Pojechałam wczoraj do swojej pani doktor z wynikami rtg kręgosłupa. Dostałam skierowanie na masaże i ćwiczenia rehabilitacyjne. Nie wiem jak znajdę na to czas, a raczej jak mąż znajdzie czas żeby posiedzieć wtedy z dziećmi. Do czasu tych zabiegów mam ćwiczyć w domu na własną rękę ćwiczenia wzmacniające mięśnie brzucha i pleców.
A co u moich pociech?
Kluska wypuściła pierwszego ząbka i to bez gorączki, oby wszystkie tak powychodziły, bo u Małego M była masakra. Jedyne co to Faustynka jest marudna i nie bardzo chce jeść. A jak Wasze dzieci znosiły ząbkowanie? Maciek elegancko załatwia się na nocnik. Tylko raz się zapomniał i zsikał nad ranem w łóżku.
Jak przekonywałyście swoje dzieci do korzystania z toalety? U nas Maciek nie chce słyszeć nawet o ubikacji, tylko nocnik jest ok. Co robiłyście podczas dłuższych wypadów z dziećmi gdy chciało im się siku? My bierzemy ze sobą nocnik póki syn nie przekona się do toalety i załatwia się w pomieszczeniu przeznaczonym dla matki z dzieckiem na swój nocniczek.
Co do teściów: wczoraj późnym wieczorem jak mąż jadł w kuchni kolacje wpadł zdenerwowany teść z pyskiem: "Kto tu tak pierze o tej porze, ja chce spać!" Myślał że ja, a tu zonk. Teściowa do niego: "Co kur** chcesz?! Ja piere!" Głupio mu się zrobiło, bo już chciał robić awanturę, a tu musiał żoncie przepraszać.
Swoją drogą to nie wiem kiedy ja mam teraz robić pranie, jak mi wolno jedynie na taryfie, czyli między 12 a 14 albo po 21, jak Claudia znów przestała do szkoły chodzić i nauczyciele będą do domu przyjeżdżać, właśnie przez południe. Mnie wtedy nie wolno schodzić na dół żeby nie przeszkadzać. A po 21 będą chcieli spać. I tak wiadomo że nie śpią, bo się kłócą do północy, poza tym teść dopiero o 22 w piecu pali, bo się idzie kąpać, to żeby mu dupa nie zamarzła, a ja dzieci muszę w zimnie kąpać albo błagać żeby zapalił. Rano w naszym pokoju jest 17 stopni, w ciągu dnia 18-19. Marzniemy ale kogo to obchodzi. Teściowa nawet nosa nie wystawia spod kołdry.
Dziękuję za odpowiedzi na ostatnie pytania.
środa, 29 października 2014
piątek, 24 października 2014
Teściowa
Fatalnie się dziś czuję. Za dużo nerwów, za dużo stresów. Przerasta mnie już to wszystko. Ja mam po prostu taki charakter, że się przejmuję. Jestem zbyt wrażliwa.
Od kilku dni teściowa chodzi zła jak osa i knuje jak uprzykrzyć mi życie. Nie może znieść, że odnieśliśmy sukces w nocnikowaniu i od niedzieli syn korzysta z nocnika, z pieluchami pożegnaliśmy się na dobre, również w nocy. A jej córki w pampersach biegały do czwartego roku życia. Nie żebym tu ściemniała przez złość na teściową. Mój mąż już był na studiach jak jego siostry nosiły pieluchy (są od niego 15 i 16 lat młodsze). Studia zaczął w wieku lat 19 to one miały 3 i 4.
Podejmowałam się odpieluchowywania odkąd Młody skończył 18 miesięcy. Początkowo nocnik służył jako kapelusz. Przechodziliśmy przez kolejne etapy: strach przed siadaniem na nocnik, siadanie wyłącznie w kompletnym ubraniu - nocnik służył jako fotel, próby sikania do ubikacji skoro z nocnikiem nie szło, w lecie ganianie z gołą pupcią. No było różnie. Syn nie był gotowy, choć kilka miesięcy temu byliśmy na dobrej drodze, bo M odsikiwał się ładnie na podwórku, ale teściowa zrobiła aferę jak popuścił w kuchni na płytki, ale o tym już kiedyś pisałam. Wojna była o pare kropel moczu, a przecież wypucowałam im podłogę. Teść zabronił puszczać dziecko bez pieluchy i wróciliśmy do punktu wyjścia jeśli nie gorzej, bo Młody się tak przestraszył, że nawet w majty się nie zsikał. Trzymał tak długo dopóki nie ubrałam mu pampersa. Żałuję że wtedy odpuściłam, ale i tak jest dobrze, bo już myślałam że nie pozbędziemy się pieluchy do trzecich urodzin. A tu proszę, do urodzin jeszcze kilku miesięcy brakuje. Teraz syn jak mu się chce sam bierze nocnik, stawia na środku pokoju, zdejmuje gaciorki, nasika i mnie woła ucieszony. Później idziemy razem do ubikacji zrobić "siku papa".
