piątek, 30 marca 2018

Najserdeczniejsze życzenia!

Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt ! Życzę Wam zdrowia, radości, Świąt spędzonych w miłej, rodzinnej i spokojnej atmosferze, smacznego jajka i mokrego Dyngusa!
Wszystkiego dobrego!

Zdjęcie z mamotoja.pl 

Malujecie jajeczka?
My malujemy jajka styropianowe i robimy stroik. Jak zrobię zdjęcia to się pochwalę.

środa, 28 marca 2018

Masakra jakaś

Syn ma taki katar, jak chyba jeszcze nigdy nie miał. Prawie całą noc nie spaliśmy. Męka z chusteczkami, bo kiepsko u niego ze smarkaniem.
Ja już jestem ledwie żywa.
Młoda gorączkuje, a jakby tego było mało to jej Nurofen nie smakuje, bo zawsze piła Ibum. Trzeba się naprosić, ale w końcu wypije.
Boże... Ten katar to już mi gra w uszach.  I dalej siedzenie w domu nas czeka i pewnie chorowite święta.

poniedziałek, 26 marca 2018

Nie, nie, nie...

Nie! Błagam!
Zapalenie ucha u Faustynki.
No skąd? No skąd to się bierze?
Nic nie zapowiadało choroby, aż tu nagle ostatniego wieczoru Młoda dostała mega histerii (musiało ją strasznie boleć, bo ona zazwyczaj twarda jest i gorączki 39 stopni po niej nie widać), bo zaczęło ją boleć ucho. Bidula się napłakała, w nocy kiepsko spała bo bolało, ale chciała czapkę i nie zdejmowała całą noc, i co 4 godziny wypijała syrop przeciwbólowo.
Dziś siedzimy w domu - znowu...
Jesteśmy umówione do lekarza na jutro, bo na dzisiaj nie było już numerków. Pewnie przepisze antybiotyk.
Jakiś pechowy dla nas rok - dzieci chorują jak nigdy wcześniej. Co chwilę coś.

Impreza urodzinowa udana ;)
Oczywiście teściowa nie odmówiła sobie robić dym, ale srał ją pies.

piątek, 23 marca 2018

Moje propozycje potraw na stół wielkanocny

Przystawki:

- sałatka wielkanocna
- jajka faszerowane
- jajko w szynce w galarecie z włoszczyzną



Zupy:

- żurek
- biały barszcz
- zupa chrzanowa




Dania główne:

- pieczeń rzymska z całym jajkiem w środku
- schab ze śliwką 




Deser:

- mazurek z bakaliami
- babka wielkanocna
- keks






Wszystkie zdjęcia w tym wpisie pochodzą z przyslijprzepis.pl


Czekam na Wasze propozycje w komentarzach. 


Dzisiaj 23 marzec - URODZINKI NASZEJ KRUSZYNKI, NASZEJ MAŁEJ FAUSTYNKI.  
Tort zamówiony - po południu jedziemy go odebrać. Prezenty zakupione, czekają na zapakowanie.
Wszystkiego najlepszego Córeńko, życzę Ci przede wszystkim SZCZĘŚCIA! KOCHAM CIĘ PEREŁKO CAŁYM SERDUCHEM! :*

wtorek, 20 marca 2018

Kruche, łamliwe, rozdwajające się paznokcie.

Już od dawna zbieram się do opisania moich doświadczeń z tym związanych, tylko jakoś nigdy nie mogłam znaleźć czasu lub nie miałam odpowiedniego nastroju.
To dziś nadszedł ten dzień!

