Dziś moja matka nasłała na nas pomoc społeczną.
Wszystko byłoby dobrze gdyby nie pierwsze pytanie - "Czy utrzymuje Pani kontakty z mamą?". Od kiedy pomoc społeczna pyta się o takie rzeczy? Jestem przecież dorosła. Mam 24 lata, męża i dziecko.
Normalnie szczęka mi opadła jak ta Pani zaczęła twierdzić, że mojej mamie na pewno jest przykro, itp. itd.
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
To chyba nie dzieje się na prawdę.
Próbowałam wytłumaczyć tej Pani, że przecież to rodzice nie utrzymują ze mną kontaktu, to oni mnie wyrzucili z domu i nigdy się nie interesowali ani mną ani wnukiem. A matka jeżeli dzwoniła lub pisała to tylko po to aby mnie obrażać lub mi grozić, więc przestałam odbierać.
A Pani dalej swoje, że moja matka na pewno tęskni, że chce wnuka zobaczyć.
Totalna masakra. Zrobiła z siebie ofiarę, aby uprzykrzyć mi życie.
Wiem po co to robi. Boi się. Zaczęła zdawać sobie sprawę, że jest coraz starsza. Potrzebuje darmowej służącej.
Pani z Pomocy była bardzo dobrze poinformowana, ponieważ wiedziała jakie pytania zadać.
"Mąż pracuje?"
"A gdzie?"
"A co Pani robi?"
" Aha, skończyła Pani szkołę"
"A kiedy?"
"A jaką?"
"Dziecko choruje?"
Dzięki tym pytaniom wiem jakich bzdur moja matka im nagadała.
Chciała udowodnić, że nie mamy warunków dla dziecka, dlatego nakłamała, że mój mąż nie pracuje, że ja nie skończyłam szkoły, że nie ma tu miejsca dla nas, że dziecko choruje i pewnie nie mamy pieniędzy na leczenie.
Bzdury wyssane z palca.
Nie wyszło jej.