Odnośnie karmienia małego M:
Przestałam karmić piersią za przyczyną mojej teściowej.
Ale kiedy mały M się zakrztusił herbatką (przy mleku modyfikowanym trzeba dziecko dopajać), babcia mojego męża powiedziała, że gdybym karmiła piersią to by takich problemów nie było.
Myślałam, że eksploduję ze złości.
Jeszcze dodała "No ale trudno, jak nie było mleka to trzeba butelką karmić" czy jakoś tak.
Nie wytrzymałam i się odezwałam, że jak nie było mleka jak było, a butelką karmię bo przecież to właśnie one histeryzowały że dziecko ma sraczki po moim mleku i zabroniły karmić.
Ciągle męczą mnie wyrzuty sumienia przez to , że go nie karmię. Nie czuję się przez to dobrą matką. Często płaczę z tego powodu.
sobota, 24 marca 2012
piątek, 23 marca 2012
„Ciocia Dobra Rada”
Piszę, bo jestem tak podenerwowana, że mimo iż dziecko sobie śpi to ja zasnąć nie mogę. Teściowa... albo jej matka. Choć w zasadzie to pewnie obie.
Od kiedy mały M jest z nami wtrącają się. Pewnie chcą dobrze, tylko im nie nie zawsze to wychodzi.
Owszem doceniam każdą pomoc z ich strony i nie ukrywam, czasami jej potrzebuje. Tylko właśnie wtedy kiedy potrzebuję, to jej nie dostaję lub dostaję z niechęcią. Ja to tak odczuwam. Ale swoje dobre rady muszą mi wciskać non stop. Żeby jeszcze tylko były dobre.
Dziś się zdenerwowałam, bo kiedy mąż zbierał się o 6 do pracy, jego babcia zaczęła do niego truć, że nam się nie chciało wozić dziecka do szczepienia i dlatego kazaliśmy zrobić 5 w 1. Mały M był przedwczoraj na standardowym szczepieniu. Wybraliśmy szczepionkę skojarzoną 5 w 1 aby miał tylko 2 wkłucia zamiast 3. No a one, że nam się jeździć nie chciało dlatego wybraliśmy tak dużo i się nie da przetłumaczyć, że teraz tak się szczepi, że to są obowiązkowe szczepienia. No bo ich dzieci tak nie miały. Mały M jakieś 6 godzin po szczepieniu strasznie płakał i teraz one zaczęły, że chcemy dziecko wykończyć, bo się nam nie chce jeździć częściej na szczepionki. Ale czasy się przecież zmieniają, szczepionki są coraz nowsze, mam nadzieję, że i coraz lepsze. Mój mąż tam się na nie trochę powydzierał.
Skoro się nie znają to po co się odzywają. Najpierw niech trochę poczytają na ten temat, a nie takie głupoty gadać i to nie pierwszy raz. Teściowa siedzi na necie i tylko nasza-klasa, pudelek i inne pierdoły. Jak już nie robi nic poza tym to niech przynajmniej poczyta coś stosownego.
Jeszcze w momencie gdy mały M płakał, starałam się go uspokoić, robiłam co mogłam, nosiłam, przytulałam, bujałam, ale pech chciał, że teściowa przyszła w momencie gdy usiadłam z małym na łóżko i chciałam podać smoczka. Ona wtedy do mnie w nerwach "No, ponoś go!". Ja zdenerwowana, bo dziecko od 15 minut płacze, podniesionym tonem "No przecież noszę". Pobiegła na skargę do babki, że ona tylko, żebym ponosiła,a ja do niej podniesionym tonem. Między słowami jeszcze było słychać jakieś "Kurwy". Dziwie się bo babka powiedziała "No, przecież bawi". Myślałam, że będą obie do mnie skakać. Fakt przesadziłam z tym tonem, ale przynajmniej potrafię się do tego przyznać. Ale ona już nie musiała biec na skargę do mamusi i to jeszcze z przekleństwami pod moim adresem.