W poniedziałek i tak teściowa za mną chodziła i kazała synowi pampersa ubierać, ale się nie dałam. Powiedziałam: "Nie ma mowy".
Wczoraj w czasie obiadu Mały M biegał z gołym tyłkiem, przysłoniętym prawie do kolan koszulką. Teściowa zaciągnęła teścia do salonu i mu truła żeby nam poszedł powiedzieć żeby go ubrać. W końcu przyszedł do kuchni i zaczął że jak nie dajemy pieluchy to żeby ubrać spodnie, bo niby nerki się mu przeziębią. Nawet nie zwróciłam na to uwagi, miałam stos garów do umycia, a w kuchni było z 24 stopnie ciepła. Jak kąpię wieczorem niemowlę w naszym pokoju w którym jest dość chłodno, to się nie martwią o nerki Faustynki. Teść w piecu pali dopiero o 22 jak sam się idzie myć. Po chwili przyszła teściowa i mi kazała Młodego ubrać, a potem do teścia: "No! Powiedziałam im", a on do niej: "A niech se robią co chcą". Widocznie miał dość jej gderania i jej powiedział żeby sama poszła mi powiedzieć, a nie jego wysyła. Ja im się do dzieci nie wtrącam, ale miałam ochotę zapytać czy przypadkiem siostry męża się nie mają uczyć, a poza tym miałam ochotę zdjąć gacie i sama latać z gołym tyłkiem, ale obawiam się że teściowa mogłaby nie przeżyć widoku koronkowych majtek na moim krągłym wyćwiczonym tyłku.
Wieczorem gdy zeszłam zrobić kolację, a Maciek pobiegł do sypialni, usłyszałam jak teściowa się drze do Agnieszki żeby go pilnowała. Poszłam po niego i powiedziałam: "Choć Maciuś, nie będziesz tu sam siedział bez opieki". Chodziło mi głównie o to że Agnieszka go pilnować nie będzie, bo jak mojemu mężowi napyskowała ostatnio. Teściowa chyba to wzięła do siebie, bo skoczyła do mnie: "Ty już coraz lepiej ryjesz!" No ja pierdziu... Jedyną osobą, która ryje jest ona. Ja jakoś z każdym się świetnie dogaduję tylko nie z nią. To chyba o czymś świadczy.
Naprawdę mam dosyć tej kobiety. Wiecznie jej coś nie pasuje. A to że z dziećmi sobie radzę, ugotuję smacznie, w pokoju mam porządek, czytam dzieciom wiersze i bajki, śpiewam piosenki, gram z synem w piłkę, mąż na mnie leci, dbam o siebie. Ona takich rzeczy nigdy w życiu nie robiła. O wszystko jest zazdrosna, zamiast się cieszyć że syn tak dobrze trafił. Nie uważam żebym powiedziała coś złego. Wszyscy dobrze wiedzą że one sie M nie zajmą. Jedyną osobą, która darzy moje dzieci miłością jest babcia mojego męża, matka teściowej. Niestety boi się córki więc choćby była po mojej stronie, nie może o tym powiedzieć.
To jaka jest moja teściowa przechodzi ludzkie pojęcie. Gdy byłam w pierwszej ciąży potrafiła nawet herbatę chować, bo ona nie będzie sponsorować. Takim sposobem od początku mamy swój papier toaletowy, mydło, proszek do prania, olej do smażenia... swoje wszystko i jeszcze nam to ginie. W zaawansowanej ciąży potrafiła mnie z łazienki wygonić ze spienionym szamponem na głowie, bo ona musi pierwsza umyć włosy żeby jej ciepłej wody nie brakło.
