czwartek, 14 grudnia 2023

poniedziałek, 20 listopada 2023

Człowiek po 35. sie sypie

Jak w tytule, zdrowie mi się sypie.

Od sierpnia zaburzenia miesiączkowania. Okres co 14 dni to już przegięcie. 

Ginekolog.

Wyniki badań niby dobre. Dużo płynu w zatoce Douglasa. Endometrioza. 

Włosy lecą garściami. 

Endokrynolog. Zlecone kolejne badania. Następna wizyta, uwaga, uwaga, dopiero w kwietniu.

Ból biodra. Nie wiadomo czemu. Noga drętwieje już od dwóch miesięcy. Zwapnienia, ale niby nie powinny powodować bólu. Ortopeda w styczniu. Nie mogę nogi podnieść do góry bez podźwigania jej rękami. Super!

Mój psycholog, ehh, 3 wizyty za mną. Pierwsza to taka zapoznawcza, druga jakiś test, trzecia trwała raptem kwadrans i na zadanie domowe mam napisać czym jest kobiecość. Już napisałam.

A dla was Dziewczyny? Co to jest kobiecość?

środa, 11 października 2023

Pełna nadziei na lepsze jutro

Obalam mit, że przyczyny nerwicy u dzieci należy zawsze szukać w domu.

Otóż, NIE ZAWSZE.

Może często, zazwyczaj, ale nie zawsze!

Obwiniałam się, że córka zachorowała na nerwicę lękową z atakami paniki.

Pani psycholog do której z córką trafiłam w lipcu i która jako pierwsza potraktowała nas poważnie, uświadomiła mi, że zrobiłam wszystko co mogłam, aby nie doszło do stanów lękowych. Nie czekałam bezczynnie na rozwój sytuacji. Cholera! Ja od 5-ciu lat szukałam pomocy u specjalistów, bo podejrzewałam,  że coś jest nie tak. Gdy Faustynka zaczęła przedszkole podejrzewałam mutyzm wybiórczy. Konsultowałam się z psychiatrą syna, a Pani doktor właściwie to wyśmiała moje podejrzenia i zaleciła mojemu mężowi, żeby mi kupił butelkę dobrego wina. Tym samym uśpiła moją czujność i wmówiła że jestem przewrażliwiona, bo syn ma autyzm. 

Córka była nieśmiała, wycofana, cicha i spokojna. Można by rzec anioł nie dziecko. Rozwijała się prawidłowo. Panie w przedszkolu ją chwaliły jaka jest zaradna, jak pomaga innym dzieciom zasuwać zameczki, wiązać sznurówki. Przedszkole polubiła, choć zdarzało jej się żalić, że ktoś ją szturchnął, popchnął, zabrał zabawkę. Miała swoją ukochaną Panią wychowawczynię - starszą nauczycielkę trzymającą dyscyplinę. Czuła się bezpiecznie. Wręcz rozkwitała.  Brala aktywnie udział w wystepach przedszkolnych i ją to cieszyło. Rozwijała się społecznie, miała koleżanki, ale z perspektywy czasu nie mogę powiedzieć że jakieś fajne. Raczej obrażalskie z muchami w nosie. Trochę takie "Jestem dzieckiem, więc wszystko mi wolno". Faustynka nie pałała do nich wielką sympatią i wcale jej się nie dziwię. 

Niestety na kilka miesięcy przed pandemią Pani odeszła na urlop zdrowotny i nie zapowiadało się że wróci. Zmieniały się Panie nawet co tydzień. Bywało że naszej grypy pilnowała Pani sprzątająca, intendentka lub dyrektor. Przychodziły młodziutkie praktykantki czy Panie stażystki. Córka już wtedy nie chciała chodzić do przedszkola, pojawiły się poranne biegunki, bóle brzucha, głowy. Młode panie nie potrafiły załagodzić konfliktów między dziećmi, nie reagowały na złe zachowania, brakowało im też kreatywności. Dzieci się albo nudziły albo biły o zabawki. Córka siedziala przy stoliku i malowala kredkami, bo twierdziła, że nie ma zabawek, bo co bardziej walczące dziecko sobie zaklepało co najlepsze. A Faustyna jak Faustyna. Cichutka, grzeczniutka, bardzo wygodna dla nauczyciela. Nie przeszkadza, nie wymaga uwagi. 

I jeszcze  ta nieszczęsna pandemia. 

Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna do której się z córką udałam: "Nie wszystkie dzieci muszą być takie hop do przodu", "Nie każdy będzie duszą towarzystwa". No przecież nie o to mi chodzi! No ale potraktowali mnie tak, że przychodzi matka, normalnie jakaś wariatka, bo narzeka, że ma grzeczne dziecko. Kurwa! Codzienne biegunki przed wyjściem z domu nie są normalne! Na prawdę trzeba się w tej kwestii wykłócać z psychologami? W poradni porobili tylko masę testów i kazali przyjść do kontroli za rok. Tyle.

Psycholog z którym w międzyczasie współpracowaliśmy w innym miejscu początkowo zaleciła, żeby córka malowała w domu w momencie stresu to czego się boi. Szukała też przyczyn problemów w domu. Pół roku tak szukała. Grzebała nam w życiu,  w łóżku i seksie nawet gdy za którymś razem córka wyraźnie namalowała panią w przedszkolu odwrócona tyłem do dzieci, grzebiącą w smartphonie schowanym w książkę, a w centrum obrazka chłopców dokuczających dziewczynkom i płaczącą siebie. Jak psycholog to skomentowała?  Że "To nie trzeba tak dosłownie traktować tego co tam dziecko namaluje". No tak, swoich się nie rusza. Podejrzewam, że gdybym na miejscu nauczycielki była ja lub mąż, to by była afera, zawiadomienie MOPSU i ch wie czego. Gdy nie doszukała się nieprawidłowości w domu, skapitulowała mówiąc, że ona nie jest od tego żeby nam pomóc i że to my sami musimy. Ooo... 

Oczywiście cały czas byłam w kontakcie z ciągle zmieniającymi się Paniami w przedszkolu. Gdy wreszcie przyjęto jedną na stałe liczyłam, że stan rzeczy się poprawi. Myliłam się, bo okazało się że pani była totalnie niezaradna w stosunku do grupy przedszkolnej. Poprostu dzieci wchodziły jej na głowę. Do tego najwyraźniej bała się rodziców tych najbardziej niegrzecznych dzieci, bo nie reagowała na złe zachowania, a nawet gdy coś rodzicom przekazywała, to się przy tym kuliła i jej postawa wręcz przepraszała za to że żyje. 

Dzięki Bogu w drugim semestrze zerówki wróciła pierwsza Pani po urlopie zdrowotnym. U córki nastąpiła zmiana o 180 stopni! Leciała do przedszkola jak na skrzydłach. Zerówkę dokończyła radośnie.

Pierwsza klasa. Te same problemy. Stres, biegunka, bóle somatyczne. 

Kontaktowałam się z pedagogiem szkolnym: "Proszę się nie przejmować. Hihihi, hahaha. Dzieci w pierwszej klasie tak mają. Samo przejdzie".

Nie przeszło.

