poniedziałek, 27 stycznia 2014

Już się nie będę rozpisywać na temat tego jak było po świętach i po powrocie babci ze szpitala. Napiszę tylko, że siostra babci z daleka, bo mieszkająca ponad 500 km stąd miała przyjechać w odwiedziny, bo się martwiła. Kobieta ma około 70 lat i miała z mężem wsiąść w pociąg i przyjechać do szpitala, a moja teściowa kilkanaście km nie pojechała do rodzonej matki. Babcia 8 stycznia wyszła ze szpitala i wróciła do domu, ale nie wiem czy to przypadkiem nie było na jej odpowiedzialność, bo nadal jest jakaś taka żółta i bardzo dużo śpi, ale nauczyciele zaczęli robić problemy, że C nie ma od miesiąca zajęć, że ma niesamowite zaległości i jej nie sklasyfikują jak nauczanie nie będzie kontynuowane. W ogóle babcia miała się następnego dnia zgłosić na badania i do tej pory nie pojechała. Mój mąż ją każdego dnia namawia, proponuje, że zawiezie, ale teściowa jej nie chce puścić. Martwię się bardzo o babcię i nie rozumiem, że ona sama nie próbuje zadbać o siebie tylko tak córki słucha i jej usługuje. Przecież nawet był problem z wykupieniem leków, bo jak jechała do szpitala to córce na przechowanie dała pieniądze, a po powrocie już kasy nie odzyskała, musiała czekać tydzień, aż przyjdą pieniążki z emerytury.

Teraz sytuacja w domu wygląda tak, że i teściowa i babcia leżą i jedna przed drugą udaje bardziej chorą z nadzieją, że ta druga się ruszy. Wiadomo, jest jak dawniej - babcia wszystko musi zrobić. Może przez pierwszy tydzień mała trochę luzu, ale od nowa się zaczęło.
http://gifyagusi.pl/wp-content/uploads/2013/09/linie_snieg.gif



A już szkoda słów na to wszystko. Przejdę do przyjemniejszych rzeczy.

Dzisiaj nasz Mały M kończy dwa latka!!! Z tej okazji zabraliśmy go na weekendzie po raz pierwszy do Fantazji. Nie spodziewałam się, że będzie się tak ładnie bawił, bo jest obecnie na takim etapie, że boi się obcych i jest w stosunku do nich bardzo nieufny, a tu? Proszę. Dziecko zapomniało o wszystkich swoich lękach. Bawił się ładnie z innymi dziećmi, nawet tymi dużo od niego starszymi. Szalał w kolorowych kulkach, skakał na trampolinie i co najbardziej mu do gustu przypadło, jeździł w autkach z których mógłby nie wysiadać cały dzień. Całą sobotę spędziliśmy na zakupowych szaleństwach z naszym syneczkiem, a wczoraj wybraliśmy się na sanki, co też się M bardzo podobało.

g3ld1th5439f8qzrcp9

STO LAT SYNECZKU!!!

Kontur z motywem kwiatowym szczegóły w ksztaÅ‚cie serca  Zdjęcie Seryjne - 7404234

czwartek, 16 stycznia 2014

Babcia w szpitalu c.d.

Skończyłam ostatnio na tym, że A bała się spać na górze, jednak została do tego przymuszona. Nagle nie było, że rachunki za prąd są za wysokie, tylko u A w pokoju się świeciło, w przedpokoju się świeciło i na schodach też się musiało świecić całą noc. Chodziłam i średnio co godzinę gasiłam w przedpokoju i na klatce schodowej, która jest na przeciw naszego pokoju, bo M jest nauczony spać po ciemku i się po prostu budzi jak się gdzieś świeci, chce sprawdzać czy ktoś jest w korytarzu, nie może zasnąć, a i ja muszę mieć pogaszone do spania. Jednak co zgasiłam to przychodził teść i znowu świecił. Szlag mnie trafiał, bo jak spałam po 4 godziny na dobę tak teraz nie wiem czy było 3.

