poniedziałek, 11 marca 2024

Po dłuższej przerwie

Kilka miesięcy mnie tu nie było.

Ciągle jakieś choróbska i brak sił na pisanie. Maciek jak zaczął końcem listopada chorować, tak od tamtej pory nie ma miesiąca żeby czegoś nie złapał. Jestem już załamana. Teraz też ponad 2 tygodnie w domu leżał na antybiotyku, jak wyzdrowiał wrócił do szkoły. Trzy dni się nachodził i znowu 38,5. Skąd u niego taka niska odporność?  To Młoda-niejadek i tylko raz chora była na anginę. Jak tak będę gadać to zaraz ją coś dopadnie. Tfu...

Ja w dzieciństwie też dużo chorowałam, ale z każdym kolejnym rokiem szkoły mniej, a u Maćka odwrotnie.

Mnie noga już mniej boli. Byłam u ortopedy. Zlecił USG stawów biodrowych i RTG kręgosłupa. Termin usg na kwiecień. Coś czuję, że to co mi jest i jeszcze nie zostało zdiagnozowane, to się samo wyleczy do tego czasu. Podejrzenie jest rwy kulszowej, więc chyba i tak marne szanse na wyleczenie. 

Całą rodzinką przeszliśmy na zdrowe odżywianie. W domu na próżno szukać słodyczy, bo nic nie ma. Oglądamy dużo kanałów na YouTubie prowadzonych przez lekarzy lub dietetyków klinicznych i chcemy zaszczepić w dzieciach dobre nawyki żywieniowe. Gdy widzimy jak inni się odżywiają, to aż się za głowę łapiemy. Niby jest świadomość, że cukier szkodzi, produkty przetworzone są niezdrowe, a ludzie jakby nic sobie z tego nie robią. Ja wiem, wszystko jest dla ludzi, ale na litość boską, jak chcesz kupić dziecku coś słodkiego, to już lepiej kup tą czekoladę o dobrym składzie, a nie jakieś chińskie żelki we wszystkich kolorach tęczy!

Ja cukru nie jem od lat a i tak glukozę mam podwyższoną. Obecnie trzeci miesiąc jestem na diecie ketogenicznej, wcześniej długo na niskowęglowodanowej i miałam nadzieję, że może teraz glukoza się obniży. 104! W grudniu miałam 105. Tyle że przynajmniej waga trochę się obniżyła i z 60 kg zeszłam do 54 co powiedzmy, że przy moim 155cm to ok. 

Faustynka jakoś funkcjonuje w szkole. Tzn. uczy się bardzo dobrze, ma nową pasję - szydełkowanie. Świetnie jej to wychodzi. Cieszę się bardzo, że nie przyrosła do telefonu jak jej rówieśnicy. Jednak koleżanki to jakaś tragedia. Miała przyjaciółkę. BFF, wielka miłość itp., ale nie była w stanie udźwignąć temperamentu tej dziewczynki, która się na nią rzucała, uwieszała, ściskała do zrzygania i za poradą psychologa zaczęła wyznaczać granice: "nie ściskaj mnie", "to mnie boli", to tamta wielkie pretensje: "Jesteś dla mnie niemiła". Kontakty się zaczęły rozluźniać i teraz jest na zasadzie: "Kocham Cię na zabój. Albo mnie kochasz albo cię zabiję", bo tak się ta dziewczynka mści, że masakra. Nie są już BFF, to ze skrajności w skrajność. Zamiast się odczepić, to nastawia inne dziewczynki przeciwko mojej córce. Obgaduje ją i oczernia i jeszcze szturchańcami ją traktuje, że to niby przypadkiem. A jest to córka nauczyciela. Faustyna na razie daje radę i olewa, ale ja się martwię. Co jest kurwa nie tak z tymi dziećmi w dzisiejszych czasach?! A taka wielka miłość była jeszcze 2 miesiące temu. 

czwartek, 14 grudnia 2023

poniedziałek, 20 listopada 2023

Człowiek po 35. sie sypie

Jak w tytule, zdrowie mi się sypie.

Od sierpnia zaburzenia miesiączkowania. Okres co 14 dni to już przegięcie. 

Ginekolog.