Zawsze miałam fatalne paznokcie. Zawsze!
Po pierwsze - obgryzałam. Od zawsze. Wiadomo, stres w domu, w szkole, toksyczne matka - efekt? Pazury zjedzone do krwi.
Po drugie - jako pianistka nie mogłam mieć długich paznokci, więc ich nie zapuszczałam, nie zdając sobie nawet sprawy z tego w jakim fatalnym są stanie. 
Kiedy byłam już w liceum i zbliżało się wesele kuzyna, zapragnęłam mieć piękne, długie paznokcie. Ehheee... Bez komentarza. Całe wakacje zapuszczałam, ale były tak giętkie, jak z papieru, albo nawet z bibuły. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - oduczyłam się obgryzać ;)
Kolejne podejście - gdy studiowałam i zbliżał się nasz ślub. O masakra! Ile suplementów się nażarłam - Belissa nie Belissa, Capivit i inne gówna. Ile odżywek nawcierałam. Urosły, bo nie obgryzałam.
Papier, papier, papier!
Tak uważałam na te pazury, a i tak dzień przed ślubem jeden mi się złamał - tak nie do końca, bo wisiał na takim kikucie. Co zrobiłam? Coś w rodzaju rusztowania z odżywek i lakierów do paznokci.
Dlaczego nie zrobiłam tipsów u kosmetyczki? - A zawsze mi się to jakieś takie kiczowate wydawało i kojarzyło mi się z moimi BarbieKuzynkami ubóstwianymi przez moją "mamusię".
Po ślubie podejść było jeszcze od chu... chu... I ch*** z tego wyszło. Łamały się jak diabli. Rozdwajały jak pieron.
Nie dane mi było mieć piękne i długie paznokcie. Nic nie pomagało - żadne suplementy, odżywki czy to do malowania czy do wcierania.  No po prostu zero.
I co?
I zaczęłam ćwiczyć.
Intensywnie ćwiczyć.
Ćwiczyłam każdego dnia.
Katowałam się wręcz ćwiczeniami.
Było to prawie rok temu.
Co ma wspólnego jedno z drugim?
A to, że zainwestowałam w odżywkę proteinową do koktajli. Hee? Ehheee! Nawet nie myśląc o paznokciach nagle zorientowałam się że nie dość, że rosną jak oszalałe to są mocne!
Moja dieta rok temu w ogóle się zmieniła. Spożywam większe ilości białka, warzywa, owoce, jogurty białkowe. A dzień bez koktajlu ze szpinakiem i natką pietruszki  jest dniem straconym. Tak samo jak bez orzechów.
Kiedy nie tak dawno włączyłam do diety orzechy, zauważyłam, że paznokcie mam twarde jak skała! Nie muszę ich malować, a one i tak się nie łamią!

Podsumowując:
BIAŁKO, BIAŁKO I JESZCZE RAZ BIAŁKO! 
Na mnie nie działa nic innego. 
Wszystkie odżywki i suplementy są na mnie nieskuteczne! 






    



poniedziałek, 19 marca 2018

Śniadanko ;)


Mmm...
Tościk z plasterkiem żółtego sera, jajeczkiem sadzonym z płynnym żółtkiem w koszulce, mocno przyprawionym pieprzem, ostrą papryką, oregano i szczyptą soli. Do tego natka pietruszki, czerwona papryka i mandarynka.
Smacznego mi.


wtorek, 13 marca 2018

Teraz jest dzisiaj, będzie jutro, a do wczoraj nie wracamy

Przeczytałam wczoraj swojego bloga od początku do końca i zauważyłam pewną rzecz.
Przez ostatnie lata wykonałam ogromną pracę nad sobą, bardzo się zmieniłam. Nie wiem jeszcze na lepsze, czy na gorsze, bo po części tak i tak.
Zauważyłam, że po urodzeniu drugiego dziecka zaczęłam obrastać w siłę, aż w końcu przestałam się użalać nad sobą, a jedynie relacjonować wydarzenia, opisywać co mnie wkurzyło. Zaczęłam odpierać ataki i powoli przestawałam bać się teściowej, a w zamian zaczęłam jej nienawidzić. To z pewnością nie świadczy o mnie dobrze i nie jestem z tego powodu z siebie dumna. Tym bardziej, że zaczęłam również przeklinać i źle odnosić się do męża, ale wiecie co? Przestałam przejmować się teściową i teściem. Przestałam traktować ich jak normalnych ludzi, uświadomiłam sobie że to co robią jest złe i nie ma w tym mojej winy.

