wtorek, 24 lipca 2018

8 lat

Dzisiaj obchodzimy ósmą rocznicę naszego ślubu. 
Mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej. 

sobota, 21 lipca 2018

Jestem w szoku!

W sprawach zdrowotnych u nas wszystko dobrze. Ostatnie dwa tygodnie spędziłam z dzieciakami w domu. Odpoczęliśmy po tym choróbsku nieszczęsnym i jest ok. 

Są niestety i złe strony siedzenia w domu. Nasłuchałam się awantur, że głowa mała. 

Oni na dole są nienormalni. Ja tam praktycznie nie schodzę, bo nie chcę w tych parodiach uczestniczyć, ale niektórych kłótni i awantur nie da się nie usłyszeć. 
Już pominę te odzywki sióstr męża i kłótnie pomiędzy nimi dwiema, bo to norma. I normą właściwie jest tu, to jak traktują i odnoszą się do ojca, więc i to już przemilczę, bo słów brak, ale obok tego co wczoraj się stało nie mogę, nie potrafię przejść obojętnie, bo to już szczyt, a będzie już tylko gorzej. 

W ramach wstępu muszę się trochę wrócić w czasie. Nie wiem czy wspominałam, że Aga skręciła nogę na Juwenaliach (może jestem niedzisiejsza, ale co w ogóle 17latka robiła na Juwenaliach? Przecież nie jest studentką. I jeszcze nogę skręciła na prostej drodze). Z babci zrobiła sobie już służkę totalną i wykorzystywała swoją sytuację do maksimum. Dla mnie to kompletnie nienormalne co robiła, bo z chłopakiem była w stanie wyjść z domu i gdzieś pojechać (z weselem włącznie) pomimo skręconej nogi, a w domu nie potrafiła się normalnie wysikać tylko babcia ją sadzała w pokoju na wiadro.  Już mniejsza z tym. Było minęło. Teraz Agnieszka już normalnie chodzi, ale jeździ na rehabilitację. Tzn zawodzi ją ojciec i np w tym tygodniu miał drugą zmianę w pracy więc ją przed południem obwoził. W poniedziałek i wtorek był luz w domu, bo wszyscy o 11 pojechali i wrócili grubo po 13. Mogłam się poczuć swobodnie i bez stresu. We środę i czwartek już normalnie, bo teściowa z babką zostały w domu. A wczoraj wybierali się wszyscy. Teściowa kazała o 10 zaglądnąć babce do Claudi, żeby sprawdziła czy wstała i się zbiera. Ja tylko usłyszałam straszny huk i płacz babci. Wybiegłam z naszego pokoju na korytarz, ale dzieci wybiegły za mną więc się wróciłam, ale słyszałam jak babcia płacze, klnie i wyzywa, myślałam że Agnieszkę, bo zawsze z nią miała jakieś spięcia. A to było tak: Babcia zajrzała do pokoju Claudii, a ta rozpędzona z ogromną agresją babkę pchnęła, aż ta ponoć wpadła całym ciałem na schody i się bardzo potłukła. Rozpłakała się, zwyzywała Claudie od kurw, skurwysynów i tym podobnych i poskarżyła się Elce (mojej teściowej). Ta właściwie nic nie zrobiła bo ona zawsze na wszystkie fronty gra i na wszystkich się musi zabezpieczyć, żeby sobie wrogów bezpośrednio nie robić. Powiedziała tylko córce, że jej za to nie weźmie, co nijak się miało do rzeczywistości. Zero jakichkolwiek konsekwencji. Teściowa się tylko jeszcze poskarżyła do teścia z nadzieją, że on zrobi rozrubę, ale on tylko spokojnym tonem powiedział "Claudia, to tak się nie robi" i po sprawie. Pojechali wszyscy oprócz babki. Przed wyjściem jeszcze się Agnieszka darła, że babka ma nie jechać "Ja z nią nie jadę! Ja nie potrzebuję żeby w aucie śmierdziało sikami! Lochami!". No proszę, jaki szacunek! A dwa tygodnie wcześniej babka gówna we wiaderku od Agnieszki odnosiła! I to nie śmierdziało!? 