Gdy M się urodził bawiła się w lekarza. A z niej taki lekarz jak z koziej dupy trąba. Najpierw narobiła bigosu z pępkiem i jak już było źle to powiedziała że ona nie jest lekarzem, odwróciła się na pięcie i poszła. Strasznie chciałam karmić piersią i robiłam co mogłam żeby pobudzić laktację. Udało się. Dziecko zwiększyło ilość kupek do 7 w ciągu dnia, a ona zaczęła histeryzować, że dziecko ma po moim mleku biegunki i mam natychmiast przestać karmić. Najgorsze że wszyscy stanęli po jej stronie. Starałam się odciągać, ale nie utrzymałam laktacji. Synek miał na buzi potówki z przegrzania, bo go przykrywała kołdrami i nie pozwoliła mu czapki ściągać. Podniosła histerię że trzeba mleko zmienić na sojowe bo dziecko ma skazę białkową. Nie pozwoliłam nic zmieniać, bo widziałam że to potówki. Gadała do wszystkich że dziecko ma przejebane, bo śpi w łóżeczku i to bez poduchy, a ja powinnam męża z łóżka wyrzucić i spać z dzieckiem. Mało tego, jestem wyrodną matką bo powinnam całą noc stać nad dzieckiem i sprawdzać czy oddycha. Po szczepieniu syn miał lekką gorączkę i płakał, to sie na nas darła po co go szczepiliśmy, ona swoich nie szczepi, aż upomnienia do domu przychodzą.
Swoją drogą cały ośrodek zdrowia ma z niej polewkę. Pielęgniarka, która szczepiła małego wprost mówiła żebym nie słuchała teściowej tylko przychodziła szczepić. Stomatolożka mówiła że moja teściowa to wariatka i hipochondryczka. Kardiolodzy ją z gabinetu wyrzucają mówiąc, że pierw ich wykończy, później swojego męża. Nasz wspólny ginekolog raz jej powiedział żeby się wnukami zajęła a nie choroby sobie nowe wymyślała.
Teściowa zabraniała wychodzić z synem na spacery, bo dostanie zapalenia płuc. Musiałam ukradkiem przesiadywać z dzieckiem na balkonie. Młody bardzo boleśnie ząbkował, gorączkował, to gadała że go zaziębiłam, że go za lekko ubieram, pokój wietrzę żeby go specjalnie przeziębić, na balkonie go w śniegu trzymam żeby chorował. Pomysły ma zadziwiające biorąc pod uwagę że syn może dwa razy w życiu miał katar. Rozpowiadała że dziecko płacze w łóżeczku a ja leżę. Dzisiaj sama się sobie dziwię że jej za to wszystko nie strzeliłam w twarz. Tylko ja wiem ile się syna onosiłam godzinami nie raz gdy mu zęby wychodziły, ile nocy oka nie zmrużyłam. Gdy miał 9 miesięcy i dopadł nas wirus żołądkowy, to teściowa zabarykadowała się w sypialni żeby się nie zarazić, a ja ledwie żywa na kolanach wychodziłam po schodach z czterdziestostopniową gorączką żeby dziecku przynieść wodę. Nigdy mi w niczym nie pomogła, ale my mamy być na każde zawołanie rodziców męża.
Albo jak sobie włosy pofarbowałam to do mojego męża wyskoczyła z tekstem: "Ty głupku myślisz, że ona się dla ciebie farbuje?". A dla kogo niby, jak on sam wybierał farbę?
Kiedyś miała miejsce taka sytuacja: robiłam razem z babcią krokiety. Wyszło 11 więc stwierdziłam, że należałoby dorobić żeby każdemu wystarczyło. Zrobiłyśmy więcej, a teściowa rozpętała wojnę że my niby im nie chcemy dać i się jakoś krzywo patrzymy. Teść powiedział, że z taką łaską to nie chce. Cholera jasna! Po to robiłam te krokiety żeby się wszyscy najedli, ale to właśnie teściowa jak zwykle musi ryć.
Kiedy biorę prysznic teściowa w kuchni puszcza gorącą wodę, wówczas ja mam zimną bądź odwrotnie. Był czas że w ogóle odłączała wodę i myłam się w zimnej. Mogłabym bez końca wyliczać, ale nie mam na to ani czasu, ani chęci.
