Już pisałam, że mąż dał ojcu naszą betoniarkę. Miało być zamiast kasy na rachunki, ale za parę dni kasę też dał. Z babką i matką nie rozmawiał. Damy wielce obrażone niewiadomo dlaczego. Przecież osiągnęły swój cel. Ja się nie awanturowałam ani nie wtrącałam, w ogóle w kłótniach nie brałam udziału, żeby mnie nie obsmarowały na całe miasto że do nich pyskuję. Wolę się nie wtrącać, bo to gówno daje, a ja tylko sobie nerwy niepotrzebnie szargam, a one zadowolone. A to oscentacyjne wychodzenie babki z kuchni gdy ja wchodziłam, to mnie rozwaliło.
I co? "I przyszła koza do woza". Babka tydzień po awanturze zaczęła za moim mężem łazić, żeby jej ratę opłacił za lodówkę i kuchenkę, bo jak da stówkę zięciowi (mojemu teściowi) to on kasę przepierdoli na głupoty, a raty nie zapłaci. Chciała dać mojemu mężowi tą kasę na zapłacenie raty, ale on powiedział że nie, bo potem mu wypomina, że mu daje stówkę co miesiąc. A babka: "No bo Ci daje". Mąż wkurzony: "To przecież mi nie dajesz tylko na Twoją własną ratę dajesz, a nie mi na moje zachcianki, to co mi potem wypominasz, jak ja tego sobie nie biorę tylko Tobie płacę" i poszedł. Babka za nim łaziła i ględziła, to wziął kasę żeby jej zapłacić <no głupi>. A babka będzie gadać że nam kasy nawaliła.
I co jeszcze? Ostatniej nocy trzeba było do babki karetkę wzywać, bo bólu w mostku dostała. Jej jedyna córusia najdroższa, oczko w głowie uciekła do sypialni i się kołdrą nakryła - powiedziała, że nie będzie dzwonić na pogotowie, bo słabuje. Mój mąż ją opierdzielił. Powiedział że jakby się na górze co stało (w sensie mi) , to by też spierdoliła zamiast ratować. Jak mi to powiedział, to się tylko zaśmiałam - co on się dopiero teraz zorientował? Jak Faustynkę miałam rodzić, tzn termin się zbliżał, to mi teściowa powiedziała, żebym, już do szpitala pojechała, bo jak zacznę w domu rodzić, to ona mnie nie zawiezie i żebym Maciusia koniecznie zabrała ze sobą, bo one sobie z nim nie dadzą rady (jeszcze nie miał diagnozy, nie wiedziała, że jest chory, a już go odrzucała i oglądać nie chciała). Ja się wtedy zapytałam: "To we cztery sobie nie poradzicie (stara, babka, Aga i Claudia, a jeszcze mój mąż i teść)? Miałam dość. Nie wiedziałam co z synem robić. Ciągnąć go na porodówkę, czy ki ch**? Ile było innych akcji jak miałam 40 stopni gorączki i nikogo do pomocy? A jak miałam 41 i mnie babka przyszła opierdolić, że obiadu dzieciom nie gotuję, jak powiedziałam ile mam gorączki, to uciekła, aż się kurzyło, żeby się nie zarazić, a ja leżałam niemal nieprzytomna, dzieci skakały mi po łbie. Ile razy mi się w głowie zakręciło i pierdykłam i ani nikt nie wie. Raz na dole w korytarzu pod drzwiami Claudii. Babka z kuchni ani nie wyjżała, tak samo Claudia. Ocknęłam się, podniosłam, porozglądałam i poszłam po schodach na górę do dzieci.
Ten mój mąż jest strasznie naiwny skoro jeszcze myślał, że jego mamusia, by mi w czymkolwiek pomogła.
W końcu teść po karetkę zadzwonił - przyjechali ratownicy z pania doktor, zawału nie stwierdzili, ale babkę na obserwację zabrali. Moja teściowa miała czelność pobiec za lekarką i prosić, żeby jej Lorafen i Relanium przepisał, bo ona słabuje, a lekarka przepisała uzależnionej wariatce leki nie wiedząc że robi jej krzywdę. Z babką nikt nie pojechał. Rano zadzwoniła do mojego męża, żeby po nią przyjechał, bo już ją ze szpitala wygraniaja. Co? Córcia ma wyłączony telefon i śpi w najlepsze? Do obcego trzeba było dzwonić? Mąż był już w pracy, więc nie mógł jej odebrać. Powiedział jej, że stary wziął urlop, to pewnie po nią pojedzie.
