piątek, 19 lutego 2021

Lepsze dni w codzienności Faustynki

Nie chcę zapeszać, ale nasza córa ma się dobrze, a nawet coraz lepiej. Wszystko wskazuje na to, że przyczyną jej stresu przed przedszkolem była Pani, która odeszła z pracy po feriach. 

Biedne dziecko, co się nacierpiała to jej. 

Te ciągłe bóle brzucha i głowy, częste wizyty w toalecie, niechęć do wszystkiego, taki stan zawieszenia, brak radości, smutek i to ciągłe "nudzi mi się" - minęły, oby na stałe.

Podejrzewam, że było tak:

We wrześniu przyszła nowa Pani i Faustynka, gdy ktoś jej dokuczył, jak zawsze poszła powiedzieć, bo tak była nauczona, tak poprzednie Panie mogły zareagować, a ta nowa najwidoczniej powiedziała: "Nie wolno skarżyć". Pamiętam, że w którymś momencie córa żaliła mi się, że jej ktoś dokuczał, ja wtedy zapytałam czy powiedziała Pani, a Faustynka, że "nie wolno skarżyć". I wiem, że sama byłam zdziwiona, bo wcześniej Panie same mówiły, żeby wszystkie takie rzeczy zgłaszać, bo nie zawsze są wstanie wszystko wyłapać przy dużej grupie. 

Dziecko najwidoczniej poczuło, że nie ma wsparcia i obrony u nauczyciela, zostało z problemami całkiem samo i nie wiedziało jak sobie z nimi poradzić. Faustyna jest zbyt grzeczna, żeby kogoś uderzyć, obronić się. Choć jej tłumaczymy, że obrona jest bardzo ważna i bronić się trzeba, bo to nie to samo co zaczepianie kogoś czy bicie dla zabawy, tylko obrona konieczna samego siebie przed atakiem. Jednak to jest dziecko wrażliwe, porządne, dla niej to co powie Pani to świętość i ja to rozumiem, bo byłam dokładnie taka sama i też miałam ciężko. 

Gdy klasy 1-3 wróciły do szkół, otworzono również Domy Kultury. Początkowo młoda nie chciała wracać na tańce, bardzo się stresowała po takiej długiej przerwie. Pierwsze zajęcia przepłakała, twierdząc że źle się czuje. Uprzedziłam Panią, że tak może być. Zajęcia prowadzi moja dawna koleżanka, więc potraktowała sprawę poważnie i gdy Faustynka się rozpłakała i skarżyła na złe samopoczucie, to mogła siedzieć z Panią, a właściwie ciocią, bo tak się teraz do niej zwraca i jakoś przetrwała. Na drugie zajęcia też nie chciała iść i przesiedziałyśmy pod salą, natomiast na kolejne miała pójść tylko na 30 minut i gdy po nią przyszłam Pani powiedziała, żeby się pytać Faustyny czy już chce iść, bo się świetnie dzisiaj bawi i faktycznie, stres odszedł i nie chciała wracać do domu, więc musiałam sobie pójść na spacer i wróciłam dopiero po nią pod koniec zajęć. Od tamtej pory chodzi na tańce z uśmiechem na ustach i znowu wyczekuje czwartku jak dawniej. 

Do przedszkola rano też się wybiera bez większego stresu. W ogóle zmieniła się o 180 stopni w stosunku do tego co było jeszcze 2 miesiące temu. Jest zadowolona. Stroi się rano. Tego w ostatnich miesiącach nie było. Szła jak na ścięcie, a teraz taka zmiana. Fryzury, spineczki, sukieneczki... 

Jeszcze tylko do tej religii się nie przekonała, bo trzeba przechodzić do tamtej "niegrzecznej" grupy. Jednak jest nadzieja, bo w marcu ma wrócić ta cudowna nauczycielka, która miała naszą grupę pod opieką na początku. To była taka Pani Babcia. Dzieci ją uwielbiały. Faustyna skakała pod sufit jak się dowiedziała, że Pani Babcia wraca. Ma teraz jeszcze większą motywację, żeby chodzić do przedszkola. 

Pani Babcia była starszą nauczycielką, surową, ale bardzo sprawiedliwą i miała świetne podejście do dzieci. Trzymała dyscyplinę, ale też chwaliła, nagradzała, przytulała, a zajęcia z nią były ciekawe. Faustynka nie raz się żaliła, że teraz jest nudno i nic fajnego nie robią, a jak była Pani Babcia to dużo tańczyli, śpiewali, ćwiczyli, zabawy były ciekawe. Po prostu nauczycielka się bardzo angażowała, a niestety te nowe, młode Panie to siedzą przy biurku, przeglądają książki albo niestety gapią się w telefon. I ja widzę, że moje pokolenie ma ogromny problem z uzależnieniem od internetu, w szczególności od mediów społecznościowych. 

