wtorek, 11 października 2022

Państwo okrada niepełnosprawnych w białych rękawiczkach!

No i oczywiście odrzucili moje odwołanie, bo przecież te wszystkie opinie psychologów i innych terapeutów, jak i te ze szkoły z oddziałem specjalnym są nic niewarte. NIC NIEWARTE! To wg komisji nie jest dokumentacja medyczna, więc nie biorą tych wszystkich diagnoz, badań, opinii pod uwagę.

No... To dupy dał psychiatra i to na całej linii. 

Ta lekarka odkąd pamiętam powtarzała, że ona nie jest od pisania opinii tylko od przepisywania leków i tylko raz na pół roku do niej się trzeba stawić do kontroli. O ile w ogóle są terminy raz na pół roku. A wszelkie opinie to u terapeutów i to powtarzała za każdym razem, na każdej wizycie. Kazała zbierać te wszystkie papiery na komisje.   

No oczywiście syn ma dokumentację medyczną z Poradni Zdrowia Psychicznego, ale jak się jej przyjrzeć, to nawet mnie wcale nie dziwi, że ktoś nie miał ochoty czytać szlaczków. Tyle, że wcześniej jakoś nie było problemów z uzyskaniem orzeczenia z zaznaczeniem, że syn wymaga opieki. Normalnie stawało się na komisje, syn początkowo to się pazurami futryny łapał, darł w niebogłosy itp. itd.  gdy wchodziliśmy na takie posiedzenie, później po prostu nawet gdy normalnie wchodził, to nie wykazywał zainteresowania. Po prostu brak kontaktu, nie ma takiego numeru. Zawsze ja rozmawiałam z przedstawicielem. Teraz nagle im coś odwaliło. Wydali sobie zaocznie, to co im pasowało i się sraj.

Żeby nie było, że mi o kasę w tym momencie chodzi. Potrafimy żyć skromnie. Chodzi o to, że jedyna praca jaką bym mogła podjąć, to taka na pół etatu gdy syn jest w szkole od 8.30 do 13.10. I fajnie. Tyle że emerytury na starość wówczas nie uświadczę. Ja absolutnie nie dopuszczam takiej myśli, że syn mógłby na tym stracić. Ja musze na głowie stanąć żeby do tego nie doszło. 

Jestem załamana. Przecież w sądzie, też powiedzą, że to nie jest dokumentacja medyczna i "do widzenia".

Brawo Rząd!

Rodźmy niepełnosprawnych! Hurra! 

To niech sznur chociaż w pakiecie dorzucą.

Kurwa.

Ulało mi się.



czwartek, 29 września 2022

Uzdrawiająca moc komisji ds. orzekania o niepełnosprawności

Tak, moi drodzy, nadszedł ten dzień, w którym komisja uznała, że mój niepełnosprawny syn nie wymaga opieki. Oczywiście tego cudu dokonała ZAOCZNIE. 

Napisałam odwołanie z uzasadnieniem i zobaczymy co dalej. Teraz czekamy na odpowiedź od Wojewódzkiej Komisji.  Jeśli podtrzymają ustalenia Powiatowej Komisji, to będę musiała odwoływać się do Sądu i będzie się to tak ciągło i ciągło podobno 2 lata. Ciągnęło? Czy ciągło? Oto jest pytanie!

Ciekawe czy w ogóle przeczytają dokumentację i moje uzasadnienie. Oczywiście to też odbędzie się ZAOCZNIE. 

No i nastał oto stan zawieszenia. 

Obmyślam biznes plan, ale na myśleniu się kończy póki nie dostanę odpowiedzi od Komisji, czy ewentualnie później Sądu. 

Wszystko ma swoje plusy i minusy, ale jakiej bym opcji nie wybrała syn na tym straci. 

Jestem w czarnej dupie. 

wtorek, 20 września 2022

wtorek, 13 września 2022

Relacja po zabiegu

Jestem w piątej dobie po zabiegu. Dziś już bez środków przeciwbólowych. Czuję jak szwy trochę ciągną, a poza tym to rana swędzi, bo się goi. Boli przy dotyku policzka, więc nie dotykam. Jest siniak, ale opuchlizna powoli schodzi.

Trzymam dietę, bo się jeszcze boję gryźć. Przez 3 doby miałam lekki szczękościsk i nie mogłam nawet łyżeczki do buzi wsunąć. Piłam wodę i pitny proteinowy jogurt. 

Nie ma tego złego. Przynajmniej siedząc w domu nie przytyję 😅

Wizyta u chirurga szczękowego nie była taka straszna jak się spodziewałam. Pan doktor bardzo sprawnie rozciął dziąsło (może trochę za dużo, a może po prostu samo pękło, bo szwy mam aż pod szóstkę), zaczął oddzielać ósemkę od kości i ją podważać, ale widząc że nie idzie, nie mocował się i nie rwał na chama, tylko ją rozwiercił na cztery części i sprytnie je powyjmował. Później zaszył ranę, co właściwie trwało najdłużej. 

Najgorsze zaczęło się gdy odpuściło znieczulenie. Ibuprofen sobie nie radził, a nie chciałam brać tego leku przeciwbólowego, który mi przepisał, bo z moim szczęściem, a w ulotce pisało w skutkach ubocznych 2 zgony na 1000. To wiecie. Nie chciałam ryzykować. Przemęczyłam się jakoś. Na trzeci i czwarty dzień Ibuprom sobie już radził. Biorę też antybiotyk i probiotyk osłonowo. Pobolewa mnie ucho, po stronie rwania, ale z każdym dniem mniej.


Co jeśli chodzi o dietę?

