środa, 15 listopada 2017

Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale...

Młodzieży, wstyd mi za Was.

Nie pisałabym tego tekstu gdyby taka sytuacja miała miejsce 2-3 razy, ale zdarza się niestety nagminnie, a ostatnio nawet codziennie.
Jadę komunikacją miejską z dwójką dzieci - stoimy. Jedną ręką trzymam jedno dziecko, drugą drugie i brak mi już trzeciej ręki. Staram się jakimś cudem utrzymać równowagę siłą napiętych wszystkich swoich mięśni. Pocę się przy tym jak diabli i modlę abyśmy się nie przewrócili, a jeśli nawet to aby dzieciom nie stała się przez to krzywda. Wierzcie mi, że nie chodzi tu o to, że jestem jakąś lalunią z porcelany i chcę posadzić dupsko. Nie! Chodzi o dzieci. Gdyby choć Młoda mogła usiąść mogłabym się czegoś złapać i trzymać Maciusia żeby on się nie przewrócił. Sorry, ale nie trzeba być specjalistą, żeby się zorientować, że mój syn jest dzieckiem wymagającym. Wystarczy zerknąć i posłuchać, bo nie zachowuje się jak normalne zdrowe dziecko. A najbardziej mnie jedna sytuacja rozwaliła - gramolę się z dziećmi w stronę jedynego wolnego miejsca, a pewien młodzieniec, rozpychając się potwornie, wyprzedził mnie i w podskokach udał się na owe siedzonko. Thanks... Niestety ta sytuacja przytrafia się nam bardzo często.

W przed Dzień Nauczyciela, kiedy to jechałam z dziećmi obładowana (+ 2 plecaki, + moja torba), bo jeszcze z upominkiem dla Pani terapeutki w torbie prezentowej, nikomu do głowy nie przyszło, żeby nam ustąpić. Dopiero gdy jedno miejsce się zwolniło usiadł na nim syn, a gdy zwolniło się kolejne miejsce (niestety po przekątnej), chciałam posadzić na nim córkę w odległości 2 metry od syna i stałam tak pomiędzy z rozpostartymi rękami, żeby żadne nie poleciało na twarz. Syn dostał szału i zeskoczył ze swojego miejsca, bo on nie będzie tak daleko siedział. Autobus oczywiście wypchany jak zawsze w godzinach porannych. Łzy cisną mi się do oczu. A Panowie około trzydziestki siedzą sobie elegancko swoimi szanownymi kuprami, a było ich sześciu w bliskiej odległości od nas. W końcu nie wytrzymałam i poprosiłam delikatnie jednego z Panów, żeby się zamienił z moim synem na miejsca. Ustąpił. Podziękowałam.

Wczoraj miałam ogromną ochotę zrobić zdjęcie i to takie z flashem, niestety wszystkie ręce miałam zajęte. A obraz był mniej więcej taki: Tył autobusu - 9 młodych osób w przedziale wiekowym od 17 do 25 lat, siedzą z nosem w swoim smartphonie każdy z nich. No ok. Pewnie nie widzą, ale cisza jest jak makiem zasiał i słychać, że dzieci wsiadły do autobusu i widać jak się w tym autobusie poniewieramy.

Coraz częściej się zastanawiam - jak to jest? Ja ustępowałam zawsze miejsca osobom starszym, matkom z dziećmi czy osobom niepełnosprawnym. Przecież to jest normalne, przecież tak się robi! Dzisiaj młodzież tego nie wie? W lesie się wychowują czy o co come on? Z roku na rok jest coraz gorzej. Większość swojego życia przejeździłam autobusami i to jest jakaś masakra. Wsiada do autobusu stara babcia i kto jej ustępuje? Ja z dwójką dzieci, jeśli udało mi się w ogóle zająć jakieś miejsce. W zaawansowanej ciąży byłam i nikt mi nie ustąpił, a jeździłam prawie codziennie, bo studiowałam.

Ludzie! Pomagajmy sobie na wzajem!!!

9 komentarzy:

  1. Wow, nie wiem gdzie mieszkasz, ale ja często obserwuję jak młodzi ludzi ustępują miejsca osobom starym, chorym, kobietom w ciąży czy matkom z dziećmi właśnie.
    Z mojego doświadczenia najbardziej niechętne do ustępowania miejsc są kobiety po 50, które nie raz bez problemu mogłyby postać te 2-3 przystanki.

    Myślę, że w Twojej sytuacji najlepiej jest po prostu każdorazowo poprosić o ustąpienie miejsca dla dzieci, zwłaszcza że sama przyznajesz, że choroba Twojego syna jest widoczna dla postronnych.
    Tak jak z wszystkim musisz o siebie zawalczyć, a widać że ewidentnie masz z tym problem, nawet w codziennych sytuacjach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze 2-3 lata temu miałam dokładnie takie spostrzeżenia jak Ty, dlatego nigdy nie sądziłam że kiedyś powiem cokolwiek złego na młodych ludzi. Zawiodłam się.
    Tak masz rację. Będę prosić o ustąpienia miejsca. Przecież dzieci są najważniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm...Życzliwa - serio uważasz,że w tej sytuacji problemem jest ,że autorka NIE PROSI o ustąpienie miejsca?!?!
    Serio??
    A to przepraszam w autobusach to jeżdżą ślepi i głusi ?!?( Kolokwialnie pisząc)
    Netka

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlatego warto zwracać uwagę i wychowywać tych niewychowanych. Błędem jest to że nikt nie upomni się o miejsce dla matki z dzieckiem tylko się czeka aż sama młodzież ustąpi. Nie - nie ustąpi bo teraz mało kto tak dzieci wychowuje. Zwracaj uwagę i proś o miejsce - samo się niestety nie zrobi.

    OdpowiedzUsuń
  5. A no niestety.. taki mamy klimat (w domyśle - takie mamy czasy). :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście, że nie powinno to tak wyglądać. Poza tym ja czyichś dzieci nie wychowam prosząc u ustąpienie miejsca. Sami z siebie powinni to wiedzieć i śmiem twierdzić że wiedzą tylko im się po prostu nie chce.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy warto? Gdyby chcieli to by ustąpili, a oni nie chcą i wydaje mi się że wychowanie nie ma tu nic do rzeczy.
    A plan mam taki: Pomysł mam na plakat, który zamierzam wykonać w wolnym czasie i zanieść do ZTMu. Jeśli poprą mój pomysł i pozwolą takie plakaty umieszczać na przystankach, to będę usatysfakcjonowana.
    A prośbą o zwolnienie miejsca wiadomo swoją drogą.

    OdpowiedzUsuń
  8. No taki, niestety...
    Na ziemi bycie dobrym się nie opłaca. Przekonałam się już o tym setki razy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie twierdzę i nie uważam, że to zachowanie Żony jest problemem, ale zaciskanie zębów i stanie też nic nie da. Wydaje mi się, że jeżeli poprosi się kogoś o ustąpienie miejsca, to większości osób robi się głupio, że wcześniej nie ustąpili. Oczywiście od wyjątków są reguły.
    Jako osoba, która swojego czasu podróżowała tylko komunikacją miejską, wiem co to są nagłe hamowania i inne takie i mając dwójkę dzieci po prostu poprosiłabym o ustąpienie dla nich miejsca.

    OdpowiedzUsuń