Myślę sobie, że skoro teraz takie sceny mają miejsce, będzie już tylko gorzej. Claudia ma dopiero 16 lat, a Agnieszka 17.

Teściowa tylko lamentuje jaka to ona biedna, a całe swoje życie dzieciom poświęciła i ją taka nagroda za to spotkała. Teściowa podkreślam, nie babka. Teściowa zawsze ma największe pretensje do wszystkich. Ona ma nawet do nas pretensje że my jej córek nie wychowaliśmy! Żałosna baba. Udaje świętą, a ja dobrze pamiętam jak swoją chorą wtedy matkę od kurw wyzywała "Nie będziesz kurwo leżeć! Masz robić! Pomagać jak wszystkie babki!" A babcia z nadciśnieniem ledwo żyła. Albo sytuacja jak teść i mój mąż jechali sadzić na działce ziemniaki kilka lat temu i babka też chciała jechać pomagać, to moja teściowa ją poszarpała w progu żeby nigdzie nie szła, bo ona sama nie zostanie, bo słabuje i jej się coś stanie. Tak, tu twierdzi że słabuje, a tu poniewiera swoją matką i ma siłę ją szarpać. 

To są sytuacje, których ja w życiu nie zapomnę. Ja nie wierzę własnym oczom, że babka im za to wszystko dalej w tyłki włazi i charuje na nierobów! 

Boże Jedyny! Widzisz a nie grzmisz! 


My oglądamy mieszkania i już na serio czegoś szukamy, więc chyba tylko dzięki temu mam jeszcze na to wszystko siłę.

--------------------------------------------

Dopisanie o 11:30:


Agnieszka właśnie wstała i się drze: "Babciuuu! Jestem głodna aaa!!!"
17 lat! I śniadania sobie nie zrobi tylko na babcię czeka. 

niedziela, 15 lipca 2018

Już lepiej

Piątek był ciężkim dniem dla nas wszystkich.
Mąż wrócił z pracy kilka godzin wcześniej z gorączką 40 stopni (pominę już fakt, że jednak się da).
Syn, który już dobrze się czuł, dokazywał.
Młoda zła i spłakana, bo głodna, a gardełko boli i siedzi bidula z tą kromką i ze złością się w nią wpatruje i próbuje ją ugryźć, ale po połknięciu płacz. No to syropek. Może za chwilkę przestanie boleć. A gdzie tam. Wypiła mleko z płatków.
Ja ledwie żywa na Ibuprofenie. Gardło boli jak diabli, własnej śliny połknąć nie mogłam, a co dopiero jakieś żarcie. Mąż to samo.

Gdy zeszłam na dół do lodówki po coś dla syna, teściowa się mnie pyta czy gdzieś jedziemy, że W. już wrócił z pracy? Mówię, że nie, że mamy wszyscy 40 stopni.
Jak ją wywiało to jej więcej nie widziałam, kobita zabarykadowała się w sypialni i nie wychodzi. Mogłam wczoraj spokojnie zrobić dwa prania. Nikt mi pralki nie wyłączał niby niechcący. Nikt nie psioczył o rachunki.

W piątkowy wieczór nafaszerowaliśmy się z mężem Gripexem i w sobotę rano już całkiem dobrze się czułam, więc wzięłam się za to pranie. Żal było nieskorzystać z "nieobecności" teściowej. No a popołudniu znowu mi dowaliła gorączka na 39 stopni.

Córa ozdrowiała i domagała się jedzenia, to ugotowałam ziemniaki i sos pieczarkowy. Dzieci pojadły do syta i jeszcze trochę. Mnie udało się wypić kefir podobnie jak mężowi, który ziemniaków nawet nie ruszył.

