sobota, 27 sierpnia 2011
Odnośnie ostatnich komentarzy
Chciałam podziękować serdecznie za komentarze pod ostatnim postem. A w szczególności Pani Halince, która jako jedna z nielicznych zrozumiała treść.
Przykro mi, że wiele osób, które odwiedziły mojego bloga w ostatnim czasie nie potrafi czytać ze zrozumieniem.
Gdybyście czytali ze zrozumieniem, to wiedzielibyście, że zdaję jedynie relacje z przygotowań do ślubu a nie ubolewam nad sobą i całą sytuacją.
Poza tym skąd takie komentarze kiedy nie zna się sytuacji. Jeśli nie wiesz o co chodzi, nie czytałeś pierwszej części - w tytule wyraźnie zaznaczone "część 2", to nie komentuj, bo to co piszesz jest bez sensu.
I jakie nasze "wpadki"? Nie było żadnej wpadki, więc nie rozumiem skąd taki obraźliwy komentarz.
Skąd stwierdzenie, że jak ktoś nie ma pieniędzy to nie jest gotowy na ślub?
Co ma piernik do wiatraka? Jeśli ktoś nie ma pieniędzy, to nie jest gotowy na zorganizowanie wesela. Na ślub byliśmy gotowi już dużo wcześniej. Po prostu nie chcieliśmy robić przykrości rodzinom - czy to takie trudne do pojęcia?
Jak już pisałam - wesela miało nie być, a ślub miał odbyć się w tajemnicy. Jednak traktowaliśmy moich rodziców jak normalnych ludzi. Mieliśmy nadzieję, że się wszystko ułoży. Nie chcieliśmy tak stawiać wszystkiego na ostrzu noża i się od nich odwrócić. Pisałam również że jestem jedynaczką, więc jedyną osobą, która może im w przyszłości pomóc. A jakby to wyglądało i jak ja sama miałabym się czuć, mówiąc "No dobra... To my bierzemy ślub a wam jak nie pasuje to nie przychodźcie. W ogóle nie chcemy mieć z wami już nic wspólnego". Fakt, to by było najprostsze rozwiązanie po tym co przez nich przeszliśmy - oczywiście teraz też nie wiecie o co chodzi bo nie czytaliście cz. 1. Jednak my ciągle mieliśmy nadzieję, że będziemy żyć z rodzicami w zgodzie.
Kto nie był w takiej sytuacji, to nie zrozumie.
Do osób, które napisały, że trzeba było porozmawiać z rodzicami - rozmawiałam. Z moimi rodzicami jednak się rozmawiać nie da! Odsyłam do komentarza od - kwiatekk
Do osób, które piszą, że trzeba było ze ślubem poczekać i odłożyć kasę - myślicie, że później to by jakoś inaczej było? Przecież mieliśmy sami zapłacić za swój ślub i byliśmy na to przygotowani, ale mimo wszystko matka się wtrącała, a jak się z nią nie zgadzaliśmy to groziła, że na ślub nie przyjdzie i jej cała rodzina również.
A teraz coś w rodzaju morału:
Kiedy dwoje ludzi jest w sobie zakochanych, to nic innego dla nich się nie liczy i liczyć nie powinno. Bo to nie świecidełka są ważne, nie bogactwo czy inne rzeczy materialne. Jednak czytając wasze komentarze widzę tylko - "Ja bym sobie nie pozwoliła żeby się ktoś wtrącał w ślub" albo "jakby moja matka mi wybrała suknię to bym odwołała ślub". Wybaczcie, ale to wam na sukienkach zależy?
Boże. A gdzie podziała się w tym wszystkim miłość?
Już kiedyś to na tym blogu pisałam, ale się powtórzę.
***
Zauważyłam, że dla większości osób planujących ślub dużo większe znaczenie ma wesele i to co się dzieje dookoła tej najważniejszej chwili w życiu, a nie ona sama.
Ja tego nie rozumiem.
Ale niestety tak jest.
Dzieci przed I Komunią zamiast cieszyć się tym wyjątkowym spotkaniem z Bogiem, wyczekują z wypiekami na twarzy powrotu do domu z kościoła i chwili, w której wreszcie rozpakują prezenty.