Za to mam do Was kilka pytań:
1. Jak wspominacie naukę nocnikowania u swoich pociech? Poszło łatwo czy raczej nie? Jak długo Wam to zajęło? Prościej było z "sisi" czy "gugu"? Podzielcie się doświadczeniami.
2. Jakie są wasze teściowe? Też robią takie problemy? Jak sobie radzicie?
Od kilku dni teściowa chodzi zła jak osa i knuje jak uprzykrzyć mi życie. Nie może znieść, że odnieśliśmy sukces w nocnikowaniu i od niedzieli syn korzysta z nocnika, z pieluchami pożegnaliśmy się na dobre, również w nocy. A jej córki w pampersach biegały do czwartego roku życia. Nie żebym tu ściemniała przez złość na teściową. Mój mąż już był na studiach jak jego siostry nosiły pieluchy (są od niego 15 i 16 lat młodsze). Studia zaczął w wieku lat 19 to one miały 3 i 4.
Podejmowałam się odpieluchowywania odkąd Młody skończył 18 miesięcy. Początkowo nocnik służył jako kapelusz. Przechodziliśmy przez kolejne etapy: strach przed siadaniem na nocnik, siadanie wyłącznie w kompletnym ubraniu - nocnik służył jako fotel, próby sikania do ubikacji skoro z nocnikiem nie szło, w lecie ganianie z gołą pupcią. No było różnie. Syn nie był gotowy, choć kilka miesięcy temu byliśmy na dobrej drodze, bo M odsikiwał się ładnie na podwórku, ale teściowa zrobiła aferę jak popuścił w kuchni na płytki, ale o tym już kiedyś pisałam. Wojna była o pare kropel moczu, a przecież wypucowałam im podłogę. Teść zabronił puszczać dziecko bez pieluchy i wróciliśmy do punktu wyjścia jeśli nie gorzej, bo Młody się tak przestraszył, że nawet w majty się nie zsikał. Trzymał tak długo dopóki nie ubrałam mu pampersa. Żałuję że wtedy odpuściłam, ale i tak jest dobrze, bo już myślałam że nie pozbędziemy się pieluchy do trzecich urodzin. A tu proszę, do urodzin jeszcze kilku miesięcy brakuje. Teraz syn jak mu się chce sam bierze nocnik, stawia na środku pokoju, zdejmuje gaciorki, nasika i mnie woła ucieszony. Później idziemy razem do ubikacji zrobić "siku papa".
W poniedziałek i tak teściowa za mną chodziła i kazała synowi pampersa ubierać, ale się nie dałam. Powiedziałam: "Nie ma mowy".
Wczoraj w czasie obiadu Mały M biegał z gołym tyłkiem, przysłoniętym prawie do kolan koszulką. Teściowa zaciągnęła teścia do salonu i mu truła żeby nam poszedł powiedzieć żeby go ubrać. W końcu przyszedł do kuchni i zaczął że jak nie dajemy pieluchy to żeby ubrać spodnie, bo niby nerki się mu przeziębią. Nawet nie zwróciłam na to uwagi, miałam stos garów do umycia, a w kuchni było z 24 stopnie ciepła. Jak kąpię wieczorem niemowlę w naszym pokoju w którym jest dość chłodno, to się nie martwią o nerki Faustynki. Teść w piecu pali dopiero o 22 jak sam się idzie myć. Po chwili przyszła teściowa i mi kazała Młodego ubrać, a potem do teścia: "No! Powiedziałam im", a on do niej: "A niech se robią co chcą". Widocznie miał dość jej gderania i jej powiedział żeby sama poszła mi powiedzieć, a nie jego wysyła. Ja im się do dzieci nie wtrącam, ale miałam ochotę zapytać czy przypadkiem siostry męża się nie mają uczyć, a poza tym miałam ochotę zdjąć gacie i sama latać z gołym tyłkiem, ale obawiam się że teściowa mogłaby nie przeżyć widoku koronkowych majtek na moim krągłym wyćwiczonym tyłku.
Wieczorem gdy zeszłam zrobić kolację, a Maciek pobiegł do sypialni, usłyszałam jak teściowa się drze do Agnieszki żeby go pilnowała. Poszłam po niego i powiedziałam: "Choć Maciuś, nie będziesz tu sam siedział bez opieki". Chodziło mi głównie o to że Agnieszka go pilnować nie będzie, bo jak mojemu mężowi napyskowała ostatnio. Teściowa chyba to wzięła do siebie, bo skoczyła do mnie: "Ty już coraz lepiej ryjesz!" No ja pierdziu... Jedyną osobą, która ryje jest ona. Ja jakoś z każdym się świetnie dogaduję tylko nie z nią. To chyba o czymś świadczy.
