poniedziałek, 17 września 2018

Dzisiejszy dzień zaczął się dobrze :)

Dzisiaj Faustynka bardzo chciała iść do przedszkola i to mimo kataru. Myślałam o tym żeby ją zostawić dziś w domu, żeby się wykurowała, ale ona mnie zapewniała, że dobrze się czuje, nic ją nie boli, Hania już jej nie bije, a to tylko katarek, no to ok. Odstawiłam ją do przedszkola.

Skąd ta zmiana? Nie mam pojęcia, ale bardzo się cieszę. Widocznie Faustynka potrzebuje więcej czasu aby się otworzyć, a ja być może za wcześnie wpadam w histerię. Ciekawe jak będzie z jedzeniem i korzystaniem z toalety. Młoda się upiera, że nie będzie w przedszkolu jadła, bo nie lubi i sikać też nie pójdzie.

Zobaczymy co dziś Panie powiedzą. Tak bym chciała, żeby Faustynka poczuła się w przedszkolu swobodnie, bez stresu i zaczęła nawiązywać kontakt z innymi dziećmi i Paniami.


Maciuś ma być badany pod kątem gotowości szkolnej, ale Panie, co mnie zaskoczyło, twierdzą, że się nadaje. No to tylko się cieszyć, choć szczerze mówiąc jestem w szoku, bo wg poprzedniego przedszkola nawet mowy nie było o szkole, a nawet o przedszkolu integracyjnym.



24 komentarze:

  1. Ja wiem po sobie, że z pójściem do szkoły lepiej się nie spieszyć... U mnie takich badań nie było ale dopiero jakoś w wieku 7 lat poczułam się pewniej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tak myślę, żeby się nie spieszyć. Syn akurat jest w tym wieku że za rok powinien być już w podstawówce, ale z uwagi na autyzm może być odraczany i uważam że na dzień dzisiejszy powinien być odroczony. 2 lata temu dopiero zaczął mówić i obecnie składa zdania, ale często niepoprawnie, np w złej osobie.

      Usuń
  2. Warto zapytać na jakiej podstawie tak uważają :) co jest na tak, a co na nie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno porozmawiam na ten temat z Paniami i powiem też swoje zdanie na ten temat ;)

      Usuń
    2. Jestem pedagogiem, może słabo to zabrzmi o nas... Ale czasem sobie nauczycielki wymyślają, albo chcą pozbyć się dziecka i przepchnąć. A czasami jest niewiedza, niektóre przedszkola mnie przerażają. Pracowałam i od kuchni nie podoba mi się to. Nie wszędzie ale w większości. Ja już przeżywam, że tam będę zmuszona posłać syna :/

      Usuń
    3. My właśnie zmieniliśmy przedszkole. Syn uczęszczał do przedszkola terapeutycznego (specjalnego) - cierpi na autyzm. Nie robił już w ostatnim roku postępów, stał w miejscu więc postanowiliśmy przenieść go do integracji. Jesteśmy póki co bardzo zadowoleni :) A Panie muszą z Maciusiem popracować, lepiej go poznać. Pobadają i zobaczymy co stwierdzą.

      Usuń
    4. A było prywatne? Jestem pedagogiem specjalnym ;) Pracuje z autystami. Za to w prywatnych takich przedszkolach mam słabe doświadczenia, u nas jest sieć taka znana... I masę fajnych zdjęć na fb, a jak pracowałam to się zawiodłam. Dzieci są pozowane do zdjęć, robią codziennie jakieś a potem nic z tymi dziećmi nie robią ;/

      Usuń
    5. Kurczę, jak miło. Wyczytałam że jesteś pedagogiem, ale że specjalnym to nie wiedziałam :)

      Zarówno poprzednie przedszkole jak i obecne są niepubliczne.
      Maciuś 3 lata temu zaczynał w integracji i mimo że z przedszkola byliśmy zadowoleni to z synem nie było w ogóle kontaktu, więc przenieśliśmy go po pierwszym półroczu do przedszkola terapeutycznego i było dobrze. Z czasem robił postępy, ale zmienił się dyrektor i ten nowy był nastawiony na szesanie kasy a nie terapię dzieci :/

      Syn zaczął mówić. Postępy były mega duże, ale rok temu stanął w miejscu. Miałam wręcz wrażenie że ja z nim więcej w domu pracuję niż te wszystkie terapeutki tak i syn lepiej zachowywał się w okresach chorobowych czy feriowych jak nie bywał w przedszkolu, poza tym w pewnym momencie strasznie nie chciał tam chodzić.
      To była męka.
      W poprzednich wpisach poczęści Opisałam jak to wyglądało.