To są dzieci - można im to wybaczyć. Niestety, niektórzy z tego nie wyrastają.
Niektóre z moich koleżanek, które również planują ślub zawracają ogromną uwagę na koszty. Wszystko było by dobrze gdyby zależało im na zaoszczędzeniu, ale tu jest wręcz przeciwnie.
~ suknia ślubna - 6 000 zł
~ obrączki - 5 000 zł
~ lokal - najlepiej jakiś zamek
Kiedy słuchałam opowieści koleżanki (22 lata) na temat jej wymarzonej ślubnej kreacji - zbladłam.
"To musi być princessa, mocno rozszerzona dołem z trenem od tej ściany do drzwi (wskazana odległości to około 4 metry)[...] Niestety u nas nie ma takiej sukni. Będę musiała pojechać do Wrocławia lub Lwowa".
Mnie zależy tylko na ślubie. Pragnę zostać żoną mojego Przyszłego Męża. I nie ważne czy będę miała na sobie suknię ślubną czy jeansy, nie ważne czy będzie wesele czy nie.
Ja Jego KOCHAM i to na Nim mi zależy najbardziej na świecie!!!
***
Ja może pozwoliłam się wtrącać, bo nie zależało mi na pierdołach. Nie pomyśleliście o tym? W ostatnim poście nie robiłam wyrzutów rodzicom! Jak napisałam na początku, jedynie relacjonowałam wydarzenia.
Ja swój ślub wspominam bardzo dobrze, bo nie przywiązuję uwagi do mało istotnych rzeczy :) Jestem nareszcie w pełni szczęśliwa wiedząc że mam u swego boku wspaniałego mężczyznę - mojego męża i to jest dla mnie najważniejsze. A wesele? Co tam wesele - my nareszcie jesteśmy szczęśliwi.
ZANIM DODASZ KOMENTARZ ZAPOZNAJ SIĘ Z:
--> CZ. I.
--> CZ. II.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pamiętam, że rok temu czytałam Twojego bloga. Ale to było tak dawno temu.. teraz sama jestem ponad miesiąc po ślubie i chociaż też mieliśmy przeprawy z rodzicami, to nie umywają się do tego, przez co Wy przeszliście.Dla mnie też najważniejsze było to, co w kościele. Dlatego na początku chciałam tylko obiad dla 20 osób w restauracji. Ostatecznie na miesiąc przed ślubem (po półtorej roku planowania, gdy rodzice bardzo dobrze wiedzieli jak to wszystko organizujemy) teściowa wymusiła na nas wesele. No, nie do końca wymusiła, ale ostatecznie stanęło na jej decyzjach, bo ja powiedziałam, że już nie wytrzymam nerwowo i mam totalnie w czterech literach to, co będzie po wyjściu z kościoła. Komentarzami pod notką się nie przejmuj, bo sama tego doświadczyłam. Na Onecie większość komentujących to trolle, które czytają tylko wyrywki i ochoczo zaczynają jechać po autorze jak po burym psie. A czasem nawet notki nie czytają, bo z góry zakładają, że jeśli ślub wzięła młoda dziewczyna to na pewno z wpadki, młodzi są na garnuszku rodziców i na pewno ani złotówki nie wydali na całą imprezę. Z takimi nie ma żadnej konstruktywnej rozmowy, zostaje jedynie wykasować komentarze.