Przede wszystkim należy stosować się do zaleceń lekarza.

W przypadku jakichkolwiek zabiegów ja polecam to:




Ma wysoką zawartość białka, a mało cukru, więc idealnie wspomoże regenerację.
Mnie następnego dnia po zabiegu strasznie bolało gardło, więc piłam tylko wodę i to:

Jednak musiałam rozcieńczać wodą, bo miałam problemy z przełykaniem.


Przez pierwsze dni po zabiegu jadłam, a właściwie piłam same takie chłodne rzeczy z lodówki, głównie jogurty i smoothie.


Należy oczywiście zachować zdrową równowagę i nie przesadzać z węglowodanami. Takie smoothie potrafi mieć sporo cukru, a to prosta droga do kandydozy. 

Dopiero w czwartej dobie odważyłam się na coś ciepłego (nie gorącego). Oprócz jogurtu zjadłam zupę krem z dyni i letni kisiel.





Dzisiaj może dam radę już zjeść serek wiejski.

Już chyba nie powinny wystąpić, żadne powikłania. 


Trochę się boję,  bo teraz Młoda chora. Ma ponad 38 stopni. Boję się, że jak się zarażę, to wykaszlę to dziąsło. 

U Maćka w szkole Omikron. Wygląda na to, że zaraził się przed weekendem i od soboty mamy szpital w domu. 




 


niedziela, 11 września 2022

Sezon chorobowy uroczyście ogłaszam za otwarty

Maciek ma od wczoraj 39 stopni. Z piątku na sobotę wymiotował, bo rozbolało go gardło.

No... to dwie dyntki se teraz leżą.


piątek, 9 września 2022

Zrobiłam to

Usunęłam wczoraj tą fatalną zatrzymaną w dziąśle  ósemkę, pchającą się w siódemkę. Nie miałam innego wyjścia, bo dolne zęby zaczęły się krzywić, a i siódemki od strony ósemek się niszczą. Chciałam uniknąć sytuacji z przed kilku lat kiedy to górna zatrzymana ósemka ryła się w siódemkę i w rezultacie siódemka pękła, później się złamała i musiałam ją usunąć.

Czuję  się fatalnie. Jak po zderzeniu z tramwajem.

Może za kilka dni będę w stanie coś więcej napiąć. Zabieg sam w sobie był nieodczuwalny i trwał bardzo krótko. Właściwie szycie zajęło więcej czasu. Mam aż 8 szwów. Boli jak cholerna.

piątek, 29 lipca 2022

Koniec szkoły. Wycieczka. Fotorelacja.

Wciąż nie pozbyłam się trefnej ósemki, ale termin już umówiony, więc powoli się oswajam psychicznie.

Rok szkolny zakończony pomyślnie. W ogóle niesamowite czego dowiedziałam się o moim synu. Mama jednej z koleżanek Maćka powiedziała mi, że jej córka bardzo pochlebnie wypowiada się na jego temat. Podobno gdy jeden z chłopców dokuczał tej dziewczynce, a robił to często, to mój Maciek zawsze stawał w jej obronie i że "on jest taki rycerski". Kurcze... Wow... Jestem bardzo dumna z syna.

Faustyna? Rewelacja! Zakończyła pierwszą klasę z pięknym świadectwem i dyplomami, ale nie to jest najważniejsze. W drugim semestrze na tyle się oswoiła, że stres zaczął mijać. Boże! Jak ja się cieszę! Tak mi szkoda było tego dziecka, gdy każdego ranka aż się trzęsła ze strachu i do tego te poranne biegunki. Mam nadzieję,  że mamy to już za sobą. Na razie tęskni za szkołą i koleżankami.


Na działeczce z początkiem wakacji stanął mały drewniany domek, który mocno ułatwił nam życie. Mówię  Wam, super  sprawa.  Gdy się trochę urządziliśmy,  zrobiliśmy sobie tygodniowy kemping. Fajne doświadczenie,  choć wszyscy byliśmy mocno niewyspani. Jestem pod wrażeniem determinacji Maćka. Postanowił sobie, że spędzi 7 dni na działce i mimo całej niewygody, trzeszczącego materaca, świergotu ptaków, huku z okolicznych ulic czy głośnej muzyki i chichotu z innych działek, uparł się i się udało. 

Może i byliśmy jak Zombi, ale szczęśliwe Zombi.

Za domkiem rozłożyliśmy basen. Faustynkę ciężko z niego wyciągnąć. Nasza rybka. Niedługo zaczyna drugą klasę i prawdopodobnie będą jeździć na zajęcia na pływalni. Byłoby super. Cieszę się. Ja nie miałam takiej możliwości. Rezultat jest taki, że nie potrafię pływać. Mało tego, chyba się już nigdy nie odważę na naukę. 

Chcąc w końcu wykorzystać bon turystyczny postanowiliśmy pojechać na nasze pierwsze, rodzinne wakacje. Wybraliśmy Kraków.  Wyjazd złożył się akurat na dwunastą rocznice naszego ślubu. Wow! Kiedy to zleciało? Mieliśmy więc taką rocznicową wycieczkę. Dzieci bardzo chciały odwiedzić Zoo i wyszaleć się w aquaparku. Zaplanowaliśmy 3-dniowy wyjazd. Zarezerwowałam hotel, wygenerowałam kod, spakowałam walizkę i pojechaliśmy. 

W Parku wodnym byliśmy o 9. Przed wejściem zjedliśmy drugie śniadanie aby mieć energię na zabawę. Było super! Spędziliśmy tam 6 godzin! Ja już głos straciłam pod koniec i niestety ból gardła mnie dopadł. Może to od chloru? Tak na pierwszy raz, to pewnie za długo. 