Naprawdę mam dosyć tej kobiety. Wiecznie jej coś nie pasuje. A to że z dziećmi sobie radzę, ugotuję smacznie, w pokoju mam porządek, czytam dzieciom wiersze i bajki, śpiewam piosenki, gram z synem w piłkę, mąż na mnie leci, dbam o siebie. Ona takich rzeczy nigdy w życiu nie robiła. O wszystko jest zazdrosna, zamiast się cieszyć że syn tak dobrze trafił. Nie uważam żebym powiedziała coś złego. Wszyscy dobrze wiedzą że one sie M nie zajmą. Jedyną osobą, która darzy moje dzieci miłością jest babcia mojego męża, matka teściowej. Niestety boi się córki więc choćby była po mojej stronie, nie może o tym powiedzieć.
To jaka jest moja teściowa przechodzi ludzkie pojęcie. Gdy byłam w pierwszej ciąży potrafiła nawet herbatę chować, bo ona nie będzie sponsorować. Takim sposobem od początku mamy swój papier toaletowy, mydło, proszek do prania, olej do smażenia... swoje wszystko i jeszcze nam to ginie. W zaawansowanej ciąży potrafiła mnie z łazienki wygonić ze spienionym szamponem na głowie, bo ona musi pierwsza umyć włosy żeby jej ciepłej wody nie brakło.
Gdy M się urodził bawiła się w lekarza. A z niej taki lekarz jak z koziej dupy trąba. Najpierw narobiła bigosu z pępkiem i jak już było źle to powiedziała że ona nie jest lekarzem, odwróciła się na pięcie i poszła. Strasznie chciałam karmić piersią i robiłam co mogłam żeby pobudzić laktację. Udało się. Dziecko zwiększyło ilość kupek do 7 w ciągu dnia, a ona zaczęła histeryzować, że dziecko ma po moim mleku biegunki i mam natychmiast przestać karmić. Najgorsze że wszyscy stanęli po jej stronie. Starałam się odciągać, ale nie utrzymałam laktacji. Synek miał na buzi potówki z przegrzania, bo go przykrywała kołdrami i nie pozwoliła mu czapki ściągać. Podniosła histerię że trzeba mleko zmienić na sojowe bo dziecko ma skazę białkową. Nie pozwoliłam nic zmieniać, bo widziałam że to potówki. Gadała do wszystkich że dziecko ma przejebane, bo śpi w łóżeczku i to bez poduchy, a ja powinnam męża z łóżka wyrzucić i spać z dzieckiem. Mało tego, jestem wyrodną matką bo powinnam całą noc stać nad dzieckiem i sprawdzać czy oddycha. Po szczepieniu syn miał lekką gorączkę i płakał, to sie na nas darła po co go szczepiliśmy, ona swoich nie szczepi, aż upomnienia do domu przychodzą.
Swoją drogą cały ośrodek zdrowia ma z niej polewkę. Pielęgniarka, która szczepiła małego wprost mówiła żebym nie słuchała teściowej tylko przychodziła szczepić. Stomatolożka mówiła że moja teściowa to wariatka i hipochondryczka. Kardiolodzy ją z gabinetu wyrzucają mówiąc, że pierw ich wykończy, później swojego męża. Nasz wspólny ginekolog raz jej powiedział żeby się wnukami zajęła a nie choroby sobie nowe wymyślała.
Teściowa zabraniała wychodzić z synem na spacery, bo dostanie zapalenia płuc. Musiałam ukradkiem przesiadywać z dzieckiem na balkonie. Młody bardzo boleśnie ząbkował, gorączkował, to gadała że go zaziębiłam, że go za lekko ubieram, pokój wietrzę żeby go specjalnie przeziębić, na balkonie go w śniegu trzymam żeby chorował. Pomysły ma zadziwiające biorąc pod uwagę że syn może dwa razy w życiu miał katar. Rozpowiadała że dziecko płacze w łóżeczku a ja leżę. Dzisiaj sama się sobie dziwię że jej za to wszystko nie strzeliłam w twarz. Tylko ja wiem ile się syna onosiłam godzinami nie raz gdy mu zęby wychodziły, ile nocy oka nie zmrużyłam. Gdy miał 9 miesięcy i dopadł nas wirus żołądkowy, to teściowa zabarykadowała się w sypialni żeby się nie zarazić, a ja ledwie żywa na kolanach wychodziłam po schodach z czterdziestostopniową gorączką żeby dziecku przynieść wodę. Nigdy mi w niczym nie pomogła, ale my mamy być na każde zawołanie rodziców męża.