OdpowiedzUsuńnajważniejsze,że jesteście już po...jednak pewnie obraże twoich rodziców,ale moim zdaniem oni mają coś głowa...sorki...moim skromnym zdaniem skoro pozwoliłaś na zrobienie w 100procentach swojego wesela,to bedzzie duze prawdopodobienstwo ze tak samo beda wtracac sie w twoje zycie,a nie daj Pan Bóg w wychowanie waszych dzieci...zycze ci jak najlepiej,ale spierniczaj jak najdalej od swoich rodzicow...bo tak zyc dalej nie mozna...serdecznie was pozdrawiam i mam nadzieje,ze bedziecie szczesliwi.www.anairda.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńMądra z Ciebie kobietka. Aż Ci zazdroszczę tego spokoju i opanowania bo ja mimo wszystko miałabym pewnie do rodziców ogromne pretensje za te wszystkie rzeczy które Ci zrobili i powiedzieli. Wpadłam przypadkiem na Twój blog ze strony Onetu (jednak czasem polecają coś wartościowego) i chyba już u Ciebie zostanę. Też mam 23 lata i właśnie wychodzę za mąż - myślę że będzie mi się tu u Ciebie podobało. gosiowe-podworko.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZanim napisałam ten komentarz przeczytałam całą Twoją historię i dlatego tym bardziej podziwiam cały Twój spokój i to że jeszcze masz ludzkie uczucia do swoich rodziców, szczególnie do mamusi. Ja jednak nie mam aż tak dużej cierpliwości do ludzi i jednak jak ktoś mi podpadnie to już na amen i musi długo się starac żeby zmienic sytuację.
OdpowiedzUsuńwitam. przeczytałam obydwie części opowieści o ślubie i powiem szczerze, że ja gdybym miała taka mamę to jak najszybciej uciekłabym z domu i ślub bym wzięła w tajemnicy. Współczuje ci takiej matki naprawdę. Nie mówię tego w złej wierze czy coś tylko po prostu nie rozumiem jak można być taka złą osobą dla swojej własnej jedynej córki? zapraszam do siebie www.chaotyczna-kobieta.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńOd miesiąca nie mieszkamy z moimi rodzicami, wręcz nie mamy z nimi kontaktu. Ale o tym napiszę następnym razem.
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się niemądrymi komentarzami ;) Dziś czytanie ze zrozumieniem, bywa mocno deficytowe i tylko nieliczni to potrafią ;-) Do komentatorów najlepiej podchodzić na dystansie, z mocnym przymrużeniem oczka ;-)Jako blogowy podróżnik, zatrzymujący się na licznych blogowych wysepkach, z przyjemnością będę do Ciebie zaglądał ( Ty już do mnie zaglądnełaś i może kojarzysz ;));) i zawieszał oko na Twoich przemyśleniach ;) A w wolnej chwili, zapraszam Cię na moją blogową wysepkę ;)...Wysepkę nietypowego, ironiczno - romantycznego diabła, dla którego żaden temat TABU, nie jest obcy: http://mezczyzna-istota-idealna.blog.onet.pl/ Pozdrawiam Cię Cieplutko ;-))
OdpowiedzUsuńtakich dosadnych komentarzy nie trzeba wcale czytać, ludzie myślą skoro są anonimowi mogą obrażać bez powodu i wytykać wady ;) [ruda-papla]
OdpowiedzUsuńI tak trzymaj Żono - a złośliwe komentarze niech nie psują Ci radości bycia z Ukochanym :) Ludzie są po prostu zazdrośni:) Powodzenia i wszystkiego najlepszego :)*
OdpowiedzUsuńCiekawe ceny podajesz. Może po prostu za bardzo chcesz zaimponować pieniążkami? Ja od dawna nie muszę narzekać na status finansowy, a jednak na obrączki i suknię ślubną nie musieliśmy wydawać 11.000 złotych. Zastaw się a postaw się?Prawdę mówiąc, nie chce mi się czytać iluś artykułów wstecz - wystarczy mi ten jeden. Jeśli ślub i wesele były dla ciebie jednym oceanem stresów, to twój problem - w moim przypadku był to ślub MÓJ i mojej partnerki. W takim przypadku nikt poza nami nie miał absolutnie nic do powiedzenia. Jeśli masz głupawych i czepiających się rodziców - to ostatni dzwonek, by ich jeszcze czegoś nauczyć. Później może być tylko gorzej, bo z wiekiem traci się zdolności uczenia nawet naprostszych rzeczy. Uważaj więc, bo następne podpowiedzi i sugestie będą zapewne dotyczyły wychowania dzieci albo spółkowania.