Ja odwiozłam syna na terapię i nie wracam z córką do domu. Nie chcę brać udziału w tej parodii. Koczujemy w aucie.
A jeszcze Aguśka do szkoły nie poszła, bo jak babka w szpitalu to jej nie miał kto obudzić.
Podziwiam Cię kochana ,że Ty jeszcze dajesz radę ...że nie płaczesz co noc w poduszkę ...Ja bym się chyba "poddała" psychicznie ...bo sytuacja jest trudna i chyba jednak póki co ,bez wyjścia
OdpowiedzUsuńTrzymaj się !
Netka
Wydaje mi się że jedynym wyjściem w chwili obecnej jest dom samotnej matki, ale traktuję to jako ostateczność. Nadzieja... Nadzieja daje mi siłę i dlatego się jeszcze nie poddałam. Jednak jeśli nadejdzie taki moment że będę próbowała podciągnąć sobie żyły, to zabiorę dzieci i udam się w to miejsce, bo jestem tym dzieciom potrzebna jak nic na ziemi. Tylko dla nich walczę i mam nadzieję na lepsze jutro. A wydaje mi się że jest ono bliżej niż dalej.
OdpowiedzUsuńChyba faktycznie mniej płaczę. Zdarza mi się totalna załamka, ale nie tak często jak dawniej.
Dzięki.
To jest przerażające! Boisz się odezwać, boisz się wrócić do domu... Przecież tak nie można żyć! Szkoda, że twój mąż tego nie widzi. Myślę, że twoja nadzieja na lepsze jutro związana jest właśnie z mężem, że się opamięta, że przejrzy na oczy, że w ogóle spróbuje cię zrozumieć... Wiesz co, ja też tak czekałam i gówno się zmieniło, więc w końcu go pożegnałam. Pomyśl o dzieciach i uciekaj stamtąd. Jeśli twój mąż kiedykolwiek miałby przejrzeć na oczy, to właśnie wtedy, gdy tak się stanie i postawisz go przed faktem.
OdpowiedzUsuń..wiesz,może rzeczywiście posłuchaj Ahaja i zrób jakiś krok na przód. Posłuchaj kogoś kto też miał nadzieję i niestety nic z tego nie wyszło. Ponieważ pracuje z ludźmi (kobietami) którym nie wyszło w małżeństwie-napisze jak ja to widzę . Dom samotnej matki niech będzie literką"z" na liście Twoich planów ,bo niestety w większości to jedno wielkie nieporozumienie,zwłaszcza że masz wymagające starsze dziecko. Myślę ,że to nie miejsce dla Was ,po prostu. Ale wynajęcie malutkiego mieszkanka już tak...odkładaj kasę nie mówiąc o tym mężowi ...możesz też wystąpic o zabezpieczenie alimentów dla dzieci ...A jeszcze tak sobie myślę -jesli mogę- czy Twój syn ma orzeczenie ?
OdpowiedzUsuńNetka
Tak. Syn ma orzeczenie.
OdpowiedzUsuńMąż chce się od rodziców wyprowadzić i twierdzi, że później nie chce ich oglądać. On nie chce wynajmować, bo to wg niego wyrzucanie pieniędzy w błoto. Ja to rozumiem, jednak na jego miejscu zadbałabym o dobro i zdrowie najbliższej sobie osoby, czyli żony i dzieci, bo one są najważniejsze. U niego najwyraźniej hierarchia wartości wygląda tak, że pieniądze są na pierwszym miejscu, a my gdzieś dalej, mam nadzieję, że zaraz po nich na drugim miejscu.
Sprzedajemy swój niewykończony dom, trochę nas pierwsi kupcy zrobili w konia, bo na 100% kupowali, my czekaliśmy, odwoływaliśmy innych potencjalnych kupców, czekaliśmy aż to małżeństwo dostanie kredyt, a po miesiącu się okazało, że kredytu nie dostaną.
Ponowiliśmy ogłoszenie, ale przez kolejny miesiąc już nie było zainteresowania. Ostatnio jednak zadzwoniła kobieta, że chce obejrzeć. Oglądała wraz z mężem i mają dać odpowiedź. Kilka dni minęło i jeszcze się widocznie nie namyślili, bo nie dzwonią. A może się rozmyślili, ale mówiła, że jak się rozmyślą to też zadzwoni. Może coś z tego wyjdzie.