Albo jak sobie włosy pofarbowałam to do mojego męża wyskoczyła z tekstem: "Ty głupku myślisz, że ona się dla ciebie farbuje?". A dla kogo niby, jak on sam wybierał farbę?
Kiedyś miała miejsce taka sytuacja: robiłam razem z babcią krokiety. Wyszło 11 więc stwierdziłam, że należałoby dorobić żeby każdemu wystarczyło. Zrobiłyśmy więcej, a teściowa rozpętała wojnę że my niby im nie chcemy dać i się jakoś krzywo patrzymy. Teść powiedział, że z taką łaską to nie chce. Cholera jasna! Po to robiłam te krokiety żeby się wszyscy najedli, ale to właśnie teściowa jak zwykle musi ryć.
Kiedy biorę prysznic teściowa w kuchni puszcza gorącą wodę, wówczas ja mam zimną bądź odwrotnie. Był czas że w ogóle odłączała wodę i myłam się w zimnej. Mogłabym bez końca wyliczać, ale nie mam na to ani czasu, ani chęci.
Za to mam do Was kilka pytań:
1. Jak wspominacie naukę nocnikowania u swoich pociech? Poszło łatwo czy raczej nie? Jak długo Wam to zajęło? Prościej było z "sisi" czy "gugu"? Podzielcie się doświadczeniami.
2. Jakie są wasze teściowe? Też robią takie problemy? Jak sobie radzicie?
poniedziałek, 13 października 2014
Smutne ale prawdziwe
Powoli dochodzimy do siebie. Dzieci wyzdrowiały, tylko mnie trzyma jeszcze potworny kaszel. Już mnie brzuch i głowa boli od ciągłego kasłania. Jeśli znacie jakieś cudowne sposoby na pozbycie się kaszlu lub jakiś syropek to piszcie, bo całe noce mnie męczy.
Za tydzień mamy zacząć tynkowanie wnętrz. Tak, dopiero teraz, bo poprzednia ekipa nas wystawiła. Mam nadzieję że teraz wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Wiem że się powtarzam, ale nie mogę doczekać się przeprowadzki. Choćbym musiała siedzieć na betonie przykrytym dywanem, to będę, bo u teściów mnie szlag jasny trafia.
Wiecie co dzisiaj powiedziała siostra męża, Agnieszka? Najpierw to się jak głupia (i jak zwykle) darła: "Weźcie go stąd! No weźcie go stąd!! Weźcie go!!!" Itd. Bo Mały M pobiegł do niej do salonu i skakał przed teledyskami w tv, a ona oczywiście leży jak krowa i się nie ruszy. Mąż poszedł po syna i się jej pyta, co Młody robi, czemu jej przeszkadza. No to nic nie robi, przyłazi. Mąż na to: "To czemu sie nim chwile nie zaopiekujesz?" W odpowiedzi usłyszał z pretensją: "Ja się nim nie będe opiekować! Wy się macie nim opiekować!" I tak jest zawsze. M nie rozumie że go nie chcą. Jest mały, chciałby się z nimi bawić, a one (siostry męża) go tylko przepędzają. Claudia wprost mówi że go nie chce i że to nie jej dziecko. Nie rozumiem jak tak można. Nie chcą się z nim bawić? Niech się nie bawią. Ale zerknąć na bratanka od czasu do czasu żeby sobie krzywdy nie zrobił to taki problem? Teściowa tak samo jak się Młody do sypialni zapędzi to się drze żeby go zabrać albo dzwoni do swojej matki na komórkę żeby po niego przyszła. Jak siostry męża przychodziły z zadaniami, to nie gadałam że to nie moje zadania. Czy cokolwiek innego jak ktoś chciał.
Ta rodzina jest walnięta i to do kwadratu.
