poniedziałek, 12 kwietnia 2021

Nie tak to powinno wyglądać

Miałam dziś pisać  o bezzennościach Maćka. Nie śpimy już równy miesiąc (odkąd wrócił na zdalne). 

Jednak stało się coś co mnie strasznie wkurzyło. Nawet nie to, że wkurzyło, jest mi po prostu cholernie przykro.

To jest robienie sobie jaj z dzieci i ich rodziców. Chodzi o naukę zdalną.

O ile u Maćka w szkole to idzie jakoś normalnie. Materiały adekwatnie przesyłane do tego ile zrobiliby w tym czasie w szkole. Niestety Panie nie nagrywają filmów z tłumaczeniem nowego tematu, ale to nic, bo sobie świetnie radzimy. To w końcu pierwsza klasa. Na angielski się łączą przez platformę. Jakoś to wygląda.

A u Faustyny w zerówce to totalna porażka.

Dwa tygodnie temu Pani po prostu do książek dokleiła karteczkę: "Strony w ćwiczeniach od 51 do 69, a w kaligrafii od 20 do 23" i zadowolona. Wakacje. To i tak nic. Wtedy mnie to nie ruszyło. Pomyślałam "takie czasy, pandemia, no trudno". 

Dzisiaj dostałam zagadnienia na kolejny tydzień. Czytam, kilkanaście stron do zrobienia, poznanie nowej literki, wiersz do przeczytania i omówienia, jakieś piosenki (linki do youtubea) do słuchania i śpiewania, praca plastyczna do wykonania. No ok.

Ja myślałam, że to na cały tydzień. Przewijam dalej, a tam: "Dzień 2:" i sru tu tu tu... i dalej jazda, itp. itd.

...

Dzień 5: wiersz na pamięć i jakieś tam inne pierdoły. 

No pogięło!!!

W przedszkolu w jeden dzień zrobiliby conajwyżej 2 strony i jedną pracę plastyczną!

I Panie mają kolejny tydzień wolnego. 

Nie nie narzekam,  że  muszę z dziećmi robić zadania. Ja to lubię. Mam wręcz wrażenie, że  więcej się uczą siedząc w domu. 

Jednak podejście do nauki zdalnej Pań z przedszkola jest olewające po całości i jest mi zwyczajnie przykro, szczególnie że przed południem spotkaliśmy panie w parku, gdy były na ploteczkach i spacerku z pieskiem, rozmawiały z nami jak to tęsknią za dziećmi, bla bla bla, wracamy do domu i odczytuję tamtego maila. 

No przykro...

18 komentarzy:

  1. Nie chcę nikogo oceniać, ale.... Mam młodsze kuzynki. Jedna w 8 klasie (egzamin w tym roku) i jedna w klasie 4. Zero pomocy z nowym materiałem, gdyby nie płatne korepetycje nie wiem co by było. Poziom i zaangażowanie kadry jest prawie zerowy. A Moja nauczycielka mieszkająca obok, ciągle widzę ją przez okno w godzinach południowych jak sączy napój z kubka w piżamie... Z jednej strony są leniwi rodzice (tacy też są a z drugiej, kompletnie beztroscy nauczyciele...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy są beznadziejni i nie tylko chodzi mi tu o pedagogów. W każdym zawodzie się tacy trafiają, jak i zresztą wśród rodziców niestety :(

      Usuń
  2. No słabo to wygląda... Ja mam młodsze przedszkolaki i nagrywam codziennie filmiki - czytam im opowiadania, wierszyki, zagadki, książki - nakręciłam im filmik w lesie adekwatnie do tematu. Staram się i ładnych kilka godzin mi to zajmuje codziennie. Ale wiem że moi współpracownicy już tego w taki sposób nie robią - wyślą wierszyk, jakieś kolorowanki i tyle. Niestety wśród nauczycieli jak wśród ludzi - jedni są solidni, inni nie. Ja robię co mogę żeby dzieciom zająć trochę czasu tak by jak najmniej też angażować rodziców i by dla dzieci było to jak najbardziej atrakcyjne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to się chwali Gosiu! Aż się serce raduje widząc takie zaangażowanie i aż się chce z radością siadać do takich lekcji. Jesteś nauczycielką z powołania. Widać że robisz to co lubisz. Gdyby wszyscy tacy byli :D