      Usuń
    6. Jak znajdę chwilę to poczytam chętnie :) Mnie krew się gotuje na pewne placówki... U nas nawet naciągają na szczepionkę, że wyleczy się nią autyzm... I ludzie zbierają, naiwni wierzą, że dziecku pomogą. A nie ma czegoś takiego jak lek na autyzm... I teraz robię mgr w innej uczelni i już wiem skąd się tacy specjaliści biorą ;/ wiele studiów to pic na wodę, aby kasę wziąć... A potem tacy pracują...

      Usuń
    7. Masakra, to już przegięcie z tymi szczepieniami.

      Usuń
    8. Niestety... U nas cały system taki kuleje...


      Pozwolisz, że odniosę się tutaj do Twoich komentarzy? Bardzo mi miło, że przeczytałaś tyle moich postów wstecz :) Chciałabym na nie odpowiedzieć, a wydaje mi się sensowne by zrobić jeden zbiorczy :)

      Jeśli chodzi o małżeństwo, jesteśmy razem już osiem lat przeszło. 3 lata jesteśmy małżeństwem, nawet podwójnie braliśmy ślub :) Było wiele ciężkich chwil w moim życiu, jego życiu i rozmowa i wsparcie to coś dla nas bardzo ważnego. Jednak nad tym pracowaliśmy lata. Byliśmy też związkiem na odległość przez prawie 5 lat. Odkąd mieszkamy ze sobą, jesteśmy na swoim garnuszku i mamy tylko siebie - nie było nigdy lepiej. Jest po prostu cudownie pod każdym względem. Oboje odcięliśmy się w pewien sposób od naszych rodziców.

      Usuń
    9. Co do toksyczności rodziny... Mam brata. Niby asperger - nie jest nim, to trochę choroba psychiczna plus rozpieszczenie przez moją matkę. Ona upośledziła go życiowo. Nie dała na niego nawrzeszczeć ojcu, tłumaczyła go ze wszystkiego, odrabiała za niego lekcję, wyręczała go we wszystkim... Doszło do tego, że jak jemu się nic nie chciało (czyt. chodzić do szkoły), to tak załatwiła by szkoła przychodziła do niego... Co skonczyło się bez matury, bez pełnych kwalifikacji zawodowych i jeszcze z mega słabymi ocenami, na które ona była oburzona. Ale jak mieli stawiać 5 jak on nawet w domu miał często problem by cokolwiek zrobić? Ona sama jest chora, po dwóch zawałach, z problemami z tarczycą i neurologicznymi. Mój brat ma 21 lat i siedzi w domu, ma jakieś 600 zł renty (ma nieźle w papierach napisane :P) i ona powtarzała, że on teraz pracować nie może bo MUSI ODPOCZĄĆ po nauce... Mhm :) Mam z nią kontakt, ale jest 500 km stąd, wszystko się kręci wokół mojego brata. Co z tego, że ja mam studia, pracę w zawodzie, własne "m". Nigdy nic na to nie powie, mój brat jest mądrzejszy i lepszy. O to mam żal. Teraz trochę wnukiem się przejęła. Teście za to... Lubię teścia, teściowa to alkoholiczka, w końcu straciła pracę - była administratorką w szkole. Byłam w szoku ile można pić i "pracować". Mózg wyżarty przez wódę. Mamy jako tako kontakt. Jak poproszę o pomoc to teść pomoże. Nigdy się nie wtrącają do nas, jak mają sugestie to czasem delikatnie chcą dać radę ale nic na siłę, wszystko w dobrej wierze. Nie potrzebuję wielkich kontaktów. Ale mamy swoją przestrzeń, swoje życie i swoją tworzącą się rodzinę :)

