czwartek, 31 grudnia 2015

Gdyby coś się stało dzieciom...

Wczorajszego dnia nie uniosłam.

Rano, tzn. o 9, bo dla nas rano to 6-7, poszłam z dziećmi na śniadanie, ale że w kuchni śpi Agnieszka z babcią (bo w swoim pokoju się dzidziuś 15letni boi), to się zaczęła wściekać, że ją obudziliśmy. Jeszcze syn zaświecił światło, to się zaczęła drzeć żeby go zabrać. Mówię do niej: "Aga, Ty też będziesz miała kiedyś dzieci". Zrobiłam szybko śniadanie i poszłam z dziećmi na górę. Nawet jak schodzimy po 10 to jej nie pasuje. Zawsze się czepia i pyskuje. Jak mamusia.

Jak po 12 położyłam Faustynkę na drzemkę w pokoju obok i zeszłam na dół po coś z synem, to Agnieszka przyszła i normalnie gadała przez telefon w pokoju w którym śpi dziecko, jak to zobaczyłam, to córkę przełożyłam do wózka w przedpokoju.

Wieczorem mąż piekł pizze w piekarniku i nastawił pranie, to teściowa do mnie z wrednością w głosie "Kiedy skończysz to piec?!" Bo jej trzeba było gniazdko, ale oprócz tego w kuchni jest jeszcze trzy, to czemu akurat to jej potrzebne.  Do Maciusia klęła, bo zgasił w kuchni światło "No kurwa zaświeć!!!" Tylko 2 minuty jeszcze się piekło, a ona i tak jeszcze z 15 minut z gniazdka nie skorzystała. Jeszcze kazała mi suszarkę na ubrania wynieść, bo nie może stać. Ja mówię, że nic na górze już nie ma. I faktycznie, bo powynosiłam już dzień wcześniej krzesła, suszarkę poskładałam, mąż nawet orbitreka wyniósł. Mogłam dodać, że jak chce to mogę jej szafę wyrzucić jeszcze jak jej przeszkadza, ale jakoś nie potrafię być wredna. Poszłam kłaść dzieci na górę i słyszałam jak się teść drze, że schodów nie posprzątaliśmy. A oni rąk nie mają? Dlaczego zawsze ja mam sprzątać, co posprzątam, to teściowa robi na schodach nowy magazyn. Ja tylko robię miejsce na jej następne śmieci. Darł się jak głupi, a co dopiero mój mąż sprzątał z Agnieszką JEJ pokój i pokój TEŚCIA bo w nich ma młodzież imprezować. Teściowa tylko pyskowała, że my najwięcej mordą robimy, a nic nie robimy, a przecież nikt nic nie gadał, tylko mój mąż Agnieszkę wołał, żeby sobie pokój odkurzyła, a i tak głupi odkurzył za nią, bo ona powiedziała, że nie będzie.

Nie mogłam Młodej uśpić, bo teść szalał jak głupi. W końcu zasnęła, mąż rozłożył suszarkę w przedpokoju i poszedł na dół po pranie. Kładłam Maciusia, który się jak zwykle rozbierał gdy go ubrałam. Słyszę jakieś awantury. Mąż się darł, bo mu matka pralkę odłączyła, a teść za ten czas wyrzucił naszą suszarkę na strych. Kłócili się wszyscy strasznie. Mąż długo nie wracał, bo chciał dokończyć pranie. Starej suszarka przeszkadzała i skakała jak diabeł, teść oczywiście po jej stronie, a przecież do rana ubrania wyschną. Na imprezę się mają schodzić dopiero o 21 godzinie, to prawie doba. Ja wyjrzałam z pokoju, suszarki nie ma, na dole się żrą, rozpłakałam się, zamknęłam drzwi od  pokoju. Pamiętam, że Maciuś stał golutki obok łóżka i tyle. Później pamiętam dopiero jak mąż coś do mnie mówi, spojrzałam na syna, stał w swetrze, a ja leżałam w szkle. Pamiętam, że babcia trzymała mi nogi do góry, nie czułam rąk. Słyszałam jak mąż coś krzyczy, ale byłam tak oszołomiona, że nic nie rozumiałam. Było mi strasznie zimno i zaczęłam wymiotować. Oni dalej się kłócili. Teść krzyczał, że najlepiej zemdleć i że ja histeryzuję. Zemdlałam, bo organizm już nie wytrzymał tego wszystkiego. Mam okropnego guza na czole, bo musiałam mdlejąc uderzyć o coś. W ogóle w meble jakoś wjechałam, że mi szklanka z szafy (mąż przed dziećmi odstawił wysoko) niemal na łeb spadła. Dzięki Bogu, że się syn nie pokaleczył, bo jeszcze nie spał.

wtorek, 29 grudnia 2015

Jak robić żeby się nie narobić? Zmusić innych do pracy... ehh ta MOJATEŚCIOWA.

I po Świętach.

Atmosfera beznadziejna. Babcia się narobiła na Wigilię, przygotowała pierogi, uszka, napiekła placków. Wszystko za swoje pieniądze. Ja ugotowałam czerwony barszcz. Wigilia nawet spoko poza tym, że teść nas ominął z opłatkiem, babcię też. W pierwszy dzień Świąt przyjechała rodzina ze strony teścia. Teściowa fiksowała, że nie ma im co podać do jedzenia oprócz sałatki którą zrobił teść i placków babci, a wiedziała, że będzie mieć gości, bo się już dużo wcześniej zapowiedzieli. Obiadu nie było, bo teściowa ugotować nie potrafi lub udaje, że nie potrafi. Rozdała mój pyszny barszczyk i nawet nie wspomniała, że ja gotowałam i pierogi babci. Po imprezie się pokłóciły, bo babcia nam kazała sobie ukroić po kawałku placków, a teściowa nie chciała nam dać, bo ona musi mieć i się pogryzły, bo babcia powiedziała, że ona piekła za swoją kasę i dla wszystkich, a nie tylko dla jednej. Teściowa się obraziła i się nie odzywają do siebie, a babcia jej nie pomaga. I tak pomaga, bo stały gary i talerze przez święta i babcia pomyła ten stos w niedzielę, choć moim zdaniem powinna to zostawić, żeby tak nawet tydzień stało.

Agnieszka planuje robić Sylwestra w domu na górze, czyli w pokoju obok naszego. Zaprosiła 15 osób! 15 podlotków w wieku 14-15 lat. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co się tu będzie działo. Wczoraj teść się darł żeby cały dom sprzątać, ale każdy ma w dupie. Teściowa leży, babka obrażona, a Agnieszka powiedziała "Sam debilu sprzątaj i to migiem!"

Dziś usłyszałam jak teściowa się na matkę drze: "Nie będziesz Kurwo leżeć jak królewna!!!", "Będziesz pomagać jak wszystkie babki!!!". Pomyślałam sobie wtedy, że sama jest babką, a nic mi nigdy nie pomogła i jak ona w ogóle wstydu nie ma drzeć się tak na kobietę 70letnią, która może się gorzej czuć, którą ma prawo coś boleć i która jej ponad 50 lat usługiwała jak niewolnica.

Uciekłabym jak najdalej stąd...

piątek, 18 grudnia 2015

Dlaczego nienawidzę teściowej?