Teściowa jest straszna pod tym względem, wolno jej kogoś zjeździć, zwyzywać, wyklinać, ale jej nawet uwagi zwrócić nie wolno bo wielka obraza.
Karmię dziecko butelką. Mam o to do teściowej ogromny żal. Jaka ja głupia jestem że jej posłuchałam, ale teraz już wiem, żeby jej nie słuchać. No tak, tylko spróbuj nie zrobić tego co ona ci każe... W pierwszych dobach po porodzie nie miałam pokarmu. Piłam herbatki na laktację, a gdy piersi napęczniały mąż kupił mi laktator - wiadomo rzecz nie tania. Odciągałam, odciągałam, odciągałam, dziecko przystawiałam non stop do piersi. Ruszyło. Najpierw 10 ml, potem 20 ml, 30 ml. Dziecko dokarmiałam Bebikiem. Cieszyłam się strasznie że zaczęłam produkować nareszcie mleko. Kiedy wreszcie po jakichś dwóch tygodniach udawało mi się jednorazowo "udoić" 60 ml - porcja jaką mały M potrzebował wówczas aby się najeść, zaczął robić luźniejsze kupki o kolorze i konsystencji musztardy. Było ich około 7 na dobę. Teściowa zaczęła histeryzować, że dziecko ma biegunki i muszę natychmiast przestać karmić, bo jej wykończę wnuka. Przestraszyłam się, bo faktycznie nagle ilość kupek wzrosła razy 2 i były jakieś luźniejsze. Płakałam bardzo z tego powodu, nie chciałam przestawać karmić piersią. Teściowa do mnie, żebym przestała bo się nabawię depresji poporodowej. Tak, jeśli depresja to na pewno nie poporodowa. Pomyślałam sobie, ze przecież teściowa odchowała troje dzieci to chyba wie co i jak. Przestałam karmić. Tak na jakiś czas. Miałam po dwóch tygodniach do karmienia wrócić. Ale po tym czasie już nie miałam mleka. Boże, jaka ja głupia jestem, że jej posłuchałam. Zaczęłam czytać na ten temat i się dowiedziałam, że pierwsze mleko matki - siara, może mieć działanie przeczyszczające i to jest jak najbardziej prawidłowe.
Próbowałam przystawiać jeszcze małego M do piersi z nadzieją, że coś wypłynie, ale już nawet nie potrafił złapać sutka.
To o karmieniu piersią to tylko jedna przytoczona przeze mnie sytuacja, było tych raz trochę więcej, ale już nie mam siły o tym pisać. Może kiedyś.
Od kiedy mały M jest z nami wtrącają się. Pewnie chcą dobrze, tylko im nie nie zawsze to wychodzi.
Owszem doceniam każdą pomoc z ich strony i nie ukrywam, czasami jej potrzebuje. Tylko właśnie wtedy kiedy potrzebuję, to jej nie dostaję lub dostaję z niechęcią. Ja to tak odczuwam. Ale swoje dobre rady muszą mi wciskać non stop. Żeby jeszcze tylko były dobre.
Dziś się zdenerwowałam, bo kiedy mąż zbierał się o 6 do pracy, jego babcia zaczęła do niego truć, że nam się nie chciało wozić dziecka do szczepienia i dlatego kazaliśmy zrobić 5 w 1. Mały M był przedwczoraj na standardowym szczepieniu. Wybraliśmy szczepionkę skojarzoną 5 w 1 aby miał tylko 2 wkłucia zamiast 3. No a one, że nam się jeździć nie chciało dlatego wybraliśmy tak dużo i się nie da przetłumaczyć, że teraz tak się szczepi, że to są obowiązkowe szczepienia. No bo ich dzieci tak nie miały. Mały M jakieś 6 godzin po szczepieniu strasznie płakał i teraz one zaczęły, że chcemy dziecko wykończyć, bo się nam nie chce jeździć częściej na szczepionki. Ale czasy się przecież zmieniają, szczepionki są coraz nowsze, mam nadzieję, że i coraz lepsze. Mój mąż tam się na nie trochę powydzierał.