Na weekendzie pojechaliśmy z M do szpitala odwiedzić babcię. To był weekend przed świętami, więc w sobotę przy okazji się wyspowiadaliśmy, a w niedzielę byliśmy na mszy. W niedzielę nie czułam się zbyt dobrze, w ogóle widzę, że od miesiąca jazda samochodem mi nie służy, dlatego nie włóczyliśmy się długo po sklepach. Z resztą M też był w tym dniu jakiś taki niesforny, więc tylko zaliczyliśmy szpital, kościół i do domu. Już byliśmy w drodze powrotnej kiedy teściowa dzwoni do mojego męża, że się zasilacz od laptopa zepsuł i musimy się koniecznie wrócić kupić nowy. Mąż był nawet chętny, ale ja mu mówię, że mnie brzuch strasznie boli i że ja nie dam rady, więc jej odmówił. To znowu teść zaczął dzwonić o ten zasilacz. Mąż się dzieckiem zastawił, że M płacze i nie chce już po sklepach chodzić, że się jutro kupi. No ale ona musi mieć dzisiaj, bo bez laptopa to jak bez powietrza. Wysłała teścia po zasilacz. Nagle nie było, że sama w domu zostanie, bo nas jeszcze nie ma, ale jak chodzi o laptopa to się może poświęcić. Mąż mówi ojcu że najpóźniej za 30 minut dojedziemy do domu to zerknie czy to aby na pewno zasilacz się spalił i żeby ten jeszcze poczekał. Przyjechaliśmy do domu i się okazało, że to nie zasilacz i teść by tylko na darmo pojechał. Następnego dnia w poniedziałek jeździli po pracy za nowym laptopem i nagle była kasa jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, bo teściowa bez laptopa nie przeżyje doby.

Święta niestety spędziliśmy bez babci, a może i stety, bo teściowa by ją zaraz zagoniła do roboty, do garów. Choć tyle sobie babcia mogła odpocząć i faktycznie odpoczęła, bo mojemu mężowi opowiadała, że się teraz wyśpi, nie denerwuje się, nikt się z nią nie kłóci, zje sobie powolutku, na spokojnie jakieś dobre rzeczy. Mogła zadbać o siebie, wykąpać się, pokremować. Żyć nie umierać. A w domu to by jej się nawet nikt umyć nie dał, żeby wody nie marnowała. Mówiła też, że teraz się to wszystko zmieni, że już robić nie będzie, nadawała na córkę swoją, że się roboty nie chyci tylko cały dzień internet, ale jak ta do matki zadzwoniła, to już było w drugą stronę - "Córunia zadzwoniła, słabuje, biedna jest, musicie jej pomóc". Wielka córunia bo zadzwoniła, ale nie raczyła ani razu do matki do szpitala przyjechać.

Wigilia wyglądała ciekawie. Teściowa ugotowała barszcz biały Winiary z torebki i barszcz czerwony z kartonu Hortex. Teść zajął się rybami, a teściowa dzwoniła do matki zapytać się jak się pierogi gotuje. Kobieta 50 lat i nigdy w życiu nie gotowała pierogów, już nie wspomnę o samodzielnym przygotowaniu ciasta i ulepieniu ruskich czy z kapustą. Pierogi były gotowe, bo ruskie kupił teść, a te z kapustą zrobiła babcia jeszcze przed pójściem do szpitala i je zamroziła. Najśmieszniejsze było to, że teściowa siedziała na krześle przed kuchenką wpatrzona w te pierogi i dzwoniła co kilka minut do babci z tekstami "No, wrzuciłam", "No unoszą mi się już troszkę i co teraz?", "No wypływają i co?". Normalnie uwierzyć nie mogłam.

