Jestem cholernie zmęczona, gdyż pierwszy dzień miesiączki mnie sponiewierał, ale i niesamowicie podekscytowana!
Byliśmy dzisiaj całą czwóreczą w kinie na Krainie Lodu 2. Już pomijam sam film, który owszem fajny, ale pierwszej części wg mnie nie dorówna.
Ten klimat, ten zapach starego kina. Bezcenny. I ta radość, ekscytacja przeplatana lekkim stresem naszych dzieciaków i nie tylko ich, bo moje wewnętrzne "ja" skakało pod sufit ze szczęścia i zarazem niewiedzy, niepewności jak te nasze pociechy się będą zachowywały.
Takie rodzinne wyjście, coś wspaniałego!
To nasz pierwszy wspólny raz.
Przezornie zarezerwowaliśmy miejsca w ostatnim rzędzie. Nie wiedzieliśmy czy nasz autystyczny synek będzie się oklepywał z radości czy łaził po ścianach z przerażenia, a nie chcieliśmy przeszkadzać.
Dzieci były grzeczne, właściwie najgrzeczniejsze w całym kinie.
Maciuś na początku się bał, zatykał uszy, wtulał się we mnie, ale gdy mąż przyniósł popcorn, zajął nim łapki i było coraz lepiej.
Faustynka całą drogę do kina, a wybraliśmy się autobusem i pieszo, skakała jak piłeczka ping-pongowa i ogłaszała wszem i wobec, że "idziemy do kina, do prawdziwego kina".
To był cudowny dzień!