OdpowiedzUsuńjestem po ślubie 22 lata i wiem o co ci chodzi dla mnie też sukienki, obrączki , kwiaty i inne duperele nie miały znaczenia ale dla mojej matki tak. na szczęście za wszystko zapłaciła (wór pieniędzy) a my odkładaliśmy na remont mieszkania niestety nie starczyło. ze 100 zaproszonych gości przyszło 80 osób. mama zabłysła przed swoją rodziną, która i tak obgadała wesele. przecież zawsze może by coś nie tak. to był dla mnie najkoszmarniejszy dzień w życiu. a miał by piękny i radosny. na szczęście małżeństwo jest wspaniałe. teraz sami mamy córkę w wieku kiedy może wyjść za mąż. rozmawiam z nią i tłumaczę żeby nie robiła wesela a jedynie przyjęcie dla najbliższych ok 40 osób a za resztę którą od nas otrzyma jedzie gdzie chce i obgada resztę rodziny, której dzięki Bogu nie zaprosiła na swój ślub.
OdpowiedzUsuńTobie sie nawet wpisu, ktory skomentowales nie chcialo przeczytac. Osmieszyles tylko siebie.
OdpowiedzUsuńAnalfabetyzm wtórny?
OdpowiedzUsuńKomentarz naiwny. Ludzie nie zazdroszcza. Ludzie zazwyczaj w d.pce maja takie "historie milosci". oni zabieraja sie do komentowania, zeby z zasady komus dowalic (stres, zly dzien, chec ofprezenia sie), pouczyc nonszalanckim tonem kogos, kogo uwazaja na nizszym stopniu rozwoju cywilizacyjnego (typowe polactwo - kazdy Polak sie najlepiej na wszustkim zna). Zazdroszczacych to tam nikly procent jest
OdpowiedzUsuńa można wiedzieć gdzie poznałaś męża? :) my z kumplami chodzimy wszędzie, po imprezach,dyskotekach,kinach,pubach,siłowniach, knajpach i tak nie możemy nikogo poznać...coraz więcej jest singli i coraz trudniej kogoś poznać...być może przyczyną tego jest praca, a w zasadzie jej brak bo w tym kraju praca jest jedynie dla kelnerów, barmanów i fryzjerek...sam chce wyjechać i może za granicą poznam angielkę, choć wolałbym Polkę, tylko że bardzo bardzo bardzo ciężko kogoś poznać w tym kraju...pozdro ;)
OdpowiedzUsuńWitam, Przeczytałam obie części i normalnie mnie zatkało. Przy takiej matce to jak mówią już i wrogów nie potrzeba. Rozumiem oczywiście pragnienie, aby dziecku było lepiej i sama przyznam, że na punkcie edukacji mnie samej trochę odbija-obecnie uczę moją 3-letnią córkę angielskiego. Na szczęście mój mąż ma bardziej "życiowe" podejście i po moich próbach zapisana jej na tańce, judo i dodatkowe języki powiedział zdecydowane "stop". Myślę, że niepotrzebnie się starasz zadowolić matkę. Zacznij robić to co ona czyli nie liczyć się w ogóle z jej zdaniem. To będzie dopiero szok i uwierz mi, ale z czasem... zyskasz jej szacunek. Ja zawsze wychodzę z założenia, że do ludzi odnosić się należy tak, jak oni odnoszą się do ciebie. W kwestii ślubu i wesela - masz zupełną rację. Mnie było stać na wystawne wesele, akurat jestem w dość dobrej sytuacji materialnej, oboje z mężem pracujemy, mamy oszczędności itd. Doszłam jednak do wniosku, że ważniejsze jest ... kupno samochodu, a wesele zrobię skromne na góra 70 osób. Były rzeczy na których nie oszczędzaliśmy- obrączki na przykład, ponieważ to biżuteria, którą zamierzam nosić całe życie. Samochód do ślubu załatwiliśmy u znajomych, w kwestii sukienki - targowałam się i wzięłam za około 1/3 ceny "z manekina". Właściciel salonu do tej pory się śmieje, że byłam pierwszą osobą, która targowała się o suknie ślubną. W sumie dałam za nią 1000 złotych, choć warta była 2500. Zamiast orkiestry wzięliśmy dja i to był strzał w dziesiątkę. Facet okazał się rewelacyjny i nie było