Wyniki badań niby dobre. Dużo płynu w zatoce Douglasa. Endometrioza. 

Włosy lecą garściami. 

Endokrynolog. Zlecone kolejne badania. Następna wizyta, uwaga, uwaga, dopiero w kwietniu.

Ból biodra. Nie wiadomo czemu. Noga drętwieje już od dwóch miesięcy. Zwapnienia, ale niby nie powinny powodować bólu. Ortopeda w styczniu. Nie mogę nogi podnieść do góry bez podźwigania jej rękami. Super!

Mój psycholog, ehh, 3 wizyty za mną. Pierwsza to taka zapoznawcza, druga jakiś test, trzecia trwała raptem kwadrans i na zadanie domowe mam napisać czym jest kobiecość. Już napisałam.

A dla was Dziewczyny? Co to jest kobiecość?

środa, 11 października 2023

Pełna nadziei na lepsze jutro

Obalam mit, że przyczyny nerwicy u dzieci należy zawsze szukać w domu.

Otóż, NIE ZAWSZE.

Może często, zazwyczaj, ale nie zawsze!

Obwiniałam się, że córka zachorowała na nerwicę lękową z atakami paniki.

Pani psycholog do której z córką trafiłam w lipcu i która jako pierwsza potraktowała nas poważnie, uświadomiła mi, że zrobiłam wszystko co mogłam, aby nie doszło do stanów lękowych. Nie czekałam bezczynnie na rozwój sytuacji. Cholera! Ja od 5-ciu lat szukałam pomocy u specjalistów, bo podejrzewałam,  że coś jest nie tak. Gdy Faustynka zaczęła przedszkole podejrzewałam mutyzm wybiórczy. Konsultowałam się z psychiatrą syna, a Pani doktor właściwie to wyśmiała moje podejrzenia i zaleciła mojemu mężowi, żeby mi kupił butelkę dobrego wina. Tym samym uśpiła moją czujność i wmówiła że jestem przewrażliwiona, bo syn ma autyzm. 

Córka była nieśmiała, wycofana, cicha i spokojna. Można by rzec anioł nie dziecko. Rozwijała się prawidłowo. Panie w przedszkolu ją chwaliły jaka jest zaradna, jak pomaga innym dzieciom zasuwać zameczki, wiązać sznurówki. Przedszkole polubiła, choć zdarzało jej się żalić, że ktoś ją szturchnął, popchnął, zabrał zabawkę. Miała swoją ukochaną Panią wychowawczynię - starszą nauczycielkę trzymającą dyscyplinę. Czuła się bezpiecznie. Wręcz rozkwitała.  Brala aktywnie udział w wystepach przedszkolnych i ją to cieszyło. Rozwijała się społecznie, miała koleżanki, ale z perspektywy czasu nie mogę powiedzieć że jakieś fajne. Raczej obrażalskie z muchami w nosie. Trochę takie "Jestem dzieckiem, więc wszystko mi wolno". Faustynka nie pałała do nich wielką sympatią i wcale jej się nie dziwię. 

Niestety na kilka miesięcy przed pandemią Pani odeszła na urlop zdrowotny i nie zapowiadało się że wróci. Zmieniały się Panie nawet co tydzień. Bywało że naszej grypy pilnowała Pani sprzątająca, intendentka lub dyrektor. Przychodziły młodziutkie praktykantki czy Panie stażystki. Córka już wtedy nie chciała chodzić do przedszkola, pojawiły się poranne biegunki, bóle brzucha, głowy. Młode panie nie potrafiły załagodzić konfliktów między dziećmi, nie reagowały na złe zachowania, brakowało im też kreatywności. Dzieci się albo nudziły albo biły o zabawki. Córka siedziala przy stoliku i malowala kredkami, bo twierdziła, że nie ma zabawek, bo co bardziej walczące dziecko sobie zaklepało co najlepsze. A Faustyna jak Faustyna. Cichutka, grzeczniutka, bardzo wygodna dla nauczyciela. Nie przeszkadza, nie wymaga uwagi. 

I jeszcze  ta nieszczęsna pandemia. 

Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna do której się z córką udałam: "Nie wszystkie dzieci muszą być takie hop do przodu", "Nie każdy będzie duszą towarzystwa". No przecież nie o to mi chodzi! No ale potraktowali mnie tak, że przychodzi matka, normalnie jakaś wariatka, bo narzeka, że ma grzeczne dziecko. Kurwa! Codzienne biegunki przed wyjściem z domu nie są normalne! Na prawdę trzeba się w tej kwestii wykłócać z psychologami? W poradni porobili tylko masę testów i kazali przyjść do kontroli za rok. Tyle.

Psycholog z którym w międzyczasie współpracowaliśmy w innym miejscu początkowo zaleciła, żeby córka malowała w domu w momencie stresu to czego się boi. Szukała też przyczyn problemów w domu. Pół roku tak szukała. Grzebała nam w życiu,  w łóżku i seksie nawet gdy za którymś razem córka wyraźnie namalowała panią w przedszkolu odwrócona tyłem do dzieci, grzebiącą w smartphonie schowanym w książkę, a w centrum obrazka chłopców dokuczających dziewczynkom i płaczącą siebie. Jak psycholog to skomentowała?  Że "To nie trzeba tak dosłownie traktować tego co tam dziecko namaluje". No tak, swoich się nie rusza. Podejrzewam, że gdybym na miejscu nauczycielki była ja lub mąż, to by była afera, zawiadomienie MOPSU i ch wie czego. Gdy nie doszukała się nieprawidłowości w domu, skapitulowała mówiąc, że ona nie jest od tego żeby nam pomóc i że to my sami musimy. Ooo... 

Oczywiście cały czas byłam w kontakcie z ciągle zmieniającymi się Paniami w przedszkolu. Gdy wreszcie przyjęto jedną na stałe liczyłam, że stan rzeczy się poprawi. Myliłam się, bo okazało się że pani była totalnie niezaradna w stosunku do grupy przedszkolnej. Poprostu dzieci wchodziły jej na głowę. Do tego najwyraźniej bała się rodziców tych najbardziej niegrzecznych dzieci, bo nie reagowała na złe zachowania, a nawet gdy coś rodzicom przekazywała, to się przy tym kuliła i jej postawa wręcz przepraszała za to że żyje. 

Dzięki Bogu w drugim semestrze zerówki wróciła pierwsza Pani po urlopie zdrowotnym. U córki nastąpiła zmiana o 180 stopni! Leciała do przedszkola jak na skrzydłach. Zerówkę dokończyła radośnie.

Pierwsza klasa. Te same problemy. Stres, biegunka, bóle somatyczne. 

Kontaktowałam się z pedagogiem szkolnym: "Proszę się nie przejmować. Hihihi, hahaha. Dzieci w pierwszej klasie tak mają. Samo przejdzie".

Nie przeszło.

Kontrola w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej wyglądała tak, że właściwie nie wyglądała. Psycholog to się właściwie dziwiła po co przyszłam, bo córka była badana rok temu i nie ma po co badań powtarzać. No i ja się pytam "a jakaś terapia? Jakieś zajęcia? Trening Umiejętności Społecznych?" No to terapia nie, bo nie ma miejsc. Tusy będą kiedyś. Kiedy? Nie wiadomo.  Zapisać dziecko można. Jak się zbierze grupa to zorganizują. To przecież szkoła ma psychologa szkolnego. On powinien zorganizować Tusy w szkole. Do ppp przyjść do kontroli jak dziecko będzie w III kl.

Psycholog szkolny: "Wrażliwość i wycofanie swojego dziecka uważa Pani za wady".

Kurwa! Już mi się nie chce o tym wszystkim pisać.

Nikt nie pomógł! 

Dopiero gdy córka dostała w szkole prawdziwego ataku paniki, to się Psycholog szkolna znalazła, ale bynajmniej nie po to by pomóc. Skakała z ryjem jak wariat kopiąc leżącego i pięknie rączki umywając. Zastraszyć mnie próbowała. Tyle.

Próbowałam córce pomóc intuicyjnie zanim trafiłyśmy do psychiatry i psychologa i powiem Wam, że córka odwaliła kawał dobrej roboty. Była bardzo zdeterminowana żeby wyzdrowieć. Walczyła z demonami. Jestem z niej bardzo dumna. Opuściła w szkole równe trzy tygodnie, ale próbowała wrócić. Początkowo szła do szkoły po lekcjach do pani wychowawczyni. I tu wielkie ukłony w stronę nauczycielki, która poświęcała nam swój prywatny czas, choć wcale nie musiała.