Właściwie, to nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
Gdybyśmy się tutaj do teściów nie wprowadzili - ciągle myślałabym,  że mam wspaniałą teściową, ciągle byśmy im we wszystkich pomagali i pewnie zatracili własne życie, a i małżeństwo by pewnie nie przetrwało gdyby mąż nadal był na każde ich zawołanie i słuchał mamusi. A tak to już nawet mój mąż zrozumiał, że to dom wariatów i nie chce mieć z tymi ludźmi nic wspólnego, już nie leci jak posłuszny piesek na każde zawołanie, twierdzi że nie chce mieć z nimi kontaktu po przeprowadzce.

Widzę dla nas szansę.
Mój mąż także się zmienił - na lepsze. Widzę że się stara. Wcześniej było bardzo źle, a ja nie dawałam rady tego wozu ciągnąć sama. Teściowa robiła na złość, mojego męża nastawiała przeciwko mnie, a ja tak cholernie cierpiałam i miałam nawet myśli samobójcze.
Tak... Było już ze mną bardzo źle. Byłam bliska zrobienia tego... Bardzo bliska, bo jeśli się już przykłada nóż do nadgarstka, to jest naprawdę bardzo blisko.
Wielu rzeczy nawet na blogu nie pisałam, a było mi bardzo ciężko. Byłam bardzo samotna i nieszczęśliwa.

Wiecie? Ja od długiego czasu nie myślę o samobójstwie. Dostałam mocy żeby iść dalej, żeby żyć. JA CHCĘ ŻYĆ!
Wiecie? Ja kurwa, na nowo chcę żyć! A tego nie było. Nie chciałam. Nie widziałam sensu.
Jestem silniejsza i bogatsza o pewne doświadczenia i mądrości. Jestem dojrzalsza.
Wiecie? Przestałam dusić w sobie. Przestałam cierpieć w samotności. Nauczyłam się co nieco wygarnąć, bronić się, swoich dzieci i własnego zdania, nauczyłam się kłócić i uczę się asertywności. Może nie wzbudzam tym sympatii, ale nie dbam o to. Może moje małżeństwo na tym ucierpiało, ale to nie znaczy że wcześniej wszystko było wporządku, bo nie było. Cierpiałam w samotności  wszystko gryzłam w sobie i nie potrafiłam się bronić. Na wszystko się godziłam.
Wiecie? Gdybym dzisiaj zobaczyła, że teściowa szarpie moje dziecko, to bym jej po prostu jebła! A dawniej brałam syna i z nim wychodziłam nawet nie komentując sytuacji.
Dzisiaj, jutro i w przyszłości nie będę miała wyrzutów sumienia, że teściowa może leży na łożu śmierci i nie ma jej kto pomóc. Cóż... Sama sobie na to zapracowała. Jeszcze powiem jej gromkie "spierdalaj!" i nie będę się tłumaczyć.
Tak, stałam się wredną suką i żałuję, ale nie tego, tylko tego, że nie stałam się nią wcześniej, bo dzięki temu dzisiaj mogłabym być w innym miejscu swojego życia. Choć z drugiej strony, prędzej czy później dojdę do niego. A tak przynajmniej mam satysfakcję, że kiedyś byłam dobrym człowiekiem.

