niedziela, 21 lutego 2021

Zrozumieć mężczyznę

Pragnę czułości, bliskości, romantycznego, delikatnego seksu.

Niby tak niewiele, a jednak tak wiele.


Wyczytałam w jakimś psychologicznym artykule (nie jednym z resztą), że takim szablonowym przykładem okazania czułości kobiecie przez partnera jest... umycie jej samochodu.

Niesamowite.

Nie mam samochodu, ale ostatnio mąż wyczyścił mi... buty 😅

Chyba jednak nie o taką czułość mi chodzi...

piątek, 19 lutego 2021

Lepsze dni w codzienności Faustynki

Nie chcę zapeszać, ale nasza córa ma się dobrze, a nawet coraz lepiej. Wszystko wskazuje na to, że przyczyną jej stresu przed przedszkolem była Pani, która odeszła z pracy po feriach. 

Biedne dziecko, co się nacierpiała to jej. 

Te ciągłe bóle brzucha i głowy, częste wizyty w toalecie, niechęć do wszystkiego, taki stan zawieszenia, brak radości, smutek i to ciągłe "nudzi mi się" - minęły, oby na stałe.

Podejrzewam, że było tak:

We wrześniu przyszła nowa Pani i Faustynka, gdy ktoś jej dokuczył, jak zawsze poszła powiedzieć, bo tak była nauczona, tak poprzednie Panie mogły zareagować, a ta nowa najwidoczniej powiedziała: "Nie wolno skarżyć". Pamiętam, że w którymś momencie córa żaliła mi się, że jej ktoś dokuczał, ja wtedy zapytałam czy powiedziała Pani, a Faustynka, że "nie wolno skarżyć". I wiem, że sama byłam zdziwiona, bo wcześniej Panie same mówiły, żeby wszystkie takie rzeczy zgłaszać, bo nie zawsze są wstanie wszystko wyłapać przy dużej grupie. 

Dziecko najwidoczniej poczuło, że nie ma wsparcia i obrony u nauczyciela, zostało z problemami całkiem samo i nie wiedziało jak sobie z nimi poradzić. Faustyna jest zbyt grzeczna, żeby kogoś uderzyć, obronić się. Choć jej tłumaczymy, że obrona jest bardzo ważna i bronić się trzeba, bo to nie to samo co zaczepianie kogoś czy bicie dla zabawy, tylko obrona konieczna samego siebie przed atakiem. Jednak to jest dziecko wrażliwe, porządne, dla niej to co powie Pani to świętość i ja to rozumiem, bo byłam dokładnie taka sama i też miałam ciężko. 

Gdy klasy 1-3 wróciły do szkół, otworzono również Domy Kultury. Początkowo młoda nie chciała wracać na tańce, bardzo się stresowała po takiej długiej przerwie. Pierwsze zajęcia przepłakała, twierdząc że źle się czuje. Uprzedziłam Panią, że tak może być. Zajęcia prowadzi moja dawna koleżanka, więc potraktowała sprawę poważnie i gdy Faustynka się rozpłakała i skarżyła na złe samopoczucie, to mogła siedzieć z Panią, a właściwie ciocią, bo tak się teraz do niej zwraca i jakoś przetrwała. Na drugie zajęcia też nie chciała iść i przesiedziałyśmy pod salą, natomiast na kolejne miała pójść tylko na 30 minut i gdy po nią przyszłam Pani powiedziała, żeby się pytać Faustyny czy już chce iść, bo się świetnie dzisiaj bawi i faktycznie, stres odszedł i nie chciała wracać do domu, więc musiałam sobie pójść na spacer i wróciłam dopiero po nią pod koniec zajęć. Od tamtej pory chodzi na tańce z uśmiechem na ustach i znowu wyczekuje czwartku jak dawniej. 

Do przedszkola rano też się wybiera bez większego stresu. W ogóle zmieniła się o 180 stopni w stosunku do tego co było jeszcze 2 miesiące temu. Jest zadowolona. Stroi się rano. Tego w ostatnich miesiącach nie było. Szła jak na ścięcie, a teraz taka zmiana. Fryzury, spineczki, sukieneczki... 

Jeszcze tylko do tej religii się nie przekonała, bo trzeba przechodzić do tamtej "niegrzecznej" grupy. Jednak jest nadzieja, bo w marcu ma wrócić ta cudowna nauczycielka, która miała naszą grupę pod opieką na początku. To była taka Pani Babcia. Dzieci ją uwielbiały. Faustyna skakała pod sufit jak się dowiedziała, że Pani Babcia wraca. Ma teraz jeszcze większą motywację, żeby chodzić do przedszkola. 