Kontrola w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej wyglądała tak, że właściwie nie wyglądała. Psycholog to się właściwie dziwiła po co przyszłam, bo córka była badana rok temu i nie ma po co badań powtarzać. No i ja się pytam "a jakaś terapia? Jakieś zajęcia? Trening Umiejętności Społecznych?" No to terapia nie, bo nie ma miejsc. Tusy będą kiedyś. Kiedy? Nie wiadomo.  Zapisać dziecko można. Jak się zbierze grupa to zorganizują. To przecież szkoła ma psychologa szkolnego. On powinien zorganizować Tusy w szkole. Do ppp przyjść do kontroli jak dziecko będzie w III kl.

Psycholog szkolny: "Wrażliwość i wycofanie swojego dziecka uważa Pani za wady".

Kurwa! Już mi się nie chce o tym wszystkim pisać.

Nikt nie pomógł! 

Dopiero gdy córka dostała w szkole prawdziwego ataku paniki, to się Psycholog szkolna znalazła, ale bynajmniej nie po to by pomóc. Skakała z ryjem jak wariat kopiąc leżącego i pięknie rączki umywając. Zastraszyć mnie próbowała. Tyle.

Próbowałam córce pomóc intuicyjnie zanim trafiłyśmy do psychiatry i psychologa i powiem Wam, że córka odwaliła kawał dobrej roboty. Była bardzo zdeterminowana żeby wyzdrowieć. Walczyła z demonami. Jestem z niej bardzo dumna. Opuściła w szkole równe trzy tygodnie, ale próbowała wrócić. Początkowo szła do szkoły po lekcjach do pani wychowawczyni. I tu wielkie ukłony w stronę nauczycielki, która poświęcała nam swój prywatny czas, choć wcale nie musiała.

Psychiatra potraktowała moją córkę oschle. Właściwie założyła z góry, że Faustynce się do szkoły nie chce chodzić. Kazała jej w domu się bawić palcami. Była bardzo opryskliwa. Wypisała leki, które i tak nie pomogły. Z resztą jakby pomogły  to nie dlatego, że leczą, tylko maskują problem i objawy. Taka prawda. 

Córka bała się konfrontacji z dziećmi. Kilka jej koleżanek to jakieś wampiry energetyczne. W pierwszej klasie siedziała w ławce z dziewczynką, którą znała z przedszkola i nie mogła się do nikogo innego odezwać, bo tamta się obrażała. No litości! Ja córce tłumaczyłam, że ta dziewczynka nie może jej wybierać przyjaciół i żeby się nią i jej fochami absolutnie nie przejmowała. Bo ma prawo rozmawiać i przyjaźnić się z kim chce, tak ona jak i tamta. Ale podejrzewam, podświadomość robi swoje. 

W drugiej klasie Faustynka już z tą dziewczynką nie siedziała, ale też nie było możliwości odciąć się od niej całkowicie. Pojawiały się różne przytyki, rywalizacje, zazdrości. Niby drobne rzeczy, ale tak tego narosło, że gdy ta dziewczynka dostała -4 z jakiejś kartkówki, to  w złości wyrwała mojej córce kartkę i pokazała całej klasie, że Faustyna też dostała -4. Jakby to nie wiem co było? Wielkie mi halo. No czwórka. Ale córka poczuła się upokorzona i to było na kilka dni przed tym atakiem paniki w szkole. 

Córka żaliła się, że często dziewczynki nie chcą jej wybierać do gier czy zabaw, bo twierdzą że jest za wysoka. Nabawiła się przez to kompleksu swojego wzrostu, co tak naprawdę jest przecież atutem. Powinna chodzić z głową wysoko i mówić, że zostanie modelką. Poza tym dziewczynki też się strasznie przechwalają i popisują.

Moje dzieci nie są materialistami, znają wartość pieniądza. Faustynka była w szoku po dialogu z tą koleżanką, gdy któregoś dnia przyszły do szkoły w takich samych bluzach:

Faustynka: Ooo! Mamy te same bluzy (radośnie).

Koleżanka: Gdzie kupiłaś?

F: W Sinsayu.

K: Ja w h&m. Ile twoja kosztowała?

F: 25 zł.

K: A moja 50! Moja jest lepsza!

F: Przecież są takie same.

K: Nie! Bo droższe rzeczy są lepsze!


Swoją drogą to była bluza z sinsaya nie h&m i kosztowała 25 zł, nie 50. Po co tak kłamać? Co to w ogóle ma być że moje jest lepsze?  Bo mojsze?

Córka podobnie jak ja woli sobie kupić kilka koszulek po dyszce za sztukę, a nie wydać stówę na jedną.  


A jeszcze ci durni YouTuberzy...

Okazało się, że córka nie zna większości z nich.  No bo i po co? Ma ciekawsze rzeczy do roboty niż oglądać pierdoły. A doszło do tego, że inna dziewczynka powiedziała do Faustynki: "Jak chcesz być w moim klubie przyjaciół to musisz oglądać codziennie nowy odcinek Muffiny". Co to? Kto to w ogóle jest jakaś Muffina? Moja córka muffiny piecze w piekarniku, a na YouTube ogląda Michaela Jacksona, Queen i Tinę Turner oraz Mbappe, o których jej rówieśnicy nawet nie słyszeli! 

W ogóle to z ciekawości obejrzałyśmy pierwszy odcinek Wednesday, bo też w klasie tylko o tym mowa i stwierdzam, że to się nie nadaje dla 8-9 latków. Fascynacja jest tym ogromna. Gdzie rodzice, pytam się? Ktoś to w ogóle kontroluje?

Taaa... 

Sama mam koleżankę, która ma dwie córki (obecnie 7 i 12 lat) i ona im ufa.  Dała telefony, o nic nie pyta, traktuje jak dorosłe, ma zaufanie. Może to nie o zaufanie chodzi tylko o wygodę? 


O dzieciach piszę, ale o rodzicach też by można nie mało wspomnieć. Sama miałam toksycznych, dlatego jestem tak czuła na to co się dzieje wokoło i swoje dzieci wychowuję inaczej. Ehhh... 


Dopiero ta psycholog do której z córką chodzę od wakacji wydaje się odpowiednią osobą na odpowiednim stanowisku. Mam nadzieję,  że pomoże uporać się z lękami.  


Dziś wybieram się na pierwszą wizytę do kolejnego psychologa dla Maćka. Tym razem mąż we wrześniu od 5 rano wysłał kolejkę do zapisów.  Mam nadzieję że pani podejmie się pracy i nie odeśle z kwitkiem jak poprzednia, bo oszaleję i to tam na miejscu u niej w gabinecie!

Trzymajcie kciuki!

wtorek, 4 lipca 2023

Psycholog od klocków

No i cieszyłam się, że syna udało się szybko umówić do psychologa w poradni dla osób z autyzmem, ale radość nie trwała długo. Dlaczego? Już wyjaśniam.

Pisałam w kwietniu o tej lekarce i nadużycisch seksualnych, które wg niej są normalne, bo tak działa natura. Syn miał tam zajęcia z psychologiem, logopedą,  fizjoterapeutą. 

Ja po tekście pani doktor go stamtąd wypisałam. Już w marcu zaczęłam szukać innego ośrodka bo przeczuwałam, że nie będziemy kontynuować współpracy. Rodzinny wypisał skierowanie,  Umówiłam syna na terapię do psychologa, ale żeby to zrobić musiałam wystać kolejkę od 5 rano, bo zapisy są tylko raz na kwartał i przyjmują tulko kilka pierwszych osób. Ludzie czekali juz od 4:30. A myślałam że będę pierwsza w kolejce 🤣 

Wczoraj pierwsza wizyta bez dziecka.  Mąż specjalnie wyszedł wcześniej z pracy, żeby zostać z dziećmi. Pojechałam zadowolona z ważniejszymi dokumentami.

