czwartek, 5 stycznia 2023

Poświątecznie

Witam po długiej przerwie. Co tu dużo mówić? Chorowaliśmy. Jak zresztą zwykle w porze jesienno-zimowej. W zasadzie to tylko październik był jeszcze udany i dzieci nie opuściły w szkołach ani jednego dnia. Niestety mi przytrafiła się niewielka kontuzja, która wykluczyła mnie z ćwiczeń na jakieś 3 tygodnie. Oczywiście wypracowane mięśnie poleciały. Ehh... bywa. W listopadzie rozłożyła nas jelitówka. Jesienny standard. Natomiast w grudniu grypa lub inny covid. W zasadzie to jeszcze święta była chorowite, bo syn już zdrowiał, po to żeby zaraz dopadło córkę. Biedna jeszcze w sylwestra była skończona.

Jednak jak to się mówi: "nie ma tego złego..." Spędziliśmy razem wiele miłych chwil. Jeszcze przed tymi chorobami kupiliśmy sobie turbo puzzle 1000 elementów, więc mieliśmy co robić na wolnym. 


7 grudnia już zapakowaliśmy obraz w ramkę.


Między jelitówką a grypą Maciek miał to badanie przez biegłego sądowego psychiatrę, o które wnioskowałam w odwołaniu do sądu. Wyczekaliśmy się tam w kolejce, że ho ho. Odczucia po tym spotkaniu mieliśmy mieszane, ponieważ pani doktor nie dała po sobie poznać jak wg niej przebiegło. Podobno niektórzy mówią od razu rodzicom czy dziecko wymaga czy nie wymaga opieki w samodzielnej egzystencji. Dzisiaj jednak pierwszy stres opadł, ponieważ dostałam pismo z sądu z opinią psychiatry sądowego i jest w niej jasno napisane, że Maciek wymaga stałej opieki. Opinia lekarza jest nam przychylna. Teraz wszystko leży w gestii sądu. 

Już na początku grudnia jak co roku ubraliśmy choinkę. Wiem, że powinno się to robić dopiero w Wigilię, ale dzieci lubią już w mikołajki prezenty wyjmować spod drzewka. Z resztą ja też tak uwielbiam ten Świąteczny klimat, że nie wyobrażam sobie, żeby ten nastrój gościł tylko przez chwilę.  



 

Zawsze przed Świętami mamy ten sam dylemat. Babcia męża się zapowiada, że przyjedzie, a później w ostatniej chwili, gdy przygotowujemy się do Wigilii, odwołuje lub przekłada swój przyjazd na pierwszy czy drugi dzień Świąt. Oczywiście ostatecznie twierdzi, że przyjedzie po Świętach. I jak co roku nastawiamy się, że musimy się przygotować na gości. Wiadomo, że moja teściowa nie przyjedzie, bo nadal się boi covida i ciągle nie wychodzi z domu nawet na podwórko. Być może to już do końca życia tak będzie. Ale gdyby babcia męża przyjechała, to wiadomo, że nie sama, tylko ktoś ją musi przywieźć. Mój teść? Mało prawdopodobne, bo raczej żona go nie puści. Zostaje Agnieszka. Mieszka z chłopakiem, więc to już by były dodatkowe trzy osoby. I w taki sposób zostajemy w każde Święta z górą jedzenia, które konsumujemy aż do sylwestra i już nam bokami wychodzi i tak się zastanawiam, że może to trzeba odpuścić i więcej już nic nie przygotowywać. Tylko kameralnie na naszą czwórkę. A jak jednak nas kiedyś zaskoczą no to trudno. Gdyby się nie zapowiadali to bym powiedziała wprost, że nie wiedzieliśmy, że przyjadą, a tak to nie wiem. Chyba trzeba to olać i się przestać stresować.  Mąż twierdzi, że to zawsze tak będzie, tzn. nie będzie wiadomo czy nas najadą czy nie. Ja się go pytam, no ale dlaczego nie możemy jak u normalnych ludzi się umówić czy przyjadą czy nie, a nie że ja nagotuję na 10 osób i się potem marnuje, tak samo zakupy przedświąteczne, dobrze było by  wiedzieć czy robić na czworo czy dwa razy tyle. A prezenty pod choinką? Pamiętam, że raz babcia też tak się nie mogła zdecydować i  w dzień Wigilii zadzwoniła, że z Agą i jej jeszcze tym poprzednim chłopakiem przyjedzie i ja leciałam jeszcze przed zamknięciem sklepów dokupić pierogów i po prezenty. Oczywiście nie przyjechali. Odwołali o godzinie 17 jak już wszystko czekało na stole. 
W tym roku i tak przemyślałam mocno zakupy, na tyle, że chyba nic nie musieliśmy wyrzucić, ale pierogi i uszka jedliśmy przez tydzień. No ale w końcu powiedziałam do męża, żeby zadzwonił kilka dni przed Świętami do siostry i zapytał wprost czy przyjadą czy nie. Tak też zrobił. A Agnieszka była bardzo zdziwiona pytaniem i mówi: "to podobno jesteś chory". Mąż faktycznie miał wówczas grypę. No i się wszystko ładnie rozwiązało. Mogłam normalnie zaplanować ostatnie zakupy i menu. 

Uwielbiam Święta i te świąteczne przygotowania, gotowanie świątecznych potraw, przystrajanie mieszkania. Absolutnie nie narzekam. Ja chyba po prostu nie lubię niespodzianek. Poza tym relacje z rodziną męża mamy jakie mamy i dla mnie to chyba jednak za dużo udawać rodzinę do zdjęcia. Pewnie stąd u mnie taki stres. Jednak najtrudniejsze z tego wszystkiego jest chyba patrzeć na zawód Faustyny, która czeka na prababcię. To chyba boli najbardziej. 








Wigilia



Święta




Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!