Nie wyobrażam sobie tych Świąt.
Nie chcę udawać, że wszystko jest wporządku. Ja tak nie potrafię.
Wspominałam, że mąż dostał awans? To było na początku listopada. Powiedziałam mu wtedy, że teraz to już się nie wywinie od wynajmu mieszkania i ku mojemu zdziwieniu odpowiedział, że ten awans zmienia postać rzeczy i wielce prawdopodobne jest że będziemy wynajmować. Przecierałam oczy ze zdziwieniem i co? I gówno! Poprzytakiwał kilka dni - chyba tylko po to żeby uśpić moją czujność, bo nadal nic się nie zmieniło. Błagałam żebyśmy w Święta gdzieś wyjechali. Był bardzo zgodny. I co? I gówno! Chociaż hotel zarezerwujmy na Wigilię - ok. I co? I gówno! Bo wiecznie szkoda na wszystko kasy.
Obniżyliśmy cenę naszego domu. Jest kupiec, ale dopiero na sierpień jak będzie po rozwodzie, bo teraz się boi, że go żona z połowy oskubie.
Mąż twierdzi że nie będziemy schodzić na dół na Wigilię - jasne! Już to widzę. I co im powie? Przecież prawdy nie powie, że ich widzieć nie chcemy po tym wszystkim co nam złego zrobili, co przykrego powiedzieli. I tak coś ostatnio babka powiedziała że ona nie będzie Wigilii sprawiać, bo nie da rady. A mąż powiedział, że dobrze, że my nie chcemy obciążać to sobie zrobimy oddzielnie na górze, a matka w tym momencie wybuchła: "Bo on ma na górze kierownicze co jej musi słuchać!" Jakby mnie słuchał to już 5 lat by nas tu nie oglądali. On ma wszystko w dupie. Niczym się nie przejmuje. A ja czuję się coraz gorzej.
Mam dość. Co z nas za małżeństwo? W ogóle mu na moim szczęściu nie zależy, a nawet nie na samopoczuciu czy zdrowiu. Przecież widzi że między nami jest źle. Chyba ślepy nie jest. Głuchy chyba też nie. Każdego dnia mu mówię jak się czuję, nie ukrywam tego że mi źle. Jak bardziej się uniosę to mnie tylko wyśmiewa , że pewnie nie wzięłam tabletki (hormonalnej). To jak mnie traktuje, poniża jest tak cholernie bolesne i przykre i wręcz nie do uwierzenia, bo przecież kiedyś tak bardzo kochaliśmy się, przynajmniej ja go kochałam, nade wszystko. To chyba był błąd. Powinnam była na pierwszym miejscu stawiać siebie i swoje potrzeby. Ja dla niego wszystko rzuciłam, wszystkie mosty za sobą spaliła, a teraz jestem tak cholernie nieszczęśliwa.
Przytulam Kochana i bardzo współczuję :-(
OdpowiedzUsuńU mnie też kiepska atmosfera,a do Świąt coraz bliżej...
Netka
To ja się zapytam, po cholerę z nim jesteś, skoro jesteś nieszczęśliwa????
OdpowiedzUsuńA Ty tak łatwo odchodzi od swoich mężów jak coś się nie układa?
OdpowiedzUsuńJak sobie radzisz? Jak będziesz miała czas i ochotę to napisz do mnie na mail: trzy-m.blog@wp.pl
OdpowiedzUsuńJuż wcześniej ci pisałam, że mąż ma was w nosie i będziecie tam siedzieć i siedzieć...
OdpowiedzUsuńUważam, że nie ma co czekać. Wiem, że bronisz się przed tym rękami i nogami, ale myślę, że nawet dom samotnej matki byłby lepszy niż ten koszmar. Chcesz znowu płakać po świętach, ktòre czekają cię z "kochającą" rodzinką? Może mąż wreszcie zrozumie, gdy spędzi święta z nimi bez was?
Ale to jest sytuacja, że "się nie układa", tylko sytuacja "zjebało się po całości".
OdpowiedzUsuńMiałam tu już nie pisać i w sumie się tego trzymam, bo to pisanie całe nasze psu na budę.
Odejść nigdy nie jest łatwo, a już na pewno jak się nie ma nikogo, do kogo można się zwrócić po wsparcie... Ale ja też się zastanawiam czy bym wytrzymała takie jazdy no i samo to, że w mężu nie ma wsparcia. Może faktycznie uderz z dziećmi do jakiegoś domu samotnej matki, niech Mąż zobaczy, że to już nie przelewki i kończy Ci się cierpliwość. No i na przyszłość - zawsze siebie stawiaj na pierwszym miejscu. To nieco egoistyczna nauka, ale mnie to Mama wpajała zawsze... Bo też dużo w życiu poświęciła dla innych, a oni i tak się wypięli... ściskam mocno!
