocy na zmianę. Kiedy to wreszcie minie i się w końcu wyśpię?!

poniedziałek, 15 września 2014

Z innej beczki

Moje posty to niemal w stu procentach narzekanie. Narzekanie na to jak mi źle, jak mi ciężko. Głównie narzekam na teściów. Oczywiście nic się w tej kwestii nie zmieniło. Jest jak było. Nadal źle. I z pewnością lepiej nie będzie. Jeszcze w cuda nie wierzę.

Z dniem 1 września zaczęłam dbać o siebie, konkretnie o moje zdrowie i o moją figurę. Odżywiałam się fatalnie i co za tym idzie, tyłam. Sama się przeraziłam, bo dobiłam do 65 kg! A przecież po drugiej ciąży ważyłam 60 kg. Myślałam że tak jest nadal i do zrzucenia mam tylko 4-5 kg. A tu surprise!

Zmieniłam sposób odżywiania i zaczęłam ćwiczyć. W ciągu dwóch tygodni straciłam 2 kg. Uważam to za dobry wynik, bo nie stosuję żadnych diet. Opiszę co robię. Może komuś pomogę.

Wyznaczyłam realne cele.

Cel 1. Do 1.10. osiągnąć wagę 61 kg.

Cel 2. Do 1.11. osiągnąć wagę 58 kg.

Cel 3. Do 1.12. osiągnąć wagę 55 kg.

Stworzyłam listę postanowień, której się trzymam.

1. Nie jeść po godzinie 20.

2. Sporzywać 4-5 posiłków dziennie. Nie podjadać pomiędzy nimi.

3. Wyeliminować słodycze.

4. Unikać fast foodów oraz pizzy.

5. Ograniczyć tłuszcze (nie smażyć, mięso zamienić na drobiowe lub na ryby).

6. Jeść głównie białko, warzywa i owoce.

7. Ograniczyć węglowodany.

8. Wyeliminować słodkie, gazowane napoje. Soki owocowe rozcieńczać wodą 1:1.

9. Pić głównie wodę mineralną, zieloną herbatę, herbatki owocowe, ziołowe.

10. Nie używać cukru ani słodzików.

11. Jeść więcej błonnika. Pieczywo zamienić na razowe, podobnie makaron, ryż na brązowy.

12. Prysznic kończyć chłodną wodą.

13. Skórę masować balsamem intensywnie ujędrniającym.

14. Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć.

Ćwiczę po 21, jak dzieci pójdą spać, co drugi dzień na orbitreku. Zaczęłam od 20 minut. Pierwszy tydzień po 20 minut, drugi - 25, od jutra po pół godziny, itd. aż dojdę do 45 minut.

Jestem zadowolona, jest ok. Ale jeszcze długa droga przede mną. Trzymajcie kciuki!