Żeby Faustynkę otworzyć zaczęłam szukać sobie koleżanek. Nie jestem duszą towarzystwa. Raczej domatorką. Ludziom niespecjalnie ufam i nie przed każdym potrafię się otworzyć. Jednak zmusiłam się i zaczęłam "chodzić po chałupach" i też zapraszać gości do nas. Najpierw odwiedziłyśmy przyjaciółkę Faustynki z przedszkola, tą co razem z młodszą siostrą na początku roku szkolnego zostały u nas, żeby ich mama mogła pójść na spotkanie. Wiele razy nas zapraszała i się w końcu zmobilizowałam.  Tyle, że właśnie ta mama ma telefon przyrośnięty do ręki. No przepraszam, ale co minutę było słychać ten charakterystyczny dźwięk dla nowego postu na facebooku i ona już czyta i odpisuje i już czyta i odpisuje i tak w kółko. Pierwszy raz w życiu coś takiego widziałam. Myślałam, że to po prostu ona jedna tak ma, ale dołączyła do nas inna mama z córeczką i to samo. Siedziałam tam jak piąte koło u wozu i modliłam się, żeby dzieci nic nie nawyrabiały, bo córka gospodyni dwa razy spadła z łóżka piętrowego w tym czasie, a mamuśki siedziały i klepały w swoje telefony od czasu do czasu przebąkując coś do siebie. A jak ta mama narzekała na sąsiadów, że się wiecznie czepiają, bo u nich za głośno, pukają w ściany, że jej kartki na drzwiach przyklejają, itp, itd... Ja się wcale nie dziwię. Ja miałam pokaz umiejętności jej dzieci już we wrześniu, jak u mnie były i miałam dość po jednym razie a co dopiero jakby tak miało być cały czas. Ludzie chcą po pracy odpocząć, może ktoś odsypia po nocce. A ta się ma za pępek świata i wielce obrażona, bo sąsiad zwrócił jej uwagę.  No ale tak, mamuśka nos w smartphonie, a dzieci hulaj dusza. 

Innym razem wybrałyśmy się z nimi na sanki i w drodze powrotnej zaprosiłyśmy do nas na herbatkę. Kolejnym to my poszłyśmy do nich na lepienie bałwana. Jednak ciężko mi się do nich przekonać. 

Któregoś weekendu zaprosiłam do nas tą moją koleżankę, która prowadzi tańce w DK. Tak się składa, że też ma córkę w naszym przedszkolu i to był strzał w dziesiątkę. Dziewczynki świetnie się razem bawiły. A i mamy miały wspólne tematy do rozmów. A w następną sobotę, my zostałyśmy zaproszone do nich i też rewelacja. Teraz Faustynka ma fajną koleżankę, no i ja odświeżyłam znajomości.


Co jeszcze? Postanowiłam, że spróbuję głośno oznajmiać, gdy coś mnie boli, czy gdy się gorzej czuję, bo doszłam do wniosku, że córa widzi mamę niezniszczalną, której nic nigdy nie jest i co taka mama może  tam wiedzieć o bólu. Młoda sobie myśli że ból (choćby kolka w boku ją zakuje, to od razu histeria), to pewnie coś strasznego. Tym bardziej jak widzi, że gdy tatę coś zaboli czy jest przeziębiony, to leży i taki taka jest o wiele bardziej wiarygodny dla dziecka, którego od czasu do czasu coś zaboli. Dlatego teraz mówię, że boli mnie brzuch, gdy mam okres, mówię, że złapała mnie kolka, gdy szłyśmy szybciej, gdy ostatnio mi noga spuchła po sankach, to pokazałam Faustynce krwiaka i mówiłam, że boli, ale to nic, za parę dni przejdzie, posmaruję maścią na stłuczenia i noga będzie jak nowa. I wszystko to z uśmiechem na twarzy, dając jej do zrozumienia, że to wszystko to nic strasznego, że takie rzeczy się zdarzają i widzę u niej różnicę. Dzisiaj rano zabolał Faustynkę brzuch i ona się z tego śmiała. Totalny luz. 


Pani psycholog dalej krąży na około. Ostatnio stwierdziła, że mój maż jest ambitny i Faustyna też to przejęła i chce być perfekcyjna, dlatego się tak stresuje. Z tym że młoda jest ambitna, to Ameryki nie odkryła, bo to już mówiliśmy na pierwszym spotkaniu, ale mąż to jest raczej leniwy. Jest owszem inteligentny i z wielką łatwością przyswaja wiedzę, ale uczyć to mu się nie chciało, czy osiągać coś więcej ponad przeciętnej. 

Za chwile pewnie wymyśli, że my mamy wygórowane ambicje w stosunku do córki i stąd stres, bo nie jest w stanie nas zadowolić 🤦‍♀️

Ale to i tak nic w porównaniu do tego na jaką lekarkę od rehabilitacji dla Maćka trafiliśmy ostatnio, ale to temat na kolejny post. Mówię Wam, padniecie 🤣


Najważniejsze, że wychodzimy z córką na prostą. Z psychologiem, czy bez, raczej bez, ale niech będzie, że terapia jest.



5 komentarzy:

  1. To cudownie, że wszystko wróciło do normy. Oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie, że córka wraca do formy. Ja się zastanawiam co ludzie dziś mają w głowach ? Czasem myślę, że tylko suwak do przewijania FB

    https://notlar1987.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę że raczej bez tych psychologów wychodzicie :D Rodzina to najlepsza terapia psychologiczna i to Ty jako mama najlepiej znasz swoje dziecko. Ja jakoś nie mam zaufania do tych wszystkich terapii psychologicznych - na co dzień widzę w pracy wśród dzieciaków tak błędne porady psychologów dla rodziców że znaleźć sensownego, mądrego i racjonalnego psychologa to odkrycie roku chyba. Najważniejsze że Młoda już lepiej się czuje :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że już jest dobrze. Popatrz, że jedno wydarzenie może tak wpłynąć na dziecko... Z jednej strony to super - bo wystarczy mała zmiana i masz inne dziecko. Z drugiej strony, gorzej jeśli się człowiek nie zorientuje o co chodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym tygodniu znowu lekki nawrót stresu, ale dajemy radę.
      Psycholog powiedziała że to będzie nawracać, bo z nerwicy się nie da wyjść w jeden tydzień.
      Za tydzień wraca Pani Babcia. Może dzieki temu Młoda bedzie chętniej chodzić do przedszkola

      Usuń