Pani Babcia była starszą nauczycielką, surową, ale bardzo sprawiedliwą i miała świetne podejście do dzieci. Trzymała dyscyplinę, ale też chwaliła, nagradzała, przytulała, a zajęcia z nią były ciekawe. Faustynka nie raz się żaliła, że teraz jest nudno i nic fajnego nie robią, a jak była Pani Babcia to dużo tańczyli, śpiewali, ćwiczyli, zabawy były ciekawe. Po prostu nauczycielka się bardzo angażowała, a niestety te nowe, młode Panie to siedzą przy biurku, przeglądają książki albo niestety gapią się w telefon. I ja widzę, że moje pokolenie ma ogromny problem z uzależnieniem od internetu, w szczególności od mediów społecznościowych. 

Żeby Faustynkę otworzyć zaczęłam szukać sobie koleżanek. Nie jestem duszą towarzystwa. Raczej domatorką. Ludziom niespecjalnie ufam i nie przed każdym potrafię się otworzyć. Jednak zmusiłam się i zaczęłam "chodzić po chałupach" i też zapraszać gości do nas. Najpierw odwiedziłyśmy przyjaciółkę Faustynki z przedszkola, tą co razem z młodszą siostrą na początku roku szkolnego zostały u nas, żeby ich mama mogła pójść na spotkanie. Wiele razy nas zapraszała i się w końcu zmobilizowałam.  Tyle, że właśnie ta mama ma telefon przyrośnięty do ręki. No przepraszam, ale co minutę było słychać ten charakterystyczny dźwięk dla nowego postu na facebooku i ona już czyta i odpisuje i już czyta i odpisuje i tak w kółko. Pierwszy raz w życiu coś takiego widziałam. Myślałam, że to po prostu ona jedna tak ma, ale dołączyła do nas inna mama z córeczką i to samo. Siedziałam tam jak piąte koło u wozu i modliłam się, żeby dzieci nic nie nawyrabiały, bo córka gospodyni dwa razy spadła z łóżka piętrowego w tym czasie, a mamuśki siedziały i klepały w swoje telefony od czasu do czasu przebąkując coś do siebie. A jak ta mama narzekała na sąsiadów, że się wiecznie czepiają, bo u nich za głośno, pukają w ściany, że jej kartki na drzwiach przyklejają, itp, itd... Ja się wcale nie dziwię. Ja miałam pokaz umiejętności jej dzieci już we wrześniu, jak u mnie były i miałam dość po jednym razie a co dopiero jakby tak miało być cały czas. Ludzie chcą po pracy odpocząć, może ktoś odsypia po nocce. A ta się ma za pępek świata i wielce obrażona, bo sąsiad zwrócił jej uwagę.  No ale tak, mamuśka nos w smartphonie, a dzieci hulaj dusza. 

Innym razem wybrałyśmy się z nimi na sanki i w drodze powrotnej zaprosiłyśmy do nas na herbatkę. Kolejnym to my poszłyśmy do nich na lepienie bałwana. Jednak ciężko mi się do nich przekonać. 

Któregoś weekendu zaprosiłam do nas tą moją koleżankę, która prowadzi tańce w DK. Tak się składa, że też ma córkę w naszym przedszkolu i to był strzał w dziesiątkę. Dziewczynki świetnie się razem bawiły. A i mamy miały wspólne tematy do rozmów. A w następną sobotę, my zostałyśmy zaproszone do nich i też rewelacja. Teraz Faustynka ma fajną koleżankę, no i ja odświeżyłam znajomości.


Co jeszcze? Postanowiłam, że spróbuję głośno oznajmiać, gdy coś mnie boli, czy gdy się gorzej czuję, bo doszłam do wniosku, że córa widzi mamę niezniszczalną, której nic nigdy nie jest i co taka mama może  tam wiedzieć o bólu. Młoda sobie myśli że ból (choćby kolka w boku ją zakuje, to od razu histeria), to pewnie coś strasznego. Tym bardziej jak widzi, że gdy tatę coś zaboli czy jest przeziębiony, to leży i taki taka jest o wiele bardziej wiarygodny dla dziecka, którego od czasu do czasu coś zaboli. Dlatego teraz mówię, że boli mnie brzuch, gdy mam okres, mówię, że złapała mnie kolka, gdy szłyśmy szybciej, gdy ostatnio mi noga spuchła po sankach, to pokazałam Faustynce krwiaka i mówiłam, że boli, ale to nic, za parę dni przejdzie, posmaruję maścią na stłuczenia i noga będzie jak nowa. I wszystko to z uśmiechem na twarzy, dając jej do zrozumienia, że to wszystko to nic strasznego, że takie rzeczy się zdarzają i widzę u niej różnicę. Dzisiaj rano zabolał Faustynkę brzuch i ona się z tego śmiała. Totalny luz. 