Po wigilii mąż zbierał się na pasterkę i jak już miał wychodzić to go matka zawołała do sypialni żeby jej hasło ustawił do laptopa i kazała wpisać jakieś "paintinger", "pantininger", jeszcze z jakimś numerkiem na końcu i mój mąż się jej pyta czy będzie pamiętać - ona że będzie. To ok. Wszystko działało, ale rano cyrk. Teściowa nie pamięta hasła! Mój mąż ani tyle. Co go obchodzi jakieś tam hasło, poza tym się speszył do kościoła, to nawet się nad tym nie zastanawiał, ustawił szybko takie jak chciała i pojechał. Zepsuli nam cały pierwszy dzień świąt. Teściowie zamęczali mojego męża żeby to hasło sobie przypomniał, no to pół dnia siedział w sypialni i próbował różne kombinacje, no ale ileż można. Powiedział matce żeby sobie na kartce spisała co by tam mogło być i po kolei wklepywała. No ale jej się przecież nie chce. Lepiej leżeć pod kołdrą. To potem było na mojego męża, że specjalnie założył takie hasło żeby ona nie wiedziała. No Boże Kochany! Ja wymiękam przy tych ludziach. A tyle razy już mężowi mówiłam, "Nie rób nic, nie pomagaj, bo potem i tak jest tylko na Ciebie". To potem teść odłączył internet, bo jak Niunia nie ma to nikt nie będzie miał i po zabawie. Mąż musiał cały wieczór i pół nocy spędzić nad hasłem, ale to i tak były nasze pierwsze od ślubu razem spędzone święta, bo mój mąż zawsze zawoził ojca do jego rodziców i tam siedzieli, teść się spił i go trzeba było przywieźć. A teraz teściowa go nie puściła, to i ja miałam swojego przy sobie. W drugi dzień świąt teść chodził obrażony, w ogóle się do nas nie odzywał. A po świętach jak gdyby nigdy nic zapakował się do samochodu i mój mąż go odwiózł do pracy. Jeszcze w święta teściowa nas chciała do babci wysłać, ale ja nie miałam siły, źle się czułam, to kazała żeby sam mój mąż pojechał, on powiedział, żeby się sama ruszyła, on codziennie jeździł od dwóch tygodni i by chciał choć jeden dzień odpocząć i że sam nie pojedzie, a mnie brzuch boli to zostajemy. A ona z tekstem "Jej to nie boli jak trzeba po sklepach chodzić". Bo ja to jestem z kamienia, mnie nie ma prawa nigdy nic boleć. Teściowa jest zawsze biedna, poszkodowana, słaba, ale ja to normalnie jestem maszyną ze stali. Nawet jak miałam wirus żołądkowy i przy tym 39 stopni gorączki i M (miał wtedy 9-10 miesięcy) i mojego męża dopadło to samo, to musiałam się sama zająć dzieckiem. Choć ledwo żyłam, to po schodach na kolanach wyłaziłam, ze łzami w oczach, wręcz się czołgałam żeby przynieść z dołu choć wodę do czajnika, żeby dziecko napoić. Nikt mi nie pomógł, nawet nie zapytał jak się czuję i czy w ogóle żyjemy jeszcze na górze. Każdy wyzamykany, teściowa żarła tylko kleik ryżowy za wczasu żeby biegunki nie mieć. Hipochondryczka. A przed ślubem mnie co niektórzy ostrzegali. Ale co? Zakochana, młoda. Myślałam - przecież z teściową żyć nie będę, poza tym trudno było uwierzyć, myślałam, że ludzie przesadzają. Przekonałam się niestety dopiero na własnej skórze.

piątek, 10 stycznia 2014

Trudny listopad. W grudniu babcia trafia do szpitala.

Długo mnie tu nie było, ale kompletnie nie mam czasu na prowadzenie bloga. A do napisania mam naprawdę sporo. Postaram się ostatnie dwa miesiące streścić w kilkunastu zdaniach.

Na przełomie października i listopada zaczęłam dostawać dziwne, anonimowe smsy na temat mojej teściowej i jej matki, o tym że są złodziejkami, że ukradły coś w jakimś sklepie, że mają sprawę na policji, że teściowa w liceum zaszłą w ciążę i usunęła i tym podobne teksty. Domyślam się że to moja matka komuś kazała takie rzeczy przysyłać, albo sobie kupiła komórkę i sama pisze. Mówiąc szczerze, mnie to nie obchodzi  co robi czy co robiła moja teściowa, to jest jej sprawa, przecież ja się za nią wstydzić nie będę. Mam swoje życie, swoje sprawy i swoje zmartwienia.

Później zaczęły się telefony od ojca, a myślałam, że po tej akcji z odsyłaniem moich rzeczy już sobie dali spokój.