Pomijam już to że cudem znalazłam jej pokój gdzieś w podziemiach. Dotarłam.

Pani psycholog zapytała czego od niej oczekuję.

Powiedziałam zgodnie z prawdą, że pracy z moim synem, typowej terapii psychologicznej, rozmowy o jego frustracjach, być może problemach, a nie układania klocków i robienia wycinanek, co do tej pory robił, bo motorykę mało i wielką ja z nim codziennie zrobię w domu.

Opowiedziałam jakie mamy problemy, co byłoby wskazane, a ona, że nie może go przyjąć na stałą terapię bo do końca grudnia ma zapełniony grafik.

Że jak? Że co? To po cholerę ja się fatygowałam? Już miałam na końcu języka, ale się ugryzłam, no bo to w końcu nie ona umawiała wizytę tylko pani w rejestracji. Tyle że pani w rejestracji mnie wtedy poinstruowała, że na pierwszą wizytę przychodzę bez dziecka i wtedy po przeprowadzeniu wywiadu z rodzicem psycholog ustala terminy kolejnych wizyt. No... to mamy jedną na 28.08 a potem bye bye, bo ona od września nie ma czasu.

W każdym bądź razie wyszło, że pani psycholog nie jest w stanie zaoferować nic poza układaniem klocków. Ooo... 


Swoją drogą to ja nie wiem gdzie się mają udać osoby po traumach, wypadkach, gwałtach,...

Jak tu nie ma po prostu z kim pracować.

piątek, 16 czerwca 2023

O_o

Ja się katuję dietą i ćwiczeniami, a mąż chudnie 2 kg tygodniowo od samego patrzenia na mnie. 

Mąż nie jest na diecie. Je normalnie.

Ja dwa liście sałaty z pomidorem - on dwa hotdogi.

Ja grillowaną cukinię - on 4 kiełbaski i pół bochenka chleba.

Ja sałatkę z tuńczykiem - on 7 naleśników z dżemem.

Ja twarożek wysokobiałkowy ze szczypiorkiem - on 4 solidne kanapki.

Ja 15 tysięcy kroków + rowerek stacjonarny do godziny  - on podjeżdża do pracy autobusem.

Jak to jest?

Zapewne hormony się u mnie posrały...

------‐---------------------------------------

Faustynka powoli wraca do życia.

Mamy grafik na całe lato na psychoterapię. 

----------------------------------------------

Jestem zmęczona.

Czym ja się kurwa zmęczyłam? 

wtorek, 23 maja 2023

Psycholog i specjaliści od siedmiu boleści

Idę dziś do lekarza po skierowanie do psychologa dla siebie, bo się sama za chwilę wykończę. 

Ciekawe czy termin dostanę na za rok czy za dwa. 

Jakie to wszystko głupie...

A czy trafię na "kompetentnego" psychologa?


Pisałam Wam kiedyś, że Agnieszka, siostra męża studiuje psychologię. Wiecie co ostatnio mówiła jak do nas przyjechała na Komunię Maćka?

Ma praktyki w hospicjum i opowiadała jak to ma wywalone, jaka to ona jest znieczulona. No "leżą takie stare dziadki z jakimiś paskudnymi guzami... fuj". "Mówię Dzień dobry, Jak się Pan czuje?, Dowidzenia" I odhaczone.

No to ja dziękuję za takiego psychologa. 


Czuję, że nie mam wsparcia. Jak zwykle to samo. 

Już mi się nie chce dźwigać ciężaru obwiniania. Może już po prostu nie mam siły na to. 

--------------------------------------------------------------

Mąż wysiedział dziś kolejkę u psychiatry dziecięcej (ponoć jednaj z najlepszych, jeśli nie najlepszej), ponieważ mamy podejrzenia, że lek, który przepisała nie podziałał tak jak powinien, a ona z pyskiem "Czy ja mówię po chińsku?!" I opierdziela mojego męża, że niby wyraźnie mówiła, że leki mają być podane razem, jeden na wieczór, a drugi rano. Nie! Wyraźnie mówiła, że jeśli pierwszy lek nie zadziała to w czwartej dobie mamy zwiększyć dawkę, a jeśli to nadal nie pomoże, to po dwóch tygodniach od podania pierwszego leku mamy wdrożyć drugi, rano i zmniejszać powoli dawki pierwszego! Mąż tak słyszał i ja tak słyszałam, więc we dwoje się nie przesłyszeliśmy! Jakby to trzeba każdego nagrywać...

Psycholog szkolna też swoją drogą dała popis. Zjebała mnie, zjebała przez telefon, że to niby zamierzam dalej tak nic nie robić i brać dalej córkę na przetrzymanie, a nawet się nie zapytała jakie kroki poczyniłam w tej sprawie, a użyłam wszelkich starań by dziecko umówić do najlepszego specjalisty, najszybciej jak się da. Oooo.... jak mnie wtedy wkurwiła. Jak ja sobie otworzyłam paszcze... Jak jej wygarnęłam, że od stycznia ją o pomoc prosiłam, że dziecko jest pod opieką PPP od dwóch lat i ona nawet się tematem nie zainteresowała, mimo, że szkoła ma dokumentację, że jest bezczelna zarzucając mi, że nic nie robię, nawet nie próbując się dowiedzieć jak jest. Ona od razu zaczęła się bronić i zabezpieczać, że rozmowie się przysłuchuje wychowawczyni klasy. Myślała, że mnie przestraszy czy co? Ja na to: "Bardzo dobrze, że pani wychowawczyni przysłuchuje się naszej rozmowie, niech słyszy, że ja do pani od stycznia pisałam w sprawie córki, a pani mi odpisała, że uważam wrażliwość i wycofanie dziecka za wadę zamiast potraktować sprawę poważnie. Pytałam o możliwość zorganizowanie TUSów w szkole, to miała pani pomyśleć i myśli pani już luty, marzec, kwiecień, maj, mamy czwarty miesiąc jak pani myśli". Ona zaczęła łagodzić, żebym się tak nie unosiła i tak dalej.

Ja już mam kurwa dość tych wszystkich psychologów.

poniedziałek, 8 maja 2023

Nerwica

U Faustynki nastąpił nawrót lęków i to ze zdwojoną siłą. 

Było już naprawdę dobrze. W tym roku szkolnym poranne biegunki niemal nie występowały. Ładnie chodziła do szkoły, nie licząc chorób. Ma 87% obecności. Do szkoły chodziła chętnie. Ciężko było tylko w pierwszy dzień po świętach czy po długich weekendach.

Od piątku nie jest w stanie wyjść z mieszkania, takie ma ataki paniki. Tak źle jeszcze nie było. Co się stało?


Czytam różne artykuły i wszędzie pisze, że przyczyny nerwicy u dzieci należy szukać w domu.

Co w takim razie zrobiłam nie tak? Gdzie popełniłam błąd?

---------------------------------------------

9.05.2023

Psycholog szkolny mi odpisał, że jej kompetencje tu nie wystarczą.


Kurwica człowieka trafia.

Chodziłam, prosiłam, pisałam maile. Zależało mi na zorganizowaniu TUSów w szkole. Pani psycholog miała "myśleć". A teraz mi pisze, żeby się pilnie z psychiatrą konsultować, bo to jej kompetencje przekracza.  Męczyłam sukę od stycznia! Szukałam pomocy, a ona olała. Jak się pali, to nie w jej kompetencjach.


Dziecko mi się kończy.

piątek, 28 kwietnia 2023

Jaka matka chciałaby coś takiego usłyszeć?

 Z dialogu z Panią doktor:

Wypowiedź Pani dr: W rodzinach dochodzi do nadużyć seksualnych i owszem jest to niefajne, ale to jest normalne. Tak działa natura. Musi pani to zaakceptować. 

Jestem matką niepełnosprawnego chłopca, który wkracza w wiek dojrzewania. 

Uwierzcie, nie to chciałam usłyszeć. Jak mam pogodzić się z tym, że w przyszłości będę gwałcona przez własnego syna? Boże! Ja mam też córkę. Jak ją ochronić? 

Dlaczego o tym się nie mówi?

Takie problemy istnieją. Nas jeszcze nie dotyczą. No właśnie, jeszcze... 


A na komisji go cudownie uzdrowią mimo upośledzenia umysłowego. 


Ja się nawet skarżyć nie mogę, bo usłyszę: "To trzeba było nie rodzić", "Darmozjada hoduje, pasożyta", "Sama jest darmozjad. Żyje na koszt Państwa za MOJE pieniądze", "Do roboty niech idą, pasożyty", "Co ty wiesz, przecież Ty nie pracujesz, siedzisz w domu i nic nie robisz", "Trzeba było usunąć a nie narzekać", "Do kogo ma pretensje? Pewnie ćpała w ciąży albo chlała. Dobrze jej tak", "Co za niewychowany bachor", "MaDka", "500+", 

Ja już to wszystko słyszałam i o wiele, wiele więcej. Z takimi tekstami i opiniami każdego dnia mierzą się rodzice niepełnosprawnych, głównie matki.


Piszę dziś ten tekst i zalewam się łzami.

Czuję się gorsza. Jak człowiek drugiej kategorii. 

Ale mimo to kocham swoje dzieci nad życie. 

Możesz mi wszystko powiedzieć, ale to nie umniejszy mojej miłości. Wręcz przeciwnie. 


czwartek, 27 kwietnia 2023

Kawa proteinowa

 Składniki:

- chude mleko

- odżywka białkowa naturalna (bez tej całej gamy słodzików, barwników i innej chemii)

- ulubiona kawa

- woda


Mleko w ilości jaką zwykle dodajemy do kawy lekko podgrzewamy, przelewamy do kubka, dodajemy 10g odżywki białkowej i opcjonalnie miarkę kreatyny, następnie mieszamy mieszadełkiem do spieniania mleka. W oddzielnej szklance zaparzamy ulubioną kawę, po czym ostrożnie wlewamy ją cienkim strumieniem do mleka. Powinno powstać  coś w rodzaju latte. 

--------------------------------------------------------------

Kombinuję z odżywką białkową, bo ja niespecjalnie mięsożerna  jestem, a nie chcę żeby mi mięśnie poleciały zanadto, a wiadomo, że na redukcji one lecą jako pierwsze niestety. 


Na śniadanko dziś zjadłam serek wysokobiałkowy z Piątnicy. Bardzo lubię te serki. 

Na skakance jeszcze nie skakałam i nie wiem czy dam dziś radę i czy w ogóle mogę, bo mam potworne zakwasy. Gdyby mi ktoś wcześniej powiedział, że od skakania na skakance się robią zakwasy, to bym nie uwierzyła. A jednak. 

-------------------------------------------------------------

Chyba wiem dlaczego zaczęłam tyć.

W pewnym momencie doszłam do maksymalnego obciążenia na rowerku stacjonarnym i mój organizm się przyzwyczaił do takiego rodzaju wysiłku. Tak samo dawno temu miałam z orbitrekiem. W końcu ćwiczyłam na nim po 2 godziny na najwyższym obciążeniu i nic. Bardzo zniechęcające. Może moje ciało tak właśnie działa, że powinno przez miesiąc ćwiczyć na rowerku, a potem przez miesiąc biegać, potem przez miesiąc skakać i znowu miesiąc rowerek, itd. 

No i oczywiście muszę pilnować diety o niskim indeksie glikemicznym. Z tym akurat problemu nie mam, bo uwielbiam warzywa. Nie jem niczego z białej mąki, zero słodyczy, unikam owoców, jeśli już to jem jabłka, ale prawda jest taka, że wcale nie mam ochoty ostatnio jeść. Boję się jedzenia. Głupie.  Waga póki co stanęła w miejscu, więc cieszę się, że już nie rośnie. 



demotywatory.pl

wtorek, 25 kwietnia 2023

Skakanka Challenge

 W celu zahamowania dalszego tycia, rozpoczynam dziś wyzwanie "Skakanka Challenge".

http://www.aleksandramistake.pl/2015/08/modelujemy-i-rzezbimy-nogi-cwiczymy-i.html


Skakankę pożyczyłam od córki.
Dzisiejsza poranna waga przy wzroście 155cm - 57,7 kg
25.04.2023 START!
Pierwsza setka za mną. Zrealizowałam ją dzieląc na serie: 30+20+30+20

Aaa... robiłam krzywą cukrową.
Na czczo 102, jakże by inaczej. Choć spodziewałam się, że będzie gorzej. Natomiast po dwóch godzinach już w normie - 126. 

---------------------------------------------------

26.04: 
40+40+20+30+20

środa, 19 kwietnia 2023

Alleluja i do przodu!

Zmieniłam lekarza rodzinnego i to był strzał w 10!

Nowa Pani doktor po przeprowadzeniu wywiadu sama zaproponowała wypisanie skierowania do endokrynologa i na test obciążenia glukozą. 

Cieszę się niesamowicie.

Termin do endokrynologa już umówiłam. Niestety dopiero na koniec października. Jednak i tak się cieszę, że się udało. Prywatne badania hormonalne są dość drogie i nie mogę sobie w tej chwili na nie pozwolić. AntyTpo i TG po 50zł każde, a jakbym chciała do tego kortyzol, testosteron i te wszystkie inne płciowe, to hoho, obecnie nie na moją kieszeń. 

Jutro postaram się zrobić krzywą cukrową.

A w oczekiwaniu na wizytę u endo, taka mała ściągawka:

  • Produktami o potwierdzonym działaniu hipoglikemizującym (obniżającym poziom glukozy) są m.in.: ocet jabłkowy, czosnek, orzechy, babka jajowata, cynamon, kozieradka, imbir.
  • W odpowiedniej regulacji stężenia cukru we krwi pomagają również produkty bogate w błonnik pokarmowy i magnez. Pomocne są również inne składniki i produkty, np. cynk, witamina D, morwa biała, aloes, zielona kawa, probiotyki.

źródło: https://www.doz.pl/czytelnia/a12113-Profilaktyka_cukrzycy_-_dieta_styl_zycia




https://gemini.pl/poradnik/zdrowie/dieta-w-chorobie-hashimoto-jak-komponowac-jadlospis/

sobota, 15 kwietnia 2023

+8

Jeszcze końcem grudnia ważyłam niecałe 51 kg. Świetnie się czułam, zarówno fizycznie jak i psychicznie.

I bach. W ciągu trzech miesięcy przytyłam prawie 8 kg! I nie żarłam! Mam dość. Wiecznie sobie wszystkiego odmawiam.

Było trochę stresu, bo dzieci chorowały, mniej ruchu przez zimę, choć niby zapieprzałam prawie codziennie na rowerku stacjonarnym po godzinie lub dłużej. A waga sukcesywnie rosła. Mąż mówi że już od samego patrzenia na jedzenie tyję. To jest po prostu chore! 

Glukozy to się wręcz boję zbadać przy obecnej wadze, jak przy 51 kg miałam 105! 

Najgorsze jest to że odkłada mi się w brzuchu. Taka typowa otyłość brzuszna. Przez ostatnie miesiące w biodrach przybył jedynie 1 cm w obwodzie, natomiast w brzuchu aż 8! Krew mnie zalewa.

A lekarz powie, że się nażarłam i trzeba mniej żreć.  Tylko że mniej się już nie da. Bo nie jem nawet połowy tego co mój 11letni syn. Baaa... Ja obiadów w ogóle nie jem, bo jakbym dzisiaj zjadła nawet małą porcję obiadu, to jutro będę mieć dokładnie 1 kg więcej! O kebabie to sobie tylko pomarzyć mogę.

A jeszcze gorsze jest to że samopoczucie zdechło, psychika siada, spadek nastroju mi towarzyszy. Nic mi się nie chce. Zmuszam się codziennie żeby minimum 10 000 kroków zrobić na spacerze. 

Wkurzają mnie słowa lekarzy, że glukoza podwyższona, bo na pewno coś więcej na kolację zjadłam. Kurwa! 2 liście sałaty i pomidor przed godziną 18, to nie jest coś więcej na kolację! Po takiej kolacji nie można mieć rano o 8 glukozy powyżej 100!

Koleżanki jedzą normalnie słodycze, drożdżówki, pączki i to prawie codziennie, a glukoza naczczo im nawet 80 jednostek nie przekracza. Ja takich rzeczy nie jem od wielu, wielu lat. Czasami upiekę sernik, który jest bardzo mocno odchudzony. Zamiast cukru ksylitol, zamiast tłustej śmietanki jogurt naturalny. I to tylko od święta takie frykasy. 

Mąż raz miał ciut podwyższony wynik, ale tylko dlatego że o północy nawpierdzielał się słodyczy a badanie robił już przed 7 rano.  


Nie mieszczę się w żadne ubrania! 

Zawzięłam się, mocno zacisnęłam pasa przez ostatni tydzień, a nie schudłam ani grama. Baa... przytyłam 1,3 kg!

Może zacząć biegać? 

Nienawidzę biegać!


czwartek, 30 marca 2023

Przemyślenia

To i tak jest pikuś, ten mandat.

Będzie większy problem.

Nie wiem czy pamiętacie, że najmłodsza siostra męża od lat nie wychodzi z domu i tak kiśnie razem z matką i już do końca życia nie wyjdą, bo covid. Ani szkoły, ani pracy, ani nawet leczenia! Masakra co z tego dziecka zrobili. To już nie dziecko. To kobieta 21-letnia.

A prawda jest taka, że teść nie młodnieje. Już jest 60+.  

I co potem? Sąd NAM ją zasądzi? Przecież nie Agnieszce, lekkoduchowi, co to żyje z dnia na dzień i wszyscy jej mają wszystko dać i zapewnić. Kolejnego chłopaka zrobiła właśnie w bambuko, przyprawiając mu rogi z innym. 

Dom opieki? Nawet jakby nas było stać na to, to niby jak mają tam przyjąć młodą, sprawną, rzekomo zdrową kobietę? Ona nawet żadnej dokumentacji nie ma, bo jej nikt przecież nie leczy. 

Przecież nie poświęcę własnej rodziny dla obcej kobiety. Z synem 3 razy w tygodniu na terapię jeżdżę. Za rok mu się orzeczenie skończy i znowu będą go na siłę uzdrawiać. Będę w końcu musiała tak kombinować, żeby wybrać taką pracę przez którą on nie straci, a nie użerać się z młodą kobietą, która nie ma ze mną żadnej więzi i zresztą wzajemnie. 

Tam przecież jeszcze babcia jest pod 80tkę. A jak zaniemoże? Kto się nią będzie opiekował? No kto?

To jest po prostu makabra, co ci ludzie zrobili ze swoim życiem. 

poniedziałek, 27 marca 2023

Ehh... z rodzinką tylko na zdjęciach

Ale nas Agusia (siostra męża) urządziła. 

Kupiła od mojego męża samochód kilka lat temu i nic by w tym nie było dziwnego, gdyby nie to, że mąż dostał mandat, bo paniusia nie udała się do wydziału komunikacji, żeby poinformować o zmianie właściciela. No bo trzeba by przecież zapłacić, aż 80 zł. A jeśli się tego nie zrobi w ciągu 30 dni, to chyba w ogóle jakieś kary się płaci. No i się okazało, że ona nie zamierza mandatu zapłacić i ma wyjebane. Teść tak samo. Pokłócili się tam strasznie podobno o to i co? I mąż musi zapłacić mandat, żeby nie figurował w systemie jako dłużnik. 

Tylko co? Dożywotnio będzie jej płacił wszystkie mandaty?

I tak to właśnie jest z rodziną. 

Ja nie ogarniam.

To, że ta rodzinka jest jaka jest, to wiem od dawna, ale że mąż nadal się daje wystrychnąć na dudka, to pojąć nie potrafię. 

piątek, 24 lutego 2023

Koktajl turboBiałkowy

 


Składniki na dwie porcje:

- Skyr Pitny Piątnica 345g

- białko serwatkowe Mlekovita naturalne 30g

- banan

Zblendować

- granola czekoladowe Sante - kilka kawałków do ozdoby

- kilka orzeszków ziemnych - do dekoracji

Jedna porcja to około 300 kcal.


środa, 8 lutego 2023

Nieśmiałość. Wada czy zaleta?

A po co to w ogóle oceniać. Jakie ma znaczenie czy jest to cecha dobra czy zła? Dlaczego w ogóle myśleć w takich kategoriach? 

Jeśli nieśmiałość utrudnia życie, to trzeba jakoś zaradzić, jakoś pomóc. A nie się licytować czy to dobra czy zła cecha.  Nie wierzę, że trzeba to tłumaczyć psychologom. 

--------------------------------------------------------------

Dzień przed feriami psycholog szkolny wystosował pismo do rodziców wszystkich dzieci:

"Drodzy Państwo,

ponad cztery miesiące temu przekroczyłam próg Szkoły ..., aby objąć opieka psychologiczną uczniów tej placówki. Był to czas głównie obserwacji oraz zapoznawania się ze społecznością szkolną, aby kolokwialnie mówiąc "poczuć" szkołę, główne problemy i potrzeby dzieci. Mam kilka przemyśleń, które pogłębią moje działania w przyszłym semestrze.


Po pierwsze uczniowie, z którymi rozmawiałam to niejednokrotnie dzieci bardzo wrażliwe, niepewne swojej wartości. Paradoksalnie ta wrażliwość i niepewność jest niejednokrotnie głęboko skrywana pod maska osoby pewnej siebie, "wygadanej", zwracającej na siebie uwagę, etc. Przekaz na temat "ile jesteśmy warci" wynosimy z domu, ale także z relacji koleżeńskich. Wiek nastoletni to czas, w którym rodzice schodzą na dalszy plan, a pierwszoplanową rolę odgrywają koledzy i koleżanki z klasy. To oni stają się autorytetami i to w ich oczach młody człowiek szuka potwierdzenia swojej wartości.


Po drugie są to dzieci tęskniące za obecnością rodziców, za kontaktem wykraczającym poza zdawkowe pytanie:" co tam w szkole?". Mam poczucie, że wielu z tych uczniów czuje się bardzo samotnych i owszem są zaopiekowani bytowo (ubrania, jedzenie, własny pokój), ale brakuje im więzi emocjonalnej z rodzicami. I proszę nie odbierać tego jako zarzut, bo wszyscy wiemy w jak "zabieganych" czasach żyjemy, ale jako sprawę, nad którą należałoby się zastanowić.


Kolejna rzecz: relacje pomiędzy kolegami/koleżankami w klasie. Grupa klasowa to takie społeczeństwo w soczewce. Sa w niej osoby o różnym temperamencie, osobowości, wywodzące się z innych środowisk, wyznające różne wartości, etc. Jak nie trudno się domyśleć jest to też miejsce, w którym dochodzi do tarć, konfliktów, nieporozumień. I tutaj brakuje umiejętności komunikacji, wyrażania swoich opinii w sposób bezpieczny, nie raniący uczuć drugiej strony.


Ostatnia sprawa, która wiąże się w zasadzie z powyższymi - zarządzanie emocjami. Z racji wieku dojrzewania dzieci są bardzo zmienne emocjonalnie, ich nastrój zmienia się z prędkością światła od euforii do totalnego "dołu". Jeśli dołożymy do tego czynniki zewnętrzne, jak szkoła i nastawienie na osiąganie wyników, problemy rodzinne, niezrozumienie ze strony kolegów i koleżanek uświadomimy sobie, że dzieci stykają się z całą gamą czynników wywołujących stres i osiągnięcie "równowagi psychicznej" jest niebywale trudne.


Co w związku z powyższym?


Ze swojej strony planuję, w ramach m.in. godzin wychowawczych, pracować z uczniami nad tematami, o których napisałam. Jeśli uważacie, iż wskazana jest także praca indywidualna z Państwa dzieckiem proszę o taką informację. Zachęcam także Państwa do kontaktu, bo może jest coś co Was niepokoi i nie wiecie jak podejść do tej sprawy. Pracuje we ... Jestem po to, aby służyć Państwu swoją wiedzą, doświadczeniem, umiejętnościami. Aby wspierać Państwa w pełnej wyzwań roli rodzica.


Przed nami ferie zimowe. Ze swojej strony gorąco namawiam Państwa , żebyście spróbowali się nieco zbliżyć do swoich dzieci, dali im swój czas i uwagę, której potrzebują jak powietrza. I proszę się nie zrażać ewentualną szorstką reakcją. W rozmowie spróbujmy wyjść poza tematy szkolne. Powiedzmy im coś miłego, znajdźmy coś za co powinni być pochwaleni. Warto zaplanować wspólne wyjście, zrobić coś razem, chociaż raz w ciągu tej przerwy. Być może brzmi to banalnie, ale takie proste rzeczy, małe kroki zmieniają rzeczywistość i wzmacniają więź rodzic - dziecko.


Pozdrawiam Państwa serdecznie,"


Autentycznie się ucieszyłam, ponieważ moja córka jest bardzo nieśmiała, wycofana, zestresowana. Wiecie z resztą, bo niejednokrotnie opisywałam.


Moja odpowiedź do pani psycholog:


"Dzień dobry,

Bardzo się cieszę, że pisze Pani w tej sprawie.


Jestem mamą ..., dziewczynki bardzo wrażliwej, cichej i nieśmiałej. Ja sama jestem WWO i doskonale ją rozumiem i wspieram. Ja takiego wsparcia ze strony rodziców nie miałam i okres szkolny i wygórowane ambicje rodziców były dla mnie bardzo stresujące i trudne, więc staram się córce okazywać wiele zrozumienia i jak pisałam wcześniej, wsparcia. Niestety społeczeństwo i ogólnie dzisiejszy świat nie akceptuje naszej wrażliwości. Jakby na tą jakże piękną cechę zabrakło miejsca. Takim osobom jak moja córka w życiu jest ciężko. Wiem po sobie, ale moje dziecko wie, że zawsze może na mnie liczyć.

... jest pod opieką PPP, konsultowałam się też w jej sprawie z innymi psychologami i pedagogami, ale wszędzie słyszę to samo: "Proszę się nie przejmować" "Dzieci tak mają, szczególnie w I kl. i im to mija" itp. A ja już w przedszkolu widziałam jak moje dziecko przed wyjściem rano z domu się stresuje i przeżywa i zapewniam, że nie wszystkie dzieci tak mają. Każdy przypadek należy rozpatrywać indywidualnie.


Bardzo proszę o w miarę możliwościach obserwację mojej córki w szkole. Wszelkie rady i wskazówki są dla mnie bardzo cenne. Chętnie podejmę współpracę byle by tylko pomóc mojemu dziecku przezwyciężać lęki i stres."



Odzewu nie było, no trudno, ferie, ale po feriach czekam i czekam i nic.

W między czasie wychowawczyni Faustynki na wywiadówce poruszyła temat dzieci nieśmiałych i wrażliwych. Mówiła, że jest duży problem z wypowiadaniem się na forum klasy, że ma w klasie siedmiu wrażliwców, którym ostatnio powinna była wstawić jedynki z opowiadania lektury, ale dała np. M. in. dotyczyło to mojego dziecka, które przy odpowiedzi po prostu ze stresu zatkało. 

Konsultowałam się z psychologiem w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, tam usłyszałam, że przecież szkoła ma swojego psychologa i biorąc pod uwagę że takich nieśmiałych i wrażliwych dzieci jest więcej, powinien zostać zorganizowany Trening Umiejętności Społecznych na miejscu w szkole. Nie ukrywam, byłoby to dla nas bardzo wygodne, a i z korzyścią dla wielu dzieci, które aż się trzęsą ze stresu na lekcjach.


Nie doczekawszy się na odpowiedź, po prawie miesiącu napisałam do psychologa szkolnego:

"Dzień dobry,
Zdaję sobie sprawę z tego, że dzieci problemowe z tzw. trudnymi zachowaniami, czy z dysfunkcyjnych rodzin są bardzo absorbujące, ale mam pytanie jaki jest dalszy plan w sprawie dzieci spokojnych, wrażliwych, delikatnych, wręcz za spokojnych.
W klasie córki jest co najmniej kilka bardzo wrażliwych osób, które również potrzebują wsparcia."



A pani psycholog mnie zlała po całości:


"Dzień dobry,

kluczowe pytanie to jak dzieci, które Pan opisał funkcjonują w grupie, czy dobrze się w niej czują, etc. Przedstawił Pan wrażliwość i spokój jako coś złego, jako deficyt , a tymczasem to potężny zasób. Tak długo jak te cechy są częścią temperamentu nie ma sensu z nimi czegokolwiek robić. Inaczej jest kiedy dziecko w natury było głośne, otwarte, ruchliwe , a pod wpływem jakiegoś traumatycznego zdarzenia zamyka się w sobie, jest lękliwe. Wtedy trzeba się tym zająć.

Pozdrawiam,"



Ja tu widzę standardowe działanie.

Najpierw niby delikatnie sugeruje rodzicom, że nie poświęcają dzieciom czasu, żeby przypadkiem ktoś nie przyszedł do niej po pomoc, bo byłoby to równoznaczne z tym, że ona ma racje z tym brakiem uwagi. 

No ale ja się wyłamałam, bo wiem jak jest u nas i się nie boję. Poza tym autentycznie się ucieszyłam, bo odebrałam jej pierwszą wiadomość jako, że naprawdę ona zamierza coś robić, że będzie pracować z tymi niepewnymi siebie dziećmi. A tu zonk!


Napisałam ostatnią odpowiedź. Dlaczego ostatnią? Ponieważ poczułam się zignorowana i wręcz zaatakowana:


"Jestem zaskoczona Pani odpowiedzią. Nigdzie nie napisałam o dysfunkcji, wręcz przeciwnie, w wiadomości z 13.01.2023 pisałam, że wrażliwość jest bardzo piękną cechą. Szczerze mówiąc liczyłam, że jako psycholog zaproponuje Pani jakieś rozwiązania i zorganizuje w szkole np. warsztaty dla dzieci nieśmiałych i wycofanych."




Właśnie wypełniam wniosek do PPP o udział moich dzieci, tak jednego, jak  i drugiego w zajęciach TUS (Trening Umiejętności Społecznych), bo w szkole widzę, że się nie dogadam. Tylko kiedy i czy w ogóle te zajęcia zostaną zorganizowane? Tego nawet w poradni nie wiedzą.


Psycholog szkolna odpisała:

"Witam,

chyba doszło do jakiegoś nieporozumienia. Nie otrzymałam żadnej wiadomości dn.13.01.br. Dwa- czy nie uważa Pani, iż robienie zajęć dla dzieci "wrażliwych i wycofanych" to stygmatyzowanie tychże ? Jeśli jest potrzeba pracy z takim dzieckiem to polecam pracę indywidualną lub zajęcia dla całego zespołu klasowego i o takich zajęciach pomyślę. Zachęcam też do kontaktu osobistego, bo mam wrażenie, iż maile nie do końca sprawdzają się jako narzędzie komunikacji.
Pozdrawiam,"


Ręce i cycki opadają. Miałam ochotę napisać, żeby myślała szybciej, bo już pół roku myśli. Ehh...


A potem wielkie zdziwienie,  że tyle nerwic, depresji i samobójstw wśród dzieci i młodzieży. 

 

Boże, straszne co się dzieje na świecie.

Jak nie wojny, to kataklizmy.

Ciężko pohamować łzy.

poniedziałek, 6 lutego 2023

Sąd przyznał Maćkowi 7 punkt w orzeczeniu

Wygraliśmy!

Udało się.

Orzeczenie jest ważne jeszcze ponad rok, więc pewnie po zakończeniu znowu będzie nas czekała powtórka z rozrywki. 

I temat niby zamknięty na jakiś czas. No ale właśnie. Niby dlaczego mam go zamykać? Dlaczego Komisje, które błędnie orzekły nie poniosą konsekwencji? Powinny być wobec nich wyciągane konsekwencje, wtedy może by się zaczęli liczyć z ludźmi. A może powinnam założyć takiej lekarce sprawę o straty moralne?

U nas i tak się to dobrze wszystko potoczyło. Mam cudownego męża. Fakt, było różnie w przeszłości, ale od dłuższego czasu staje na wysokości zadania. Zrozumiał, że ojcostwo nie kończy się w momencie zapłodnienia i mocno mi zadośćuczynił. Teraz przede wszystkom jest i wspiera, pomaga. 

Gdy straciłam świadczenie na syna, to właściwie sprzedaliśmy tylko samochód i jest ok.

Powiedzcie co miałaby w takiej sytuacji zrobić kobieta, którą po urodzeniu niepełnosprawnego dziecka zostawia mąż i nie ma wsparcia. Mąż uchyla się od płacenia alimentów i ani nie zamierza ja wesprzeć niematerialnie opiekując się swoim własnym dzieckiem.  Za co ona ma zapłacić czynsz? Za co kupić jedzenie? Pójdzie do pracy zostawialjąc z kluczami na szyi dziecko niesprawne umysłowo? Chryste? A kto poniesie konsekwencje gdy temu dziecku coś się stanie? Komisja, która stwierdziła, że to dziecko nie wymaga opieki? Nie! Ta nieszczęsna matka!

A dlaczego państwo nie pozwala rodzicom niepełnosprawnych dzueci dorobić parę groszy do świadczenia w czasie gdy dziecko jest 4-6 godzin w przedszkolu czy szkole? Jest wiele matek, które choćby dla własnej psychiki potrzebowałyby tego, ale nie bo idąc do pracy stracą świadczenie, a z kolei na pełen etat nie mogą pracować, bo są bez dziecka tylko te 4-6 godzin w ciągu doby.

------------------------------------------------------‐---

A teraz zmiana tematu.

Szukam dla syna zajęć terapeutycznych, ponieważ ten ośrodek do którego uczęszczamy obecnie od dwóch lat, nic nie daje. Ma tam zajęcia z psychologiem, logopedą i fizjoterapeutą, ale wady wymowy nie ma, a fizjoterapia miała być realizowana z elementami SI, o którą mi tu właściwie chodzi, a tu ciężko się nawet tych elementów dopatrzeć. A psycholog? Szkoda słów. Widzę, że nic te zajęcia nie wnoszą, panie też tylko wychodzą i mówią, że dzisiaj pracował, albo dzisiaj nie pracował i się wygłupiał i to tyle. Później napiszą jakąś powściągliwą opinię, że to niby wszystko dobrze i że to niby nie wiadomo jakie super postępy poczynił. Bzdura! Żadnych postępów nie ma. Ja się staram. Dowożę na zajęcia po 3-4 razy w tygodniu. Staję na głowie, żeby go umówić na nie w jak najlepszych dla nas porach. Niejednokrotnie muszę syna zwalniać z lekcji, żeby zdążyć z nim na terapie, a on jest tylko numerkiem do odhaczenia w grafiku terapeutów. 

Chcemy zmiany.

Szukam innego ośrodka i mnie zaczyna to wkurwiać wszystko, bo jak już znajdę regulamin, który jest oczywiście skrzętnie zakopany w czeluściach strony, to wczytuję się i widzę np.:

- Z bezpłatnych zajęć terapeutycznych w ... mogą korzystać jedynie członkowie Stowarzyszenia

- Każdy członek Stowarzyszenia jest zobowiązany do opłacania składki członkowskiej w wysokości 200 zł na rok kalendarzowy. Wpłatę wykonuje się na początku roku kalendarzowego (do końca marca) lub przy zapisie.

- Rodzice są zobowiązani do wniesienia finansowego wkładu własnego w ciągu roku kalendarzowego w wysokości 1100,00.

To jakie to są bezpłatne zajęcia ja się pytam? Opcja, którą się tu podzieliłam jest i tak tą najtańszą, bo znalazłam też stowarzyszenia, którym się oprócz rocznej składki powyżej 1000 zł jeszcze co miesiąc wpłaca składkę 100 zł na bezpłatne zajęcia.

Dlaczego bezpłatne zajęcia są płatne?

Przecież PFRON wpłaca miliony żeby były bezpłatne. 

Czy to nie brzmi śmiesznie? 100 zł czy 200 zł miesięcznie na bezpłatne zajęcia. I wpłacasz czy dziecko bierze w nich udział czy nie. Jak choruje to też musisz wpłacać, mimo że np. przez miesiąc nie korzystało. Tak, to nie są kokosy, szczególnie jeśli tych zajęć jest kilka w tygodniu, ale dlaczego wszędzie jest tak pięknie napisane, że to są bezpłatne zajęcia jak nie są? A jeśli te zajęcia nic nie dadzą? Nic nie pomogą? Oni skasują pieniążki i mają wyjebane, taka prawda. 

Spokojnie,

Jeszcze raz.

Dlaczego nie napiszą normalnie,  że zajęcia są płatne i czesne wynosi 130 zł na miesiąc? Tylko takie czary mary robią. 

---------------------------------------------

Dopisane 24.02.2023

Regulamin do którego się dokopałam to przeżytek. Teraz oprócz wpisowego 200 zł, należy wpłacić 2000 zł i nie w ciągu roku, a do końca roku kalendarzowego.  I jak dziecko wskoczy w grafik z listy rezerwowej, bo rzecz jasna, z ulicy nie przyjmą z dnia na dzień, i jak już wskoczy np. w październiku,  to do końca roku, czyli w te 3 miesiące, trzeba im zapłacić 2000 zł na bezpłatne zajęcia. Uważam, że jest to po prostu kpina.

czwartek, 5 stycznia 2023

Poświątecznie

Witam po długiej przerwie. Co tu dużo mówić? Chorowaliśmy. Jak zresztą zwykle w porze jesienno-zimowej. W zasadzie to tylko październik był jeszcze udany i dzieci nie opuściły w szkołach ani jednego dnia. Niestety mi przytrafiła się niewielka kontuzja, która wykluczyła mnie z ćwiczeń na jakieś 3 tygodnie. Oczywiście wypracowane mięśnie poleciały. Ehh... bywa. W listopadzie rozłożyła nas jelitówka. Jesienny standard. Natomiast w grudniu grypa lub inny covid. W zasadzie to jeszcze święta była chorowite, bo syn już zdrowiał, po to żeby zaraz dopadło córkę. Biedna jeszcze w sylwestra była skończona.

Jednak jak to się mówi: "nie ma tego złego..." Spędziliśmy razem wiele miłych chwil. Jeszcze przed tymi chorobami kupiliśmy sobie turbo puzzle 1000 elementów, więc mieliśmy co robić na wolnym. 


7 grudnia już zapakowaliśmy obraz w ramkę.


Między jelitówką a grypą Maciek miał to badanie przez biegłego sądowego psychiatrę, o które wnioskowałam w odwołaniu do sądu. Wyczekaliśmy się tam w kolejce, że ho ho. Odczucia po tym spotkaniu mieliśmy mieszane, ponieważ pani doktor nie dała po sobie poznać jak wg niej przebiegło. Podobno niektórzy mówią od razu rodzicom czy dziecko wymaga czy nie wymaga opieki w samodzielnej egzystencji. Dzisiaj jednak pierwszy stres opadł, ponieważ dostałam pismo z sądu z opinią psychiatry sądowego i jest w niej jasno napisane, że Maciek wymaga stałej opieki. Opinia lekarza jest nam przychylna. Teraz wszystko leży w gestii sądu. 

Już na początku grudnia jak co roku ubraliśmy choinkę. Wiem, że powinno się to robić dopiero w Wigilię, ale dzieci lubią już w mikołajki prezenty wyjmować spod drzewka. Z resztą ja też tak uwielbiam ten Świąteczny klimat, że nie wyobrażam sobie, żeby ten nastrój gościł tylko przez chwilę.  



 

Zawsze przed Świętami mamy ten sam dylemat. Babcia męża się zapowiada, że przyjedzie, a później w ostatniej chwili, gdy przygotowujemy się do Wigilii, odwołuje lub przekłada swój przyjazd na pierwszy czy drugi dzień Świąt. Oczywiście ostatecznie twierdzi, że przyjedzie po Świętach. I jak co roku nastawiamy się, że musimy się przygotować na gości. Wiadomo, że moja teściowa nie przyjedzie, bo nadal się boi covida i ciągle nie wychodzi z domu nawet na podwórko. Być może to już do końca życia tak będzie. Ale gdyby babcia męża przyjechała, to wiadomo, że nie sama, tylko ktoś ją musi przywieźć. Mój teść? Mało prawdopodobne, bo raczej żona go nie puści. Zostaje Agnieszka. Mieszka z chłopakiem, więc to już by były dodatkowe trzy osoby. I w taki sposób zostajemy w każde Święta z górą jedzenia, które konsumujemy aż do sylwestra i już nam bokami wychodzi i tak się zastanawiam, że może to trzeba odpuścić i więcej już nic nie przygotowywać. Tylko kameralnie na naszą czwórkę. A jak jednak nas kiedyś zaskoczą no to trudno. Gdyby się nie zapowiadali to bym powiedziała wprost, że nie wiedzieliśmy, że przyjadą, a tak to nie wiem. Chyba trzeba to olać i się przestać stresować.  Mąż twierdzi, że to zawsze tak będzie, tzn. nie będzie wiadomo czy nas najadą czy nie. Ja się go pytam, no ale dlaczego nie możemy jak u normalnych ludzi się umówić czy przyjadą czy nie, a nie że ja nagotuję na 10 osób i się potem marnuje, tak samo zakupy przedświąteczne, dobrze było by  wiedzieć czy robić na czworo czy dwa razy tyle. A prezenty pod choinką? Pamiętam, że raz babcia też tak się nie mogła zdecydować i  w dzień Wigilii zadzwoniła, że z Agą i jej jeszcze tym poprzednim chłopakiem przyjedzie i ja leciałam jeszcze przed zamknięciem sklepów dokupić pierogów i po prezenty. Oczywiście nie przyjechali. Odwołali o godzinie 17 jak już wszystko czekało na stole. 
W tym roku i tak przemyślałam mocno zakupy, na tyle, że chyba nic nie musieliśmy wyrzucić, ale pierogi i uszka jedliśmy przez tydzień. No ale w końcu powiedziałam do męża, żeby zadzwonił kilka dni przed Świętami do siostry i zapytał wprost czy przyjadą czy nie. Tak też zrobił. A Agnieszka była bardzo zdziwiona pytaniem i mówi: "to podobno jesteś chory". Mąż faktycznie miał wówczas grypę. No i się wszystko ładnie rozwiązało. Mogłam normalnie zaplanować ostatnie zakupy i menu. 

Uwielbiam Święta i te świąteczne przygotowania, gotowanie świątecznych potraw, przystrajanie mieszkania. Absolutnie nie narzekam. Ja chyba po prostu nie lubię niespodzianek. Poza tym relacje z rodziną męża mamy jakie mamy i dla mnie to chyba jednak za dużo udawać rodzinę do zdjęcia. Pewnie stąd u mnie taki stres. Jednak najtrudniejsze z tego wszystkiego jest chyba patrzeć na zawód Faustyny, która czeka na prababcię. To chyba boli najbardziej. 








Wigilia



Święta




Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!