Trochę się mężowi dziwię, bo rodzice też kasę od niego wyciągają i właściwie czy wynajem czy mieszkanie tutaj to jakiś koszt jest, tu pewnie trochę mniejszy, ale wolałabym dopłacić kilka stówek i żyć w spokoju.
Z mężem układa nam się dobrze. Nie chciałabym go stawiać w takiej sytuacji, że odchodzę. Nie w tym momencie. Jeszcze daję radę.
Wiem, że miałaś przesrane, pisałaś mi o tym. Nasze historie się trochę różnią. Mój mąż nie jest taki jak Twój ex. Myślę, że mąż mnie rozumie i raczej przejrzał na oczy, otwiera je coraz szerzej z każdą awanturą.
OdpowiedzUsuńWiesz... jeszcze nie tak dawno mieliśmy takie myśli, żeby babkę zabrać ze sobą bo tu będzie miała przesrane, będą nią poniewierać, itp. Ale dobrze, że doszło do tej ostatniej akcji, co właśnie ona miała najwięcej do powiedzenia i mąż zobaczył jaka ona jest na prawdę. I ja zobaczyłam, bo też mi jej było do tej pory szkoda i jej we wszystkim pomagałam. Wysłuchiwałam jej, współczułam, bo niejednokrotnie przychodziła do mnie się wyżalić, a nawet wypłakać, jak to ma źle, jak ją wykorzystują, nie szanują, wymagają ciągle czegoś od niej, wszystko jest na jej głowie, pieniądze wyciągają. A teraz wychodzi, że córka dla niej zawsze będzie najważniejsza, nawet jak jej łeb odetnie i wnusie tak samo, choćbyśmy babkę na rękach nosili, to i tak my będziemy gorsi. I mąż się o tym przekonał i widziałam w jego oczach żal i rozczarowanie, bo babka była dla niego matką, tak ją traktował, a ona powiedziała o nim "obcy". O tym co się nią opiekował, po lekarzach ją woził, gdzie chciała ją woził, do sklepu, do apteki, opiekował w szpitalu i nigdy nie oczekiwał niczego w zamian. Mało tego - jak nam z córką czasami zostawała, to jej normalnie płaciliśmy. Nie pieniędzmi, bo by jej córusia wydarła, ale kupowaliśmy jej potrzebne rzeczy, jedzenie, słodycze. Słodyczy po pewnym czasie nie chciała, bo mówiła, że jej zabierają, to kupowaliśmy jej chleb, masło, szynkę, sery, herbaty, ziółka, żeby miała swoje, to moja teściowa podniosła szum i się na swoją matkę wydarła, że cyrki odstawia jakby oni jej jeść nie dawali - a no nie dawali, bo przy okazji jakiejkolwiek sprzeczki, teściowa odcinała swoją matkę od żarcia, wszystko chowała w sypialni. Na szczęście wyszło jak jest i za co nas babka ma. Mój mąż przejrzał na oczy.
Musimy poczekać, aż ktoś kupi nasz dom, żebyśmy mogli się przeprowadzić jak najdalej stąd.
Tak czytam twojego bloga od pewnego czasu i jestem przerażona jak kobieta może sobą tak pomiatać i pozwalać na niszczenie własnego życia i życia swoich dzieci.
OdpowiedzUsuńNiestety czytając twoje wpisy i komentarze wydaje mi się, że zamknęłaś się w pewnej bańce i nie chcesz dopuścić do siebie pewnych smutnych wniosków o których piszą Ci ludzie w komentarzu.
1.''Myślę, że mąż mnie rozumie i raczej przejrzał na oczy, otwiera je coraz szerzej z każdą awanturą.'' - A czy rozumieć kogoś nie oznacza wspierać i dążyć do wyjścia z jakże chorej sytuacji, którą przedstawiasz na blogu? Ile razy trzeba otworzyć oczy,żeby zobaczyć, że sytuacja w domu twojego męża jest toksyczna i bardzo mocno przekłada się na wasze zdrowie i samopoczucie psychiczne i poczucie stabilizacji i pewności, co przyniesie kolejny dzień?