OdpowiedzUsuńWiecie dlaczego wciąż z nim jestem?
OdpowiedzUsuńBo gdy ja zostaję w domu a on jedzie do pracy - tęsknię za nim. Jak zakochana nastolatka wypatruję przez okno czy już wraca.
Droga żono, wiem że odejść z pewnością nie jest łatwo, zwłaszcza kiedy jest się osobą wierzącą i ślubowało się na całe życie.
OdpowiedzUsuńSama doszłaś do wniosku iż najwyższy czas zacząć stawiać swoje potrzeby na pierwszym miejscu.
Twój mąż się nigdy stamtąd nie wyprowadzi, nawet jeśli uda Wam się sprzedać dom. Zastanawiam się na co on tak odkłada, skoro domu remontować już nie będziecie, a pewnie ze sprzedaży bez problemu kupicie mieszkanie.
No to wypatruj go dalej:)
OdpowiedzUsuńTylko jak to wypatrywanie mężusia ma się do tego?
( zrobiłam po prostu kopiuj wklej z posta )
"Mam dość. Co z nas za małżeństwo? W ogóle mu na moim szczęściu nie zależy, a nawet nie na samopoczuciu czy zdrowiu. Przecież widzi że między nami jest źle. Chyba ślepy nie jest. Głuchy chyba też nie. Każdego dnia mu mówię jak się czuję, nie ukrywam tego że mi źle. Jak bardziej się uniosę to mnie tylko wyśmiewa , że pewnie nie wzięłam tabletki (hormonalnej). To jak mnie traktuje, poniża jest tak cholernie bolesne i przykre i wręcz nie do uwierzenia, bo przecież kiedyś tak bardzo kochaliśmy się, przynajmniej ja go kochałam, nade wszystko. To chyba był błąd. Powinnam była na pierwszym miejscu stawiać siebie i swoje potrzeby. Ja dla niego wszystko rzuciłam, wszystkie mosty za sobą spaliła, a teraz jestem tak cholernie nieszczęśliwa."
Sytuacja jest bardzo trudna. Błąd został popełniony, że pokłóciłaś się ze wszystkimi członkami rodziny swojej i męża. Rozumiem, że są to ludzie bardzo trudni, ale trzeba jednak żyć z nimi i to dość blisko. Należy , albo podjąć restrykcyjne kroki i odejść od męża albo spróbować dogadać się z rodziną. Oba rozwiązania są trudne. Pierwsze liczę , że skłoni męża do działania i analizy problemu. Drugie rozwiązanie natomiast po jakimś czasie powinno poprawić komfort życia. Kłótnia z mężem i jego rodziną z jednocześnie mieszkanie wspólne to najgorsze rozwiązania jakie przyjęłaś.
OdpowiedzUsuńMosty można postawić. Musisz dążyć do usamodzielnienia się. Powoli myśl o powrocie do pracy, najlepiej na pół etatu, w czasie gdy dzieci są w przedszkolu. Zmień stosunek do rodziny męża i swojej, musisz mieć ludzi którzy Ci pomogą w sytuacji awaryjnej. Odkładaj pieniądze i nie mów o tym mężowi.Pozostawanie w tym domu i jednocześnie kłótnia z mężem i jego rodziną kojarzy mi się z filmem Plac Zbawiciela J. i K. Krauze
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się z tym komentarzem. Nie można żyć dobrze na siłę z kimś z kim się po prostu nie da bo ma nie tak jak trzeba w głowie. Nie rozumiesz mnie bo tego nie doświadczyłaś. Poza tym nie pokłóciłam się z nikim - nie wiem skąd Ci się to wzięło. Moja matka nie chciała mieć nigdy dzieci i całe życie się na mnie wyżywała za to że się urodziłam. Nie masz pojęcia jak to jest być besztaną i nienawidzoną przez najbliższą osobę, którą się kocha bezgranicznie, robi się wszystko dla niej , nie przeciwstawia się jej i nie zna się innego normalnego życia. Ona jest osobą chorą i powinna się leczyć, ale na siłę nikt jej do psychiatry nie zaciągnie. Tak samo jak moja teściowa - z resztą jej psychiatra ją wyprosił w końcu z terapii, twierdząc że jej się nie da pomóc, bo ona nie przychodziła na spotkania po pomoc tylko po leki psychotropowe, od których jest uzależniona. Te dwie kobiety powinny chcieć się wyleczyć, ale one nie widzą problemu w sobie tylko we wszystkich dookoła i niszczą swoje rodziny, swoich najbliższych.