Przed wyjazdem czytałam opinie na temat tego miejsca i trochę się stresowałam, bo były niezbyt pochlebne. No cóż,  mogłoby być czyściej, ale bawiliśmy się tak świetnie, że nie będę narzekać. Miejsce super dla rodzin z dziećmi. Każdy coś dla siebie znajdzie. Jednak uprzedzam, najlepiej udać się tam w godzinach porannych, bo gdy wychodziliśmy, to o 15 (w piątek) były tam straszne tłumy i mega kolejki do kas, więc możecie sobie wyobrazić,  że nie inaczej jest przy zjeżdżalniach, a o jacuzzi nawet nie wspomnę, bo nawet rano nie udało nam się skorzystać. 

Dla osób narzekających na brak możliwości pływania, mogę powiedzieć tylko tyle, że obiekt ten to nie pływalnia, tylko park wodny. Są owszem tory dla umiejących pływać, ale myślę, że głównym zamysłem i przeznaczeniem była jednak zabawa. 

A "kwaśne miny" ratowników mnie wcale nie dziwią, bo jeśli nie można blokować zjeżdżalni, czy wspinać się na nich pod prąd, ani też pchać się na trzeciego, to nie można i rodzic powinien to dziecku wytłumaczyć, a nie się obrażać na personel. 

Pamiętacie jak mi znajoma podrzuciła na półtorej godziny córki? Pewnie też miałam nietęgą minę biegając za nimi po parapetach.  Niech każdy zacznie rachunek sumienia od siebie, a potem wydaje opinie. 

Na miejscu wykorzystaliśmy kupon gastronomiczny dołączony do płatności bonem. Ogólnie wykorzystaliśmy z bonu 294 zł.

Mówiąc krótko,  POLECAM!

Muszę przy okazji pochwalić Maćka. Wiecie, że z uwagi na autyzm ma problem z moczeniem głowy. Był tak zdeterminowany, że się przełamał. Wchodził do wody i nawet zjeżdżał na mniejszych zjeżdżalniach. Widziałam jakie to dla niego trudne i jak walczy sam ze sobą,  ale chęć zabawy zwyciężyła i choć cierpiał, próbował przezwyciężyć strach i ból. 

Faustyna to jak ryba w wodzie. Jej nic nie przeszkadzało. Szła na 110 cm i próbowała pływać, sama mierząc 130 cm. Super! 

Na pewno będziemy wracać.


Tęczowa zjeżdżalnia


Zanim pojechaliśmy do hotelu,  postanowiliśmy po raz pierwszy posmakować Burger Kinga.  Ceny niespecjalnie zachęcają, ale w dzisiejszych czasach chyba już nigdzie nie zachęcają. Chociaż może to nieobiektywna opinia, w końcu na codzień jemy w domu. Coraz rzadziej zdarza nam się wyskoczyć na fast fooda, a właściwie to mamy u nas taką ulubioną włoską pizzerię i jeśli już jemy na mieście, to właśnie tam. 
Z resztą nie od dziś wiadomo,  że jedząc w domu, to i zdrowiej, no i kieszeń nie ucierpi. Poza tym ja po prostu lubię gotować. 
Burgery same w sobie były ok, choć nie jestem fanką mięsa, ale są też opcje Vege,  więc jest w czym wybierać. 

Gdy się najedliśmy i wybraliśmy w stronę hotelu, używając przy tym nawigacji googleowskiej,  mąż dostawał przez nią szewskiej pasji. Makabrycznie prowadziła. Chwilami jeździliśmy w kółko 😜  Tego nie polecam.

Hotel 3-gwiazdkowy.  Dwie doby w pokoju rodzinnym dla naszej czwórki kosztowały niespełna 800 zł. Śniadania smaczne w formie bufetu. Trochę byłam niewyspana, bo nie mogłam zasnąć przez podekscytowanie tym wyjazdem i wrażeniami z całego dnia. Zawsze miałam problem z zaśnięciem w nowym miejscu, np. u koleżanki w czasach szkolnych. Wygląda na to, że Maciek zaburzenia snu wyssał ode mnie. Rano już od 6 było słychać innych gości. 

Drugi dzień spędziliśmy na zwiedzaniu. Pojechaliśmy pociągiem,  a   właściwie kolejką miejską na Dworzec, pokręciliśmy się po Galerii Krakowskiej i udaliśmy na Stare Miasto, zrobiliśmy kilka zdjęć na Rynku,  wysłuchaliśmy Hejnału, następnie kupiliśmy bilety do Kościoła Mariackiego i mogliśmy na żywo podziwiać dzieła ołtarzowe. Faustynka była zachwycona. Później zrobiliśmy sobie spacer na Kazimierz, gdyż w tamtejszej Galerii mieliśmy do odebrania bilety w Cinema City, a dzieci miały obiecane "Minionki. Wejście Gru". Szczerze? Nie podobał mi się ten film. Gdy wracaliśmy na Dworzec, mieliśmy jeszcze piękną, słoneczną wręcz upalną pogodę. Wszystko zmieniło się gdy jechaliśmy pociągiem. Złapała nas straszna burza. Do hotelu wpadliśmy przemoczeni do suchej nitki, mając przy tym ubaw po pachy. 


Ach te gołębie... owszem, piękne, 
ale z mojm szczęściem, miałam stresa, 
że mnie przyozdobią tak jak one najlepiej potrafią.



Te z plecakami to my


A tu nasza turystka, która stwierdziła, 
że w przyszłości zostanie podróżniczką.


