Przeczytałam wczoraj swojego bloga od początku do końca i zauważyłam pewną rzecz.
Przez ostatnie lata wykonałam ogromną pracę nad sobą, bardzo się zmieniłam. Nie wiem jeszcze na lepsze, czy na gorsze, bo po części tak i tak.
Zauważyłam, że po urodzeniu drugiego dziecka zaczęłam obrastać w siłę, aż w końcu przestałam się użalać nad sobą, a jedynie relacjonować wydarzenia, opisywać co mnie wkurzyło. Zaczęłam odpierać ataki i powoli przestawałam bać się teściowej, a w zamian zaczęłam jej nienawidzić. To z pewnością nie świadczy o mnie dobrze i nie jestem z tego powodu z siebie dumna. Tym bardziej, że zaczęłam również przeklinać i źle odnosić się do męża, ale wiecie co? Przestałam przejmować się teściową i teściem. Przestałam traktować ich jak normalnych ludzi, uświadomiłam sobie że to co robią jest złe i nie ma w tym mojej winy.
Właściwie, to nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
Gdybyśmy się tutaj do teściów nie wprowadzili - ciągle myślałabym, że mam wspaniałą teściową, ciągle byśmy im we wszystkich pomagali i pewnie zatracili własne życie, a i małżeństwo by pewnie nie przetrwało gdyby mąż nadal był na każde ich zawołanie i słuchał mamusi. A tak to już nawet mój mąż zrozumiał, że to dom wariatów i nie chce mieć z tymi ludźmi nic wspólnego, już nie leci jak posłuszny piesek na każde zawołanie, twierdzi że nie chce mieć z nimi kontaktu po przeprowadzce.
Widzę dla nas szansę.
Mój mąż także się zmienił - na lepsze. Widzę że się stara. Wcześniej było bardzo źle, a ja nie dawałam rady tego wozu ciągnąć sama. Teściowa robiła na złość, mojego męża nastawiała przeciwko mnie, a ja tak cholernie cierpiałam i miałam nawet myśli samobójcze.
Tak... Było już ze mną bardzo źle. Byłam bliska zrobienia tego... Bardzo bliska, bo jeśli się już przykłada nóż do nadgarstka, to jest naprawdę bardzo blisko.
Wielu rzeczy nawet na blogu nie pisałam, a było mi bardzo ciężko. Byłam bardzo samotna i nieszczęśliwa.
Wiecie? Ja od długiego czasu nie myślę o samobójstwie. Dostałam mocy żeby iść dalej, żeby żyć. JA CHCĘ ŻYĆ!
Wiecie? Ja kurwa, na nowo chcę żyć! A tego nie było. Nie chciałam. Nie widziałam sensu.
Jestem silniejsza i bogatsza o pewne doświadczenia i mądrości. Jestem dojrzalsza.
Wiecie? Przestałam dusić w sobie. Przestałam cierpieć w samotności. Nauczyłam się co nieco wygarnąć, bronić się, swoich dzieci i własnego zdania, nauczyłam się kłócić i uczę się asertywności. Może nie wzbudzam tym sympatii, ale nie dbam o to. Może moje małżeństwo na tym ucierpiało, ale to nie znaczy że wcześniej wszystko było wporządku, bo nie było. Cierpiałam w samotności wszystko gryzłam w sobie i nie potrafiłam się bronić. Na wszystko się godziłam.
Wiecie? Gdybym dzisiaj zobaczyła, że teściowa szarpie moje dziecko, to bym jej po prostu jebła! A dawniej brałam syna i z nim wychodziłam nawet nie komentując sytuacji.
Dzisiaj, jutro i w przyszłości nie będę miała wyrzutów sumienia, że teściowa może leży na łożu śmierci i nie ma jej kto pomóc. Cóż... Sama sobie na to zapracowała. Jeszcze powiem jej gromkie "spierdalaj!" i nie będę się tłumaczyć.
Tak, stałam się wredną suką i żałuję, ale nie tego, tylko tego, że nie stałam się nią wcześniej, bo dzięki temu dzisiaj mogłabym być w innym miejscu swojego życia. Choć z drugiej strony, prędzej czy później dojdę do niego. A tak przynajmniej mam satysfakcję, że kiedyś byłam dobrym człowiekiem.