Psychiatra potraktowała moją córkę oschle. Właściwie założyła z góry, że Faustynce się do szkoły nie chce chodzić. Kazała jej w domu się bawić palcami. Była bardzo opryskliwa. Wypisała leki, które i tak nie pomogły. Z resztą jakby pomogły  to nie dlatego, że leczą, tylko maskują problem i objawy. Taka prawda. 

Córka bała się konfrontacji z dziećmi. Kilka jej koleżanek to jakieś wampiry energetyczne. W pierwszej klasie siedziała w ławce z dziewczynką, którą znała z przedszkola i nie mogła się do nikogo innego odezwać, bo tamta się obrażała. No litości! Ja córce tłumaczyłam, że ta dziewczynka nie może jej wybierać przyjaciół i żeby się nią i jej fochami absolutnie nie przejmowała. Bo ma prawo rozmawiać i przyjaźnić się z kim chce, tak ona jak i tamta. Ale podejrzewam, podświadomość robi swoje. 

W drugiej klasie Faustynka już z tą dziewczynką nie siedziała, ale też nie było możliwości odciąć się od niej całkowicie. Pojawiały się różne przytyki, rywalizacje, zazdrości. Niby drobne rzeczy, ale tak tego narosło, że gdy ta dziewczynka dostała -4 z jakiejś kartkówki, to  w złości wyrwała mojej córce kartkę i pokazała całej klasie, że Faustyna też dostała -4. Jakby to nie wiem co było? Wielkie mi halo. No czwórka. Ale córka poczuła się upokorzona i to było na kilka dni przed tym atakiem paniki w szkole. 

Córka żaliła się, że często dziewczynki nie chcą jej wybierać do gier czy zabaw, bo twierdzą że jest za wysoka. Nabawiła się przez to kompleksu swojego wzrostu, co tak naprawdę jest przecież atutem. Powinna chodzić z głową wysoko i mówić, że zostanie modelką. Poza tym dziewczynki też się strasznie przechwalają i popisują.

Moje dzieci nie są materialistami, znają wartość pieniądza. Faustynka była w szoku po dialogu z tą koleżanką, gdy któregoś dnia przyszły do szkoły w takich samych bluzach:

Faustynka: Ooo! Mamy te same bluzy (radośnie).

Koleżanka: Gdzie kupiłaś?

F: W Sinsayu.

K: Ja w h&m. Ile twoja kosztowała?

F: 25 zł.

K: A moja 50! Moja jest lepsza!

F: Przecież są takie same.

K: Nie! Bo droższe rzeczy są lepsze!


Swoją drogą to była bluza z sinsaya nie h&m i kosztowała 25 zł, nie 50. Po co tak kłamać? Co to w ogóle ma być że moje jest lepsze?  Bo mojsze?

Córka podobnie jak ja woli sobie kupić kilka koszulek po dyszce za sztukę, a nie wydać stówę na jedną.  


A jeszcze ci durni YouTuberzy...

Okazało się, że córka nie zna większości z nich.  No bo i po co? Ma ciekawsze rzeczy do roboty niż oglądać pierdoły. A doszło do tego, że inna dziewczynka powiedziała do Faustynki: "Jak chcesz być w moim klubie przyjaciół to musisz oglądać codziennie nowy odcinek Muffiny". Co to? Kto to w ogóle jest jakaś Muffina? Moja córka muffiny piecze w piekarniku, a na YouTube ogląda Michaela Jacksona, Queen i Tinę Turner oraz Mbappe, o których jej rówieśnicy nawet nie słyszeli! 

W ogóle to z ciekawości obejrzałyśmy pierwszy odcinek Wednesday, bo też w klasie tylko o tym mowa i stwierdzam, że to się nie nadaje dla 8-9 latków. Fascynacja jest tym ogromna. Gdzie rodzice, pytam się? Ktoś to w ogóle kontroluje?

Taaa... 