      Usuń
    10. Co do ciąży i endometriozy... Ja leczę się 8 lat - od początku związku :) Gdyby nie wsparcie męża... Nie wiem czy dałabym radę. Dużo bólu, strachu... On mnie namawiał na leczenie i w tym wspierał. Bo 5 lat temu okazało się, że tabletki nie wystarczają różnej maści. Wycięto mi jajnik, przydatki. Pół roku miałam wyjęte z życia, musiałam rzucić studia. A jeszcze różne problemy rodzinne się do tego nałożyły. I dostałam wybór jak wszystkie kobiety wtedy "teraz dziecko albo nigdy". Wybrałam nigdy... Choć bardzo chciałam być mamą. To nie był czas, nie miałam sił nawet, przyszłości. Różnie się żyło, ale po 5 latach już miałam dość hormonów, a stabilizacja i bajkowe życie sprawiło, że chciałam jeszcze małego człowieka. Z mężem nie raz rozmawialiśmy o adopcji, ale wiadomo... Chce się mieć własne, ta krew, geny itp. Odważyliśmy się spróbować. Chciałam znaleźć dobrego lekarza co skończyło się na tym, że sama sobie poradziłam - dosłownie. Bo wydawaliśmy na leki, badania po 1500 zł miesięcznie, przez pół roku... A słyszałam, że mam zrosty, że mam mięśniaki i wiele innych dziwnych rzeczy. Byłam zdrowa. A gdyby nie wspaniałe leczenie to w ciążę zaszłabym dużo wcześniej. A jeszcze każdy lekarz mówił "nie ma owulacji", badania, wykresy pokazywały co innego. Nawet na końcu jeden powiedział "nawet in vitro tu nie pomoże", a 14 dni później byłam w ciąży :P Ciąża przebiega książkowo. Mały rośnie pięknie i wszystko rozwija się prawidłowo.
      Współczuje Ci wymiotów, u mnie zawroty głowy, wymioty były tak do 17tc a potem koło 23 wróciły na tydzień. Mąż musiał zwalniać się z pracy i mną się zajmować bo do łazienki nie byłam wstanie dojść ;/ Ale teraz czuje się świetnie, seksi, piękna i w ogóle pełna energii. Te infekcje mogłyby tylko zniknąć co chwila. Mimo to myślę o drugim dziecku, na początku nie byliśmy pewni ale teraz chcemy bardzo.
      I mam zakaz współżycia na dwa tygodnie - męka okropna, bo teraz jest tak inaczej, cudownie, orgazmy inne, lepsze :) jest też taka inna miłość w nas, jesteśmy szczęśliwi, tacy pełni. Nie dzięki dobrej pensji, dobrej passy a właśnie dzięki naszemu maleństwu. Pozostaje się przytulać i znaleźć inne sposoby ;)

      Usuń
    11. Przepraszam, że tak ale inaczej nie dało się takiego długiego komentarza wkleić :P

      Usuń
    12. Nie przepraszaj. Bardzo mi miło że że chciałaś mi się zwierzyć.

      Bardzo się cieszę że układa Ci się w małżeństwie. Prawda jest taka że wszystko inne nie ma znaczenia, gdy Wy razem we dwoje tworzycie zespół i wspieracie się wzajemnie. Razem możecie przezwyciężyćwwszelkie przeciwności. Chciałabym aby moje małżeństwo takie było (na początku było). Masz wspaniałego męża! Mój nigdy nie wziął wolnego w pracy ze względu na mój zły stan zdrowia nawet w ciąży :( Oby więcej było takich facetów na świecie jak Twój mąż. I aby po porodzie się nie zmienił, żeby nie zaczął uciekać z domu w pracę, bo u nas niestety to tak wyglądało :( W najtrudniejszych chwilach zostałam sama.

      Rozmawiajcie dużo o niedalekiej przyszłości, jak przyjdzie na świat dziecko, żeby rzadne z Was się nie poczuł się rozczarowane.

      Życzę dużo szczęścia i miłości i orgazmów ;) Bardzo się cieszę że są takie małżeństwa!
      Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia! Dla Was i maleństwa!