2. ''Musimy poczekać, aż ktoś kupi nasz dom, żebyśmy mogli się przeprowadzić jak najdalej stąd.'' - Ale stawiasz znak równości pomiędzy sprzedanie domu=naprawa tej sytuacji. A jeśli nie sprzedacie domu w ciągu roku czy dwóch lat, to nadal będziesz pozwalać, aby twoje dzieci były świadkami tych awantur? Poza tym jaką masz pewność, że po sprzedaży domu mąż nie wymyśli kolejnego warunku do spełnienia, abyście mogli się wyprowadzić? Kiedyś pisałaś, że twój mąż ma spore oczekiwania co do potencjalnego mieszkania, więc istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że nawet jeśli sprzedacie dom, to i tak kupno mieszkanie się odwlecze.
3. ''Z mężem układa nam się dobrze. Nie chciałabym go stawiać w takiej sytuacji, że odchodzę. Nie w tym momencie. Jeszcze daję radę.'' - Niestety ten komentarz to idealny przykład jak bardzo jesteś zaślepiona obietnicami męża. Przykre.
Czy ty pracujesz zawodowo? Posiadasz swoje pieniądze?
Nie pracuję, wychowuję dziecko niepełnosprawne.
OdpowiedzUsuńDążymy do wyjścia z chorej sytuacji.
Kobieta może dać sobą pomiatać, jak pomiatano nią od urodzenia - nie wie że może być inaczej, po prostu nie zna innego życia. Wiem że trudno w to uwierzyć, ale tak jest. Dlaczego dziewczynki molestowanie przez ojców czy ojczymów nie zgłaszają tego? Żyją w tym od urodzenia i nie wiedzą że może być inaczej. Dzieci bite od urodzenia? Dziewczynka maltretowana w dzieciństwie w dorosłości najprawdopodobniej trafi na takiego samego kata jak jej ojciec. Boimy się cokolwiek zmienić bo całe życie byłyśmy przez najbliższych traktowane jak ścierwo. Wiem że trudno to zrozumieć. Trochę psychologii. Dużo czytam, udałam się też na terapię. Wiem że potrzebuję pomocy, ale (nie bierz tego do siebie) nie zrozumie moich wyborów ktoś komu kochająca mamusia pakowała na studia słoiki z żarciem. Nie zrozumie ten, któremu teściowa kupiła mieszkanie biorąc kredyt na siebie (bo są tu i takie osoby komentujące, oczywiście ta teściowa jest strasznie zła i podła , ale to młodej mamie nie przeszkadza żeby owej teściowej codziennie wnuczkę podrzucić). Nie zrozumie osoba, która przy błahej sprzeczne z partnerem pakuje się i ucieka do mamusi.
Nie chcę nikogo obrażać - jestem tylko obserwatorem. A widzę dużo.
Chcę zmienić swoją sytuację, ale chcę to zrobić razem z mężem - nie na przeciw jemu.
Łatwo powiedzieć - "odejdź od niego". Jutro Ty odejdź od swojego męża skoro to dla Ciebie takie proste. Wiele z Was pisze, doradza jakby nigdy nie kochało, jakby małżeństwo to był czysty biznes. Jak się coś sypie to zbierasz zabawki i odwrót, albo lepiej - idę do innej piaskownicy.
Wybaczcie jeśli kogoś obraziłam. Nie o to mi chodziło.
To temat na dłuższą rozmowę.
Nie pisałam tego konkretnie do Ciebie, nie znam Cię więc nie będę osądzać. Pisałam ogólnie.
Bardzo bym chciała wynająć mieszkanie, kawalerkę, choćby pokój (chyba tylko na pokój byłoby mnie stać). Bardzo, bardzo bym chciała. Szukałam, dzwoniłam... Albo nie mam tyle kasy, albo ktoś chce umowę na rok spisywać, albo nie chce dzieci w mieszkaniu, bo chce jedynie studentom wynajmować.
Witam niedzielne :-)
OdpowiedzUsuńOk,Twoje argumenty są istotne bo są Twoje. Przyjmuje je i jak najbardziej szanuje .
Oczywiście,że nikt Ci tu nie powinien pisać odejdź tu i teraz od męża ,bo w naszych realiach to nie jest takie proste (zwlaszcza ekonomicznych). Bo obawiam się ,że mimo wszystko troszke mylisz miłość do męża z uzależnieniem od niego.