Sama mam koleżankę, która ma dwie córki (obecnie 7 i 12 lat) i ona im ufa.  Dała telefony, o nic nie pyta, traktuje jak dorosłe, ma zaufanie. Może to nie o zaufanie chodzi tylko o wygodę? 


O dzieciach piszę, ale o rodzicach też by można nie mało wspomnieć. Sama miałam toksycznych, dlatego jestem tak czuła na to co się dzieje wokoło i swoje dzieci wychowuję inaczej. Ehhh... 


Dopiero ta psycholog do której z córką chodzę od wakacji wydaje się odpowiednią osobą na odpowiednim stanowisku. Mam nadzieję,  że pomoże uporać się z lękami.  


Dziś wybieram się na pierwszą wizytę do kolejnego psychologa dla Maćka. Tym razem mąż we wrześniu od 5 rano wysłał kolejkę do zapisów.  Mam nadzieję że pani podejmie się pracy i nie odeśle z kwitkiem jak poprzednia, bo oszaleję i to tam na miejscu u niej w gabinecie!

Trzymajcie kciuki!

wtorek, 4 lipca 2023

Psycholog od klocków

No i cieszyłam się, że syna udało się szybko umówić do psychologa w poradni dla osób z autyzmem, ale radość nie trwała długo. Dlaczego? Już wyjaśniam.

Pisałam w kwietniu o tej lekarce i nadużycisch seksualnych, które wg niej są normalne, bo tak działa natura. Syn miał tam zajęcia z psychologiem, logopedą,  fizjoterapeutą. 

Ja po tekście pani doktor go stamtąd wypisałam. Już w marcu zaczęłam szukać innego ośrodka bo przeczuwałam, że nie będziemy kontynuować współpracy. Rodzinny wypisał skierowanie,  Umówiłam syna na terapię do psychologa, ale żeby to zrobić musiałam wystać kolejkę od 5 rano, bo zapisy są tylko raz na kwartał i przyjmują tulko kilka pierwszych osób. Ludzie czekali juz od 4:30. A myślałam że będę pierwsza w kolejce 🤣 

Wczoraj pierwsza wizyta bez dziecka.  Mąż specjalnie wyszedł wcześniej z pracy, żeby zostać z dziećmi. Pojechałam zadowolona z ważniejszymi dokumentami.

Pomijam już to że cudem znalazłam jej pokój gdzieś w podziemiach. Dotarłam.

Pani psycholog zapytała czego od niej oczekuję.

Powiedziałam zgodnie z prawdą, że pracy z moim synem, typowej terapii psychologicznej, rozmowy o jego frustracjach, być może problemach, a nie układania klocków i robienia wycinanek, co do tej pory robił, bo motorykę mało i wielką ja z nim codziennie zrobię w domu.

Opowiedziałam jakie mamy problemy, co byłoby wskazane, a ona, że nie może go przyjąć na stałą terapię bo do końca grudnia ma zapełniony grafik.

Że jak? Że co? To po cholerę ja się fatygowałam? Już miałam na końcu języka, ale się ugryzłam, no bo to w końcu nie ona umawiała wizytę tylko pani w rejestracji. Tyle że pani w rejestracji mnie wtedy poinstruowała, że na pierwszą wizytę przychodzę bez dziecka i wtedy po przeprowadzeniu wywiadu z rodzicem psycholog ustala terminy kolejnych wizyt. No... to mamy jedną na 28.08 a potem bye bye, bo ona od września nie ma czasu.

W każdym bądź razie wyszło, że pani psycholog nie jest w stanie zaoferować nic poza układaniem klocków. Ooo... 


Swoją drogą to ja nie wiem gdzie się mają udać osoby po traumach, wypadkach, gwałtach,...

Jak tu nie ma po prostu z kim pracować.

piątek, 16 czerwca 2023

O_o

Ja się katuję dietą i ćwiczeniami, a mąż chudnie 2 kg tygodniowo od samego patrzenia na mnie. 

Mąż nie jest na diecie. Je normalnie.

Ja dwa liście sałaty z pomidorem - on dwa hotdogi.

Ja grillowaną cukinię - on 4 kiełbaski i pół bochenka chleba.

Ja sałatkę z tuńczykiem - on 7 naleśników z dżemem.