OdpowiedzUsuń"trudni"... to jakieś delikatne określenie psychopaty?
OdpowiedzUsuńW obecnej chwili nie mogę podjąć pracy. Pieniądze które odłożyłam chcę przeznaczyć na zakup mieszkania, jeśli teraz wynajmę i będę z odłożonych pieniędzy korzystać, to nigdy go nie kupimy.
OdpowiedzUsuń"musisz mieć ludzi którzy Ci pomogą w sytuacji awaryjnej" - to ani rodzina męża ani moja mi nie pomoże, chyba że za 2 tysiące złotych miesięcznie, choć i to by było za mało, a i tak by było zawsze źle by im wszystko nie pasowało.
Bronię się bo wiem, że jak sprzedamy dom to kupimy mieszkanie.
OdpowiedzUsuńMasz bardzo mądrą i dobrą mamę.
OdpowiedzUsuńAle ja wiem że się wyprowadzimy od teściów.
OdpowiedzUsuńMoże po Świętach zwiększy się zainteresowanie naszym domem i uda nam się go sprzedać. Dołożymy kasę i może uda się kupić 3pokojowe mieszkanie. A mąż odkłada żeby nie musieć brać kredytu. Ze sprzedaży nie kupimy łatwo mieszkania bo już obniżyliśmy cenę na 170 tys i jeśli ktoś tyle da to stać nas za taką kwotę na kawalerkę, ewentualnie dwupokojowe do remontu.
W takim razie sama nie wiem jak wyjść z tej sytuacji. Jest mi bardzo przykro, że cierpisz. Nie traktuj mojego komentarza, inaczej niż próbę rozwiązania problemu. Nawet jeśli nie udaną, to podyktowaną uczciwym żalem. Będę zaglądała do Ciebie z nadzieją, że nadejdzie dzień kiedy będziesz szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńPierwszy raz pisze Ci komentarz ale czytam Cie od początku. Tak sobie mysle, ze zamiast wygladac na meza moze zacznij robic cos dla siebie np. pisz bloga, ale nie takiego jak do tej pory tylko cos bardziej "komercyjnego"= poczytnego. Moze uda Ci sie przekuc to co juz robisz w pasje no i pieniadze. Poczujesz sie niezalezna. Mam wrazenie ze maz stracil do Ciebie szacunek, bo jestes caly czas niesczesliwa i niezadowolona, on po prostuod tego ucieka. Jest Ci mega ciezko, do pracy nie pojdziesz bo masz wymagajace dziecko (to jak sobie radzisz jest rowniez swietnym tematem nabloga parentingowego), masz zaciecie kulinarne interedujesz sie zdrowym stylem odżywiania to tematy bardzo ma czasie. Nie mysl juz o tym co zle w.Twoim zyciu, oderwij sie.chociaz na moment myslami i skieruj je w cos produktywnego, a moze da Ci to mozliwosc zdobycia niezaleznosci na.przyszlosc.
Pozdrawiam serdecznie
Mój Mąż twierdzi inaczej, ale każdy ma prawo do własnej opinii i interpretacji. Bardzo chętnie pisałabym bloga kulinarnego - taki mam plan ale w obecnych warunkach to utrudnione - muszę mieć do tego własną kuchnię bo tu teściowa robi mi ciągle na złość.
OdpowiedzUsuńMam swoje pasje - nie jestem osobą bez zainteresowań czy hobby, po prostu mam trochę mniej czasu na to niż inni. Najważniejszy jest syn i to żeby osiągał postępy.
Uwielbiam gotować - blog kulinarny to tylko kwestia czasu.
Lubię dbać o wygląd oraz o zdrowie, staram się dbać o siebie, bo jest to dla mnie ważne.
Wiesz... Tak mam wymagające dziecko, tylko nie każdy chce o naszych "przebojach" czytać - ludzie są bezlitośni i już kilka razy nacztałam się tu niemiłych komentarzy.
Jestem muzykiem (pianista, dyrygent, pedagog) - lubię uczyć, jestem w tym dobra, daje mi to satysfakcję.
Moja nieszczęśliwość nie bierzcie się z siedzenia w domu i nic nie robienia jak się większości z Was wydaje. Tylko z ciągłego stresu jaki mi teściowa funduje. W okresie wiosenno-letnim miałam bardzo fajny czas, dużo ćwiczył (endorfiny i te sprawy), fajnie się czułam, ale teściowa tak ryła że odpuściłem.
Ja potrzebuję własnego kąta i to mi da szczęście.
Spoko. Nie odbieram tego źle.