1. Bo udawała kogoś zupełnie innego.

2. Bo każdego obgaduje do każdego.

3. Bo robi z siebie niewiadomo jaką boginię seksu i wyzwoloną kobietę a mi się aż rzygać chce jak słucham te jej głupkowate teksty, np., że sąsiad ma długiego albo że miała taki seks w nocy że ledwie żyje albo że ona jest seksi.

4. Bo jest kobietą bardzo narcystyczną i zazdrosną.

5. Bo wyszła z siebie gdy zważyłyśmy się kiedy byłam w czwartym miesiącu pierwszej ciąży i okazało się że ja ważę jedyne 53 kg a ona prawie 70. Nagle kazała mi jeść. Miałam wrażenie że zaraz będzie mi wpychać całą kostkę masła do gardła na siłę. Przez całą ciążę przytyłam tylko 11 kg ale ona dogryzała mi jaka to jestem gruba i mam duży brzuch. Ona bez ciąży ma większy ale tego nie widzi. Jestem osobą zakompleksioną więc bardzo źle się z tym czułam, brzydka, nieatrakcyjna, gruba. Codziennie sprawdzałam ile ważę i porównywałam z kalkulatorami wagi w ciąży na necie.

6. W tamtym okresie na początku ciąży miała też miejsce sytuacja, że chciałam się napić herbatki owocowej, widziałam że stała na półce i nikt nie pił, to myślałam a zaparzę sobie. Patrzę, już jej nie ma. Mąż się zapytał gdzie jest. To teściowa że nie wie. A gdy wyszliśmy z kuchni to mąż słyszał jak teściowa do swojej matki mówi że nie będzie sponsorować.
Od tamtej pory wszystko miałam swoje. Teściowa chowała nawet papier toaletowy, mydło, pastę do zębów więc mąż nam kupował osobno. Ale oczywiście z naszych rzeczy to teściowa korzystała jak najbardziej bo jej się przecież należy. Mieliśmy z mężem swoje jedzenie, ale lodówka była wspólna więc często coś znikało i tak jest do tej pory.

7. Teściowa kradnie mi s naszego pokoju herbaty, kawę, cukier, leki, proszek do prania, płyn do płukania. Przychodzi sobie do nas pod naszą nieobecność jak do sklepu i bierze co chce. To się robi nie do zniesienia, bo ja nie korzystam z jej rzeczy, a poza tym często okazuje się jak idę gotować, że nie mam tego, tego, tamtego i nie mam co do garnka włożyć, bo było, a nie ma. Ok, niech bierze jak już musi, tylko niech powie: "Słuchaj, wzięłam Ci ryż, to kupcie sobie bo nic nie zostało". A tu nikt ni słowem nie piśnie. Pewnie myśli że nie zauważę.

8. Gdy mój mąż zaczął się wkurzać, że wszystko znika, zaczęła kupować te same produkty co my i jak jej się coś kończyło to zamieniała z naszym. Np. w poniedziałek wieczorem mam 3/4 Ramy w pudełku a we wtorek rano 1/5. Normalnie magia.

9. Kiedy byłam w ciąży gotowałam dla wszystkich domowników, bo mi było głupio nie poczęstować i w ten sposób się wszyscy wycwanili że to ja gotuję, a nikt nie robi nic. Było tak dopóki się mąż nie zaczął rzucać, że musi wykarmić 7 osób a nie zarabia kokosów i jeszcze dom buduje, więc zaczęłam gotować tylko dla dwojga. Jednak jak chciałam ugotować więcej, np. gulasz na dwa dni. To zawsze druga część znikła. Musiałam gotować codziennie na styk.

10. Teściowa potrafiła mnie wyrzucić nawet z łazienki kiedy byłam z zaawansowanej ciąży i myłam włosy, miałam szampon na głowie i musiałam przerwać, nie dała mi spłukać głowy, bo teraz ona musi umyć żeby jej ciepłej wody nie zabrakło.
Zaciskałam zęby tłumacząc sobie że przyjęła mnie pod swój dach i muszę jej być za to wdzięczna.

11. Bo ona wszystko wie lepiej. Za każdy razem się okazało że nie wie nic. Chodziliśmy z mężem do szkoły rodzenia. Uważam, ze byłam dobrze przygotowana. Pani, która prowadziła zajęcia powiedziała, że dziecko ma spać na materacyku, bez podusi. No to ok. Teściowa na to że dziecko ma przej**ane i nawkładała do łóżeczka, kocy, kołder i dwie poduszki. Ja dziecko układałam do łóżeczka to ta że dziecko ma przej**ane bo powinno w łóżku z nami leżeć cały dzień i noc. Ja dziecko ubrałam normalnie jak człowieka, to ona że dziecko marznie i ubrała dwa kaftaniki, śpiochy, rękawiczki, dwie pary skarpet, czapkę, zawinęła w rożek w który włożyła poduszkę, przykryła drugim rożkiem i owinęła dużą kołdrą. Dziecko miało potówki z przegrzania a ona że to skaza białkowa i trzeba specjalne mleko. Ja mówię że to potówki a ta się kłóci ze mną.
Nie miałam na początku mleka więc karmiłam sztucznie, piłam herbatki na laktację i nie rozstawałam się z laktatorem. Udało się. Karmiłam piersią i dokarmiałam bo początkowo mleka było mało. Ale nie poddawałam się. Dziecko zjadło i poszło spać a ja odciągałam przez 2-3 godziny mleko robiąc sobie kilkunastominutowe przerwy aby "udoić" do następnego karmienia. Po dwóch tygodniach męczarni produkowałam wystarczającą ilość mleka. Byłam nieziemsko szczęśliwa że mogę dać dziecku to co najlepsze. Jak karmiłam wyłącznie piersią to liczba kupek zwiększyła się z 3 na 7 w ciągu doby. Teściowa wpadła w histerię, że dziecko ma po moim mleku biegunki i muszę przestać karmić. Myślałam że mnie szlag jasny trafi tym bardziej że każdy stanął po jej stronie. Domownicy uważali ze dziecko ma zrobić dziennie jednego brązowego klocka, a nie musztardową papkę. Strasznie płakałam, bo teściowa się na mnie darła, że jej chcę wnuka wykończyć. Postanowiłam przestać karmić na dwa tygodnie aż się unormuje wszystko, poczytać coś, popytać. Kiedy chciałam wrócić do karmienia okazało się że już nie mam mleka.

12. Nie pozwalała mi wychodzić z dziećmi na spacery, bo jak jest mniej niż 20 stopni to za zimno. Najlepiej to wg niej powinnam wychodzić w samo południe z dzieckiem jak jest największe słońce i jak jest między 20 a 23 stopnie to dziecko koniecznie musi być w kombinezonie i kocem przykryte w zimowej czapce żeby nie zmarzło. A najlepiej to do wakacji poczekać aż będzie 30 stopni i wtedy wychodzić.

