piątek, 18 sierpnia 2017

Czyżby za 2 miesiące miało byćpo wszystkim?

Młode małżeństwo z dzieckiem chce kupić nasz dom. Muszą tylko wziąć kredyt. Twierdzą że są zdecydowani. Wygląda to całkiem dobrze. Może za miesiąc będziemy mieli pieniążki na koncie i co za tym idzie - możliwości. Z tego co się orientuję to na kredyt czeka się 6 tygodni, ale to pewnie zależy od banku. Dołożymy swoje oszczędności i kupimy może 3-pokojowe mieszkanie. Tylko że to nie wcześniej niż w październiku. Tfu tfu... Jak się będę nastawiać, to za chwile znów wszystko szlag trafi i np. okaże się że nie dostaną kredytu.

Na teściów już patrzeć nie mogę. Ta ich obłuda, ta chytrość i zaborczość.

Teść chce 1000 zł na rachunki oprócz oczywiście betoniarki, taczki i wszystkich narzędzi z naszej budowy.

Zaznaczam że on o nic nie prosi tylko rząda. W ogóle to szantażuje. Gdyby to ode mnie zależało to na ten najbliższy miesiąc bym wynajęła kawalerkę.

Maciuś 7.08. rozpoczął nowy rok w przedszkolu po miesięcznej przerwie wakacyjnej. Było bardzo źle, a nawet gorzej. Płacz i zgrzytanie zębów, krzyk, ryk i wymioty. Dopiero wczoraj obyło się bez płaczu i scen, ale za to Faustynka potknęła się i otarła kolanko. Nawet krwi nie było, ale dama się przejęła jakby jej conajmniej nogę urwało i do wieczora wisiała na mnie. Dziś zostaliśmy w domu, bo wczoraj tak dostałam w dupę przy upale z Małą cały czas na rękach lub jednej ręce, bo w drugiej prowadziłam wyrywającego się i szarpiącego Maciusia. Syn przyprawia mnie o zawał szczególnie na przejściach dla pieszych, bo nie rozumie że trzeba poczekać. Po wczorajszym dniu miałam dość i dziś zostaliśmy w domu bo upał jeszcze większy.

piątek, 11 sierpnia 2017

Śmiać się czy płakać?

Teść nie daje za wygraną. Kolejny dzień domaga się naszej betoniarki, ale to nie wszystko. Co jeszcze uknuli z moją teściową? Teść przyszedł po pieniądze na rachunki. Mój mąż się go pyta jakie rachunki, miał brać betoniarkę. Teść że betoniarkę i taczki też, ale rachunki są dwa razy większe w tym miesiącu i musimy dać 400 zł za wodę. Mąż mu napukał do łba i mówi żeby się zdecydował. Betoniarka albo rachunki, a teść mówi że i tak musimy rachunki zapłacić NA PÓŁ ROKU DO PRZODU! Mój mąż się wkurzył i się pyta: "Co Ty sobie wyobrażasz?!" I się postawił, że mowy nie ma na coś takiego i kazał ojcu wybrać. Bo betoniarka 700 zł, taczki 150, za obecny rachunek za wodę chcą 400 zł. To już jest 1250 zł - wynajęlibyśmy za to mieszkanie na miesiąc, choćby kawalerkę na wrzesień. Jak mi mąż to opowiedział co ojciec sobie zażyczył, to płakałam, błagałam go żebyśmy na miesiąc wynajęli, bo to się na tym nie skończy jak sobie jeszcze liczą kasę w przód jak nas nie będzie. Mąż mówi że nic ojcu nie da, bo to "sku*****n". Że jak tak się rządzi naszymi pieniędzmi, to nic nie dostanie i argumentował wydarzeniami z przeszłości: że takie wielkie dziadki, a wnukom nic nigdy na urodziny nie kupiły, święta, chrzciny, nawet czekolady, na kolana wnuków nigdy nie wzięły. Jak młodego ochrzciliśmy i imprezę wydaliśmy (stara tylko tort upiekła, tzn. babka tak na prawdę, mimo że męża prosiłam, że nie bo będą wypominać i chciałam zamówić, no ale ja przecież nie mam nic do gadania. A racje miałam - stara wypominała jeszcze bardzo długo ten tort, że dała 200 zł na składniki, ale wszystko co z chrzcin zostało to rozkradła, wszystkie nasze szynki, sałatkę, strogonowa, owoce, placki które kupiliśmy, ciastka i tort, który zrobiła, wsadziła do sypialni - tort się zepsuł na cieple. Dzień po chrzcinach jechaliśmy na zakupy, bo nic do jedzenia nie zostało) wszystko kupiliśmy i przygotowaliśmy sami, a ona potrafiła tak jeszcze ponabierać, bo ona ma dzieci. Argumentów jest dużo bo po pieniądze regularnie przychodzą i pomoc mieli przez cały czas we wszystkim. Moim zdaniem wstydu nie mają! Jeszcze nam nie oddali 3 tys za piec centralny, ani pieniędzy za tamten samochód. A ile było drobnych pożyczek po 50, 100, 200 zł. Nitk nigdy tego nie oddał, tylko zawsze łapę po wszystko wyciągali.