Pani psycholog dalej krąży na około. Ostatnio stwierdziła, że mój maż jest ambitny i Faustyna też to przejęła i chce być perfekcyjna, dlatego się tak stresuje. Z tym że młoda jest ambitna, to Ameryki nie odkryła, bo to już mówiliśmy na pierwszym spotkaniu, ale mąż to jest raczej leniwy. Jest owszem inteligentny i z wielką łatwością przyswaja wiedzę, ale uczyć to mu się nie chciało, czy osiągać coś więcej ponad przeciętnej. 

Za chwile pewnie wymyśli, że my mamy wygórowane ambicje w stosunku do córki i stąd stres, bo nie jest w stanie nas zadowolić 🤦‍♀️

Ale to i tak nic w porównaniu do tego na jaką lekarkę od rehabilitacji dla Maćka trafiliśmy ostatnio, ale to temat na kolejny post. Mówię Wam, padniecie 🤣


Najważniejsze, że wychodzimy z córką na prostą. Z psychologiem, czy bez, raczej bez, ale niech będzie, że terapia jest.



czwartek, 11 lutego 2021

Hu hu ha

Bal u Faustynki udany.

Jako że na syna nie znalazłam stroju policjanta w jego rozmiarze, zaproponowałam mu że zrobię mu koszulkę strażaka i kupimy tylko akcesoria.

Do czarnej koszulki przykleiłam napis z papieru kolorowego i pasy jak odblaski.



Jednak plan uległ zmianie i syn przykleił sie w sklepie do akcesoriów S.W.A.T. 
Powiedział, że strazakiem będzie za rok.
No to ok ;)

Korzystamy z zimy.
Jeździmy na sankach. Lepimy bałwany. W tym roku juz sześć. Trzaskamy aniołki.
Rozwaliłam noge... auć. Spuchła mi jak bomba. Ale nic. Ta zima dała mi tyle radości jak zadna inna do tej pory. Ja nawet zimy nie lubilam. 
Z dziećmi jest inaczej. Pokochałam tę porę roku.



Gotuję fasolkę po bretońsku. Mniam.


piątek, 5 lutego 2021

Odkrywam nowe talenty

 Zbliża się przedszkolny bal karnawałowy.

Faustynka wymyśliła że przebierze się za żabkę.

Zwiedziłam wszystkie sklepy i nie znalazłam ani zielonych legginsów ani rajstop, a wszystkie bluzki czy spódniczki były raczej miętowe niż zielone. 

Gdy podeszwy butów już mi płonęły, zajrzałam do sklepu z tkaninami i... kupiłam 1,5 m materiału.

Jako że nie mam maszyny do szycia dłubałam przy tym ręcznie 3 godziny, ale wydłubałam... spódniczkę i bluzeczkę.

Mój krawiecki debiut:


Chyba nie wyszło najgorzej ;)











wtorek, 2 lutego 2021

No pudło

No niestety, Pani psycholog coś nie trafia w swoich diagnozach. Nie chcę kobiety skreślać, ale znowu widzę pewnego rodzaju model książkowy, którego się kurczowo trzyma. Chyba zapomina, że należy do każdego człowieka podchodzić indywidualnie. Jako psycholog powinna o tym wiedzieć, czyż nie?

Wymyśla tu przyczyny takich a nie innych zachowań Faustynki. Miesza się już w tym wszystkim. Raz mówi tak, następnym razem odwrotnie. Szczerze to mnie to nawet nie bulwersuje, ale za to śmieszy. Nie chcę kobiety skreślać, ale chyba jednak nie jest taka dobra jak miała być.

Agnieszka siostra męża też stwierdziła niedawno, że zostanie psychologiem. Dlaczego? Bo siostra jej chłopaka jest i czesze na tym grubą kasę. Niezły powód. Bez komentarza. 

Jeśli jednak mamy takich psychologów, to ja się wcale nie dziwię, że mamy tylu samobójców i ludzi znerwicowanych.

Przecież Aga się kompletnie do tego nie nadaje. Zero empatii, wyjebane na wszystko, brak kręgosłupa moralnego i ona będzie pomagać ludziom z problemami?