13. Kiedy synek skończył miesiąc chciałam wrócić po miesięcznej nieobecności na studia (ostatni semestr). Ależ nie ma mowy, bo teściowa się dzieckiem nie zajmie i już.
Nie pracuje, nie gotuje, nie robi nic. Leży całymi dniami w sypialni z laptopem na kolanach i nie przybawi wnuka 3-4 razy w tygodniu żebym mogła pojechać na uczelnie. Myślałam że tych studiów nie skończę. Teść wziął sprawę w swoje ręce i próbował jej przegadać. Awantury były straszne. W końcu babcia mojego męża zgodziła się dzieckiem zajmować. Na uczelni bywałam tylko w jeden dzień w tygodniu. Pisałam podanie o tok indywidualny. Zaliczałam wszystko indywidualnie i kilkakrotnie więcej niż pozostali studenci. Wykładowcy dali mi w kość bo skoro nie chodziłam na zajęcia to muszę więcej materiału zaliczyć niż inni. Kułam, karmiłam, przewijałam, kułam, gotowałam płakałam, kułam, przewijałam, płakałam razem z dzieckiem, karmiłam i tak w kółko. Łatwo nie było.
Z dzieckiem spędzałam 24 h na dobę. Nikt mi nie przybawił ani 15 minut abym mogła wziąć prysznic. Ugotowanie obiadu z płaczącym dzieckiem na rękach to coś strasznego. Do tego mały miał kolki. Chodziłam ledwo żywa. Kiedy byłam na uczelni teściowa i jej matka przekarmiały dziecko, bo go chciały utuczyć i na siłę usypiały (mąż podejrzewa że podawały Maciusiowi nawet Hydroxyzynę aby mieć spokój, bo jego młodszym siostrom podawały non stop jak były małe). A ja całe noce musiałam po jednym takim dniu dziecko na rękach nosić bo brzuszek bolał, albo dziecko spać nie mogło bo się w dzień wyspało. Najgorsza była sesja - dwa tygodnie oka nie zmrużyłam, o dziwo nie dlatego że kułam, tyko musiałam być codziennie na uczelni, bo albo zaliczenie, albo egzamin, albo coś trzeba było załatwić, albo z pracą mgr pojechać. Teściowa robiła swoje a ja dziecko nosiłam całymi nocami. I to w korytarzu, bo mąż się wkurzał, że musi rano do pracy wstać. Nie był wtedy aniołem. Aż się dziwię, że nie odeszłam wtedy, ale dokąd miałam pójść? Pod moją nieobecność podawały dziecku mleko co 2 godziny, bo teściowa uważa że jak dziecko płacze tzn. że głodne, potem miesiąc próbowałam dziecka oduczyć takiego jedzenia i wprowadzić normalne drzemki i posiłki.

14. Po studiach miałam 3 propozycje pracy. I co? I gówno! Bo mi dziecka nie miał kto przybawić. Patrząc na nie i to co wyprawiają, to lepiej dla dziecka, że zostałam w domu.

15. Bo sprzątam po niej, myję po niej gary, ale ona dalej twierdzi, że to po nas jest syf. Sama nie umyła nigdy ani jednego talerza. Nażre się, tego co jej mamusia nagotuje i idzie, zostawiając wszystko brudne. A Ty synowo jak se chcesz ugotować i zjeść to se musisz najpierw pozmywać. Potem i tak przyjdzie, spojrzy na patelnie i bąknie: "Hhm... jaka ta patelnia zaniedbana".

16. Bo robi wojny, nastawia swojego męża, nagada mu głupot. Dureń do nas skacze, bo jej wierzy, a ona triumfuje i udaje świętą, bo przecież to nie ona skacze i nie miała z tym nic wspólnego.

17. Bo myśli że jest lekarzem, najmądrzejsza i nieomylna (nie ma nawet matury, a ostatnio sama przyznała, że w ekonomiku jechała na dupie).

18. Bo uważa, że ""wszyscy się na nią krzywo patrzą", "wszyscy ją chcą zabić".

19. Bo przy wynikach badań jakich mogłaby jej pozazdrościć niejedna dwudziestolatka, wmawia wszystkim jaka jest schorowana i słabuje.

20. Bo jest hipochondryczką.

21. Bo całymi dniami leży w sypialni z laptopem na kolanach i na naszej klasie lub facebooku podrywa cudzych chłopów.



22. Bo gdy idę pod prysznic, puszcza specjalnie w kuchni gorącą wodę, wtedy na mnie leci zimna i odwrotnie.

23. Bo każe swojemu mężowi wykręcać nam żarówki i wysyła go do nas po pieniądze na rachunki.

24. Bo wyłącza mi pralkę gdy piorę lub piekarnik gdy piekę.

25. Bo wszystkich wykorzystuje i żyje za darmo kosztem innych.



Dlaczego to napisałam?

Żeby nie zapomnieć, żeby kiedyś nie zgłupieć, żeby serce mi nie zmiękło gdy będzie mi płakać w rękaw, że jest już stara i nie ma jej kto nawet łyżki wody podać.

Myślę, że ciąg dalszy nastąpi, bo to jeszcze nie wszystko.

Stupid whore!

Mam dość!

Ta suka wpędzi mnie do grobu!

Działa mi na nerwy jak nikt inny na świecie. Nawet z byłą mojego męża mogłabym wypić w przyjaźni kawę, choć mi za pazury nie raz właziła, bo raczej nie jest normalne rozbierać się przed byłym facetem, który planuje życie z inną i cuda wyprawiać, żeby wrócił, ale to co wyprawia moja teściowa już w ogóle nie mieści się w moim mózgu.

Jak pomyślę, że niedługo święta, to mnie krew zalewa. Może wcześniej dostanę zawału?

środa, 16 grudnia 2015

Nie będę dziś przynudzać i narzekać :)

Dziś chciałabym dla odmiany nie pisać o rzeczach przykrych, nie żalić się nie smucić, więc napiszę o naszych osiągnięciach.

Maciuś robi duże postępy. Małymi kroczkami, powolutku, ale do przodu. Jestem z niego bardzo dumna. Radzi sobie chłopak w przedszkolu. U logopedy i psychologa też pięknie pracuje. Rośnie jak na drożdżach. Jest najwyższy w grupie. Niestety często choruje, ale ponoć tak jest jak dziecko idzie do przedszkola.

Faustynka świetnie się komunikuje. Wypowiada zdania złożone z trzech słów, np. "Tata oć jeść" albo "A mama gdzie? Psyjedzie?". Zna wszystkie części ciała, nazywa i pokazuje. Jestem po prostu zdumiona jak ona szybko łapie. Już przed ukończeniem pierwszego roku znała i używała ponad 50 słów. Teraz ma dopiero 20 miesięcy, a mówi jak 2,5-3 letnie dziecko. Zna nawet kilka kolorów: "bieski", "lony", "uty", "białi", "ciany", "wony".

Ja schudłam 5 kg :) Było bardzo ciężko. Na mnie porady dietetyka nie działają. Jedząc 4-5 małych posiłków dziennie moja waga ani drgnie, przynajmniej nie w dół, ale w górę czemu nie. Jem dwa małe posiłki i w ciągu miesiąca osiągnęłam ten wynik. Czuję się bosko i wyglądam świetnie. Szkoda, że mężowi się nie podobam. On lubi skrajności. Chciałby żebym miała 48kg albo 68 kg. Ja obecnie mam równe 60. Jeszcze nadmiar tłuszczyku jest, ale myślę, że jak uda mi zrzucić jeszcze 3-4 kg będzie idealnie.