Wieczorem choć byliśmy już zmęczeni, wybraliśmy się do pobliskiej restauracji na pizzę. Na zdjęciach lokal wydawał się większy, ale na szczęście mieli dla nas miejsce. Pizza smaczna. 

Druga noc była bardziej udana, nie słyszałam innych gości, ani w nocy ani rano. Tylko pociąg mnie obudził o 5:20 (zapomnieliśmy zamknąć okno przed snem), ale udało mi się jeszcze zasnąć. 

W niedzielę rano wymeldowaliśmy się od razu po śniadaniu, gdyż spieszyliśmy się do Zoo. Dojechaliśmy na 9:00 i spędziliśmy tam 5 godzin. Bon nie obejmuje płatności w Zoo. Za bilety zapłaciliśmy 81 zł (30 zł normalny, 25 zł ulgowy, 1 zł dla dziecka z orzeczeniem i 25 zł dla opiekuna). 

Niesamowite wrażenia oglądać z bliska tak piękne stworzenia jak flamingi, uchatki, surykatki i wiele, wiele innych. 


Maciek jak zwykle zostawił nas w tyle. 
Ciężko dotrzymać mu kroku. 
Już nie raz pisałam, że on jest jak Husky.









Niekiedy zapach odstraszał. Szczególnie gdy dosłownie na kilka minut przed karmieniem słoń zrobił wielką 💩. Maciek znowu miał okazję walczyć z demonami. Jest wrażliwy na zapach, ale przetrwał. W dalszym ciągu uwielbia pingwiny i to właśnie dla nich marzył o wycieczce do Zoo. Faustynka zakochała się w uchatkach. Pokaz karmienia był rewelacyjny. I to zżycie zwierzęcia z człowiekiem mocno rozczulające. 








 

Lew przechadzał się dostojnie, 
aby w końcu wyłożyć się na ziemi 

i dumnie zaprezentować widok swoich jajec (zamazałąm).




Po wyjściu z Zoo udaliśmy się spacerkiem pod Kopiec Piłsudskiego. Rozbolała mnie potwornie głowa. Młoda też już miała dość. 



Pod kopcem zjedliśmy ciastka i wróciliśmy na parking, mijając przy tym tłum ludzi idących do Zoo. To jeszcze nic. Wyjeżdżając z parkingu nie mogliśmy uwierzyć w długość kolejki do parkingu, na którym nie było już miejsc. Jeśli planujecie wyjazd do Zoo to tylko rano. Po południu się nie wbijecie, szczególnie w weekend. 

Po zrealizowaniu wszystkich zaplanowanych atrakcji, wyruszyliśmy w drogę powrotną. Zahaczyliśmy o McDonalda i dopiero po wypiciu drugiej kawy przestała mnie boleć głowa. Zrobiliśmy sobie Dzień Dziecka. Młoda zjadła dwa hamburgery,  Maciek dwa cheeseburgery, a my mieliśmy do opracowania po Maestro, ale ja poległam. 

Po powrocie do domu kąpiel i pranie, a w nocy...

Nie, nie to.

Maciek zaczął kwiczeć. Mąż przyszedł do mnie z pytaniem czy jest mięta, bo chyba Maćka brzuch boli i mu niedobrze. No w końcu po trzech dniach takiego jedzenia, to wcale nie byłoby dziwne. Poszłam zaparzyć synowi herbaty, ale on w pewnym momencie wyskoczył z łóżka jak z procy i puścił pawia w progu łazienki, czyli tam gdzie zwykle. 

Z nim jest ten problem,  że zawsze gdy coś mu jest, coś boli, to nie chce się przyznać i musimy się domyślać co się dzieje. 

Okazało się,  że to nie brzuch go boli, a gardło. Maciek często wymiotuje od bólu gardła. Zawsze tak jakoś pechowo,  że na coś nowego. Jak kupiliśmy Faustynce nowe łóżko, to musiał je oznaczyć i oczywiście teraz nie było inaczej.

Wybaczcie opis.

Wymiociny obryzgały całą łazienkę, pół przedpokoju i oczywiście nowiutką walizkę. Ehh... Ja byłam w pół przytomna. Mąż zajął się sprzątaniem,  a ja synem.

Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.  Dobrze,  że w domu  😊

Rano mnie mocno rozbolało gardło. Mąż pojechał do pracy, a ja zajęłam się generalnym sprzątaniem,  szorowaniem ścian i walizki.  

I tak sobie z Maćkiem chorujemy już któryś dzień z kolei z ostrym zapaleniem gardła. Młoda od wczoraj też jakaś niewyraźna. Katar ma straszny i oczy jej łzawią. Ogólnie to wszyscy stan podgorączkowy i męczący kaszel. Tylko mąż jeszcze się jakoś trzyma. 

Ciekawe czy to kolejna koronka czy jakaś bakteria z klimatyzacji hotelowej? Biorąc pod uwagę przez jakie wielkie skupiska ludzi się przewinęliśmy ostatnio,  to wcale nie dziwne, że nas jakaś infekcja dopadła. Ale żeby tak w środku lata?!


Podsumowując.  Wycieczka udana. Wszyscy zadowoleni. Bon turystyczny,  fajna sprawa. Gdyby nie on, pewnie byłoby nam szkoda kasy na wyjazdy. A tak z bonu poszło prawie 1100 zł i jeszcze zostało 400 z haczykiem (dziecku z orzeczeniem przyznają podwójną kwotę).  I tak poza bonem wydaliśmy łącznie z paliwem 900 zł. A ja w trzy dni przytyłam prawie 3 kg. W każdym bądź razie, wracamy do zdrowego odżywiania. 