Nawet nie wiecie jak mi przykro gdy widzę inne dziewczyny/kobiety jak sobie spacerują z teściowymi czy matkami i dziećmi, chodzą razem na zakupy, rozmawiają. Łza w oku mi się kręci gdy widzę starszego pana lub panią pchających wózek z wnukiem/wnuczką. Ja nie mam ani matki ani teściowej. To jest strasznie smutne. Muszę sobie radzić całkiem sama.
Pojęcia nie macie jaką syn miał minę, gdy zeszłam z dziećmi na dół jak Faustynka miała kilka dni i wszystkie zaczęły do niej ciamkać, a M stał z boku ze łzami w oczach. Dlaczego tak nie lubią mojego syna?
Dobra, dość, bo się popłakałam.
Dobranoc.
...........................................................
Dopisane 14 października:
Chciałam dodać do wczorajszego wpisu, że nie chodziło mi o to że siostry męża czy teściowa mają się zajmować moimi dziećmi. Absolutnie nie. To nie jest ich obowiązek. Ktoś mógł źle zrozumieć, bo może niedokładnie to opisałam. Chodzi mi o to że mogły by choć odrobinę miłości moim dzieciom okazać, bo bardzo przykro jest patrzeć na zasmuconego lub zdezorientowanego syna, który nie rozumie, nie wie co się dzieje, dlaczego go nie chcą, nie lubią. Przecież on ma niewiele ponad 2,5 roku. On je szczerze kocha, szuka z nimi kontaktu, a one go odrzucają i to jeszcze w tak chamski i bezpośredni sposób. Przecież Agnieszka mogła wstać i ściemnić: "Słuchaj Maciek, ja się będę teraz uczyć, to musisz się bawić gdzie indziej" albo "Ja teraz oglądam tv, idź bo mi przeszkadzasz" i wyprowadzić go za rękę, zamknąć za nim drzwi na klucz i już a nie taki cyrk odstawiać.
Ja nigdy nikogo z pokoju nie wyprosiłam. Nawet do głowy mi nie przyszło wyganiać siostry męża, a przez pierwsze dwa lata na okrągło siedziały w naszym pokoju. Czy to z zadaniami, czy żeby im coś wytłumaczyć, czy po prostu porozmawiać albo na przeszpiegi. Zawsze we wszystkim chętnie pomogłam, wysłuchałam, nie oczekiwałam niczego w zamian. Tak... ta głupia naiwna. Tak o sobie teraz myślę.
Za tydzień mamy zacząć tynkowanie wnętrz. Tak, dopiero teraz, bo poprzednia ekipa nas wystawiła. Mam nadzieję że teraz wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Wiem że się powtarzam, ale nie mogę doczekać się przeprowadzki. Choćbym musiała siedzieć na betonie przykrytym dywanem, to będę, bo u teściów mnie szlag jasny trafia.
Wiecie co dzisiaj powiedziała siostra męża, Agnieszka? Najpierw to się jak głupia (i jak zwykle) darła: "Weźcie go stąd! No weźcie go stąd!! Weźcie go!!!" Itd. Bo Mały M pobiegł do niej do salonu i skakał przed teledyskami w tv, a ona oczywiście leży jak krowa i się nie ruszy. Mąż poszedł po syna i się jej pyta, co Młody robi, czemu jej przeszkadza. No to nic nie robi, przyłazi. Mąż na to: "To czemu sie nim chwile nie zaopiekujesz?" W odpowiedzi usłyszał z pretensją: "Ja się nim nie będe opiekować! Wy się macie nim opiekować!" I tak jest zawsze. M nie rozumie że go nie chcą. Jest mały, chciałby się z nimi bawić, a one (siostry męża) go tylko przepędzają. Claudia wprost mówi że go nie chce i że to nie jej dziecko. Nie rozumiem jak tak można. Nie chcą się z nim bawić? Niech się nie bawią. Ale zerknąć na bratanka od czasu do czasu żeby sobie krzywdy nie zrobił to taki problem? Teściowa tak samo jak się Młody do sypialni zapędzi to się drze żeby go zabrać albo dzwoni do swojej matki na komórkę żeby po niego przyszła. Jak siostry męża przychodziły z zadaniami, to nie gadałam że to nie moje zadania. Czy cokolwiek innego jak ktoś chciał.
Ta rodzina jest walnięta i to do kwadratu.