Mąż dużo pracuje, ale czas wolny spędza z nami. Wreszcie czuję, że mam faceta, bo dawniej to do nocy jeździł za zakupami mamusi, ale na szczęście przejrzał na oczy jaka to franca i olał ją. Teraz po pracy wraca do nas :)

Niedługo święta. Chciałabym spędzić je w spokoju. Czy to możliwe? Biorąc pod uwagę naszych rodziców, to raczej nie.
Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia chciałabym Wam życzyć wszystkiego dobrego, dużo szczęścia i radości, miłej, spokojnej atmosfery, pyszności na stole wigilijnym, czasu spędzonego z kochającą rodziną, dużo prezentów pod choinką, spełnienia najskrytszych marzeń, udanej zabawy sylwestrowej i szczęśliwego Nowego Roku 2016!!!

czwartek, 26 listopada 2015

Ja tej baby nienawidzę!

Pff...

Masakra. To jest niepojęte, jak taki babsztyl potrafi człowieka wyprowadzić z równowagi.

Wczoraj rano zjadłam z Faustynką śniadanko i około godziny 10, gdy moja szanowna teściowa spała sobie jeszcze w najlepsze, nastawiłam pranie i zaczęłam kroić jarzynki na sałatkę, miałam w planach jeszcze przygotować obiad, bo spieszyłam się, żeby odebrać Młodego z przedszkola i przewieźć na terapię. Do Claudii w tym czasie przyszła nauczycielka. Wszytko było OK. Do momentu gdy teściowa o 10.30 wyskoczyła z łóżka, przybiegła do kuchni i bez słowa mówienia, wydarła kabel od pralki z gniazdka. Poleciała pod drzwi Claudii, że to niby musi podsłuchiwać, co pani mówi. Tylko jakbyśmy nie przyszli na dół, to by nawet nosa spod kołdry nie wysunęła do południa. Poza tym pralki nawet w przedpokoju nie słychać, po zamknięciu drzwi od kuchni. Tylko, że ona nie byłaby sobą, gdyby nie uprzykrzyła mi życia. No dobra, zacisnęłam zęby i kroje tą sałatkę. Za dwie minuty wpadła z mordą do kuchni: "No przestań pukać tym nożem, bo ja już nie mogę!!!" No myślałam, że mnie krew zaleje. Posprzątałam, wzięłam Faustynkę pod pachę i poszłam na górę, słysząc jak teściowa idzie do kuchni jeść śniadanie. Już nie musiała podsłuchiwać. Po chwili nauczycielka poszła, więc ja wróciłam, podłączyłam pralkę i poszłam z dzieckiem na górę. Nie minęło 15 minut jak przyszła druga Pani i teściowa znów wydarła kabel. Schodziłam po coś z Małą i widziałam jak moja teściowa BIEGNIE z kuchni przez przedpokój pod drzwi Claudii niby podsłuchiwać, bo zorientowała się, że idę na dół. Oczywiście pralka odłączona. Ok. Jak się zepsuje, to suka powie, że ja prałam i zepsułam i mam odkupić nową. Tam jest specjalny przełącznik do anulowania, ale tępy łeb nie potrafi wcisnąć guzika. Dałam sobie spokój, bo musiałam lecieć na autobus. Powiedziałam mężowi, żeby wyprał jeszcze raz jak wróci z pracy, bo przecież nawet temperatura nie wzrosła do odpowiedniej liczby stopni, żeby się ubrania wyprały.

Ona zawsze coś wymyśli żeby mnie wkur***. Ona nie może znieść, że sobie radzę, że potrafię ugotować, posprzątać, zająć się dwójką dzieci (jedno niepełnosprawne). Pojechać, przewieźć. Wszystko autobusami, bo nie mam prawa jazdy i wątpię, że będę kiedykolwiek mieć, bo ponoć coraz trudniej jest zdać. Jest mi ciężko, oczywiście, że jest. Ale radzę sobie, muszę sobie poradzić. Nie mam rodziców którzy mogliby mi pomóc, na teściów też nie mam co liczyć. Chyba jestem silna, ale nie wyobrażam sobie żebym mogła nie być i się poddać.

Wczoraj robi takie akcje, a jutro przyjdzie po kasę na prąd. Przecież gdyby się zachowywała normalnie i nas szanowała, wspierała, nie musi pomagać jak nie chce, niech tylko nie robi na złość, to bym jej tą kasę dała, nawet sama bym zaproponowała, że się dorzucę, ale w takiej sytuacji, to jest nie fair.

Takie sytuacje są na porządku dziennym. Przecież mogła normalnie przyjść i powiedzieć "Wstrzymaj na chwilę pranie, bo chciałam posłuchać, co nauczycielka mówi do Claudii" (choć to podsłuchiwanie to moim zdaniem totalna głupota, niech siedzi z nimi w pokoju jak musi słuchać lekcji). Albo niech mi napisze grafik, kto kiedy przychodzi, to się tak zorganizuję, żebym nie musiał w tym momencie schodzić na dół. Chociaż wtedy będzie miała pretensje, że Faustynka chodzi po pokoju i tupie, bo już tak było jak Maciuś miał półtora roku - dwa latka. Zabroniła nam schodzić jak ktoś był, żeby nie przeszkadzać, a i tak miała pretensje, że Mały chodzi, że się bawi, że zapłacze. To co ja mam dzieci wiązać i zaklejać im buzie taśmą klejącą, bo teściowa sobie nie życzy ich słyszeć?

Tu w ogóle były akcje ostatnio, bo Maciuś miał wirus żołądkowy, to nam nie wolno było na dół schodzić. Już nawet jak wyzdrowiał i zapędził się do jej sypialni, to go potrafiła przez całe salon gonić, żeby wyszedł. Teraz jak Faustynka ma katar, to ją tak przegania, wariatka pieprzona, katarem się boi zarazić. Tu by można pisać i pisać.

A najlepsze są jej teksty jak to ona słabuje, nie ma zdrowia i że wszyscy ją chcemy wykończyć, a za minutę biegnie za wnuczkiem, całkiem w pełni sił. Takiego sprintu nie powstydziła by się dwudziestolatka. Przypominam, że moja teściowa ma dopiero 51 lat i końskie zdrowie. Ona nawet na dwór nie wyjdzie, żeby jej nie przewiało.

środa, 4 listopada 2015

Jak nie urok to sraczka

I znów się zaczyna...

Stalking, czyli nękanie, także poprzez:

"manipulowanie ofiarą na przykład poprzez wszczynanie postępowania karnego przeciwko ofierze lub groźby wszczęcia postępowania czy groźby lub próby samobójstwa celem wymuszenia na ofierze pewnych zachowań, w tym wymuszenia kontaktu ze stalkerem"

Rodzice znów po ponad roku przypomnieli sobie o mnie. Nagle potrzebują się widzieć z wnukami i zamierzają domagać się spotkań z moimi dziećmi drogą sądową.

Nagle moja matka w liście pisze jak to mnie kochają, tylko chyba już nie pamięta, że jak miałam naście lat potrafiła mi wielokrotnie wykrzyczeć, że mnie nie kocha, że nigdy mnie nie kochała i że mnie nie chciała, ale musiała mnie sobie zrobić, bo rodzina mojego ojca domagała się praw do jego domu pozostawionego po rodzicach, pod pretekstem, że moi rodzice dzieci nie mają, a tamci po kilkoro. Potrafiła powiedzieć, że mnie nienawidzi, bo ona nienawidzi dzieci.