przyśpiewek w stylu "bo Chińczyk to zdrajca i żółte ma jajca". W ogóle wesele wspominam rewelacyjnie, ponieważ rodzina mojego męża bardzo lubi tańczyć i naprawdę wszyscy się bawili. Z parkietu zeszliśmy o 6.00 rano, ja tańczyłam już bez butów, a sukienka wyglądała jakby stado słoni po niej przeszło. Zaprosiłam też wielu moich znajomych-moja rodzina na szczęście jest niewielka. Zdarzyły się osoby, które nam zarzuciły brak "rozmachu:, ale mnie ich zdanie obchodziło tyle co zeszłoroczny śnieg, czego zresztą nie ukrywałam. Jakoś się nie obraziły i do tej pory utrzymują z nami kontakt. Tak naprawdę liczy się to co będzie po ślubie. Wiele z małżeństw moich znajomych rozpadło się już po 2-3 latach. Nasze trwa w najlepsze już piąty rok. Oczywiście zdarzają się kryzysy, to normalne, ale przede wszystkim bardzo dużo ze sobą rozmawiamy. Gdyby mnie nie było stać na wesele, to bym go nie robiła i wcale nie czułabym się gorsza od innych. Zupełnie też nie pojmuję ludzi, którzy na wesele się zapożyczają. Jak mnie na coś nie stać, to nie kupuję albo oszczędzam i kupuję później. Fakt, że w dużym mieście stwierdzenie "a co ludzie powiedzą" jest łatwiejsze do zignorowania, ale jeżeli jesteś twarda, a ty widzę jesteś (kwestia wiary, odporności na nałogi itd.) to nikt ci przysłowiowo "nie podskoczy". Moja rodzina od strony mamy -konkretnie siostra mamy- jest bardzo podobna do twojej matki. Na początku próbowałam się z nimi jakoś "dogadać". Zapraszaliśmy ich z mężem, próbowaliśmy znaleźć jakieś wspólne tematy. Mój mąż jest bardzo rodzinny i nie może zrozumieć, że niektórzy po prostu nie lubią innych. Po roku daliśmy sobie spokój. Dla mnie ci ludzie obecnie nie istnieją. Nie odwiedzamy się, nie spędzamy wspólnie nawet świąt. Oni i tak uważają się za lepszych, więc Ja po prostu dałam sobie spokój. Pewnie się odezwą jak będą chcieli pieniędzy :). Ja mam dla kogo żyć i z kim się życiem cieszyć, a jak komuś to nie pasuje- jego problem. Dlatego wierz mi, zacznij się cenić. Gotowanie, sprzątanie, prasowanie i inne takie rzeczy to nie jest priorytet w małżeństwie. Jeżeli potrafisz rozmawiać z mężem to przetrwacie wszystko. Życzę powodzenia na przyszłość i pamiętaj, że zawsze dla swojego dziecka możesz być właśnie inną matką niż twoja- to będzie twój sukces. Może właśnie tak miało być, abyś ty mogła przerwać ten krąg.
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam. My zrobiliśmy skromne przyjęcie dla najbliższych osob, bez zadnych fanaberii. Zalezalo nam tylko na tym by wreszcie przed Bogiem powiedziec sobie tak. I wiesz co? Jak mowilem przysiege, o maly wlos sie nie poplakalem. Teraz gdy o tym mysle mam ciary :) Dla nas ta chwila byla najwazniejsza, a sukienke to moja Zona kupila za 600 zł :))))
OdpowiedzUsuńPodziwiam i gratuluję:) Moje koleżanki biorą ślub dla sukienki, prezentów, kwiatów, super imprezy (czyli wesela). Nieważne, że kościół ostatnio na komuni swojej widziały, nażyczony to już w ogóle... Ale sukienka biała MUSI być, a w USC to głupio przecież wygląda. Paranoja jakaś. Ja świadomie rezygnuję z całego tyego cyrku. Jast tak jak mówisz, liczy się uczucie, a nie to co powie rodzina, sąsiedzi, albo, że zdjęć i filmu nie będzie. Pozdrawiam Autorkę:)
OdpowiedzUsuńprzesadzacie ludzie, dzisiaj nie sztuką jest zrobić wesele i ślub, dzisiaj sztuką jest kogoś poznać, dopasować się i żyć razem wiele wiele lat...niewielu już to potrafi...bo dlaczego co 3 para się rozwodzi???