OdpowiedzUsuńWiem że wszystkie chcecie mi pomóc i jestem Wam bardzo wdzięczna za rady.
Jedynym wyjściem z tej sytuacji jest wyprowadza. Cały czas męża namawiam na wynajem. Myślę że wspólnie dali byśmy radę ale on ma masę obaw z tym związanych.
On nie jest potworem. Daleko nam do "Placu Zbawiciela" - obejrzałam ten film. Tam facet to skończony idiota , a dla mnie zdrada to definitywny koniec związku. Za to teściowa z filmu jest chyba jak większość - gdybym taką miała nie miałabym powodów do narzekania. A moja jest po prostu stuknięta i to nie mówię ze złośliwości - ta kobieta naprawdę powinna się leczyć.
Witaj po świętach!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mimo wszystko dane Ci było spędzić je w jako takiej atmosferze. Chciałam odnieść się do tego co napisałaś. Mam wrażenie, że utożsamiasz szczęscie z wyprowadzką, a co jeśli się w końcu wyprowadzicie a Ty nadal nie będziesz szczęśliwa? Tak samo czekałaś aż uwolnisz się w końcu od rodziców, ale jak sama mówisz spadłaś z deszczu pod rynnę. Mówię z własnego doświadczenia, nie warto czekać aż wszystko inne bedzie Ci sprzyjało, bo może okazać się, że problem jest zupełnie gdzie indziej. Sama mówisz, że masz skłonność do otaczania się toksycznymi ludźmi bo nie umiesz inaczej żyć i to mnie martwi. Martwi mnie również, że piszesz że Twój mąż Ci dokucza, dogryza ignoruje, a jednocześnie Ty nadal uważasz, że Cię kocha i Ty kochasz go jak szalona nastolatka. Wiem, że większość wpisów powstała tutaj w fazie dużych emocji, bo teściowa Cie wyprowadziła z równowagi itp. i że traktujesz tego bloga jako sposób na radzenie sobie z tymi negatywnymi emocjami, więc jest tutaj dużo narzekania i żali ale jednocześnie kiedy czytelniczki starają Ci jakoś doradzić albo po prostu przyznac Ci rację, że tak jest beznadziejnie i trzeba coś z tym zrobić Ty nagle stajesz okoniem i twierdzisz, że wszytsko jest między Wami ok i że Mąż Cie kocha. Stawiasz wszytsko na jedną kartę: wyprowadzka = szczęście. Mam nadzieję, że tak będzie, ale mam pewne obawy, że jednak nie. Ja na swoją teściową mam taki sposób, że nauczyłam się czerpać przyjemność z jej złośliwości i przytyków. Po prostu się z tego śmieje, trwa to już 10 lat z czego jej pierwszy komentarz odnośnie mojej osoby to "czy Twoja matka jest tak samo gruba jak Ty?", więc masz pogląd na poziom jej wypowiedzi.
Pozdrawiam Cie serdecznie
Ja właśnie też miałam zapytać - jak po Świętach??
OdpowiedzUsuńPozdrawiam (po)świątecznie!
Netka
Święta spędziliśmy w naszym pokoju, również Wigilię zrobiliśmy osobno :) może to głupio zabrzmi, ale to były najlepsze święta w moim całym życiu. Tak rodzinnie - tylko nasza czwórka. Ja też mam nadzieję że wyprowadza = szczęście.
OdpowiedzUsuńCo do teściowej - dużo bym dała żeby wprost mi mówiła co myśli a nie ryje za plecami i nastawia wszystkich przeciwko mnie a ja nie mam nawet możliwości się bronić czy powiedzieć jaka jest prawda.
Na szczęście nie widziałam jej już tydzień i czuję się o wiele lepiej. Dziś zaczęłam nawet znowu ćwiczyć - przydarłam orbitrek do pokoju - to nic że zastawił prawie całe wolne miejsce - miałam dzieci pod kontrolą.
Jeśli mąż mówi że mnie kocha to mu wierzę.
Teściowa wczoraj do północy wojowała do swojego męża żeby sprawdził zużycie prądu (zrobiły z babką 4 prania i światła na dole świeciły intensywnie przez całe święta, piekarnik też na okrągło). W końcu go zmusiła i teść poszedł sprawdzić i mówi że jest wyższe ale to normalne w święta - woda się cały czas na ostro grzała. Ona dała ryja że rachunki, że ma iść do nas po pieniądze. Sama to nie powie tylko jego nastawia żeby rozruby robił. Cieszę się że mój mąż przejrzał na oczy i wie co z niej za ziółko.
O dziwo dobrze :) dziękuję.
OdpowiedzUsuń