Ciężko zabrać mi się za pisanie.
Od dłuższego czasu obserwuję spadek nastroju.
Ehh... życie.
Syn orzeczenie dostał tym razem tylko na rok. Nie mam już siły walczyć. Zmieniliśmy mu szkołę, bo z roku na rok miał coraz mniej terapii, a czesne coraz wyższe. Za co? Szkoła terapeutyczna bez terapii.
U córki każdy kolejny psycholog gorszy od poprzedniego.
Moja psycholog - właściwie to czasami mam wątpliwości kto jest tu czyim psychologiem. Aż szkoda komentować.
Psychologów jak grzybów po deszczu, ale chyba sami nie wiedzą od czego i po co są.
Walczę z insulinoopornością. Potwierdzone hashimoto przez kolejnego endokrynologa.
Bardzo wysokie DHEAS. Tracę włosy garściami. Za kilka miesięcy będę łysa.
Morfologia, żelazo, b12 w normie, nawet w górnej granicy. Nie mam niedoborów. Kortyzol też o dziwo w normie. Czekam na wyniki LH i FSH żeby wykluczyć zespół policystycznych jajników albo potwierdzić. Ginekolog w przyszłym tygodniu.
Niedługo USG jamy brzusznej. Może coś na nadnerczach wyjdzie. A może nie wyjdzie i już całkiem zgłupieję skąd tak wysokie DHEAS.
Przynajmniej rwa kulszowa odpuściła. Odpukać...
Szkoda mi włosów. Były już bardzo długie i gęste. Zostało 50% i dalej lecą. Obcięłam już ponad 30 cm 😞
Nic mi się nie chce.