Teściowa była chwilę spokojna jak dowiedziała się, że jestem w ciąży, ale długo to nie trwało, bo na początku listopada pojechaliśmy z mężem i M na zakupy i kupiłam sobie kozaki na zimę. Nie jakieś wypasione, ani drogie, bo kosztowały 30 zł na wyprzedaży, ale to wystarczyło żeby doprowadzić ją do białej gorączki. Ona jest zazdrosna o takie głupoty, błahe sprawy i przez swoją złośliwość daje mi to odczuć. Potem była wielce obrażona bo sobie skróciłam spodnie u krawcowej. Miałam 4 pary spodni do skrócenia, po prostu przez ostatnie 2 lata kupiłam sobie te 4 pary i teściowa zadeklarowała dawno temu (jak kupiłam pierwszą parę jeszcze w poprzedniej ciąży), że mi te spodnie skróci, po czym ja sobie je obcięłam i tak sobie czekały na obszycie przez 2 lata. Znalazłam je przez przypadek upchnięte z jakimiś ich rzeczami, pewnie z nadzieją, że zapomnę i spodnie zostaną na A albo C. Wkurzyłam się, zabrałam je i 3 inne pary, po czym pojechałam z nimi do krawcowej. Teściowa się do nas z 2 tygodnie nie odzywała i babcie też nastawiała przeciwko.

Któregoś dnia teściowa wyjechała do mojego męża z tekstem: "Skarbuje bo jest kasa" - od kiedy pamiętam mówię do mojego męża "Skarbie" i nie ma to związku z pieniędzmi, bo ja nie jestem taka jak ona. No ale cóż, człowiek mierzy drugiego swoją miarą.

Teściowie byli na balu andrzejkowym i po powrocie dowiedziałam się, że mój M nie chodzi i nie mówi. Ponoć moja matka takie ploty rozsiewa po całej miejscowości.

Na początku grudnia dostałam bardzo silnego bólu brzucha, normalnie zwijałam się w przedpokoju na górze i nawet nikt nie słyszał jak wołałam o pomoc, bo tak byli na dole zajęci awanturami. Przeleżałam tak zapłakana kilkanaście minut i dopiero jak A wychodziła na górę, to krzyknęłam żeby szybko pobiegła po mojego męża. Gdy przyszedł pomógł mi wstać i zaprowadził do pokoju. Mieliśmy jechać do szpitala, ale ból był tak silny że nie byłam w stanie się ruszyć, więc tak przeleżałam, aż trochę minął. Nie było plamienia, ruchy dziecka czułam dobrze, więc nigdzie nie jechaliśmy wtedy. Następnego dnia miałam wizytę u ginekologa i wszystko było ok.

Okazuje się, że babcia ma żółtaczkę. Ma intensywnie żółte zabarwienie skóry, normalnie jakby ją ktoś pomalował farbą. Mój mąż  na to, że ją trzeba zawieźć do szpitala. Teściowa zaczęła rozradzać, bo może przejdzie i strasznie nie chciała dopuścić do tego żeby babcia pojechała, bo by służącą straciła. Mój mąż nie dał za wygraną, bo widział, że z babcią jest źle. Kazał jej się przygotować, wziąć jakieś ubrania na zmianę i najpotrzebniejsze rzeczy, bo na pewno ją w szpitalu na kilka dni zostawią. Co się jeszcze okazało - babcia sikała na czarno już od prawie trzech tygodni i od trzech dni już była żółta, ale nikt nic nie powiedział, bo teściowa nie zostanie bez niej w domu. W szpitalu lekarze ochrzanili babcię, że tyle czasu zwlekała i się powinna cieszyć, że w ogóle żyje, albo nie zapadła w śpiączkę. Porobili jej badania i chcieli zostawić na oddziale, ale ona nie była przekonana. Lekarz się jej pyta czy zostanie, ona na to że nie wie, on że musi odpowiedzieć tak albo nie, a ona że dalej nie wie, że się boi zabiegu. Lekarz na nią nakrzyczał, że zabiegu się boi, a śmierci się nie boi. Ona na to że jak musi to zostanie, a lekarz, że nie musi, że to jest jej decyzja i musi zdecydować sama. A ona że ona musi do córki zadzwonić się zapytać.No ludzie drodzy, głupota! Ona się będzie pytać córki czy zostać w szpitalu i się poddać leczeniu, czy wrócić do domu, bo sobie córcia bez niej nie poradzi i być może nie przeżyć najbliższej nocy. W końcu w szpitalu została, ale teściowa ją nastraszyła zabiegiem, że się może nie wybudzić. I tak się okazało, że zabiegu nie było, ale teściowa udawała że się zamartwia i jest słaba strasznie przez to. Teścia do pracy nie puściła, musiał w poniedziałek brać urlop. Ona cały dzień leżała. Jak do niej zajrzałam, bo pobiegłam za M do sypialni to zaczęła gadać jak to się martwi, bo by się babcia z zabiegu mogła nie wybudzić, a ja na to że tak głupio myśleć nie można i sobie dała spokój z takimi gadkami. Miałam ochotę jej wygarnąć, że jakby się o matkę martwiła, to by ją już dawno osobiście do szpitala zawiozła, albo chociaż do lekarza jak tylko babcia na czarno sikać zaczęła. A ona jej tylko wmawiała że samo przejdzie. Poza tym jakby się martwiła to by w ciągu tego weekendu co babcia w szpitalu leżała i na zabieg czekała, choć raz do matki przyjechała, a ona przeleżała w łóżku z laptopem na kolanach twierdząc, że "słabuje".

