wtorek, 25 sierpnia 2020

Wyprawka

Jak wiecie, Maciuś wkracza w  nowy etap, rozpoczyna edukację w  szkole  podstawowej  w  klasie  terapeutycznej.

Dostałam  na mail informacje o przedmiotach jakie należy przygotować w ramach  wyprawki szkolnej. Większość już zakupiona, ale białych spodenek na chłopca, to jak na razie nie spotkałam.


Swoją  drogą  to  nie wiem czy dojdzie do rozpoczęcia przez nas roku szkolnego. Zachorowania na covid lecą jak domino, to tylko kwestia czasu kiedy i my wlądujmy na kwarantannie. 

Przez pół roku się jakoś udało nie zachorować i nie mieć kontaktu z chorym i bardzo się cieszę,  jednak myślę że nie unikniemy zarażenia. Oby tylko Faustynka  przeszła łagodnie, bo ona ma taką niską odporność. 

Ja już miałam raz powikłania po grypie i wylądowałam z zapaleniem  mięśnia sercowego w szpitalu, a później bujałam się latami z arytmią  po kardiologach. Nie chciałabym powtórki. 


Jak zdrówko? Czy ktoś z Was  miał kwarantannę?

piątek, 14 sierpnia 2020

Fotorelacja - 34 urodziny męża

W tym tygodniu mąż obchodził 34 urodziny.

Świętowaliśmy kameralnie. Upiekłam tort owocowy. 

Wrzucam kilka fotek:


Tort


 

 

I manewrowanie tortem, żeby wydostać się z kuchni 😅

Brakuje tylko dla uatrakcyjnienia opowiadania, trzeciego zdjęcia na którym np. potykam się, a tort leeeci śmietaną w dół 🤣




  


środa, 5 sierpnia 2020

Chwilowy kryzys

Chwilę mnie tu nie było. Nie mogłam się zmobilizować.

Dziękuję za gratulacje i życzenia. 10-tą rocznicę  ślubu świętowaliśmy rodzinnie. Rano wręczyłam mężowi drobny upominek - słodycze, kawa, kosmetyki. A po południu pojechaliśmy razem z dziećmi do restauracji. Wszystko było fajnie, tylko Faustynka, która początkowo była bardzo podekscytowana,  speszyła się w lokalu i odmówiła jedzenia, choć wcześniej tak ochoczo planowała co zje. 

No jest u niej spory problem z jedzeniem. Odrzuciła sery, mleko, masło, ziemniaki i ryby. Wędlin nigdy jeść nie chciała. Martwię się, bo kromka chleba z keczupem czy płatki Nesquik to nie jedzenie. Przynajmniej je makarony, ryż i kaszę gryczaną z mięsem oraz pomidorową i rosół. 

W małżeństwie  układa nam się bardzo dobrze. Widzę jak mąż w ostatnich latach dojrzał i bardzo mi się to podoba. Spędzamy razem dużo czasu,  bo wraca wcześnie z pracy. Czerpiemy radość z tych chwil  całymi garściami. Właściwie to nawet nie pamiętam kiedy się ostatnio kłóciliśmy. Chyba rok temu. 

Rybki mają się dobrze. Poza neonami, których nie udało się wyleczyć i padły z powodu kulorzęska. Faustynka mnie zaskoczyła mówiąc:
"Mamusiu, nie przejmuj się. To dobrze że zdechły, nie będą gryzły Goldi płetwy". 
A skoro przy płetwie jesteśmy,  odrosła molinezji ta zjedzona płetwa. 
Tylko powiedzcie mi,


Czy ona jest w ciąży?







Zaczął mi się spóźniać okres, choć wyraźne objawy PMSu były. Czekałam na niego niecierpliwie, bo raczej miał tendencję do pojawiania się przed czasem, nie po. A piersi już mnie tak  bolały, że myślałam że wybuchną. Jednak nawiedził mnie 3 dni  później i był bardzo skąpy i właściwie niebolesny. Podejrzewam, że przez aktywność fizyczną i jakby nie było, dość ubogą dietę. 

Ćwiczę na orbitreku codziennie powyżej godziny. Zdaża się  nawet dwie jedyny ciągiem. Podczas gotowania maszeruję aby nabić jak najwięcej  kroków. Zawsze to jakieś  dodatkowo spalone kalorie, niż jakbym miała tylko stać i mieszać w garze.

W ostatnim czasie już byłam bliska strzelenia tym wszystkim w cholerę, bo efektów nie widzę, a doszły wyrzuty sumienia, że  tyle czasu marnuję na siebie zamiast pograć z dziećmi w Warcaby czy poodkurzać mieszkanie. 
Waga uparcie utrzymywała się na 56,5 kg, a w ostatni weekend to zawet wzrosła i w poniedziałek pokazała 57 kg. Koło południa dostałam  miesiączkę  i  dziś rano ważyłam 55,8 kg. Wiem, że często tak bywa, że pod koniec cyklu kobieta może przybrać 1-2 kg, ale zdziwiłam się, bo nigdy wcześniej  mi się to nie przydarzyło.

Dziś mam totalny kryzys. Ćwiczyłam tylko 30 minut, bo nie dałam rady więcej. Jestem potwornie zmęczona. Nie wiem czy to ta paskudna pogoda (u nas dziś leje), czy ten cholerny komar co mnie całą noc podgryzał i nie dał się złapać. Przebiegły krwiopijca! A może organizm już ma dość codziennych ćwiczeń i diety. Choć pewnie wszystko na raz. 

Rano ogarnęłam z grubsza mieszkanie i przykleiłam w oknach moskitiery. Niestety już mi zabrakło do kuchni i do większego okna w salono-sypialni. Później odhaczyłam te 30 minut na orbitreku i próbuję coś naskrobać na  blogu, a przez te ćwiczenia brakuje mi czasu na pisanie, więc sorry, że nic ciekawego u mnie nie przeczytacie i że rzadko Was odwiedzam.


Kupiłam sobie kieckę za 19,99 zł! To się pochwalę. 


Nie wiem czy te guziki tak mają  być asymetrycznie czy jednego brakuje, choć rozstaw pomiędzy tymi dwoma jest inny niż odległości pomiędzy tymi z drugiej strony, ale za taką cenę, co tam. Najwyżej  doszyję jednego.


Włosy mi już podrosły i udaje się już je zaczesać w kok. Nie spodziewałam się, że tak szybko będę cieszyć się różnymi fryzurami. W końcu jeszcze rok temu miałam całkiem krótkie, a tu 



Pozwólcie, że na tym skończę ten wpis. 
Buźka 😘