Dzisiaj gorączki już nie mam, gardło boli dalej, na szczęście nie tak jak wczoraj.
Najważniejsze że dzieciom już przeszło.

piątek, 13 lipca 2018

Chorowania ciąg dalszy

Syn na szczęście już lepiej się czuje, co mnie bardzo cieszy, bo to głównie o niego się rozchodzi. Gdy Maciuś choruje ja jestem na skraju zawału serca.
Dzisiaj chętnie je i się bawi :)

Za to Faustynka bidulka dwie ostatnie noce gorączkowała do 40 stopni i cały wczorajszy dzień. Skarży się na ból gardła nic nie je. Na szczęście wypija bez problemu Ibum Malinowy,  a Paracetamol udaje się podać tylko rozcieńczony w wodzie z marudzeniem. Nie daje robić sobie okładów i otula się szczelnie kołdrą, bo jej zimno gdy rośnie gorączką, co powoduje, że jest wyższa niż gdyby dała się schłodzić. Syn przynajmniej okłady zaakceptował :)

Dzisiaj Faustynka jak narazie nie gorączkuje, ale strasznie boli ją gardło. Mnie niestety też. Czuję się jakby mi walec po łbie przejechał. Póki co mam tylko 38 stopni, ale za wczasu połknęłam Ibuprom, żeby nie doprowadzić do 41 stopni jak to raz, kiedy to nie byłam w stanie się w ogóle podnieść z łóżka.

Pewnie i męża nie ominie, bo go rano drapało w gardle.

Czuję że czeka nas chorowite weekend.

wtorek, 10 lipca 2018

Cukier - ja

1:0
Poległam.
Gdy odebraliśmy wczoraj syna z przedszkola, wyraźnie był w fatalnej formie. Wieczorem temperatura dobiła do ponad 39 stopni, a ja czuwając przy nim w nocy zeżarłam do rana całą tabliczkę czekolady.

Dziś Maciuś gorączkuje do 40 stopni i skarży się na silny ból gardła, nic nie chce jeść, ale przynajmniej trochę pije. Musi bardzo cierpieć, bo leży jak nigdy w łóżku. Leki to tylko paracetamol w czopkach. Przed pierwszym strasznie się bronił, a w nocy musiałam męża obudzić o 3, bo sama nie dałam rady mu podać, mąż musiał Maciusia trzymać. Dzisiaj było już trochę łatwiej - rano się bronił i płakał, ale już nie tak zaciekle jak wczoraj. A o kolejny poprosił sam: "Chce czopek". Temperatura teraz utrzymuje się na około 38,5.


Od jutra spróbuję znów ;)
10 dni bez cukru. START!

niedziela, 8 lipca 2018

Jak obciąć włosy autyście?

Jakieś pomysły, bo wymiękam?

Od ponad godziny próbuję syna obciąć w czasie snu i się po prostu nie da.
Budzi się, ucieka...
Nie ważne czy maszynką do strzyżenia czy nożyczkami. Boi się. Najprawdopodobniej go to boli i dlatego przerodziło się to w taką fobię. Do tej pory obcinaliśmy włosy Maciusia w czasie snu, jednak wczoraj w nocy udało się tylko troszkę, a teraz prawie nic.

Staram się go na codzień oswajać z dotykiem skóry głowy - głaskam, drapię, masuję go po główce. Problem jest nie tylko z obcinaniem, ale i z myciem.

Próbujemy go oswajać ze strzyżałką - już na sam widok bardzo się boi. Mąż strzyże swoje włosy przy Młodym. Roczną Faustynkę też opędzlowałam na kilka milimetrów, a teraz jej przystrzygam spodnie włoski w okolicy karku tak żeby syn widział, że to nie jest nic złego.
Dajemy mu maszynkę do ręki (wyłączoną, aby się pobawił) - kiedyś nawet próbował mi przejechać włączoną maszynką przez środek głowy (to mu się podobało :P), później polował na Faustynę.

Maciuś salony fryzjerskie omija szerokim łukiem.
Gdy sama idę do fryzjera lub z Młodą, mąż próbuje syna podprowadzić do witryny (do środka końmi się go nie zaciągnie).

Z paznokciami ten sam problem.
Co będzie za kilka, kilkanaście lat?
Przecież samo nie przejdzie.


niedziela, 1 lipca 2018

Wyzwanie: 10 dni bez cukru.

Kto się podejmie?
Dzisiaj START!
------------------------------
Przedwczoraj:
Faustynka stanęła przed lustrem, przegląda się i mówi:
- Jaka ja jestem ładna

Mogę się uczyć od mojej córy ;)