Teraz pisze, że miała poważną operację, że będą spisywać testament na tego co ich będzie dochowywał? Że niby kto? Że niby ja? Najpierw wyrzucili mnie z domu gdy zaszłam w ciążę (NIE WPADKA! BYŁAM 10 MIESIĘCY PO ŚLUBIE!), a teraz liczą na to że będziemy udawać rodzinę? Dobry żart.

poniedziałek, 12 października 2015

Co robić?

Jak zmusić męża do wyprowadzki od toksycznych rodziców?

Czy ktoś ma jakiś pomysł?

Czy naprawdę muszę postawić sprawę na ostrzu noża, zabrać dzieci i wynająć gdzieś pokój? Czy to nie przekreśli mojego małżeństwa?

Wciąż kocham mojego męża. To dla niego to wszystko znoszę. Czy jest sens?

Co robić?

piątek, 5 czerwca 2015

Wyjaśnienia

Kłótnie, awantury, żadnych zmian na lepsze. Nie mam czasu, aby opisywać wszystkie, więc przybliżę Wam te ostatnie zadrzenia.

Ostatnia niedziela wieczorem. Teściowie wybyli na jakąś impreze. Pech chciał, że wrócili gdy kąpałam Faustynkę. Jeszcze w momencie, gdy nie wyszłam z łazienki teściowa naszeptała do teścia, że jej specjalnie wodę wybieram i cała łazienka zalana. Wyszłam z dzieckiem i poszłam wycierać i ubierać Małą na sofę do kuchni. Następnie wzięłam do kąpieli Maciusia, a obłudna teściowa w tym momencie poszła udawać babcię do kuchni i czekała na rozwój sytuacji. Gdy wychodziłam z łazienki z Maciusiem w ręczniku, teść zaczął z mordą skakać, że podłoga w łazience mokra i nikt nie pościerał, tylko tak zostawiłam i że wstydu nie mamy. Ja na to: To przecież widzisz, że nie leżę tylko dziecko ubieram i zaraz powycieram.

- Powycierasz... Zostawiłyście i poszłyście!

- Przecież idę po szmatę i już wycieram.

- Taak!!! Dopiero jak się dziesięć razy powie!

- No to przecież z dwójką dzieci na rękach nie wytrę podłogi, bo jak?! Musiałam najpierw poubierać. Co ich miałam nago na korytarzu zostawić i podłogę wycierać? Popatrz lepiej jaki tu masz syf (wskazując brudne gary, talerze i sztućce nie mieszczące się już w zlewie  z całego dnia).

- No to wy używacie.

- Ja zawsze po sobie sprzątam. Nigdy nie zostawiłam choćby nieumytego widelca.

- Taaa...

- No tak!

Mąż zaczął ojcu wygarniać że ma burdel na podwórku, w garażu. Kamień leży półtora tygodnia nierozrzucony, trawa niewykoszona, kurnik się wali... itp., itd. A jaki ma pokój na górze - wąska ścieżka między śmieciami przez cały pokój, żeby dojść do łóżka.

Oczywiście teściowie kazali nam spierdalać.

Ja do nich nie pyskuję jak nie mam na czym podać dziecku posiłku, bo wszystkie talerze brudne, tylko biorę i myję. Albo jak Agnieszka czy Claudia zostawią w łazience jezioro, nie kilka kropel wody jak w przypadku moich dzieci.

Jeszcze wydarłam się na teścia, że jak zaczął, to niech już skończy, bo się dzieci boją i jak tak dalej będzie, to z drugim będę chodzić po psychologach.

Dureń jeszcze się darł, ale zabrałam dzieci na górę, bo były przerażone. Całą noc nie zmrużyłam oka, a następnego dnia nic nie zjadłam.

Gdy w poniedziałek koło południa schodziłam do kuchni po wodę do czajnika, napatoczyłam się na teściową, która wystartowała do mnie z tekstem:

- Do syfu przyszła.

Starałam się puścić to mimo uszu, ale ona się powtórzyła, więc zapytałam:

- No i co się zaczynasz?

- Jak tak mogłaś powiedzieć?! Ja ci tyle dałam, ja ci łyżki dałam, a ty mi syf wytykasz.

- Ja się nie zaczęłam.

- Ja też nie ( z tym swoim obłudnym uśmieszkiem).

- No ja nie wiem.

- Co! co! Ja tu Faustynce pierścionki pokazywałam.

- No to widziałaś, że Maciusia wycieram, jak S. zaszą skakać.

- No widziałam.

- To co chcesz?

- No bo jak mogłaś powiedzieć o syfie. Ja cie przyjęłam, tyle ci dałam, łyżki ci dałam.

- To przecież ci tego nie zabiorę! Ja też dużo dałam i nigdy nie wypomniałam.

- Tak, niby co. Ty tu nic nie masz, nic tu nie robisz.

- A co ty łyżki porównujesz do pieca centralnego, który my kupiliśmy za 3 tys zł. jak wam pękł stary. Grzejnik kupiliśmy na górę, umywalkę, a angielski, a ubrania dziewczynom, a kto ci herbatki nosił jak babka w szpitalu była? Kto dziewczynom parówki, mleko gotował, bo one nie umiał? Kto wieże garów wtedy zmywał? Wszystko ja bo ty powiedziałaś, że słabujesz. Teraz to masz zdrowie się żryć.

Jeszcze Claudia jak adwokat dojeżdżała. Przyszła w połowie kłótni i twierdziła, że to ja się zaczynam.

Ja na to: Ja tylko po wodę przyszłam, a ty jak nie wiesz o co chodzi to się nie wtrącaj. Idź lepiej zobacz jaki masz pokój.

Teściowa: No jaki?! Piękny, odmalowany pokój!

- Tylko nieposprzątany. Co rano babcia musi sprzątać, łóżko ścielić.

Babka stanęła po mojej stronie i też im dość dobrze nagadała, a na koniec do swojej córki: Jak tego to ty zdrowia nie masz, ale do kłótni jesteś pierwsza.

Ja: No właśnie. Idę stąd, bo ja nie mam zdrowia, ale widzę że ty masz doskonałe.

- Jak ci nie pasuje to się wyprowadź.

- Dobrze.

I odziwo nikt nic więcej nie gadał. Ucichło. Od wtorku jak gdyby nigdy nic. A dzisiaj niespodziewanie przyjechała rodzina z daleka. Goście ich naszli o 10 rano jak wszyscy jeszcze śpią. Wstyd jak nie wiem. Jeszcze nie było ich czym poczęstować.

Teściowa do mnie wyszeptała,że przyjechali, a tam taki burdel. A jak ja o syfie przebąknęłam, to było wielkie halo. A wystarczyło by posprzątać. Ja porządki robię na bierząco i nasz pokój jest najczystszy w całym domu mimo dwójki małych dzieci. Ja nie mam się czego wstydzić. Tylko że one bałagan usprawiedliwiły tym, że w domu są małe dzieci. Tak najlepiej.

_____________________________________

Wyprowadzka to kwestia trzech miesięcy. Dzięki Bogu. We wrześniu będziemy na swoim.