Ja twarożek wysokobiałkowy ze szczypiorkiem - on 4 solidne kanapki.

Ja 15 tysięcy kroków + rowerek stacjonarny do godziny  - on podjeżdża do pracy autobusem.

Jak to jest?

Zapewne hormony się u mnie posrały...

------‐---------------------------------------

Faustynka powoli wraca do życia.

Mamy grafik na całe lato na psychoterapię. 

----------------------------------------------

Jestem zmęczona.

Czym ja się kurwa zmęczyłam? 

wtorek, 23 maja 2023

Psycholog i specjaliści od siedmiu boleści

Idę dziś do lekarza po skierowanie do psychologa dla siebie, bo się sama za chwilę wykończę. 

Ciekawe czy termin dostanę na za rok czy za dwa. 

Jakie to wszystko głupie...

A czy trafię na "kompetentnego" psychologa?


Pisałam Wam kiedyś, że Agnieszka, siostra męża studiuje psychologię. Wiecie co ostatnio mówiła jak do nas przyjechała na Komunię Maćka?

Ma praktyki w hospicjum i opowiadała jak to ma wywalone, jaka to ona jest znieczulona. No "leżą takie stare dziadki z jakimiś paskudnymi guzami... fuj". "Mówię Dzień dobry, Jak się Pan czuje?, Dowidzenia" I odhaczone.

No to ja dziękuję za takiego psychologa. 


Czuję, że nie mam wsparcia. Jak zwykle to samo. 

Już mi się nie chce dźwigać ciężaru obwiniania. Może już po prostu nie mam siły na to. 

--------------------------------------------------------------

Mąż wysiedział dziś kolejkę u psychiatry dziecięcej (ponoć jednaj z najlepszych, jeśli nie najlepszej), ponieważ mamy podejrzenia, że lek, który przepisała nie podziałał tak jak powinien, a ona z pyskiem "Czy ja mówię po chińsku?!" I opierdziela mojego męża, że niby wyraźnie mówiła, że leki mają być podane razem, jeden na wieczór, a drugi rano. Nie! Wyraźnie mówiła, że jeśli pierwszy lek nie zadziała to w czwartej dobie mamy zwiększyć dawkę, a jeśli to nadal nie pomoże, to po dwóch tygodniach od podania pierwszego leku mamy wdrożyć drugi, rano i zmniejszać powoli dawki pierwszego! Mąż tak słyszał i ja tak słyszałam, więc we dwoje się nie przesłyszeliśmy! Jakby to trzeba każdego nagrywać...

Psycholog szkolna też swoją drogą dała popis. Zjebała mnie, zjebała przez telefon, że to niby zamierzam dalej tak nic nie robić i brać dalej córkę na przetrzymanie, a nawet się nie zapytała jakie kroki poczyniłam w tej sprawie, a użyłam wszelkich starań by dziecko umówić do najlepszego specjalisty, najszybciej jak się da. Oooo.... jak mnie wtedy wkurwiła. Jak ja sobie otworzyłam paszcze... Jak jej wygarnęłam, że od stycznia ją o pomoc prosiłam, że dziecko jest pod opieką PPP od dwóch lat i ona nawet się tematem nie zainteresowała, mimo, że szkoła ma dokumentację, że jest bezczelna zarzucając mi, że nic nie robię, nawet nie próbując się dowiedzieć jak jest. Ona od razu zaczęła się bronić i zabezpieczać, że rozmowie się przysłuchuje wychowawczyni klasy. Myślała, że mnie przestraszy czy co? Ja na to: "Bardzo dobrze, że pani wychowawczyni przysłuchuje się naszej rozmowie, niech słyszy, że ja do pani od stycznia pisałam w sprawie córki, a pani mi odpisała, że uważam wrażliwość i wycofanie dziecka za wadę zamiast potraktować sprawę poważnie. Pytałam o możliwość zorganizowanie TUSów w szkole, to miała pani pomyśleć i myśli pani już luty, marzec, kwiecień, maj, mamy czwarty miesiąc jak pani myśli". Ona zaczęła łagodzić, żebym się tak nie unosiła i tak dalej.

Ja już mam kurwa dość tych wszystkich psychologów.