OdpowiedzUsuńW końcu jest ktoś, kto ma takie samo zdanie na temat ślubu i wesela! Planujemy z moim narzeczonym ślub i wzięlibyśmy go już pewnie parę tygodni temu, gdyby nie to, że "wypada" zrobić wesele. Zaprosić rodzinę - nawet tę dawno nie widzianą - i nakarmić, robić dobra minę do zlej gry itp. U nas cała uroczystość zakończy się obiadem i tortem, a zaprosimy max. 40 osób. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całość!I nie rozumiem.... jesteś jednaczką, ok. Ale nikt nie powiedział że musisz pomagać rodzicom na starosc! Z tego co opisałaś to bardzo,bardzo źli,zepsuci ludzie. I uwazam ze cie nie kochają ani trochę, jestes ich popychadłem. A to TWOJE zycie i powinnas je przezyc szczesliwie-oni je niszcza,więc sie odetnij. I tak mówią o tobie same złe rzeczy, więc odcięcie się dla nich niczego nie zmieni, a tobie moze dać trochę świętego spokoju...
OdpowiedzUsuńwięcej ,teraz jest moda na to że panny młode które już dawno temu urodziły dziecko idą do ślubu z welonem :D:D:D ludzie dzisiaj już nie mają za grosz honoru w sobie!!! masakra, ludzie głupieją i to po studiach!
OdpowiedzUsuńmiałem sąsiadkę która miała podobną sytuacje z rodzicami. Ostatecznie uciekła w dniu ślubu z domu w normalnym ubraniu, bo rodzice nie chcieli Jej wypuścić z domu. Teraz jest szczęśliwa mężatką i ma święty spokój.
OdpowiedzUsuńChodzicie "po imprezach,dyskotekach,kinach,pubach,siłowniach, knajpach" i szukacie wartościowych kandydatek na żony? Oczywiście, że takie mogą się tam trafić, ale to raczej nie jest miejsce, gdzie się kłębią. Może należy szukać (w zależności od preferencji) po bibliotekach, uczelniach, stokach narciarskich, teatrach, pielgrzymach, klubach filmowych, rajdach turystycznych, polach golfowych?
OdpowiedzUsuńNie sądzę abyś w dyskotece czy pubie poznał kobietę na całe życie (oczywiście nie chcę nikogo obrażać, po prostu takie jest moje zdanie). Ja męża poznałam w szkole, a w zasadzie spotkałam, bo poznaliśmy się długo długo później. Możesz poczytać o tym - http://ten-jedyny-dzien.blog.onet.pl/Krotka-historia,2,ID366748837,n
OdpowiedzUsuńjakbym czytała o swoim życiu:)przeżyłam to samo, myślimy podobnie :)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOtwórz oczy Ewo i zobacz co się wokół Ciebie dzieje... Ludzie znacznie częściej chcą dokopać temu, co ma więcej od nich samych - bez względu na to, czy ma więcej w sferze uczuciowej czy materialnej... Nie znoszą po prostu lepszych i bardziej zadowolonych z życia niż oni sami... Taka jest smutna prawda... Niestety...
OdpowiedzUsuńMoj wpis byl ointernetowych trollach. Myslisz, ze ktos kto wpisuje sie pid notka polecona przez onet, czesto nieprzeczytawszy jednego poleconego wpisu, zazdroszcza autorce bloga? czego maja jej zazdroscic jesli nie znaja znaka jej i nie zadaja aobie trudu przeczytania jednego wpisu? oni zostawiaja komentarze, zeby dokopac i zadnym innym celu.
OdpowiedzUsuńA tekst dotyczył właśnie tego, aby nie komentować kiedy nie zna się tematu. No cóż. A ceny podaję takie jakie usłyszałam z ust koleżanki.
OdpowiedzUsuń