poniedziałek, 12 marca 2018

Nie chcę stać w miejscu

Zrobiłam pierwszy mały krok na przód w walce o siebie. Właściwie to drugi, bo pierwszy to chyba terapia, którą podjęłam pół roku temu u psychologa. Zadzwoniłam dziś rano...
Wiecie? Wcale nie jestem taka beznadziejna - przecież ponad rok temu postawiłam sobie za cel zrobienie prawa jazdy i osiągnęłam go bardzo szybko - szybciej niż się spodziewałam, bo od trzynastu miesięcy jestem szczęśliwą posiadaczką tego dokumentu (może nie jakoś super szczęśliwą, bo bez samochodu, ale jednak).
1) Prawo jazdy
2) Podjęcie psychoterapii
3) Podjęcie decyzji o rozpoczęciu studiów podyplomowych na kierunku -  muzykoterapia
Tak, zadzwoniłam dzisiaj do dziekanatu Wydziału Muzyki w mieście, które mnie interesuje (w którym pracuje mąż, uczy się syn i planujemy tam kupić mieszkanie i zapisać tam Małą do przedszkola, czyli dojazdom dwudziesto kilometrowym mówię "bye bye") i wypytałam się dokładnie o wszystko. Dowiedziałam się że to jest całkiem nowy kierunek, który dopiero od roku funkcjonuje na tej uczelni i że mogę po moim kierunku studiów ubiegać się o przyjęcie. Jednak nie wiadomo czy będzie ogłoszony nabór na najbliższy rok akademicki - czekają na decyzję Dziekana. Mam się pytać w maju. Jestem dobrej myśli - jeśli nie teraz to za rok. To mi nie ucieknie.
Mąż niestety moje plany skwitował pytaniem: "Po co?".
Pocieszam się tym, że mam Was Dziewczyny, że Wy we mnie wierzycie i trzymacie kciuki.
Całuję Wiosennie :*

PS. Odnośnie przedszkola dla Faustynki, to faktycznie dzieci, które mają rodzeństwo z orzeczeniem o niepełnosprawności mają, może nie pierwszeństwo w przyjęciu ich do publicznego przedszkola, ale są zaraz po dzieciach samotnych matek. Ostatnio mąż sam stwierdził, że przydałoby się jej przedszkole, bo dziczeje i widać, że jej się po prostu nudzi. Dlatego też jak tylko wybierzemy mieszkanie, to zapiszemy ją do najbliższego punktu (bo bez sensu byłoby ją z kolei wozić na drugi koniec miasta).
Co do mieszkania - jestem dobrej myśli, bo pojawili się trzej kupcy zainteresowani naszym domem i myślę, że ktoś się w końcu na niego zdecyduje.  No już w końcu musi się ta chałupa sprzedać ;)

sobota, 10 marca 2018

Mój kochany synek znowu ma 39 stopni

Jezu Kochany! Znowu choróbsko! I znowu dopadło syna. Wyć mi się chce. Tak bardzo mi go szkoda. Maciuś tak źle to znosi. Boże! Co ja bym dała, żeby te wszystkie gorączki, bóle i inne objawy przejąć od dzieci na siebie, żeby tylko im nic nie było, żeby nie cierpiały.
Jeszcze nie odreagowałam i nie odespałam poprzedniej choroby, a tu znowu - 39 stopni u syna. Już w nocy źle spał, wstał już o 4 - zmierzyłam mu temperaturę - 38,3. Jeszcze nie najgorzej, ale o 9 już było 39. No to czopek... Bronił się zawzięcie ;( Udało się, ale po 13 znowu 39 stopni i znowu czopek.

czwartek, 8 marca 2018

Z okazji Dnia Kobiet

Dziewczyny Moje Kochane!
Wszystkiego naj!
Spełnienia marzeń!
Szczęścia,
Miłości,
Radości,
Zdrowia.
Oby Nam wszystkim się w życiu dobrze wiodło, żebyśmy były szczęśliwe i kochane i abyśmy mogły realizować nasze cele, marzenia.