Babcia w szpitalu spędziła miesiąc. Jaka nagle synowa w tym czacie się  okazała dobra i do rany przyłóż, bo teść musiał w końcu wrócić do pracy i nie miał kto herbaty do sypialni przynieść. Już teściowa nie cwaniakowała. Odmówiła wszystkich nauczycieli do C, bo kto drzwi im otworzy jak babci nie ma? Teściowa do ganku nie wejdzie, bo by zapalenia płuc przecież dostała, poza tym ona się musi do 11 wyspać a nie do nauczycieli wstawać rano, albo nie daj Boże coś sprzątnąć. Teść jak nigdy do domu musiał wracać o 14 mimo że pracuje do 15 i w czasie pracy też musiał przyjeżdżać do domu służbowym samochodem (13 km), bo przecież Niunia się źle czuje i trzeba jej śniadanie zrobić, herbatę przynieść, psa wyprowadzić, w piecu napalić... Teść nagle musiał przejąć obowiązki babci, ale i tak nie wszystkie, bo dziewczyny myły na zmianę naczynia, C kilka razy ziemniaki oskrobała, a teściowa palcem nie ruszyła przez ten czas. Wstyd! Przez cały miesiąc ani razu matki w szpitalu nie odwiedziła. Jeszcze większy wstyd! Mój mąż jeździł codziennie po pracy do babci, pytał co jej potrzeba, kupował wodę jakieś tam ciastka, jechał drugi raz i do domu wracał dopiero o 19-20. Wkurzało mnie to przez pierwszy tydzień (później się przyzwyczaiłam), bo to nienormalne żeby wnuk jeździł codziennie i tak dbał, a córka w domu leży. To nawet ja z M potrafiłam się zebrać i do babci pojechać 4 razy.

Straszny problem był z A, bo spała zawsze z babcią w pokoju obok naszego, a teraz ją strach obleciał i się bała spać na górze. Co noc uciekała do sypialni, niemiłosiernie się przy tym tłukąc o 1-2 w nocy. Spała z rodzicami, ale do czasu, bo któregoś dnia zwymiotowała (jakieś zatrucie albo wirus żołądkowy) i wyleciała na zbity pysk. Musiała się przenieść na górę, bo się teściowa przestraszyła, że się zarazi i się wyzamykała na dole a teść A przeprowadził na górę, dał jej wiadro na sikanie,  bo miała zakaz nawet do ubikacji zejść. Zastanawiam się co by było jakby A miała 3 lata a nie 13. Zamknęli by ją na klucz na górze samą bez opieki? Jak była babcia to się zawsze ona w takiej sytuacji zajęła, ale co gdyby jej nie było? Teściowa by malutkie dziecko zostawiła na pastwę losu.
--------------------------------------------------------------------------------------------

 Widzę, że tego naprawdę dużo, więc podzielę na części.

CDN