Kurcze, niektórzy cały rok harują, żeby w wakacje gdzieś wyjechać. Podziwiam rodziców wyjeżdżających z dziećmi na dwutygodniowe wczasy, szczególnie zagraniczne. U nas nie obyło by się chyba bez gorączek, sraczek czy innej "małpiej ospy". 

My to jednak domatorami jesteśmy. Teneryfa to nie dla nas. Leżaczek na działeczce i jest gites. A w razie awarii typu gorączka, kwadrans do mieszkanka. 

Jest owszem jeszcze kilka miejsc,  które chcielibyśmy odwiedzić, ale nie są to odległe cele. 


A Wy? Jak spędzacie wakacje? 

Znacie jeszcze jakieś ciekawe miejsca w Krakowie? Może polecacie jakiś hotel lub restaurację? My na pewno chcielibyśmy jeszcze pojechać do aquaparku, wówczas zwiedzimy także Wawel. 




piątek, 27 maja 2022

Co z ósemkami?

Dziewczyny, mam do Was pytanie:

Czy któraś z Was miała usuwane chirurgicznie ósemki zatrzymane w kości?

Ja od dłuższego czasu nie mogłam się na to zdecydować ze strachu, pomimo ciągłych sugestii stomatologów. 

Moje ósemki nie mieszczą się w szczęce i muszę je usunąć u chirurga szczękowego. Doktor musi rozciąć dziąsło, wyjąć zęba, a następnie zaszyć ranę.

Boję się panicznie, że mogą wystąpić powikłania i nie mówię tu o opuchnięciu i bólu, tylko o poważniejszych sprawach.

Podobno nie ma innego wyjścia, jak usunąć moje dwie dolne ósemki. Na zdjęciu z pantomogramu widać, że usytuowane są prosto, nie leżą jak to często bywa, ale jednak napierają na siódemki, niszcząc je.

Nie bardzo rozumiem dlaczego nie mogę usunąć w takim razie siódemek. Ósemki wówczas zyskały by przecież miejsce. Dentyści mówią, że nie, bo się ósemki nie przesuną. Już 500 zł wydałam na konsultacje.  A na NFZ  chirurg powiedział, że się nie podejmie usunięcia, nie podając powodu. 

Dwa lata temu usuwałam u stomatologa górną siódemkę, ponieważ pękła i się zepsuła bardzo przez napierającą na nią ósemkę. Dentystka wówczas stwierdziła, że mogłaby odbudować tego zęba, ale gwarancji na niego nie da, bo za jakiś czas i tak go będzie trzeba usunąć. Dzisiaj w miejscu byłej siódemki mam piękną, zdrową ósemkę. W ogóle nie widać, że coś tam było robione.

Panicznie się boję. Dodam też, że koszt tego zabiegu to u nas od 500 zł wzwyż. Na NFZ terminy na następny rok, a mnie pobolewa szczęka i ból zaciąga do uszu. 


Jeśli macie jakieś doświadczenia, podzielcie się.

poniedziałek, 9 maja 2022

Witamina B6 w autyzmie

Z integmed.pl:

Skąd bierze się przyczyna dużej skuteczności witaminy B6 w leczeniu autyzmu – zastanawia się prof. Kohji Sato z Wydziału Neuroanatomii i Nauk o Układzie Nerwowym na Uniwersytecie Medycznym w Hamamatsu (Japonia) na łamach czasopisma „Medical Hypotheses” („Hipotezy Medyczne”).

Zdaniem profesora patofizjologia, czyli ciąg zaburzeń doprowadzających do wystąpienia choroby, jest w przypadku autyzmu wysoce skomplikowana, co rodzi podejrzenia o rolę wielu czynników i skutkuje wykorzystywaniem wielu metod leczenia, z których żadna nie jest w pełni skuteczna. Wśród nich jednak ważna rola przypada witaminie B6, która u około połowy chorych poprawia zaburzenia behawioralne (zachowania).

Mimo że nie jest znany dokładny mechanizm działania witaminy B6 w autyzmie, można podejrzewać, że ma ona związki z upośledzeniem niektórych układów neurotransmisji, czyli zaburzeniem komunikacji między pewnymi grupami neuronów.  U chorych na autyzm opisywano zaburzenia działania układów związanych z takimi przekaźnikami jak kwas gamma-aminomasłowy (GABA), serotonina, dopamina i noradrenalina. Jak pisze prof. Sato, dla mózgu witamina B6 jest ważnym związkiem uczestniczącym w syntezie wielu neuroprzekaźników, w tym właśnie GABA, serotoniny, histaminy, glicyny, d-seryny, w związku z czym jej suplementacja może usprawniać działanie sieci neuronów wykorzystujących te związki do przesyłania sygnałów między sobą.

Zdaniem prof. Sato, suplementacja może leczyć upośledzenie takiej transmisji, nawet jeśli nie rozpoznano jej zaburzenia u danego pacjenta (co jest oczywiste, ale warto o tym pamiętać, że medycyna kliniczna nie dysponuje póki co testami identyfikującymi konkretne zaburzenia neurotransmisji, nie tylko w autyzmie).

Źródło

Med Hypotheses. 2018 Jun;115:103-106. Why is vitamin B6 effective in alleviating the symptoms of autism? Sato K.


Mamy to! Suplementacja B6 powiodła się. Maciek wypija saszetki Magnez z B6 rozpuszczone w wodzie. Tak, jest w składzie cukier, ale "Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co sięma".

Nie ukrywam, jest to ogromny sukces przy jego niechęci do leków i suplementów.

😁 🥳 💙 👍 🤸‍♀️ 🌞 😀


A tu moje śliczności na działeczce:









wtorek, 12 kwietnia 2022

Odchudzamy sernik!