Wracając do tematu. Na którymś spotkaniu Pani psycholog powiedziała, żeby dziecka nie zmuszać jak nie chce iść do przedszkola. Dla mnie to niedorzeczne. Claudii tak nie zmuszali i przesiedziała 6 lat w domu na toku indywidualnym, mojej teściowej z resztą też, dlatego szkoły średniej nie skończyła. No niepojęte dla mnie. Tylko, że Pani psycholog nie wiedziała o jednym: że nigdy nie pozwoliłam Faustynce zostać w domu gdy nie widziałam, że naprawdę jest chora, zawsze starałam się odróżnić czy to faktycznie ból głowy czy stres objawiający się w ten sposób i na rzęsach stawałam, żeby koniec końców córkę przekonać do wyjścia. Oczywiście wszystko rozmową i tłumaczeniem  na spokojnie bez nerwów.  Na następnym spotkaniu owa Pani próbowała mnie uwikłać, że Faustyna wie, że jak powie, że coś boli to mama zostawi ją w domu i nie będzie musiała iść do przedszkola. Dobre... 

Na pierwszym spotkaniu Pani zaproponowała, żeby dziecko w czasie porannego stresu przed przedszkolem namalowało to czego się boi. Więc gdy się pojawił silny stres, to dałam młodej kredki i powiedziałam "Narysuj to czego się boisz", bez jakichkolwiek sugestii. Gdy skończyłam to pytałam co to jest. I tak za jednym razem namalowała budynek przedszkola, siebie ze smutną minką w centrum strony i jakieś dziewczynki. Powiedziała, że Wika jej dokucza na tym obrazku i dlatego jest smutna. 

Innym razem namalowała siebie płaczącą i dookoła niej chłopców i jakąś postać z boku. Gdy zapytałam co jest na jej rysunku to powiedziała, że to chłopcy z innej grupy jej dokuczają. A ta postać z boku, to pani przy biurku z telefonem w ręce siedząca jakby tyłem do dzieci! I wtedy dowiedziałam się dlaczego córka nie chce chodzić do przedszkola w czasie dyżuru na feriach (zapisałam ją na kilka dni, żeby nie miała tak dużej przerwy, myślałam, że zrobiłam dobrze). Po prostu byli połączeni z tą grupą starszaków gdzie muszą chodzić na religię i ona się boi tamtych chłopców, bo są niegrzeczni.

Co na te obrazki psycholog? Żeby nie traktować tego tak dosłownie, bo to przykrywka do właściwych przemyśleń dziecka. To po co kazała to malować?


Ostatnio wymyśliła, że jak Faustynka chce w sklepie zabawkę, to żeby nie odmawiać, bo to jej sposób na radzenie sobie ze stresem, tylko kupić. Tak jak człowiek dorosły w stresie bierze lek uspokajający, tak córka kupuje zabawkę. Następnym razem pewnie powie, że sami sobie ją rozwydrzyliśmy, bo kupujemy wszystko co chce 😂


Strasznie kombinuje, szuka przyczyny stresu Faustyny w nas, w naszej relacji małżeńskiej i nic nie może znaleźć. Już się nawet o finanse i seks dopytuje i też nic nie znalazła. Ciekawe czym nas następnym razem zastrzeli.


Pani psycholog jeszcze nie wie, że "problemy" Faustynki się cudownie rozwiązały po feriach, gdy się okazało, że Pani, ta która wg "nic nie znaczącego obrazka" zamiast zajmować się dziećmi siedziała z nosem w smartfonie już nie pracuje. Oficjalnie dostała pracę gdzie indziej, ale prawda jest pewnie taka, że inni rodzice zamiast latać z dziećmi tak jak my po psychologach, to poszli do dyrekcji i zrobili jak to się teraz mówi "gówno burze" i pani przedszkolanka wyleciała. 

W ogóle po feriach mamy inne dziecko. Wrócił apetyt, pięknie je. Nawet w przedszkolu gdy coś smakuje to prosi o dokładkę. Nie narzeka, że się nudzi. Nie trzyma się mnie kurczowo i nie muszę z nią siedzieć podczas oglądania bajki jak to było podczas ferii. Jedyne co, to nadal nie chce chodzić na religię, bo twierdzi, że boi się tamtej grupy.


Zobaczymy co psycholog jeszcze wymyśli. Na pewno jest wiele sensownych rzeczy, które nam podpowiada. Nie krytykuję jej w stu procentach. Zdaję sobie sprawę, że młoda dużo odziedziczyła po mnie i wiem, że muszę sama nad sobą pracować, żeby się nie stresować i nabyć więcej pewności siebie, ale  też wiem, że to się nie zmieni od pstryknięcia palcem i potrwa pewnie w chu...

Miłego!