środa, 25 marca 2015

Patologia

Chciałabym się jak najszybciej przeprowadzić, gdziekolwiek, byle się stąd wynieść. Mam dosyć tych ciągłych kłótni, awantur. Od kiedy babcia wróciła ze szpitala, od rana słychać krzyki i wrzaski. Babcia stwierdziła że nie będzie już usługiwać, choć w rzeczywistości to i tak ona Agnieszce przygotowuje posiłki, bo ta jest tak wybredna że nic nie będzie jadła. To babcia robi pranie, to ona zmywa gary, ona wyprowadza psa, chodzi do kur. Nie nosi już śniadanek do łóżka swojej córuni, więc moja teściowa musi się rano zwlec i obudzić Claudię. Kłócą się przy tym strasznie, bo nastolatka nie chce wstać, nie chce posprzątać przed przyjściem nauczycieli. Wkurza mnie to strasznie, bo jak lekcja się odbędzie to idą spać i śpią do 12-13 w południe, a my musimy chodzić na paluszkach. Teściowa zaczęła też od czasu do czasu gotować obiady. No... Da się? Da się. Ale swoją drogą - wstyd i hańba żeby uczyć się gotować po pięćdziesiątce. Do tego wszystko robi w rękawiczkach, żeby się jej pazury nie rozpuściły. A jakie wojny są przy obiedzie, bo każdy był nauczony zamówić co innego i babcia każdemu gotowała osobno. A do tego teściowa teraz próbuje córki przyuczyć do usługiwania i każe Claudii tłuc ziemniaki. Agnieszka ma w dupie i się nie da zaciągnąć do zrobienia czegokolwiek. Ostatnio się pokłóciły bo Stara kazała Claudii porozdawać talerze i widelce do obiadu, a ta na to  żeby sama podała bo jest bliżej i już kłótnia, bo teściowa nie będzie wszystkiego sama robić. Innym razem wojna bo Agnieszka zostawiła obierki z jabłka w sypialni i jak teść z pracy wrócił to teściowa do niego poleciała na skargę i kazali Agnieszce to sprzątnąć, a ona że nie będzie Starej Wariatce w pokoju sprzątać, bo ona tylko leży i czeka na chłopa, niech sobie sama posprząta. Teściowa wskoczyła na nią, bo młoda siedziała w kuchni na sofie i trzas ją w pysk z liścia i zaczęły się okładać (swoją drogą, jak pięknie wygląda to słabowanie teściowej, ona przecież taka bidna i schorowana, nie ma siły się z łóżka nawet podnieść). Normalnie walka kogutów. W końcu Agnieszka zasadziła matce kopa w brzuch i ta się odczepiła. Totalna patologia. Takie sceny teraz mają miejsce na porządku dziennym. A od kilku dni teściowa z babką się nie odzywają do siebie, bo babcia powiedziała że im więcej pieniędzy nie da, bo musi mieć na leki, musi mieć w razie szpitala, bo jakby co to córka, ani zięć jej nie dadzą, ani nawet jej nikt w szpitalu nie odwiedzi. Od tego momentu babcię nawet od jedzenia odcieli, teściowa  wszystko zabiera do sypialni, nawet chleb i masło, choć nie wiem co się stało, bo wczoraj babcia dostała obiad i wygląda na to że się pogodziły. Pewnie teściowa nie wytrzymała gotowania przez te kilka dni obiadu. Przedwczoraj późnym wieczorem teść wpadł nabuzowany na górę, że na dole nie mają netu i że to na pewno mój mąż im odłączył specjalnie i wpadł do pokoju gdzie stoi komputer, zaczął kable wydzierać. A my już w łóżku leżeliśmy bo było grubo po 22 i mąż nawet na kompie nie siedział. Pokłócili się, woja była straszna. A rano na RMFie ogłoszono, że Orange coś robił i nie było nigdzie netu w nocy i mój mąż ojca zwyzywał w samochodzie, że go posądza i wojny robi całkowicie bezpodstawnie. Nie mogę już tego wszystkiego znieść. Najgorsze, że moje dzieci wychowują się w chorej atmosferze. Maciuś bardzo się boi, jest niesamowicie nieśmiałym chłopcem, może nawet przez to że się tu mieszka. Faustynka dopiero skończyła roczek, ale stała się bardzo niegrzeczna i wymuszająca. Chcę być stanowcza i konsekwentna, bo nie chcę popełnić tych samych błędów co w przypadku Maciusia, ale nie da się, bo zaraz babcia daje, to co prawnusia chce, żeby tylko był spokój. Małą nie chce jeść obiadów, bo teściowa jej już nie raz dała czekoladę, albo Delicję. Maciuś w tym wieku wszystko ładnie jadł, bo pilnowałam by mu nic nie dały i do 18go miesiąca życia nie znał smaku cukru. Teraz gdy czasami Mała z nimi zostanie, bo muszę jechać z synem do lekarza czy iść do pracy, jest nie do poznania. Strasznie nauczyła się wymuszać. Mam dość.

poniedziałek, 16 marca 2015

Niedługo urodzinki naszej Faustynki

Podpowiedzcie mi co można kupić dziecku na roczek. Zbliżają się pierwsze urodziny Faustynki. Wszelkie chodziki, jeździki, pchacze odpadają, bo córa już chodzi jakby miała półtora roku! Jakiś miesiąc temu się odważyła i śmiga po domu jak mały samochodzik. Napiszcie proszę jakie macie propozycje na prezent.

Córcia zaczęła ładnie przesypiać noce. Kładę ją po 21 i śpi 7 godzin, międzi 4 a 5 nad ranem budzi się na butlę i idzie dalej spać. Wstaje o 8. Szkoda tylko że synuś zasypia coraz później. Ma tyle energii że mam wrażenie, że mógłby w ogóle nie spać. W ciągu dnia już od dawna nie drzemie, a w nocy śpi 9 godzin. Zasypia dopiero o 22 a nawet 23 i wstaje o 7-8. Pewnie będzie wcześniej zasypiał gdy od września pójdzie do przedszkola i rano będzie musiał wstawać przed siódmą.

Jeszcze ja muszę się przyzwyczaić że nie muszę już wstawać o 2 w nocy do Faustynki, bo póki co to nadal się budzę i patrzę na nią jak sobie śpi obok. Póki co śpi z nami w łóżku, ale chyba czas najwyższy przenieść ją do jej łóżeczka. Z synem nie było problemu, bo od urodzenia spał w swoim, ale z kolei dawał w nocy popalić i nawet w wieku dwóch lat nie przesypiał nocy w całości. Jakie macie doświadczenia z przenoszeniem dziecka do jego łóżeczka. Ciężko było?