Co na spód zamiast kruchego ciasta?

Propozycji jest wiele. Możemy pokruszyć orzechy i zblendować je wraz z namoczonymi wcześniej daktylami/suszonymi śliwkami/rodzynkami. Możemy formę wyłożyć owsianką przygotowaną wg własnych upodobań. Możemy dodać kakao lub wiórki kokosowe. Możemy pokruszyć wafle ryżowe i zmieszać je z łyżką miękkiego masła albo zamiast wafli pokruszyć płatki kukurydziane. A możemy sernik upiec bez spodu. Ja zrobiłam owsiankę, dodałam orzechy oraz rodzynki. Nie dodajemy cukru.

Składniki na masę serową:

  • 1 kg twarogu, minimum 3-krotnie mielonego (może być z wiaderka)
  • 1/2 szklanki, (co zamiast cukru?) np. ksylitolu, erytrytolu
  • 1 cukier wanilinowy – 16g (opcjonalnie, nie jest konieczny)
  • 4/5 szklanki (200 ml), (co zamiast śmietanki?) ja dałam jogurt naturalny
  • 50 g masła
  • 1 budyń śmietankowy (bez cukru)
  • 5 jajek
*szklanka o pojemności 250 ml

  1. Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej. Ważne jest również, by użyć dobrego jakościowo twarogu – jeśli używacie białego sera z wiaderka, to zwróćcie uwagę, by był odpowiednio gęsty, a nie rzadki. Ja najczęściej używam twarogu z wiaderka z Piątnicy.
  2. Masło utrzeć z cukrem/słodzikiem.
  3. Dodać pozostałe składniki. Zmiksować tylko do czasu połączenia się – zbyt długie miksowanie doprowadzi do niepotrzebnego napowietrzenia masy serowej, a napowietrzony sernik mocno urośnie, a potem opadnie. Takiej sytuacji powinno się unikać, sernik po upieczeniu powinien być równy jak stół.
  4. Masę serową wylać na schłodzony spód , wyrównać. Ja na wierzch wyłożyłam mrożone owoce. Piec w temperaturze 170 st.C przez około 70 – 90 minut, w zależności od piekarnika. Gotowy sernik powinien być ścięty i sprężysty na wierzchu. Po upieczeniu zostawić sernik w piekarniku z lekko uchylonymi drzwiczkami na około godzinę. Następnie wyciągnąć go z piekarnika i pozostawić do całkowitego ostudzenia. Gdy sernik będzie już całkiem zimny można wylać na wierzch tężejącą galaretkę, ale niekoniecznie. Może zostać fit. 



poniedziałek, 4 kwietnia 2022

Dieta o niskim indeksie glikemicznym, c.d.

Zrobiliśmy badania, oczywiście nie wszyscy, bo z Maćkiem tańcowaliśmy w punkcie pobrań kilka dni i się nie dało. 

Zaniepokoiły nas wysokie monocyty u Faustynki w piątek, ale wieczorem pannica dostała 38 stopni gorączki i się wyjaśniło skąd takie a nie inne wyniki. Po prostu za jakiś czas trzeba je będzie powtórzyć.

W ten weekend w ogóle wszyscy jesteśmy jacyś tacy wymłóceni. Ja w sobotę miałam podwyższoną temperaturę i mam znowu kaszel, męża wczoraj głowa strasznie bolała, Maciek na wieczór zaczął kaszleć, a jeszcze "chryczenie" po covidzie mu nie przeszło, choć było już zdecydowanie lepiej. Siedzę dziś z Faustynką w domu, boli ją gardło. Na szczęście gorączka już nie rośnie. 

Zaskoczyły nas wyniki badań męża. Zaskoczyły, nie zaskoczyły... Mój mężu lubi sobie pojeść. Nie ogranicza się w żaden sposób. Zawsze był szczupły, nawet chudy niekiedy i wyniki badań zawsze miał w jak najlepszym porządku. Nie tym razem. Lata jedzenia słodyczy i fast foodów dały o sobie znać. Tragedii nie ma, bo tylko trochę ma przekroczone normy glukozy i cholesterolu, ale na tyle, żeby chcieć zmienić nawyki żywieniowe. Ta glukoza u niego to podejrzewam taka trochę oszukana, bo w nocy przed pobraniem krwi opędzlował słodycze z szafki. Pewnie gdyby nie to, to była by norma. 

No mi będzie na pewno łatwiej trzymać swoją dietę o niskim IG. W domu nie będzie słodyczy, więc i dzieciom to posłuży. A przede wszystkim nie będą musiała gotować każdemu czegoś innego. Po prostu cała rodzina przechodzi na zdrowe odżywianie. Ja glukozę mam nadal podwyższoną tak jak miałam. W sierpniu 104, we wrześniu 100 (ale wtedy wybitnie nic nie jadłam przez 3 miesiące, tzn. tylko grillowaną cukinię i paprykę), w listopadzie po anginie 107!, a teraz 105. Zadziwiające jest to, że czy jem czy nie jem, jem zdrowo, czy sobie folguję, to glukoza jest podwyższona, ale nie jakaś turbo wysoka, choć po ostatnim wyniku spodziewałam się, że będzie dużo wyższa zważając na to, że kilka tortów w ostatnim czasie upiekłam - okres bożonarodzeniowy, urodziny Maćka, Dzień Kobiet, urodziny Faustynki. Strasznie dołujące jest gdy jesz zdrowo, mocno się ograniczasz, a ta cholerna glukoza, ani nie drgnie! 