Buziaki :*
~ Kari

poniedziałek, 5 marca 2018

Dziękuję

Jezu! Dziewczyny! Dziękuję, że jesteście, że podtrzymujecie na duchu, wspieracie, dodajcie otuchy. Dziękuję. Jesteście super babki! Cieszę się, że Was poznałam - wirtualnie, ale jednak. Ciężko trafić na życzliwych ludzi, a ja widać mam to szczęście.
Przeanalizowałam sobie kilka rzeczy. Chociażby moje wykształcenie i przyszłe podajęcie pracy. Wiecie co Wam powiem? Nie wiem sama skąd u mnie taka niesamowita NIE WIARA W SIEBIE. Jestem beznadziejnie pesymistyczna. Tak... To chyba powinien być mój podpis - "Beznadziejnie Pesymistyczna".
Psychika u mnie siadła, ale trzymam się ostatkiem sił.
Muszę zacząć robić coś dla siebie.
Wiecie... Chciałabym zrobić podyplomówkę - Muzykoterapia. I poraz pierwszy czuję, że mogę dać radę.
Kurcze... Mam dopiero 30 lat - tzn za miesiąc skończę 30.
Jezu! Ja naprawdę jeszcze dużo mogę. A ja już się do grobu zabieram zamiast działać.
Musimy się z mężem jakoś porozumieć. On musi zrozumieć, że moje życie nie kończy się tu i teraz.
Dzięki!

piątek, 2 marca 2018

Deprecha czy ki ch...?

Ja już wymiękam...
Teraz mąż sobie wymyślił, że jednak weźmiemy kredyt i kupimy kawalerkę na chwilę (rok-dwa).
Jezuuu... cokolwiek już, tylko się wynieśmy stąd! Niech już nawet będzie te 25 m^2, choć na 4 osoby to jakaś kpina, ale dobra. 
Ciekawe ile razy jeszcze mu się odmieni i zdanie zmieni.
No i jakoś w "rok-dwa" nie wierzę. Potem znowu to sprzedać - będziemy się bujać jak teraz. A dzieci już 6 i 4 lata mają. 
Boże Kochany, tak bym chciała najnormalniej w świecie odpocząć. Tak się wyspać jednym ciągiem 8 godzin. Wziąć kąpiel w wannie. Sorry za szczerość, ale chociażby zrobić kupę w samotności. 
Uważam, że czas najwyższy córkę posłać do przedszkola (za 3 tygodnie kończy 4 lata). Nawet psycholodzy to doradzają bo po pierwsze - z miesiąca na miesiąc będzie coraz trudniej i nie będzie chciała chodzić. A po drugie - chyba widzą jak mi cholernie ciężko i jaka zmarnowana już jestem.
Szkoda tylko, że mąż tego nie widzi, albo raczej nie chce widzieć.
Uparł się, że dopiero córka do zerówki pójdzie, bo nie ma jeszcze obowiązku szkolnego, a Ty matka se urwij łeb. Męcz się w autobusach z dwójką dzieci. A dojeżdżaj sobie codziennie 20 km. A co tam? 
I co? I w tym tygodniu głupi mróz + jęczmień u córy na powiece i jesteśmy uziemieni w domu. Syn traci terapię, bo mamy 20 km do przedszkola terapeutycznego. No super... Bombowo po prostu!
O tym że dzieciaki się tu biją, zabijają już nie wspomnę.

Kiedy ostatnio byłam w kinie? Wygląda na to że 10 lat temu, czyli jeszcze przed ślubem.
Kiedy dostałam kwiaty? Haha... też przed ślubem. Jakie to jest kuuur.... wszystko żałosne.

Wiecie? Kiedyś pisałam własne teksty, robiłam swoją muzę... A dzisiaj co? Nawet nie mam pianina! Tak sobie myślałam, że po kupnie mieszkania, pierwszą rzeczą na jaką będę odkładać kasę to będzie właśnie pianino... NIE SAMOCHÓD! Choć własny na pewno by mi życie dużo ułatwił.
Co ja bym dała, żeby móc sobie znowu pograć... Sonatę Beethovena... Nocturne Chopina... Fuck! 
Tak bym poszła na jogę... żeby się choć trochę rozluźnić, odstresować. Kiedy byłam ostatnio? W 2008 roku? Tak. 10 lat temu.

Inaczej sobie to wszystko wyobrażałam, ale jak widać życie pisze swoje własne scenariusze i Ciebie nie pyta o zdanie.