      Usuń
    13. Acha, nie napisałam jak to było u mnie. Nie znamy się więc najkrócej jak potrafię spróbuję streścić moją historię.

      Toksyczną matka niszczyła mnie całe życie, ma coś nie tak z głową, choroby psychiczne (w tekstach z 2011-12 roku znajdziesz dokładnie jeśli by Cię to interesowało), ojciec uciekał w pracę i alkohol, nie interesowało go co się w domu dzieje. Byłam jedynaczką.

      W końcu poznałam mojego męża. Bardzo walczyliśmy o nasz związek. Pobraliśmy się i próbowaliśmy mieszkać z moimi rodzicami, ale się nie dało. Gdy zaszłam w ciążę (prawie rok po ślubie) matka dostała szału. Wprowadziliśmy się do teściów, ja strasznie źle znosiłam ciążę. Myślałam, że teściowa jest ok, bo udawała spoko babkę, ale na odległość nie było trudno udawać. Problemy zaczęły się gdy u teściów zamiekszaliśmy. Urodziłam syna i zostałam całkiem sama. Przeszłam piekło. Teściowa ryłam mi w małżeństwie. Z mężem oddalaliśmy się od siebie. Byłam ciągle sama, na łasce obcych ludzi z teściową kopiącą podemną dołki.

      Z synem było coś nie tak. Niewiadomo co. Podejrzewałem autyzm. Mój stan psychiczny bardzo się pogorszył. Prawdopodobnie wtedy wpadłam w depresję. Zaszłam w drugą ciążę, którą też źle znosiłam, głównie psychicznie. Zero wsparcia męża, pomocy skądkolwiek. Urodziłam. Bez pracy, zależna od męża. Nie miałam nawet dokąd pójść. Dom matki? Średnio... Szczególnie że u syna zdiagnozowano autyzm.

      Terapię, diagnostyka, specjaliści.
      Nie sądziłam że syn kiedykolwiek zacznie mówić. Uczyła go literek, bo myślałam że będziemy się porozumiewać pisemnie. Dużo go nauczyłam :)
      Zaczęliśmy się z mężem zbliżać. Zaczął mi pomagać. Otworzył oczy i zobaczył jaką złą suką jest jego matka.

      Gdy Maciuś zaczął przedszkolę ja odżyłam bo zaczęłam wychodzić z domu, z tego domu wariatów.

      Zaczęły się bóle (zawsze były bóle, ale nie takie, teraz ketonal nie pomagał), potworne bóle wykręcające wnętrzności. Endometrioza. Leczenie hormonalne. Półtora roku na tabletkach. Od ponad pół roku jestem bez leków i pierwsze miesiące były znośne, ale znowu jest coś nie tak. Niedługo mam wizytę u ginekologa. Ja już więcej ciąż nie planuję więc jeśli by chcieli to mi mogą wszystko wyciąć.

      Moi rodzice z którymi przez lata nie miałam kontaktu, założyli mi sprawę w sądzie, która ciągnęła się rok, ale nic nie ugrali.

      Syn robił postępy - o tym już Ci pisałam.
      Teraz mamy problem z córką - podejrzewam mutyzm wybiórczy.

      Kupiliśmy mieszkanie i czekamy na fachowców od remontu i mam nadzieję że za kilka tygodni nie będę musiała teściów oglądać ;)

      Od roku chodzę na terapię do psychologa.

      Z mężem relacje się szczególnie w ostatnim czasie poprawiły, choć jakiś tam żal głęboko został i się przypomina w sytuacji gdy z męża czasami wychodzi cham, ale to już rzadko. Pracujemy nad tym.

      Powtórzę się - zazdroszczę orgazmów. Ja już nie pamiętam co to znaczy. Podejrzewam że przez te złe relacje przez tyle lat.

