środa, 30 stycznia 2013

Bo trzeba patrzeć pod nogi...

Nie mogę się doczekać kiedy będziemy na swoim. Póki co czekamy na przyłączenie prądu i gazu, ale może na jesień uda nam się wprowadzić do nowego domu.

Potknęłam się przed chwilą na schodach i prawie spadłam z dzieckiem na rękach, bo teściowie nie pozwalają wkręcić żarówki, bo rachunki za prąd za wysokie. To już nie pierwszy raz jak spadłam, bo jest tam po prostu ciemno. Mąż wkurzył się i zakręcił żarówkę, która po kilkunastu minutach wyparowała. Jak się okazało teść ją wykręcił. Ja nie rozumiem. Jak tak można? A siostry mojego męża (11 i 12 lat) śpią całą noc przy włączonych światłach, bo się przy zgaszonym boją i to jest dobrze, że dwie żarówki świecą się w nocy zupełnie niepotrzebnie. To nasz synek śpi przy zgaszonym od urodzenia i nie protestuje a one się boją. I wiecznie te rachunki. A przecież my prawie z niczego nie korzystamy. Teściowa ma laptopa włączonego 24 godziny na dobę, dziewczyny drugiego tak samo, do tego telewizor i piekarnik, bo codziennie mrożoną pizzę trzeba odgrzać, tak samo każdego dnia przez godzinę w samochodzie jest włączana farelka, bo teściowa nie wsiądzie do zimnego auta stojącego w garażu, musi mieć nagrzane, dlatego codziennie wysyła babcię, żeby ta podłączyła termowentylator i to wszystko jest jak najbardziej ok. Ale nie, bo rachunki za prąd są przeze mnie, bo ja mam na górze czajnik elektryczny, którym zagotowuję wodę aż 3 razy w ciągu doby. Ja już nawet pranie robię raz na dwa tygodnie i nie używam suszarki do włosów żeby nie było gadania, laptopa włączam jedynie jak mam sprawdzić czy zrobić na nim coś ważnego.

Mąż poszedł do ojca i powiedział, żeby wkręcił tą żarówkę, że przecież nie będziemy jej świecić cały czas tylko przy schodzeniu ze schodów  i  że u nich na dole się cały czas wszędzie świeci i to jest dobrze. A teść podsumował, że trzeba patrzeć pod nogi. Tylko co mi z patrzenia pod nogi jak nic nie widać? Ja wtrąciłam, że przecież nie będziemy cała noc światła świecić na schodach i w końcu oddał żarówkę.

Mogłabym powieść napisać na temat mieszkania tutaj, ale po co.

Po prostu zdenerwowałam się i musiałam co nieco z siebie wyrzucić.

----------------------------------------------------------------------------------

Dopisane 31 stycznia

Tyle gadania było wczoraj o głupią żarówkę, a dwie godziny po opisanej przeze mnie wyżej sytuacji teść sam schodząc ze schodów po ciemku potknął się i poleciał w dół.

------------------------------------------------------------------------------------

Dopisane 4 lutego

Trochę ostatnio myślałam na temat tej ostatniej sytuacji z rachunkami za prąd. I ja bym nie potrafiła własnemu dziecku tak robić i życia utrudniać. Tym bardziej gdyby to dziecko mi pomagało. Nie potrafiłabym się odezwać do syna o prąd, gdy dzień wcześniej synowa siedziała by z innymi moimi dziećmi i pomagała w lekcjach, udzielała korepetycji. Przecież pomagam tym młodym jak mogę. Siedzę nieraz codziennie i to się zdarzało po kilka godzin i mi nawet nie przyszło do głowy żeby za to kasę wołać. Tak sobie przykładowo podsumowałam za październik. Wyszło by 600 zł za korepetycje i to licząc jedynie 20 zł za godzinę zegarową dziennie, choć wiem że nie raz to były i 3 godziny w ciągu jednego dnia. No to my 600 złotych miesięcznie nie zużywamy na pewno.

A poza tym, afera o prąd, ale chyba tak źle nie jest skoro teść chce kupić trzeciego laptopa. Dziewczyny się biją i każda musi mieć swój.