Skoro się nie znają to po co się odzywają. Najpierw niech trochę poczytają na ten temat, a nie takie głupoty gadać i to nie pierwszy raz. Teściowa siedzi na necie i tylko nasza-klasa, pudelek i inne pierdoły. Jak już nie robi nic poza tym to niech przynajmniej poczyta coś stosownego.
Jeszcze w momencie gdy mały M płakał, starałam się go uspokoić, robiłam co mogłam, nosiłam, przytulałam, bujałam, ale pech chciał, że teściowa przyszła w momencie gdy usiadłam z małym na łóżko i chciałam podać smoczka. Ona wtedy do mnie w nerwach "No, ponoś go!". Ja zdenerwowana, bo dziecko od 15 minut płacze, podniesionym tonem "No przecież noszę". Pobiegła na skargę do babki, że ona tylko, żebym ponosiła,a ja do niej podniesionym tonem. Między słowami jeszcze było słychać jakieś "Kurwy". Dziwie się bo babka powiedziała "No, przecież bawi". Myślałam, że będą obie do mnie skakać. Fakt przesadziłam z tym tonem, ale przynajmniej potrafię się do tego przyznać. Ale ona już nie musiała biec na skargę do mamusi i to jeszcze z przekleństwami pod moim adresem.
Teściowa jest straszna pod tym względem, wolno jej kogoś zjeździć, zwyzywać, wyklinać, ale jej nawet uwagi zwrócić nie wolno bo wielka obraza.
Karmię dziecko butelką. Mam o to do teściowej ogromny żal. Jaka ja głupia jestem że jej posłuchałam, ale teraz już wiem, żeby jej nie słuchać. No tak, tylko spróbuj nie zrobić tego co ona ci każe... W pierwszych dobach po porodzie nie miałam pokarmu. Piłam herbatki na laktację, a gdy piersi napęczniały mąż kupił mi laktator - wiadomo rzecz nie tania. Odciągałam, odciągałam, odciągałam, dziecko przystawiałam non stop do piersi. Ruszyło. Najpierw 10 ml, potem 20 ml, 30 ml. Dziecko dokarmiałam Bebikiem. Cieszyłam się strasznie że zaczęłam produkować nareszcie mleko. Kiedy wreszcie po jakichś dwóch tygodniach udawało mi się jednorazowo "udoić" 60 ml - porcja jaką mały M potrzebował wówczas aby się najeść, zaczął robić luźniejsze kupki o kolorze i konsystencji musztardy. Było ich około 7 na dobę. Teściowa zaczęła histeryzować, że dziecko ma biegunki i muszę natychmiast przestać karmić, bo jej wykończę wnuka. Przestraszyłam się, bo faktycznie nagle ilość kupek wzrosła razy 2 i były jakieś luźniejsze. Płakałam bardzo z tego powodu, nie chciałam przestawać karmić piersią. Teściowa do mnie, żebym przestała bo się nabawię depresji poporodowej. Tak, jeśli depresja to na pewno nie poporodowa. Pomyślałam sobie, ze przecież teściowa odchowała troje dzieci to chyba wie co i jak. Przestałam karmić. Tak na jakiś czas. Miałam po dwóch tygodniach do karmienia wrócić. Ale po tym czasie już nie miałam mleka. Boże, jaka ja głupia jestem, że jej posłuchałam. Zaczęłam czytać na ten temat i się dowiedziałam, że pierwsze mleko matki - siara, może mieć działanie przeczyszczające i to jest jak najbardziej prawidłowe.
Próbowałam przystawiać jeszcze małego M do piersi z nadzieją, że coś wypłynie, ale już nawet nie potrafił złapać sutka.
To o karmieniu piersią to tylko jedna przytoczona przeze mnie sytuacja, było tych raz trochę więcej, ale już nie mam siły o tym pisać. Może kiedyś.
Subskrybuj:
Posty (Atom)