Zamknij oczy i wyobraź sobie ,że wygrywasz 6 w totka. Możesz wszystko. Wiadomo,że w sekundzie się wyprowadzasz od teściów . I do tego wszystkiego wyobraź sobie ,że mąż mówi "niee,nie teraz bo...(milion powodów )".
Zostajesz tu gdzie jesteś? W imię miłości ? Znosisz Wszystko dalej by być z mężem ?
Netka
P.S. ja osobiście podjęłabym parę odważnych decyzji słuchając siebie ...gdybym miała taką niezależność. I mogę zabrać głos ponieważ miałam i mam trudne relacje z mamą ,a zatem w domu rodzinnym nie nauczono mnie kochać siebie . A zatem nie umiem też kochać innych na 100%...i mam świadomość,że godzę się na pewne rzeczy w małżeństwie nie dlatego ,że kocham ,tylko dlatego (o zgrozo!) że jestem zależna.
Gdybym wygrała w totka odeszła bym razem z mężem. Wiem że nie powiedziałby "nie".
OdpowiedzUsuńDlatego tyle czekam. Znam go i wiem.
A czy w ogóle powiedzieliście o tym babce? Co czujecie, że jest wam przykro itp... Czy z nią się nie da rozmawiać?
OdpowiedzUsuńWiem, że starsi ludzie bywają uparci i zaślepieni.
Wiem też, że twój mąż nie jest taki jak mój ex (całe szczęście!) Nikt chyba na całym świecie nie jest takim dupkiem jak mój ex :D
Miałam wrażenie że przez dość długi czas babka była po naszej stronie. Od momentu kiedy pierwszy raz wylądowała w szpitalu (byłam w zaawansowanej drugiej ciąży). Wcześniej była do nas wredna i robiła na złość jak moja teściowa. Jak zobaczyła będąc w szpitalu, że ma tylko nas, bo córka i zięć ani raz jej nie odwiedzili, a spędziła tam miesiąc, również Święta Bożego Narodzenia, bo mój mąż odwiedzał ją codziennie, nawet dwa razy w ciągu dnia, a ja w miarę możliwości. Była dla nas lepsza. Miałam wrażenie że kocha moje dzieci, a przynajmniej lubi, ona jedyna ich nie odrzucała. Później jeszcze dwa razy w szpitalu była i też miała tylko nas. Zdawała sobie sprawę że moi teściowej źle się zachowują i robią w stosunku do nas. A może mi się tylko wydawało. Może udawała żeby też czerpać swoje korzyści. A jak od dłuższego czasu zdrowie dopisuje, a organizm nie zawodzi to pokazała swoje prawdziwe oblicze. Mój mąż jej dużo nie raz nagadał. Co jest źle. Co powinno być inaczej a czego być nie powinno. Wydawało się że mają dobry kontakt. To w końcu ona go wychowała. Dlatego bardzo się zawiódł gdy ostatnio ją usłyszał. Nie mógł zrozumieć co jej się stało. Babka jest osobą którą można łatwo pokierować. Teściowa nakłamie matce że ja albo mój mąż coś na nią nagadaliśmy a ona w to ślepo wierzy swojej córeczkę. Tak samo w wyimaginowane choroby swojej córki. Poza tym ona ma już 71 lat i już jej się trochę miesza. Jak mój mąż powiedział że im (rodzicom mojego męża) dała 5 tysięcy, to ona się kłóciła że to nieprawda, więc ciężko się z nią dogadać od jakiegoś czasu.
OdpowiedzUsuńRozumiem cie doskonale. Łatwo doradza sie innym ze swojej pozycji, ale co byłoby, gdyby ktoś znalazł się na twoim miejscu? Nie wiadomo.
OdpowiedzUsuńJa dopiero teraz z mężem mam ułożone ...docieraliśmy się 20 ! lat. Dawno chciałam go zostawić, odejść, ale to inni mówili mi, żeby zostać, walczyć o małżeństwo, bo są dzieci, które potzrebują obojga rodziców. Jeżeli nie tłucze cię, oddaje kasę, razem nią rządzicie, razem planujecie...to jest dobrze.
Tylko potrzebnay dla was jest wasz własny kąt, nawet wynajmowany.
Dziewczyny, czytam wasze komentarze i myślę sobie ...różne rzeczy myślę tez o sobie...