W pracy układa mi się świetnie. Trochę mi niektórych dzieciaczków szkoda, bo ich rodzice mają mega ciśnienie na zajęcia pozalekcyjne i te dzieci oprócz szkoły i moich zajęć dodatkowych, mają szkoły muzyczne, tańce ludowe, współczesne, towarzyskie, naukę śpiewu, basen i kto wie co jeszcze. Wstają o 6 rano i zapieprzają do wieczora. Współczuję im bo sama przez to przechodziłam z tym że ja musiałam wszędzie dojechać autobusami, a te dzieciaki są chociaż wożone samochodem.  Dziwi mnie ten nacisk, jakieś japońskie wychowanie. Ja swoich dzieci nie zapiszę do muzycznej szkoły. Jeśli będą chciały to sama ich nauczę grać na fortepianie, jeśli już to w grę wchodzi szkoła muzyki rozrywkowej, aby dzieci nauczyły się bezstresowo gry dla siebie np. na gitarze czy perkusji. Mam jednak nadzieję że nie będą chciały iść w moje ślady. Sama jestem muzykiem i wiem jaka to ciężka praca i ogromny stres. Wolałabym wybrać dla dzieci zajęcia sportowe. Tak dla zdrowia trochę ruchu.

poniedziałek, 2 marca 2015

Babcia w szpitalu - powtórka z rozrywki

Matko! Jak ja dawno nie pisałam. Wybaczcie.

U mnie wszystko ok. Wykurowaliśmy się w końcu, ale nie obyło się bez szpitala. No niestety, numerki do lekarza rodzinnego niedostępne przez tydzień na przód, więc w walentynkową sobotę pojechaliśmy z dziećmi do szpitala i spędziliśmy tam kilka godzin. Dzieci przebadane, leki wypisane. Jeszcze kilka dni męki, ale w końcu wszystko przeszło.

Dwa tygodnie pracy za mną. Jestem zachwycona, uwielbiam to. Mąż trochę mniej, bo w końcu zobaczył jak wygląda przebywanie z dwójką dzieci. Choć i tak on nie ma źle, bo Małą choć na chwilę zawsze swojej babce podrzuci, a syn już się sam sobą zajmie. Pierwszy tydzień był najgorszy, bo mąż zapominał o posiłkach, nie pamiętał co i kiedy, ale wreszcie załapał. Pracuję tylko 10 godzin w tygodniu, ale taka odskocznia jest naprawdę zbawienna, biorąc pod uwagę, że nie muszę oglądać teściowej i do tego ta radość, że zarobię własne pieniążki. No wiadomo, kokosy to nie są, ale jak będę odkładać to uzbiera się sumka i może wynajmę mieszkanie. Rozglądam się już za czymś. Snuję, planuję... Chcę od września Maciusia wysłać do przedszkola.

Miałam pisać sporo rzeczy, ale połowę zapomniałam. Teściowie nas oczywiście wciąż denerwują. Teść, jako że jego matka nie opłaciła mu rachunku za wodę, przyszedł po pieniądze do nas. Wojna jak zwykle. Tym bardziej, że okazało się, że nasz syn jest chory (nie chcę pisać o tym na blogu) i pieniądze będą nam naprawdę bardzo potrzebne. Teść na to z tekstem: "I tak już nic nie da się na to zrobić". No... dzięki za taki tekst. Jestem matką i będę walczyć choćby nie wiem co o swoje dziecko! Tym bardziej mnie to wkurza, bo nie wolno mi się wykąpać częściej niż raz w tygodniu, a i tak teściowa gada, że jej specjalnie wodę wybieram. Mam nadzieję, że niedługo ten cyrk na kółkach dobiegnie końca i się stąd wyniesiemy.

Matka mojej teściowej jest od wczoraj w szpitalu. We środę dostała silnego bólu ucha, we czwartek chcieliśmy ją zawieźć do szpitala bo z ucha trysnęła jej krew i przestała na nie słyszeć, ale teściowa się nie zgodziła, bo nie puści z domu służącej. Kto jej herbatkę i śniadanko do łóżka przyniesie. Chyba wiadomo, że przez to piekło jakie mi od kilku lat urządza, na pewno nie ja. Proponowaliśmy babci w piątek, w sobotę, że ją zawieziemy. Teściowa kręciła tylko głową i pukała się w łeb mówiąc, że przejdzie. Dopiero w niedzielę gdy babci zniekształcił się głos i niemal całkowicie straciła słuch spakowaliśmy dzieci i nakazaliśmy się jej zebrać do szpitala. Zawieźliśmy i babcia została na oddziale. Ucieszona, bo będzie miała wakacje. W domu się między sobą kłócą, chcą się wyzabijać. Wojna o wszystko, o to kto umyje naczynia, kto wyprowadzi psa. Jak odwieźliśmy wczoraj babcię, to tesciowa od razu zaczęła chorować. Miała aż 37 stopni gorączki. Powiedziała do Claudii: "Idź umyj naczynia. Tylko porządnie." Siostra męża na to: "Dlaczego ja?", "Bo ja myłam wczoraj", "Taaa... jasne! Babcia zawsze myje, wczoraj też", "No ale ja bidna dzisiaj jestem, bo mam gorączkę".

Ja palcem nie ruszyłam. O nie! Nie tym razem, nie będę więcej po brudasach sprzątać! Niech nawet zarosną w tych garach.

Kończę już. Jeszcze się odezwę, może za kilka dni.

środa, 11 lutego 2015

Masakra jakaś totalna

Dzieci się ode mnie zaraziły.

Sama ledwo żyję, w niedzielę zemdlałam w kuchni podczas gotowania obiadu, jestem bardzo osłabiona, nie mam nikogo do pomocy. W poniedziałek byłam u lekarza, ale powypisywał mi tak ciulowe leki że nic nie pomagają, a dziś w nocy dzieciom dowaliła gorączka prawie 39 stopni. Teściowa tylko leży i nic jej nie obchodzi, a ja się boję żeby nie zasłabnąć na schodach niosąc na rękach Faustynkę.

Jak mąż w niedzielę poszedł pożyczyć od matki ciśnieniomierz, to wiecie co powiedziała? Że jej przedtem też się ciemno przed oczami zrobiło i też hukła. Jasne... Ona jakby zemdlała to by 5 karetek zaraz wezwała. Na pewno mnie jeszcze obgadała, że to było omdlenie artystyczne, bo jam mi coś dolega, to ona zawsze twierdzi że ja udaję.

Tak się mną suka przejmuje, a ja głupia jej herbatki nosiłam, jak rok temu babka była w szpitalu, bo gadała że słabuje.

Nienawidzę jej! I przysięgam, że jak naprawdę będzie kiedyś potrzebowała pomocy, to nigdy jej nie pomogę. Ona mi nie pomogła.

Do lekarza wolne numerki dopiero na koniec następnego tygodnia. A tu jeszcze pracę zaczynam od wtorku.

sobota, 7 lutego 2015

Nadrabiam zaległości

Od czego zacząć? Minęło sporo czasu od mojego ostatniego wpisu, więc jest co nadrabiać. Postaram się zbytnio nie rozpisywać, a napisać zwięźle i na temat.

Z mężem się pogodziliśmy i póki co jest dobrze.

Nadszedł czas wielkich, jak dla mnie, zmian - dostałam pracę. Tak ni stąd ni z owąd. Zadzwoniła znajoma ze studiów, że szuka kogoś na swoje miejsce, bo dostała ofertę pracy na cały etat w innym miejscu i chciała oddać mi te pół etatu, gdzie pracowała dotychczas. Powiedziałam, że porozmawiam z mężem i jak najszybciej dam odpowiedź. Mąż się o dziwo zgodził. Nawet był bardzo zadowolony, bo akurat go ojciec w ostatnich dniach nieziemsko denerwował i mój mąż zaczął się poważnie zastanawiać nad wynajęciem mieszkania. A wiadomo, że co dwie wypłaty to nie jedna. Praca jest popołudniowa, godziny ustalam sama, ponieważ są to zajęcia dodatkowe dla dzieci, więc mogę je prowadzić od poniedziałku do piątku od 16 do 20 (16.30-20.30) albo od 17 do 20 + sobota.

