sobota, 16 marca 2013

Wszyscy chcieli dobrze, a wyszło jak zawsze.

Teściowa mnie wczoraj bardzo zdenerwowała. Robiłyśmy razem z babcią (ja + matka teściowej) na obiad krokiety. Wyszło 11 no i tak pomyślałyśmy, przeliczyłyśmy i stwierdziłyśmy, że mało i trzeba dorobić, żeby wystarczyło dla KAŻDEGO (teść sam zje 6-7). Więc babcia dorobiła naleśników, ja wyzawijałam. No ok. Jak mąż i teść wrócili z pracy to babcia podpiekła i postawiła na stole. Mąż sobie nałożył, ja zjadłam dwa wcześniej i poszłam z dzieckiem na górę. Potem mąż przychodzi i mówi że cyrk był na dole, bo jego matka coś zaczęła szeptać do babci. Skojarzył że to może o te krokiety chodzi i nałożył ojcu na talerz i zaniósł mu do pokoju. Teść na to z duma że on "z taką łaską to nie chce!". W ogóle z jaką łaską. O co chodzi? Co ona nagadała? Mąż powiedział ojcu żeby nie słuchał bzdur co ona gada, bo ona sama szuka problemów i próbuje wszystkich skłócić. Ponoć chodziło o to że sie jakoś krzywo patrzymy żeby nie brała tych krokietów. Ja nie rozumiem, bo nawet mnie nie było przy tym. Więc kto się niby krzywo patrzył. Poza tym sama chciałam więcej dorobić żeby wystarczyło jak wcześniej pisałam DLA KAŻDEGO. A tu taki cyrk. Zdenerwowała mnie, już cały wieczór chodziłam podenerwowana.