Teraz mąż twierdzi że we wrześniu się przeprowadzimy. Jasne... Może w sierpniu? Przecież jesze nie sprzedaliśmy naszego domu.

środa, 9 sierpnia 2017

Ile udało mi się zrealizować z postanowień na rok 2017?

Końcem 2016 roku postanowiłam sobie zrealizować 3 punkty w nowym roku:

1) Zdać egzamin na prawo jazdy.

2) Schudnąć 6 kg.

3) Kupić mieszkanie.



Co z tego wyszło? Ile udało mi się do tej pory zrealizować?

Mam prawo jazdy - egzamin zdałam już za pierwszym razem na początku lutego 2017. Czy schudłam? Jeszcze nie 6, ale już 5 kg, więc do końca roku powinnam spokojnie zdążyć. Zaznaczam, że z moimi zaburzeniami hormonalnymi odchudzanie nie jest łatwe, więc i tak jestem z siebie bardzo dumna. Katuję się ćwiczeniami od początku kwietnia i staram się zdrowo odżywiać, czyli dokładnie piąty miesiąc trwa moje odchudzanie. Najważniejsze że obwody się zmniejszają.

Mieszkanie... znowu ruszyło coś do przodu, ale boje się cokolwiek pisać, żeby nie zapeszyć. Mąż twierdz, że w październiku się przeprowadzimy. Nie rozumiem tylko po co się rodzicom opowiada i ze wszystkiego spowiada. Trąbił o kupowaniu mieszkania, teraz o sprzedawaniu naszego domu, którego budowa jest nie zakończona, to teściowie się zaczęli dopierdzielać do pieniędzy. Od kilku dni byli do rany przyłóż. Jak się nie odzywałyśmy i nie schodziłam na dół prawie 3 tygodnie, tak nagle z dnia na dzień babka i teściowa zaczęły się podlizywać i normalnie rozmawiać. Od razu czuć w powietrzu podstęp. I co się okazało? Przestraszyły się - kto będzie Agniesię do szkoły woził? Od września zaczyna szkołę średnią 16 km od domu i było gadane, że ja mam po drodze to ją będę codziennie odwozić. Już postanowione, zaklepane. Nikt się nawet nie zapytał.

[Nie wiadomo co jeszcze z tą szkołą wyjdzie, bo składała do trzech i się nigdzie nie dostała z uwagi na bardzo słabo zdany egzamin gimnazjalny, to tatuś załatwiał Ekonomik, bo tam jakieś znajomości były i ją wepchnęli do technikum. Jednak Aga stwierdziła, że sobie nie poradzi z przedmiotów zawodowych, to ją tatuś przerobił na liceum. A teraz jest problem, bo jak się Ruda wyprowadzi to kto Agniesię zawiezie? Myślą o przepisaniu jej do liceum w tutejszej miejscowości 2 km od domu z nadzieją, że pójdzie na nogach. Do gimnazjum miała tą samą drogę i nie chodziła, to i teraz ją trzeba będzie wozić i teściowa na pewno rano nie wstanie żeby to robić, tylko teść będzie się musiał do pracy spóźniać].

Co jeszcze? Teść się dopierdzielił do naszej betoniarki. NASZEJ. Kupionej za nasze pieniądze. Bo on chce sobie wziąć tą betoniarkę. Mamy mu dać i już. I wczoraj już się zaczynały awantury o tą betoniarkę. Teraz tylko czekać kiedy powiedzą, że jak sprzedamy dom to chcą 50% kasy. Dlaczego? Bo tak! Bo im się wszystko należy.

Po co mąż im wszystko mówi? Siedziałby cicho, dopóki by się sami nie domyślili. Sprzedalibyśmy w spokoju i się szybko wynieśli. A tak to nas czeka miesiąc albo dłużej bojów o wszystko. Będzie znowu wyliczanka w rodzaju: "Ja ci łyżki dałam" (no normalnie jedna łyżka 15 tysięcy kosztuje, a właściwie jej wypożyczenie? Bo przecież ja tu nic nikomu nie zabieram). Teściowa już tak nie raz wyliczała, a najśmieszniejsze, że wyliczała  rzeczy, które kupowaliśmy sobie sami za swoje pieniądze. Przecież meble w naszym pokoju są nasze, ale jej się wydaje, że jej. Telewizor NASZ już dawno temu przydzieliła, że będzie miała Claudusia. Jak sobie pomyślę, że w końcu będę miała to swoje mieszkanie, to właściwie spływa to ich gadanie po mnie. Przeraża mnie jednak, że mąż im da betoniarkę i jeszcze pieniądze. Tyle było różnych wojen, mąż się stawiał, ale koniec końców im dał - czy to pieniądze, czy nasz samochód. A... i jeszcze samochód, tym razem się doczepili do naszego aktualnego samochodu. Bo jak się wyprowadzimy, to mamy teściowej samochód zostawić, no bo wg niej nam nie będzie potrzebny samochód w większym mieście. Boję się, że dla świętego spokoju im odda samochód, betoniarkę i pieniądze. Nie ufam mu już. Po prostu mu nie ufam. Pokłóciliśmy się nawet o to wczoraj. Tak to się nie kłócimy. Spięcia zdarzają się tylko i wyłącznie przez jego rodziców. Czy on tego nie widzi, że ci ludzie nam małżeństwo niszczą?