Przez pierwsze dwie doby bez cukru mąż strasznie cierpiał, ale mówiłam mu, że najgorsze są pierwsze 3 dni. Ja po badaniach odstawiłam całkowicie na nowo pieczywo i też przez pierwsze dni myślałam, że w sklepie się rzucę na półki z bułkami, ale byłam twarda. 

Strasznie się cieszę z podejścia Maćka do jedzenia warzyw. Postanowił sobie, że będzie jadł ich dużo, żeby być zdrowy. I faktycznie połowę jego talerza podczas obiadu zajmują warzywa. Pięknie zjada brokuły, kalafiora, cukinię, marchewkę, sałatę i różne surówki. Ze względu na refluks ograniczyliśmy pomidory i ogórki i obserwujemy jak to się będzie dalej rozwijać. 

Badanie USG brzucha u Maćka nie wykazało niczego niepokojącego. 


Wrzucam ściągawki:

zmianasylwetki.pl

A tu odnośnie węglowodanów:
fitbodyclub.pl


W przypadku diety o niskim indeksie glikemicznym duże znaczenie ma także ładunek glikemiczny.
Ładunek Glikemiczny (ŁG)– jest to iloczyn IG produktu i zawartości węglowodanów w porcji produktu. Uwzględnia nie tylko jakość, ale również ilość węglowodanów w porcji. Produkty o wysokim IG spożywane w małych ilościach dają takie same efekty w wyrzucie insuliny do krwi, jak produkty o niskim IG, za to spożywane w dużych ilościach. Ładunek glikemiczny pozwala przewidzieć całkowity wzrost poziomu glukozy po spożyciu całego posiłku/produktu.

Najlepszym przykładem jest arbuz, który ma IG =72 (wysoki). 100- gramowy plaster arbuza zawiera 8,4 gr węglowodanów, a to daje ŁG=6,3 (niski) czyli poziom cukru we krwi podnosi się powoli.

Dla porównania weźmy taką samą ilość makaronu ryżowego (100g) o IG=40. Taka porcja zawiera 22 gramy węglowodanów, a ŁG=8,8. Pomimo niższego IG, ryż w całej porcji ma znacznie większy ładunek glikemicznego i w porównniu do arbuza, szybciej podnosi cukier we krwi.

/fitbodyclub.pl/


Jak ćwiczyć?/ Jak NIE ćwiczyć?





Wrzuciłam filmiki z ćwiczeniami dlatego, że podczas mojego wakacyjnego chudnięcia nie ćwiczyłam i niestety po odchudzaniu wyłącznie dietą moja skóra nie była jędrna. Tragedii nie było, ale przy wadze równej 50 kg moje pośladki uległy grawitacji. Za to gdy w 2020 roku podjęłam wyzwanie "100 squat challenge" miałam świetne nogi bez cellulitu i kształtną pupę, przy wadze 55 kg. Moja dieta wówczas była bogata w białko.


metabolicfood.pl



Faustynka skończyła wiosną 8 lat! Sto lat!





Dopisane 6.04.2022:

Mężczyzna i dieta nie idą w parze.
"No ale taka sałatka jarzynowa, to przecież same warzywa. To co że trochę majonezu" 🤦‍♀️
Oj czarno to widzę...


niedziela, 3 kwietnia 2022

Powtarzajace się sny

Od kilkunastu dni, a właściwie nocy męczą mnie koszmary. W kółko prześladują mnie dwa sny: 

1. Uciekamy przed wojną 

2. Dusi mnie jakiś mężczyzna 

Teraz doszedł trzeci - teściowa.


środa, 9 marca 2022

Życie jest niekończącym się wyzwaniem

Nie jest łatwo zabrać się za pisanie i w obecnej sytuacji sklecić coś sensownego... 
U nas za oknem zima. Piękna, biała pierzynka pokryła drogi, drzewa, samochody. Szkoda że o miesiąc za późno. 
Myślałam, że w niedługim czasie zabiorę się za wiosenne porządki na działce, a tu zonk. Miałam kupować hortensje, tymczasem polecę po kocyki. Przydadzą się wiadomo gdzie.
Pisałam ostatnio, że Maciek ciągle chryczy po covidzie. Nic się w tej kwestii nie zmieniło. Został wybadany przez doktor rodzinną i niby wszystko ok. Wczoraj dzieci miały kontrolę u laryngologa. Faustyna w porządku, natomiast u Maćka podejrzenie refluksu żołądkowego, stąd to chryczenie. 
No i mamy teraz problem, bo czytam o diecie przy refluksie i jest odwrotnie niż przy tej jaką stosowaliśmy na zaparcia. Pół życia przyzwyczajaliśmy autyzm syna do pełnoziarnistego pieczywa i makaronów, surowych warzyw, a teraz musimy z tego zrezygnować.


Zaczerpnięte z https://zywienie.abczdrowie.pl:

 Dieta przy refluksie wyklucza następujące produkty:

  • tłuste wędliny, pasztety i mięsa (przede wszystkim wieprzowina, wołowina, gęś, kaczka i dziczyzna),
  • smażone i grillowane potrawy,
  • mocna kawa i herbata, alkohol, napoje gazowane i niegazowane – powodują większą produkcję kwasu solnego,
  • tłuste ryby, na przykład łosoś, halibut, węgorz, a także przetwory z ryb,
  • dania typu fast food,
  • tłusty nabiał, w szczególności sery żółte, pleśniowe, topione,
  • jaja na twardo,
  • pieczywo razowe, żytnie i chrupkie,
  • owoce cytrusowe i soki z tych owoców – przyczyniają się do zgagi i podrażniają przełyk,
  • owoce kandyzowane i pestkowe, a także gruszki,
  • orzechy,
  • słodycze z czekoladą,
  • pomidory, ogórki, papryka, cebula, kapusta, fasola, groch, rzodkiewka, por, czosnek,
  • dania i produkty z octem,
  • gumy do żucia,
  • ryż brązowy,
  • ostre przyprawy,
  • keczup, musztarda, sosy w proszku,
  • dania typu instant.

