piątek, 19 czerwca 2009

400 dni do ślubu ;)


Do ślubu zostało 400 dni. Czas biegnie szybko. To dobrze, bo już nie mogę się doczekać. Chciałabym żeby tak zostało jeszcze jakieś 100 dni do tego wspaniałego i jedynego w życiu dnia. Trzeba jeszcze troszkę poczekać.
Tydzień temu byliśmy u naszego proboszcza. Ciutkę się stresowałam, bo jakiś czas temu kiedy koleżanka zapraszała nas na swój ślub opowiadała nam jak wyglądał ich dialog z księdzem
. A było to mniej więcej tak:
ksiądz proboszcz otwiera ze słowami - co chcecie?

na to narzeczeni - chcieliśmy ustalić termin ślubu
- w piątek
- a nie możemy dzisiaj?
- nie, narzeczeni mają przychodzić w piątek po wieczornej mszy
- no ale proszę księdza... skoro już przyjechaliśmy to może mógłby ksiądz chociaż zapisać termin
Po chwili namysłu usłyszeli - no dobra, wchodźcie, zapisze was tylko - i poprowadził ich do kancelarii
Po chwili przeglądania papierów ksiądz powiedział - ślubu nie będzie
Iwona aż sobie usiadła z wrażenia, a ksiądz się nieco zbulwersował, bo narzeczeni zamiast pierw przyjść do niego to zarezerwowali sobie już wszystko, a do niego przyszli 3 miesiące przed zaplanowaną datą ślubu. Na ten dzień, w którym narzeczeni chcieli się pobrać zapisane były już 3 inne śluby. na godzinę 13, 14 i 15. Proboszcz powiedział ze zostaje jedynie 12 albo 16. Wybrali 12 choć ja w takiej sytuacji bym wzięła 16.
Kiedy już termin został zarezerwowany, narzeczeni wypełnili protokół, pomodlili się i wyszli.
My natomiast stwierdziliśmy ze nie ma co czekać do ostatniej chwili i poszliśmy do proboszcza na długo przed planowaną ceremonią - tydzień temu w piątek po wieczornej mszy. Jak na moje oko wyglądało to całkiem normalnie. Ksiądz był miły. Zapisał nas na 24-go lipca 2010 na godzinę 15 i kazał przyjść jakieś 3 miesiące przed ślubem żeby spisać protokół.