OdpowiedzUsuńWiem tylko, że miłośc jest pewnego rodzajem uzależnienia sie od drugiej osoby...Jestem z mężem jud 20 lat po ślubie, dwoje chłopaków spłodziliśmy :), staramy sie razem ten wóz ciągnąć czasem pod górę, czasem z górki...Ale małżęństwo to nie spacer pachnącymi alejkami, ale to ciągła wspinaczka kamienistą drogą na górę golgotę - jak powiedział Ojciec Pio.
I miał rację. Miłośc w małżeństwie polega nie na myśleniu w kategorii "JA" , ale myślenie w kategorii "MY". Nie ma JA, jest MY. Trzeba pozbyć się egoizmu na rzecz drugiego człowieka. Ja się tego nauczyłam ...nie tak dawno, bo może 6-7 lat temu.
Zauważyłam też, gdy było mi bardzo ciężko z mężęm, gdy mieliśmy problemy, że osoby rozwiedzione radziły mi rozwód. Natomiast w związkach proponowały dialog i walkę o małżeństwo. To kluczowe, z kim się rozmawia..Broń Boże nie chcę tutaj nikogo obrażać, piszę jedynie ze swojego doświadczenia...
W moim małżeństwie jest dobrze, bo zaczeliśmy razem modlić się.
Jak miło mi Cię gościć na moim blogu.
OdpowiedzUsuńTy mnie rozumiesz. Dziękuję.
Ja męża bardzo kocham i czuję, że on kocha mnie. Jest nam razem dobrze. Naszym problem jest brak własnego lokum. Bardzo bym chciała wynająć mieszkanie, bo w tym wariatkowie u rodziny męża sama zaczynam wariować.
Kiedyś modliliśmy się razem, ale przez masę niepowodzeń zatraciliśmy to i oddaliśmy się od siebie. Chciałabym odbudować nasze relacje. Zaczęłam nawet terapię. Mam nadzieję że z każdym dniem będzie lepiej.
Ja pozbyłam się egoizmu. Kolej na mojego męża. Rozmowa w związku jest bardzo ważna - my dużo rozmawiamy. Wspieramy się.
OdpowiedzUsuńWarto walczyć, zawsze...
OdpowiedzUsuńPrzezież to najłatwiej jest zostawić, znaleźć sobie innego...i co? - uczyc sie jego na nnowo? A kto powiedział, że będzie lepiej? Pamiętaj, co Bóg złączył....
Wybaczyłam mężowi pewne rzeczy, wiewlkim sprawdzianem była moja choroba, zaczęlismy się troszczyc o siebie, zaczęliśmy razem klękac do modlitwy wieczornej, razem z dzieckiem....
Razem idziemy do kościoła. Zaczęłam się nim opiekować, a on mną - dajemy sobie też luz, trochę oddechu od siebie: mąż uwielbia wedkować, więc jeździ na ryby w wolnych chwilach, ja z kolei czytam, albo piszę :)
Można zakochać sie w sobie na nowo nawet po 20 latach bycia ze sobą - to jest już inna miłość, taka dojrzalsza i cierpliwa w niczym nie przypominająca tej z czasów młodości....
Tak, u Was tylko własne lokum dało by Wam oddech.
Kochana, polecam Ci terapie małżeńskie prowadzone po kościołach przez Jacka Pulikowskiego. Raz byłam na takiej terapii w Lubinie (woj. dolnośląskie) i oczy otworzyły mi sie na kluczowe sprawy w relacjach małżeńskich. Polecam Ci jego książki do przeczytania, nie są drogie...
OdpowiedzUsuńPolecam Ci również książkę Czesława Guzewicza" Małżęństwo - wielka tajemniaca"...
Pozdrawiam:)
Niczego nie narzucam. Wiem, że mężczyźni nie są chętni na to, żeby chodzic na terapie - mój miał wręcz alergię, gdy słyszał o czymś takim. Dlatego książki były dla mnie najlepszym rozwiązaniem - czytałam n głoś włóżku najlepsze fragmenty, kluczowe, dla poprawy i zrozumienia naszej sytuacji,,,
OdpowiedzUsuńNigdy nikogo nie oceniam, Nie chodzę w Twoich butach, nie przeszłam przez to co Ty, więc nie wiem, jak mogłabym sie zachować na twoim miejscu - mogę tylko powiedzieć Tobie, jak ja radziłam sobie u siebie...Odradzam odejście.