Maciek uwielbia jajka na twardo, ogórki, pomidory, rzodkiewkę, ser żółty, wędlinkę, ketchup oczywiście pikantny, a najlepiej to schabowego na pół talerza lub ryby w panierce prosto z patelni. Spróbujemy zmienić dietę na bardziej lekkostrawną i wprowadzając białe pieczywo będziemy musieli zapewnić dzieciom zwiększoną dawkę ruchu. Nie chcę go na razie ciągnąć do gastrologa, już wczoraj był cyrk u pani laryngolog. Ledwo udało się go zbadać. A jeszcze mamy morfologię do zrobienia. Ja już nie jestem w stanie go utrzymać na siłę przy pobieraniu krwi. Syn ma 150 cm wzrostu, jest najwyższy w klasie, a ja jestem tylko 5 cm od niego wyższa. Trzymajcie kciuki, żeby się udało. 

piątek, 18 lutego 2022

Covid, obniżenie nastroju, urodziny...

 Hej!

Masakra, jak mnie tu długo nie było!

Może zacznę od tego, że mieliśmy covida i do połowy lutego siedzieliśmy na kwarantannie. 

Już chyba depresji dostaję od tego ciągłego siedzenia w domu, no i dupa mi rośnie... A żeby to była dupa, to jeszcze, bo mi to idzie zawsze w brzucho. 

Praktycznie to my od tej nieszczęsnej listopadowej anginy, to w kółko jak nie na kwarantannie, to na zdalnym, to jeszcze covid nam się przyplątał w styczniu. Nawet nie wiem skąd, bo zaatakował zewsząd. Pozytywy były i u męża w pracy i u Faustyny w klasie, u Maćka z resztą też.

Na szczęście nic poważnego nam się nie działo. Po trzy dni kataru i męczący kaszel, drapanie w gardle. Tzn. mam nadzieję, że żadne powikłania się nie pojawią. W przyszłym tygodniu jesteśmy umówieni do lekarza rodzinnego i zobaczymy co powie. Może jakieś badania wypisze. Dzieci umówiłam też do laryngologa, bo syn ciągle (nie że kaszle) jakoś tak chryczy, odchrząka... nie wiem nawet jak to nazwać. 

Spadek nastroju mam niesamowity. Może to też ta figlująca pogoda. Byle do wiosny! Może na działeczce mi przejdzie.  

Jak zaczęliśmy w jesieni chorować, a jak już wiecie, to było u nas pechowo, bo to jelitówka, to gradówka u Faustynki, uszy, spojówki, potem ta angina, to już nie zdążyłam poratować tulipanów, których cebulki posadziłam na działce,  a jakiś gryzoń mi je powykopywał i powyżerał co smaczniejsze. A mogłam sadzić w koszyczkach. No ale pooo coo? Przecież przez całe lato nie dopatrzyłam się u nas nawet jednego kreta, a co dopiero innych stworzeń 🤦‍♀️

A miało być tak pięknie na wiosnę... 

E tam, jeszcze nie jedna wiosna przed nami, tzn. mam taką nadzieję. 


Dzisiaj leżę i kwiczę. 

No niestety, wygląda na nawrót endometriozy. Aż mi się słabo rano z bólu robiło i miałam straszne mdłości. I pomyśleć że przez ostatnie 5 lat żyłyśmy sobie w zawieszeniu broni i już zdążyłam się przyzwyczaić i zapomnieć jaki, to ból sprowadzający do parteru w czasie okresu. 

Oh Endometriozo! Nikt nie potrafi dobić tak jak ty! No... może jeszcze moja teściowa. 

Jednak ta pandemia ma swoje plusy. Chyba jednak już mi lepiej. Tak, już mi o wiele lepiej, przynajmniej psychicznie. 


Brak ruchu mi nie służy. Aż się boję zbadać poziom glukozy. Przez święta sobie pofolgowałam trochę. Było pieczywko, sałatka jarzynowa z majonezem, serniczek upiekłam, noo... Efekt niestety taki,  że ubrania na mnie piszczą, a siedzenie w domu nie pomaga. Liczę na to, że jutro będę czuła się lepiej i wybiorę się na minimum kilkukilometrowy spacer. 


Wrzucam w tym miejscu taką przykładową listę produktów o niskim indeksie glikemicznym (gdzieś spisywałam po notesach, ale co na blogu to na blogu, a i może jeszcze ktoś skorzysta):


motywatordietetyczny.pl

Tak się składa,  że najbardziej na świecie uwielbiam jeść ogórki, cukinie i jajka. A to akurat dobrze. 

Kocham wiosnę i nowalijki.




salaterka.pl


Ciekawe jak nasza magnolia na działce  🌸🦋☘️🌻🌹


Nie uwierzycie...
MACIEK SKOŃCZYŁ 10 LAT!🥳
Boże, jak ten czas leci...



Chyba coraz fajniejsze torty mi wychodzą 🎂




Aha, pochwalę jeszcze oczyszczacz powietrza o którym pisałam ostatnio. Serio się sprawdza. Widać różnicę. Mieszkanie nie wymaga już codziennego odkurzania i jeżdżenia na szmacie. Kurz nie zbiera się już tak intensywnie, a nie ukrywam, dostawałam już kręćka z tym sprzątaniem.