wtorek, 24 września 2013

Dzięki za ciepłe słowa.

Dziękuję za gratulacje, słowa otuchy i wsparcie. To na prawdę wiele daje. Czuję się już troche lepiej. Mam wrażenie że mdłości powoli ustępują. Zaczynam normalnie jeść. Zazwyczaj jest to bułeczka razowa z twarożkiem i warzywami, ale dobre i to. Od jakiegoś czasu boli mnie lewa noga, na której pojawiły się czerwone i fioletowe guzy. To chyba żylaki, ale lekarz stwierdzil że to tylko siniaki. Utrzymują się już dwa tygodnie, a noga boli nadal. Mam problem z prostowaniem i zginaniem. Jeszcze jak na złość dopadło nas przeziębienie. Zaczęło się od męża, ale łykną Rutinacee i Ibuprom. Po dwóch dniach mu przeszło, za to Mały M miał katar i gorączkę. Dwie noce nie zmrużyłam oka, ale jemu też szybko przeszło. Zostałam ja i się tak męczę i leczę domowymi sposobami  ponad tydzień. Na szczęście został mi już tylko katar.

Czuję się samotna i smutna. Mąż całymi dniami poza domem, a ja muszę sobie radzić sama ze wszystkim. Przykre to, bo chciałabym się do niego przytulić, a jest to możliwe dopiero jak śpi. Mały M też tęskni za tatą, a widzi go nie więcej niż godzinę dziennie. Głupie to wszystko, bo pracę kończy o 15, więc nawet robiąc zakupy powinien być o 16 w domu, ale ugania się ze swoim ojcem po wszystkich możliwych sklepach do godziny 20. Jak wróci to zanim zje, odpocznie. Jeszcze komputer albo telewizor i tyle żona męża widziała. Mam nadzieję że jak się wyprowadzimy, to się to zmieni i będę miała męża w domu od 16. Oby tylko nie jeździł na każde zawołanie mamusi, bo coś nie działa, coś się zepsuło.

Wyczekuję z niecierpliwością przeprowadzki.

czwartek, 12 września 2013

Oj mam dużo do napisania.

Zacznę może od dobrej nowiny. Spodziewam się drugiego dzieciątka. To już 12 tydzień, ale nie pisałam wcześniej, bo nie miałam ani sił ani czasu. Jak się czuję? Fatalnie! Tak, jak przy pierwszej ciąży. Ciągle wymiotuję, boli mnie głowa i brzuch, jestem senna, zmęczona, często nie mam siły nawet zwlec się rano z łóżka. W pierwszej ciąży było o tyle łatwiej że pierwsze miesiące spędziłam w łóżku. A teraz każdy ruch wywołuje u mnie mdłości, niestety na leżenie pozwolić sobie nie mogę przy półtorarocznym synku, który jak tylko rano otworzy oczy to wyskakuje z łóżeczka i biega po całym piętrze. Ciężko mi. Na prawdę bardzo mi ciężko. Ostatnio jestem bardzo słaba. Ciśnienie mam niby w normie, czasami za niskie, ale za to puls wiecznie za wysoki. Jutro mam kolejną wizytę u ginekologa, zobaczymy co on na to powie. Staram się zdrowo odżywiać, ale co z tego jak zwracam wszystko co zjem. Schudłam już ponad 2 kg. Mam nadzieję że te mdłości niedługo przejdą, choć pamiętam że na M. męczyło mnie do piątego miesiąca. Zazdroszczę kobietą, które mają jedynie poranne mdłości lub w ogóle nie odczuwają jakiegokolwiek dyskomfortu związanego z objawami ciąży. Od czego to zależy, że każda kobieta inaczej przechodzi ten okres swojego życia?

Pozwólcie że jeszcze trochę ponarzekam. W piątek dwunastoletnia siostra mojego męża - A. urządzała piżamowe party. Wieczorem przyjechały do niej dwie koleżanki i dziewczyny miały oglądać jakieś filmy. Umówiłam się wcześniej z A. że do 23 godziny mogą szaleć, ale później Mały M będzie spał, więc i dziewczyny mają się zachowywać spokojnie. Aha... Nie spały całą noc i oczywiście pozostałym domownikom też nie pozwoliły zmrużyć oka. O 4 nad ranem nie wytrzymałam i podeszłam pod ich drzwi, zapukałam i powiedziałam "Dziewczynki, trochę ciszej". Były ciszej przez pięć minut, a później od nowa. Biegały, skakały, popychały się, śmiały, tłukły nie wiadomo czym. O 5 zapukałam w ścianę. Słyszałam też co chwilę jak A buczy telefon na wibracji. Jak się rano okazało to teściowa, tzn. matka A. do niej dzwoniła żeby je uspokoić, ale A. oczywiście nawet nie odebrała, a w końcu wyłączyła telefon. Przed 6 w końcu na górę przyszedł mój teść żeby je trochę uciszyć, to się wreszcie uspokoiły, ale co z tego jak gadały do 8, zjadły śniadanie i koleżanki pojechały do domów, a A. poszła spać. Bardzo mi się to wszystko nie podobało. Tym bardziej że każdy poszedł spać, no a ja z oczami na zapałkach zajmowałam się, bawiłam się z synkiem. Nie spodziewałam się takiego zachowania po A. Tym bardziej, że tydzień wcześniej były na urodzinach u E, jednej z nocujących koleżanek i tam jej matka już o 19 wyprosiła imprezowiczów. Tam by sobie nikt nie pozwolił na szaleństwa do rana. A nam to po 22 nawet do kuchni zejść nie wolno.

Coraz częściej mam ochotę spakować siebie i dziecko i się stąd wynieść. Tylko dokąd?