Oglądałam na YouTube jego wypowiedzi. Ja wiem o co chodzi, mój mąż niekoniecznie. Nie wiem czy on jeszcze wierzy w Boga. Kiedyś modliliśmy się razem, czytaliśmy te książki. Dzisiaj mam wrażenie, że robił to nie dla siebie, a po to by mnie zdobyć. Czuję się w pewnym sensie oszukana.
OdpowiedzUsuńSama mam zawahania w wierze po tym wszystkim co w życiu przeszłam. O ile dla mnie czytanie takich książek i słuchanie tych audycji to przyjemność, tak męża do tego nie zmuszę.
Twoje świadectwo jest dla mnie ogromną otuchą i daje mi nadzieję. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńChcę dzisiaj z mężem porozmawiać o ważnych rzeczach. Na spokojnie, bez narzekania. Dzisiaj, bo będzie na to czas, nie chciałam na szybko wczoraj czy dziś z rana gdy spieszył się do pracy. Natchnęłaś mnie do tej rozmowy. Bez oskarżania, bez złości, wyrzułów, bez narzekania. Muszę zapytać męża o coś bardzo ważnego.
Nie poddawaj się!
OdpowiedzUsuńAbsolutnie.
Ktoś w tym wszystkim musi byc mądrzejszy..
Ja ciągle obwiniałam swego mężao to, że nie okazuje mi ciepła, czułości, że nie mówi mi w kóło "kocham cie"...
Do momentu, gdy rozgryzłam pochodzenie jego z jego rodzinnego domu - okazało sie ,że mąż nie dostał miłości , nie był wychowany w atmosferze ciepłej, z czułością...Więc jak miał mi dawać coć czego nie rozumiał?
nauczyłam go. Trwało to trochę, ale teraz mam męża który wskoczyłby za mną w ogień
Pamietaj, że wychodząc z domów rodzinnych wynosimy również bagaż róznych doświadczeń, który czasem jest naszym balastem w relacjach z innymi ludźmi. Czasem potrzeba czasu, żeby ten balas zrzucić...czasem lat długich trzeba.
OdpowiedzUsuńGdy miałam takie chwile złe, kiedy chciałam odejść od mężą, to wiesz gdzie najpierw szłam? do kościoła...na adorację Najświętszego Sakramentu...I siedziała tak długo, dopóki nie uzyskałam odpowiedzi, co dalej mam robić...
Wiara pomaga...Nie wstydzę się tego mówić, bo mając 42 lata, dwóch synów i męża z charakterem :)...dodatkowa pomoc w postaci siły Matki Bozej, czy Jezusa, czy czasem całej armii wszystkich świętych - jest bardzo wskazana..
:)
ale się rozgadałam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
Z nim się nie da normalnie porozmawiać. On wszystko wie lepiej. Jak coś postanowi to się nie ugnie, choćby racji nie miał, to i tak na swoim musi postawić. To też pewnie z braku miłości rodziców on chce jakby zaakcentować swoją ważność. On chce się poczuć ważny przez to, że ostatnie zdanie ma należeć do niego. Wszystko było pięknie dopóki się na wszystko zgadzałam i płakałam po kątach, bo nie chciałam się z nim kłócić. Wtedy byliśmy "udanym" małżeństwem, ale ile można cierpieć?
OdpowiedzUsuńDla niego są ważniejsze pieniądze, niż ja czy Bóg. Nie wiem jak to zmienić. Po przeprowadzce może być już za późno. Starałam się mu to wczoraj wytłumaczyć, ale on tylko wzrusza ramionami i nie przyjmuje do wiadomości moich scenariuszy. A życie dziś jest, jutro go może nie być...
I u nas zabrakło ciepła i czułości, bo facetom się wydaje, że jak już kobietę zdobędą to jej uczuć nie trzeba okazywać i wystarczy, że tak powiem, po powrocie z pracy klepnąć ją w tyłek jak kobyłę i krzyknąć "Wypnij się!". No bo przecież są po ślubie, więc ona ma obowiązek...
OdpowiedzUsuńZarówno mój mąż jak i ja nie byliśmy wychowani z miłością. Jemu zabrakło matki, bo ona całe życie w sypialni zamknięta nie interesuje się swoimi dziećmi. Wychowała go babka, ale też dziękuję za takie wychowanie (jak miał 15 lat kupowała mu wino i papierosy!). A mnie zabrakło miłości matki, bo wprost mówiła że mnie nie kocha. Nauczyłam się o miłość zabiegać, myślałam, że muszę na nią zasłużyć i zemściło się to na mnie...