      Usuń
    14. Wielki skrót ale domyślam się ile przeszłaś :( Przykro mi... Ja z teściami mieszkałam rok - nigdy więcej z nikim :) To bardzo niszczy małżeństwo.
      Mój mąż, nawet jak nie był mężem to dbał o moje zdrowie i pomagał ze wszystkim. Potrafił zawalić studia, przejechać 500 km i zostać przy mnie po operacji by np. robić za mnie jakieś rzeczy - mimo, że mieszkałam z rodzicami. Zawsze był podział obowiązków. Odkąd odstawiłam leki non stop mnie wyręcza we wszystkim. A przed bywały dni, że po pracy padałam. Sam dbał o jakiś obiad, sprzątanie itp. Moi jak i jego rodzice powtarzali "jak on ma być ojcem?!", że niby dziecinny, że niedojrzały... Zupełnie nie znają go :) Może jest "głupkowaty" taki ma humor, ja też. Jesteśmy pod tym względem specyficzni ale dojrzali. Mąż chodził ze mną na szkołę rodzenia, ćwiczył sobie na lalkach, garnie się do dzieci, a możemy ćwiczyć tylko na synu kuzyna :P Miałam jakieś drobne wątpliwości co będzie potem... Bo słyszałam,że różnie bywa. Męża jestem pewna jak nikogo innego, zawsze byłam pod wieloma względami. Już mówi o spacerach, przewijaniu, wstawaniu w nocy. Łóżeczko będzie po jego stronie i on będzie miał bliżej. Termin porodu mam taki, że on będzie miał wolne, a pracę na tyle dogodną, że jak nie urlop to homeoffice i będzie z nami dość długo na początku. A pierwszy raz w życiu zachwycał się praniem bo były to ciuchy młodego :)
      Teraz korzystamy ile da się z randek i bliskości, a potem już mam "zabukowaną" koleżankę do niańczenia na wyjście do kina na nasz film :) Rozmawialiśmy, że żadne nie odtrąci drugiego (matki uwielbiają brać dzieci tylko dla siebie i odtrącać męża). No i mój mąż nauczył się gotować :P sam sobie robi już obiady do pracy, obiady dla mnie, sprząta całą chatę bym ja nie wąchała chemii w ciąży. Jest wspaniały. Moja mama nie raz mi to powtarza jak słyszy, że ja leżę a on tam szoruje ;)

      Co do lekarza i endometriozy... co jakiś czas się "budzi", więc trzeba kontrolować, ale oni odchodzą od wycinania już dawno.

      Usuń
    15. Bardzo się cieszę że jesteście takim zgranym zespołem ;)
      No i zazdroszczę w pozytywnym sensie ;)

      Usuń
    16. Lata pracy nad sobą i nad nami :P ale żeby nie było... Też się żremy, tylko my mamy specyficzne poczucie humoru i odreagowujemy na stres poprzez takie ala kłótnie nie naprawdę. W sensie jest krzyk, wyzwiska ale żadne z nas nie bierze tego do siebie, nawet zaraz się śmieje ja czy on z tego. Woła na mnie zołza, zło świata a jednocześnie przytula i całuje :)

      Usuń
  3. Całe szczęście, że ty Maciusia z tamtego przedszkola zabrałaś. Warto słuchać intuicji i "słuchać" dziecka. Trzymam kciuki za Faustynkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzieci czasem potrzebują więcej czasu na aklimatyzację. Agusia np nie buntowała się i nie płakała. Myślałam że jest okay, a ona w domu grała dzielna, a w przedszkolu - zamknięta, na uboczu, nie śpiewa, nie śmieje się... Dopiero wtym roku powoli łapie kontakt z grupą...

    Smutno słuchać o tym, jak działają niektóre przedszkola... Tym bardziej, że to akurat powinno mieć lepszy poziom i opiekę. Dobrze, że je zmieniliście

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze że Agusia się w końcu otwiera, przełamuje.
    Moja Faustynka też już lepiej się w przedszkolu zachowuje.
    Ma fajnego kolegę - Stasia - razem się bawią, chodzą za rączkę :)
    Teraz Młoda niestety choruje i już ponad tydzień nie była w przedszkolu, więc trochę się boję powrotu po takiej przerwie i boję się czy Staś nie znalazł sobie innego towarzystwa. Faustynka ma tam tylko jego. Bardzo się lubią.

    OdpowiedzUsuń