W piątek fachowcy nie przyszli. A zależało nam aby pozabierali swoje klamoty: kontener na gruz itp., bo chcemy sprzątnąć już to pobojowisko. I tak co się dało upchnęliśmy do przedpokoju. Mąż zafugował płytki w łazience, przykręcił gniazdko i pomalował sufit w salonie oraz dokończył malowanie ścian, które po tym całym kurzeniu wymagały odświeżania.
Następnie zaczęliśmy ogarniać burdel i nawet zabawnie było gdy podszas mycia okien skończyło mi się krzesło. Nas szczęście zasłony wieszał już mąż ;)
W ogóle mąż się fajnie wykazuje w domu. Nie spodziewałam się, że po przeprowadzce porządki zaczną go cieszyć. I tak już co bądź w domu zrobi, chociaż gotowanie i zmywanie to moja działka. Lubię to, ale przyznam się, że gdy muszę wyjść na dłużej to stresik jest, że dzieciaki może głodne. Taki już los przewrażliwionej i rozhisteryzowanej mamuśki.
Młoda wie gdzie talerze, więc chleb z żółtym serem i ketchupem zawsze jest w stanie sobie przygotować, czy też nasypać płatki do miseczki. Ona sama to robi, nikogo o pomoc nie prosi. Dzieciaki są coraz bardziej samodzielne i mnie to bardzo cieszy.
A Maciuś tak oswoił się z kąpielą że już nawet sam się ładnie umyje, a nawet wyłoży się na całą wannę. Super! Tylko to mycie włosów to ciągła walka, ale tyle to już pikuś.
Gdy patrzę na niektórych nastolatków, a daleko wzrokiem sięgać nie muszę, bo przecież mąż ma młode siostry, to mnie załamka bierze i zastanawiam się jak sobie poradzą w życiu. Mniejsza o to.
Jak już się uporamy z porządkami i dołożymy te kilka paneli w wejściu do salonu to może jakieś foto wrzucę na bloga ;)
A tym czasem kilka pyszności:
Zupa z cukinii a'la Leczo
Serniczek z polewą czekoladową
Zupa z ciecierzycy - moja ulubiona
Serniczek z rodzynkami, polewą kajmakowo-kakaową i wiórkami kokosowymi
Koktajl bananowo-gruszkowy z natką pietruszki (uwielbiam zielone)
Bigos z cukinii
Zapiekanka warzywna z serem i pieczarkami
Makaron z potrawką z cukinii
Nasz nudny, cichy blok zaczął tętnić życiem za sprawą wakacji. Pisałam, że bardzo u nas spokojnie? Otóż w koło same starsze małżeństwa, ale gdy tylko zakończył się rok szkolny, do dziadków zjechały się wnuczęta. I nie nie. Absolutnie mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Tylko za sprawą naszych doświadczeń myślałam że dzisiejsi dziadkowie przeżywając drugą młodość nie chcą się zajmować wnukami, a kontakty z nimi ograniczają do minimum lub dla własnej wygody nie kontaktują się wcale. Jednak nie wszyscy jak widać.
No i tu się pojawia smutek.
Pamiętam moich dziadków. Gdy miałam 6 lat matka wylądowała w zakładzie psychiatrycznym. Oni wówczas przyjechali się mną zająć przez okres kilku miesięcy. Później na wakacjach ja pojechałam do nich na miesiąc. Dawniej to było naturalne. Miałam koleżankę z drugiego końca Polski, która każde wakacje spędzała u naszej sąsiadki, a jej babci.
Przeraża mnie wizja, że gdyby coś mi się stało, to nie będziemy mieli wsparcia i pomocy od nikogo. A o takich wakacjach (choćby jednodniowych) moich dzieci u dziadków to nawet nie marzę. Nigdy by się na coś takiego nie zgodzili, a nawet jeśli to przez wzgląd na bezpieczeństwo dzieci sama bym się nie zgodziła, bo wiem jacy oni potrafią być nieodpowiedzialni i agresywni.
No cóż, nie ma się co zamartwiać na zapas. Trzeba dbać o siebie i dzieci ;)
Jest mi dobrze :)