Nie masz się czego wstydzić. Sama kiedyś byłam bardzo wierząca. Rozumiem Cię. Czy Twój mąż jest wierzący?
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCoraz więcej widzę z Twojego zycia, bo coraz wiecej mi pokazujesz. Jeżeli nie chce Cię słuchać, nie bierze Twojego zdania, Twych emocji pod uwagę, to zacznij wszystko po swojemu ogarniać...Stawiaj mężą przed faktem . Wynajmij mieszkanie, malutkie, dla siebie i dzieci...Jeżeli nie masz pieniędzy na taki krok, to poproś mężą żeby opłacał ci, dawał na dzieci, bo Ty fizycznie i emocjonalnie nie możesz wytrzymać w miejscu, w którym się znajdujesz, Pomyśl tez , jak dzieci na to wszystko patrzą - one w dorosłe życie bedą niosły wasze niepowodzenia...
OdpowiedzUsuńNajlepswze wyjscie to naprawdę musisz zacząć działać na własną rękę, wierze w Ciebie, jesteś silną kobietą, o zniosłaś wiele, dasz sobie radę....
Coraz więcej widzę z Twojego zycia, bo coraz wiecej mi pokazujesz. Jeżeli nie chce Cię słuchać, nie bierze Twojego zdania, Twych emocji pod uwagę, to zacznij wszystko po swojemu ogarniać...Stawiaj mężą przed faktem . Wynajmij mieszkanie, malutkie, dla siebie i dzieci...Jeżeli nie masz pieniędzy na taki krok, to poproś mężą żeby opłacał ci, dawał na dzieci, bo Ty fizycznie i emocjonalnie nie możesz wytrzymać w miejscu, w którym się znajdujesz, Pomyśl tez , jak dzieci na to wszystko patrzą - one w dorosłe życie bedą niosły wasze niepowodzenia...
OdpowiedzUsuńNajlepswze wyjscie to naprawdę musisz zacząć działać na własną rękę, wierze w Ciebie, jesteś silną kobietą, o zniosłaś wiele, dasz sobie radę....
gdyby nie ja, to mąż nie chodziłby do kościoła, ot - tylko od wielkiego dzwonu - jak to mówią..
OdpowiedzUsuńUważam, że wiara powoduje nakręcenie sumienia i to trzyma człowieka w pionie, w ramach odpowiedniego zachowania..
Życie czasem rzuca człowieka na kolana i potrafi wycisnąć łzy - nawet u mężczyzn.
Kobieto, bierz życie w swoje ręce, uwierz, że nie jesteś sama...Nie poddawaj się. Poza tym czasem mężowi trzeba otworzyc oczy ...i otwierają się, gdy on staje przed faktem tego co ty zrobisz..
Naprawdę wynajmij mieszkanie...:dzieci będą miały spokój, poszukasz pracy,,,
A w jakim wieku masz dzieci?
To w jaki sposób hcesz byc traktowana zalezy od Ciebie samej - to Ty pozwalasz na pewne zachowania lub nie.
OdpowiedzUsuńJeżeli Ci cos nie pasuje, to nie pozwalaj na to nikomu innemu. Mów jasno i wyraźnie, że nie chcesz takiego traktowania, że n ie godzisz się...
Rozmowa, słowa, zawsze były kluczowe w kontakatch...
3 i 5 lat (syn cierpi na autyzm)
OdpowiedzUsuńTo jeszcze maluchy...Wszystkie dzieci potrzebują obojga rodziców...ale czasem zycie wymusza na nas pewne decyzje, pewne zmiany. Wiem ze swojego doświadczenia, że kazda zmiana jest dobra..
OdpowiedzUsuńJeżeli nie zgadzasz się z czymś to warto to zmienić - nie godzic się
Współczuje Ci ogromnie! Czytam i oczom nie wierze.... trzymaj się dziewczyno i Wałcz o szybka wyprowadzkę...
OdpowiedzUsuńWalczę od paru lat - mąż się upał że nie będzie wynajmował, ale może uda nam się sprzedać dom który budowaliśmy (nie wykończyliśmy, dlatego dalej mieszkamy u teściów), a wtedy kupimy mieszkanie zdala stąd. Już mamy sporo oszczędności - mąż miał brać kredyt, ale się rozmyślił i tak czekam i czekam...
OdpowiedzUsuń