W poniedziałek syn miał pobierany materiał (krew) do badań genetycznych.
To było straszne! Tak bardzo się bronił. Pogryzł i skopał pielęgniarkę. Tak przeraźliwie krzyczał! Łzy cisnęły mi się do oczu. Faustynka blada i przerażona wszystko widziała, bo mąż nie dostał urlopu i musiałam dać sobie radę sama. Swoją drogą - kiepsko u pań pielęgniarek z umiejętnością pobierania krwi. Tu i tak nie było jeszcze najgorzej, bo za drugim wkłóciem krew zaczęła lecieć, ale jak kiedyś robiliśmy badania tarczycowe Maciusiowi to panie nie mogły sobie dać rady a trzymałyśmy go we trzy, czwarta pobierała (kilka razy się wkłówała). Ja poinformowałam panie pielęgniarki, że łatwo nie będzie, bo to dziecko z autyzmem, a mimo to ta najstarsza zaczęła się na Młodego drzeć. Żałuję że nie złożyłam wtedy nanią skargi. Chciałam to zrobić, ale mąż mi to wybił z głowy. Zdaję sobie sprawę, że dzieciom nie jest łatwo pobrać krwi, ale jak mężczyzna raz w szpitalu Maciusiowi pobierał to zrobił to bardzo sprawnie i za pierwszym razem. Ja przecież się nie kręce gdy mam pobieraną krew a coniektóre panie też nie mogły mi pobrać, tylko kilka razy się wkłówały po czym zostawały mi piękne krwiaki 10x10 cm.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz