czwartek, 17 czerwca 2021

Będzie emocjonalnie i z przekleństwami, bo jestem w chwilowej rozsypce psychicznej.

Zwątpiłam w sens istnienia takiego zawodu jak psycholog. Uważam, że jest to zawód zupełnie niepotrzebny.

Po prostu ręce opadają. 

Na przestrzeni ostatnich 6 lat, miałam do czynienia z wieloma specjalistami, głównie za sprawą Maćka u którego zdiagnozowano autyzm, jak również w ostatnim roku Faustyny z powodu lęku przed przedszkolem. Sama też próbowałam terapii, na którą straciłam półtora roku i nic mi ona nie pomogła. 

Jaki z tego wniosek? Jeśli sama nie uporasz się ze swoimi, czy swojego dziecka problemami, to nikt Ci nie pomoże, bo prawda jest taka, że Ciebie czy Twoje dziecko każdy ma w dupie. Wiem, ostre stwierdzenie i być może krzywdzące, ale tak to widzę, tak czuję po tym wszystkim przez co przeszliśmy. 

Miałam dziś konsultację z psychologiem szkolnym Maćka w sprawie problemów w domu. Jak to w ogóle brzmi...PROBLEMY W DOMU. Już wcześniej nakreśliłam wychowawczyni sytuacje ze snem, a raczej jego brakiem, z zaparciami nawykowymi, z występowaniem zachowań agresywnych w stosunku do młodszej siostry, niezdrowa rywalizacja z nią, i tym podobnych sprawach. 

W szkole z Maćkiem problemów nie ma. Chętnie się uczy. Panie są zadowolone. A Maciek i agresja nie idzie w parze. Wychowawczyni była wielce zdziwiona i mi nie mogła uwierzyć, ale jak się okazało, "Co dla jednych jest podłogą, to dla innych staje się sufitem" i tak musiałam wytłumaczyć, że to nie chodzi o to, że on siostrę pobije, tylko jak coś jest nie po jego myśli (ona go wyprzedzi albo w czymś wygrywa), to Maciek ją z całej siły ściśnie za ramiona, czy ostatnio była taka sytuacja, jak Faustynka wzięła rakietki do badmintona, to on chcąc jej je wyrwać, tak mocno ścisnął tymi paletkami jej palec, że mógł go złamać. On wie, że zrobił źle i gdy młoda zacznie płakać od razu ją przeprasza, ale zależy nam, żeby był w stanie się opanować i bardziej się kontrolować w takich sytuacjach.  A może to nie są zachowania agresywne? I ja niepotrzebnie histeryzuję? Jednak wydaje mi się, że jeśli już teraz nie będziemy reagować i czegoś z tym robić, to się przerodzi w prawdziwą agresję i prawdziwe problemy.

W każdym bądź razie, opowiedziałam wszystko Pani psycholog, licząc na to, że Maćkowi zostanie zapewniona terapia psychologiczna i Pani terapeutka będzie z nim regularnie rozmawiać i tłumaczyć jak ważny dla zdrowia jest sen i regularne wypróżnianie. No bo może Maciek to co mówi mama traktuje jak takie głupoty, co to ona musi sobie pogadać, a już gdyby to usłyszał od kogoś bardziej kompetentnego to by jak raz pomogło. A Pani się mnie pyta czy byłam z tym u lekarza, bo to może trzeba farmakologię zastosować...  Chryste, jakbym chciała pójść na łatwiznę, to bym poszła, ale ja szukam pomocy. Dla mnie farmakologia to ostateczność. Takie tabletki to nie cukierki. To jest wszystko takie zjebane... To tak jak moja matka czy nawet moja teściowa - łyknąć se tableteczkę i świat się staje kolorowy, ale że wszystko się jebie dookoła, to chuj, ja mam wyjebane. Jak to sobie Chwytak śpiewa "Jebie mie to, jebie mie to..."

Ja chcę swojemu dziecku realnie pomóc, a nie podać cudowny syropek i odłączyć go od świata na 12 godzin w ciągu doby, bo tak jest najprościej. Już kiedyś wspominałam o skutkach ubocznych takich leków. 

Ja sama miałam depresję, ale  ni chuja, nigdy nie wezmę tego farmakologicznego gówna, bo wiem co zrobiło z moją matką i z moją teściową, jak pozbawiło je więzi emocjonalnych, empatii, instynktu macierzyńskiego i ogólnie zryło łby, no i jeszcze uzależniło.

Podczas rozmowy też wyszło gdzieś między wierszami, gdy Pani zaproponowała badania u specjalistów i oprócz rezonansu magnetycznego, gastroskopii, kolonoskopii, zbadanie melatoniny i tarczycy, że Maćkowi nie sposób pobrać krew do badań, bo jest tak silny, że 5 pielęgniarek go nie jest w stanie go utrzymać, to wiecie co powiedziała? "To niech mu Pani powie przed badaniem, że jak sobie da spokojnie pobrać krew, to dostanie nagrodę".  Kurwa, myślałam, że pod stół wpadnę. Ona serio myśli, że to takie proste? Syn w takiej sytuacji walczy o życie. Czasami odnoszę wrażenie, że ci wszyscy psychologowie nigdy nie mieli do czynienia z dzieckiem jakimkolwiek, a co  dopiero w dzieckiem z zaburzeniami. 

No i takim o to sposobem przez najbliższy rok albo i dwa będziemy wykonywać te wszystkie badania, a terapeuci będą mieli święty spokój. 

Czasami myślę, że po prostu na tych wszystkich terapiach tracimy jedynie czas, bo wszystko co udało nam się do tej pory osiągnąć, osiągnęliśmy własną pracą w domu. 

Kurwa, ryczeć mi się chce już przez to wszystko.


A wiecie co ta pipa do której chodziliśmy z Faustyną powiedziała? Że ona nie jest od tego żeby nam pomóc, że to rodzice sami muszą. To nie mogła tego powiedzieć kilkanaście spotkań wcześniej? Przynajmniej byśmy nie stracili na nią tylu cennych godzin. 


Sorry, ja wiem, że być może jestem niesprawiedliwa, ale ulało mi się...kurwa!