sobota, 14 stycznia 2012

Już niedługo.

Właśnie zaczynam 37 tydzień ciąży.
Co jakiś czas odczuwam skurcze przepowiadające i boli mnie brzuch jak przed miesiączką. Póki co jest to delikatny ból, miesiączkowy był o wiele gorszy. Brzuch boli mnie raczej od wiercenia się naszego Szkraba.
Już nie mogę się doczekać porodu. Na razie się nie boję, ale pewnie wpadnę w histerię gdy zaczną się porodowe skurcze lub odejdą mi wody.
Jestem ciut mniej spokojna, ale to dlatego że teściowa i jej matka opowiadają mi od wczoraj non stop mrożące krew w żyłach historie na temat porodu. Denerwuje mnie to, nie chcę tego słuchać i się niepotrzebnie stresować.
Ja z góry zakładam, że wszystko będzie dobrze. Kobiety rodziły od początku świata to i jak urodzę.
Chciałabym rodzić naturalnie.
Jedyną rzeczą jaka mnie w tej chwili przeraża, to to, że zacznę rodzić przed terminem - w sesji. Na szczęście trzy przedmioty już mam zaliczone, ale zostało jeszcze 9, w tym 4 egzaminy. Dwa egzaminy mam w dniu 2 lutego, a termin porodu 3 dni później. Chyba powinnam na wszelki wypadek napisać podanie o przedłużenie sesji.
Mąż sugeruje, że w ogóle już powinnam zostać w domu i czekać w spokoju na poród. Pewnie ma rację. Ale ja się jeszcze dobrze czuję, więc chciałabym jak najwięcej rzeczy zaliczyć jeszcze przed porodem. Wiadomo z resztą, że od razu po porodzie się na uczelni nie pojawię.
Przytyłam od początku ciąży 10 kg. Rozstępów póki co nie mam w ogóle. Ale nie nastawiam się, że ich nie będzie. Ponoć najczęściej pojawiają się pod koniec ciąży. Nawet tydzień, dwa przed porodem.
Wczoraj byliśmy z mężem u ginekologa. Z naszym Skarbem wszystko w porządku. Lekarz stwierdził, że ciąża jest już donoszona, ilość wód płodowych prawidłowa, łożysko jeszcze nie w pełni dojrzałe, ale to kwestia tygodnia, szyjka skrócona.
Za dwa tygodnie kolejna, już chyba ostatnia wizyta :)
Po wczorajszej wizycie zrobiliśmy drobne zakupy i kupiliśmy trochę ciuszków. Nie mogę się nacieszyć.
Spakowałam również torbę do szpitala. Mam już chyba wszystko co potrzebne - ręczniki, koszule nocne, szlafrok, pantofle, klapki pod prysznic, potrzebne kosmetyki i przybory toaletowe, wkładki laktacyjne, kubek. Chyba to wszystko jak dla mnie. Dla dzieciątka w szpitalu wszystko dają. Jak coś to tylko wezmę oliwkę, chusteczki do pielęgnacji, krem i rękawiczki niedrapki. Jeśli jeszcze coś okaże się niezbędne to zawsze dowieźć może mi mąż.
A dziś rano babcia męża przyniosła nam duży worek z prawie nowymi ubrankami. Aż się mi łezka w oku zakręciła. To dla nas ogromna pomoc, bo odkładamy pieniądze na mieszkanie i ważny jest teraz każdy grosz.