wtorek, 9 września 2014

Wizyta u lekarza

Tak, w końcu wybrałam się do lekarza rodzinnego. Wczoraj mąż miał wrócić zaraz po pracy do domu po mnie i dzieciaki i zawieźć mnie do ośrodka zdrowia. Zadzwonił że się nie wyrobi. Jak zwykle zresztą. No to dobra, pójdę na nogach jeśli zostaną mi z dziećmi. O dziwo się zgodziły. Do przychodni jest jakieś 2,5 km, więc wybrałam się wcześniej. Poszłam sobie spacerkiem. Posiedziałam chwilę w parku, bo przyszłam 20 minut za wcześnie. Wizytę miałam na 16. Usiadłam pod gabinetem, ale okazało się że lekarka ma spore opóźnienie, więc czekałam jeszcze pół godziny zanim mnie przyjęła. Pani doktor niezwykle miła. Bardzo dobrze nas kojarzy. Pytała o dzieci. Powiedziałam o moich dolegliwościach: bólu kręgosłupa i nawracającym zapaleniu pęcherza. Wypisała skierowania na prześwietlenie kręgosłupa piersiowego i krzyżowo-lędźwiowego oraz na posiew moczu. Po wizycie mąż miał mnie odebrać, więc dzwonię i pytam gdzie jest, a on mówi, że musiał zawieźć ojca do psychiatry, bo C dalej nie chce chodzić do szkoły. Trzeba trzeci rok z rzędu załatwiać nauczanie indywidualne. Kazał czekać. Zrobi szybkie zakupy i po mnie przyjedzie. Powiedział: "Potraktuj to jako wakacie, kup sobie gazetę. Niech się tam trochę pomęczą, bo one nie wiedzą jak to jest. Dzwoniłem przed chwilą, to M daje im tam popalić, wsadziły go do wózka, bo nie dały sobie z nim rady". Pewnie. Tak najlepiej. Zamiast zapewnić dziecku rozrywkę, zapięły go w wózku i mają w d****. Poszłam na spacer i doszłam na naszą budowę. Klucze mam zawsze przy sobie, więc otworzyłam i czekałam w środku. Słuchałam muzyki, biegałam po schodach. Szkoda że nie miałam przy sobie płynu do mycia szyb, to bym okna umyła, bo im tak długo zeszło. Wróciliśmy o 19 do domu. Ryk słychać już przed wejściem. Teściowa zamknięta w sypialni. Babka ledwo żywa, trzyma na kolanach rozdartego, przysypiającego M, Claudia wozi w wózku rozdartą F. Wzięłam szybko syna na ręce: "Kotuś, nie śpij". Dałam mu rogala i szybko pobiegłam z córką na górę. Nie uśpiły jej na drzemkę o 18, to ją ukołysałam. Padła od razu na 30 minut. Młody był tak głodny że zjadł cruasanta, ziemniaki z gulaszem, kanapkę z wędliną. Wypił trzy szklanki herbaty!!! Za chwilę zjadł ciotce płatki z mlekiem, a po kąpieli jeszcze kolację i prosił o dokładkę. Jakby w ogóle zapomniały, że on istnieje. Przecież zawsze o 17 je syte drugie danie, a one zapomniały dać mu jeść i bały się dać pić, bo teściowa "nie potrzebuje żeby się zakrztusił". No i "nie powiedział że jest głodny". On nie ma czasu powiedzieć że coś chce, bo jest zbyt aktywny. Jako jego babcie powinny wiedzieć takie rzeczy. Zawsze stawiam posiłek na stole. M siada i je. A woda jest zawsze dostępna. Stoi na ławie butelka z wodą i dziecko bierze samo kiedy potrzebuje. Strach pomyśleć co by było gdybym tak wylądowała na tydzień w szpitalu. Nie było mnie wczoraj tylko cztery godziny. A najlepsze, że po kąpieli M nie poszedł jak zwylke spać. Skakał po nas do 23. Stąd wiem, że spał jak mnie nie było. Pewnie z nudów zasnął w tym wózku o 18 godzinie. A jak weszliśmy do domu, togo babka szybko wybudziła, dlatego płakał a ja myślałam że on zasypia. Dlaczego nikt nie powie co i jak było. Myślą, że jestem głupia i się nie domyślę? Nie ma szans na zostawianie z nimi dzieci. Nie wiem jak zrobię RTG. Z resztą po wczorajszym z pewnością już mi więcej z dziećmi nie zostaną. Chodziły wieczorem wściekłe jak osy.  Jeszcze się pies zwalił na środku przedpokoju i teść zrobił babce awanturę, że psa nie wyprowadziła. Teściowa wpadła do kuchni: "O prąd, to wojny nie robicie tylko o psie gówno!" Wkurzyło mnie o tym prądzie, bo mąż rano dał ojcu kasę na rachunki i w ostatnim czasie naprawił laptopa, co by w serwisie ponad dwie stówy zapłacili, a tu wszystko za free. Powiedziałam: "Jak M w kuchni raz M płytki posikał, to też była wojna". Jeszcze na końcu języka miałam litanię na temat prądu i jej laptopa, ale się ugryzłam.