Zgodziłam się. Rozmawiałam z dyrektorem i zaczynam po feriach. Początkowo będzie to 1/4 etatu (10 godzin w tygodniu), a czy będzie więcej zależy od liczby chętnych. Dobre i to. Od czegoś trzeba zacząć, a że nie mam nikogo do opieki nad dziećmi taka liczba godzin mi odpowiada i męża zanadto nie obciąży mam nadzieję.

Jestem bardzo pozytywnie nastawiona. Mąż jest bardziej zestresowany ode mnie. Najbardziej cieszy mnie perspektywa wyprowadzki, dlatego teraz czekam już tylko na to kiedy mąż się zdecyduje wynosić z tej dziury. Jeżeli dostanę większą liczbę godzin, to nie będzie innego wyjścia jak się przeprowadzić, bo dojazdy przy dwójce dzieci to najgorsze wyjście, jeżeli musiałabym zapakować dwójkę do autobusu, odwieźć na godzinę 15 mężowi do pracy i jechać na 16 do swojej.

Teściowie póki co nie wiedzą nic. I będziemy to jak najdłużej próbowali ukryć (tak się składa, że wciąż nie wybrałam zabiegów na kręgosłup, wiem wiem, wstyd i hańba, nie powinnam się nawet przyznawać, ale moją pracę podciągniemy póki co pod rehabilitację), bo mnie oskubią z wypłaty, bo nagle trzeba będzie nie tylko te 200 zł się do prądu dokładać, a jeszcze gaz, a woda (po śmierci dziadka, matka mojego teścia przestała mu opłacać rachunki za wodę).

Dwa tygodnie temu dopadło nas przeziębienie i się ciągnie i ciągnie ta zła passa. Zaczęło się niegroźnie. Trzydniowy, uciążliwy katar i tak przeszłam ja, Maciuś, Faustynka i mąż. W między czasie teść przywlókł z pracy wirus żołądkowy, oczywiście teściowa go wyrzuciła do dużego pokoju na górę, żeby jej nie zaraził (lepiej przecież żeby zaraził 10cio miesięczne niemowlę). I tak po kolei przemęczyło Maciusia, prawie całą noc wymiotował, w pakiecie gorączka 38,5, mnie, męża, ominęło jakimś cudem Faustynkę.  Kiedy już się wydawało że choróbska dobiegły końca, to mnie znów wzięło przeziębienie i chodzę ledwo żywa. Wkurzam się, bo żeby zdobyć numerek do lekarza rodzinnego należy się rejestrować prawie tydzień wcześniej. No ale nie jestem jasnowidzem, żeby przewidzieć że wtedy czy wtedy mnie lub dzieci dopadnie jakaś infekcja.

Teściowa oczywiście zamknięta w sypialni, do której można się dostać jedynie przez salon, oczywiście zamknięty na klucz. Drze się tylko przez drzwi żeby jej przynieść to czy tamto, a jak już musi wyjść to z mokrą szmatą na mordzie.  Widok uciekającej przed nami teściowej - bezcenny. Do tego je tylko kleik ryżowy żeby się za wczasu zatkać, a potem będzie leżeć i narzekać że ma zaparcia. Jej matka chciała w któryś dzień pojechać do lekarza i się uparła, że jedzie rano z moim mężem. No to teściowa zrobiła cyrk, bo bez mamusi w domu nie zostanie, ale babka postawiła na swoim, to teść do roboty nie poszedł, musiał zostać i Niuni herbatki nosić do sypialni, bo ona "słabuje". Babka narzeka na wątrobę, ale sama jest sobie winna. Nie stosowała się do diety, leków nie przyjmowała regularnie, to co się spodziewała. Sama jest sobie wina, a płacze teraz że ma naczyniaka na wątrobie i dostała skierowanie do chirurga. Całe życie się fatalnie odżywiała, jak i reszta domowników, ale nadal nikt sobie nic z tego nie robi, potem wszyscy będą płakać.

27 stycznia Maciuś skończył 3 latka!!! Sto lat Syneczku!!! Nie robiliśmy przyjęcia, bo nas wszystkich rozłożyło, a prezent kupiony był już wcześniej więc mieliśmy można powiedzieć Piżamowe Party pod kołdrą z pociągającymi nosami.

I tak mimo że pożegnaliśmy grypę żołądkową, ja zmagam się z cieknącym nosem, zapchanymi, bolącymi zatokami, migreną i bolącym gardłem i modlę się żeby dzieci nie zarazić.

We czwartek do siostry męża, Agnieszki, przyjechała koleżanka na kilka dni. Bałam się że będą szaleć całe noce, ale na szczęście, zachowywały się w miarę znośnie. Wybudzały Faustynkę z drzemek, więc mnie krew zalewała, ale przynajmniej w nocy siedziały cicho. Przed chwilą pojechała do siebie. Ta Kinga jest o wiele lepiej ułożona niż siostry mojego męża, więc widzę że nie wszystkie nastolatki są takie popieprzone. Ona dziś pojechała do domu, bo po południu do niej siostrzeńcy przyjeżdżają i musi pomóc. Poza tym jak mąż raz do niej zawoził Agnieszkę, to widział jak Kinga sama robi masę na sernik. Ona tam nie woła żeby jej herbatę ktoś zrobił. To widać kwestia wychowania, a nie dzisiejszych czasów.

Trzymajcie kciuki za moją pracę i żeby się zima wreszcie skończyła, bo u nas śniegu co niemiara i końca zimy nie widać, a liczę że wreszcie otynkujemy wnętrza w naszym domu. Jeżeli jesteście wierzący to pomódlcie się za nas, bo będziemy przeżywać trudny czas o którym nie chcę pisać na blogu przez wzgląd na osoby, które nigdy nie powinny się o tym dowiedzieć, bo mogły by nam wyrządzić wiele złego. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się zakończy i okaże że wszystko jest w porządku.

Niedługo Walentynki, więc życzę wszystkim zakochanym dużo, dużo miłości i cudownie spędzonych razem chwil.

piątek, 30 stycznia 2015

Kilka słów

Jestem, żyję. Czy dobrze? Chyba nie bardzo, ale jakoś to jest.

Troszkę się pozmieniało, więc mam sporo do napisania, ale zrobię to innym razem, bo troszkę się pochorowaliśmy i Faustynka prawie cały czas wisi mi na rękach, Bidulka, ale jest bardzo dzielna. Ostatniej doby spałam tylko godzinkę, jest mi ciężko, kręgosłup nadal boli. Córcia waży ponad 9 kg.

Mam nadzieję że teściowa za swoją wredność dostanie odpowiednie wynagrodzenie.

niedziela, 4 stycznia 2015

...

I kogo ja chcę oszukać...

...moje małżeństwo nie ma sensu

...moje życie nie ma sensu

Nigdy nie będę szczęśliwa.