Nawet nie wiecie jak mi przykro gdy widzę inne dziewczyny/kobiety jak sobie spacerują z teściowymi czy matkami i dziećmi, chodzą razem na zakupy, rozmawiają. Łza w oku mi się kręci gdy widzę starszego pana lub panią pchających wózek z wnukiem/wnuczką. Ja nie mam ani matki ani teściowej. To jest strasznie smutne. Muszę sobie radzić całkiem sama.
Pojęcia nie macie jaką syn miał minę, gdy zeszłam z dziećmi na dół jak Faustynka miała kilka dni i wszystkie zaczęły do niej ciamkać, a M stał z boku ze łzami w oczach. Dlaczego tak nie lubią mojego syna?
Dobra, dość, bo się popłakałam.
Dobranoc.
...........................................................
Dopisane 14 października:
Chciałam dodać do wczorajszego wpisu, że nie chodziło mi o to że siostry męża czy teściowa mają się zajmować moimi dziećmi. Absolutnie nie. To nie jest ich obowiązek. Ktoś mógł źle zrozumieć, bo może niedokładnie to opisałam. Chodzi mi o to że mogły by choć odrobinę miłości moim dzieciom okazać, bo bardzo przykro jest patrzeć na zasmuconego lub zdezorientowanego syna, który nie rozumie, nie wie co się dzieje, dlaczego go nie chcą, nie lubią. Przecież on ma niewiele ponad 2,5 roku. On je szczerze kocha, szuka z nimi kontaktu, a one go odrzucają i to jeszcze w tak chamski i bezpośredni sposób. Przecież Agnieszka mogła wstać i ściemnić: "Słuchaj Maciek, ja się będę teraz uczyć, to musisz się bawić gdzie indziej" albo "Ja teraz oglądam tv, idź bo mi przeszkadzasz" i wyprowadzić go za rękę, zamknąć za nim drzwi na klucz i już a nie taki cyrk odstawiać.
Ja nigdy nikogo z pokoju nie wyprosiłam. Nawet do głowy mi nie przyszło wyganiać siostry męża, a przez pierwsze dwa lata na okrągło siedziały w naszym pokoju. Czy to z zadaniami, czy żeby im coś wytłumaczyć, czy po prostu porozmawiać albo na przeszpiegi. Zawsze we wszystkim chętnie pomogłam, wysłuchałam, nie oczekiwałam niczego w zamian. Tak... ta głupia naiwna. Tak o sobie teraz myślę.
czwartek, 9 października 2014
Jak ja nie cierpię jesieni.
Znowu chorujemy. Zawsze o tej porze roku nas musi rozłożyć. Tym razem zaczęło się od męża, od kilku dni męczy mnie, dzieci jakoś się trzymają, ale i ich pewnie nie minie. Ćwiczenia szlag trafił, bo nie mam teraz siły. Waga stoi w miejscu.
....................................................................
Dopisane kilka godzin później:
Faustynka ma katar, póki co nie gorączkuje, a cieknące z nosa gile znosi dzielnie.
Są i dobre strony chorowania - teściowa od kilku dni unika nas jak ognia żeby się nie zarazić :D
....................................................................
Dopisane kilka godzin później:
Faustynka ma katar, póki co nie gorączkuje, a cieknące z nosa gile znosi dzielnie.
Są i dobre strony chorowania - teściowa od kilku dni unika nas jak ognia żeby się nie zarazić :D
czwartek, 2 października 2014
Wrzesień - podsumowanie
We wrześniu straciłam 3 kg. Jestem zadowolona. W poprzednim tygodniu odrobinę odpuściłam, ale teraz znów ostro wzięłam się za siebie. Od miesiąca ćwiczę na orbitreku. Wczoraj podjęłam się biegu w terenie i się zawiodłam. Mało płuc nie wyplułam po przebiegnięciu pół kilometra. A wydawało mi się że jak na orbitreku pokonuję 7 km, to co tam 2-3 km na dworze. Porwałam się z motyką na słońce i zamiast od marszobiegu zaczęłam bieg, bo wydawało mi się że dam radę. Dziś spróbuję marszobieg. Przyłączy się ktoś? Plan treningu: Pozytywna nutka na rozpogodzenie szarej i ponurej, jesiennej rzeczywistości -->
http://www.youtube.com/watch?v=JaAWdljhD5o
http://www.youtube.com/watch?v=JaAWdljhD5o