      Usuń
  3. Kiepsko, aż wstyd żeby to tak wyglądało. Panią ewidentnie się nie chce i to świadczy tylko o nich.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostaw swój adres e-mail wyślę zaproszenie na bloga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmmm, wiesz, że ja jestem po drugiej stronie i nie wiem właściwie co napisać :) Nasza pani dyrektor wymagała od nas godziny zajęć zdalnych i wrzucania zadań na platformę. Co do tych zdalnych... mam mega mieszane uczucia. Dużo by pisać. Fakt faktem, to przedszkole integracyjne. Większość dzieci bez asysty rodziców nie poradziłyby sobie kompletnie, więc odciążenie dla rodziców to było żadne- musieli wciąż siedzieć z nami. Po powrocie, na szczęście już w poniedziałek, i tak zamierzam z nimi to wszystko raz jeszcze przerobić... Dobrze, że to tylko 3tygodnie, a nie jak wtedy....
    Powodzenia. Co się dzieje z Maćkiem? Może za dużo czasu przy ekranie. Spróbuj podawać mu melatoninę. To bezpieczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że ja dużo nie wymagam. To już u Faustyny zerówka, a mam wrażenie, że Panie są bardzo do tyłu z materiałem i są faktycznie, bo się u nich w grupie już 6 razy Pani zmieniała, a teraz przed zamknięciem przedszkoli przez ponad miesiąc nasza grupa nie miała Pani w ogóle tylko opieka była łatana a to woźnymi, a to Panią dyrektor i nie był przerabiany materiał. Nowa Pani została przyjęta akurat od drugiej połowy marca, czyli akurat przed samym zamknięciem i zarzuca nas materiałem pewnie, żebyśmy rodzice nadrobili wszystkie braki. Tylko że to nie chodzi mi nawet o to, a o jej brak zaangażowania. Uważam że powinna choć jedną godzinę dziennie poświęcić na przygotowanie zajęć/tematu, a ona na pracę poświęci godzinę raz na dwa tygodnie! I dostanie wypłatę?!
      Na szczęście w poniedziałek już wracają, choć bardzo się boję o nawrót depresji u Faustyny, pewnie nas to nie minie :(
      Z drugiej strony nie ma tego złego. Uczę Faustyny czytania i fajnie nam to idzie, nauczyłam ją dodawania i odejmowania do 20 - sprawniej działa od Maćka, szczególnie w odejmowaniu i nie popełnia błędów.

      Maciek przy zmianach nie śpi. Po przeprowadzce nie spał przez pół roku!
      A teraz już miesiąc i to jest takie prowadzanie się całe noce, bo mąż tylko potrafi powiedzieć: "musisz go konsekwentnie odprowadzać do jego łóżka" I głupia odprowadzam od północy do samego rana średnio co 30 minut! I już ledwo żyję. Wtedy też tak odprowadzałam i co? I gówno. Przespał dopiero jak młoda zachorowała na ospę i spała z nami.
      On jest mocno nadwrażliwe na dźwięki i słyszy rzeczy których my nawet nie słyszymy i go to wybudza a pote0m nie może widocznie przysnął bo nie jest tak zmęczony jak gdyby chodził normalnie do szkoły i miał tyle wrażeń. Teraz to nasza aktywność ograniczenia się do zakupów, spaceru, poganianiu po boisku jeśli pogoda pozwoli i fizjoterapii, a to na niego za mało. Maciek jest jak Husky!
      Korzystając z zamknięcia szkół udało mi się go wkręcić na fizjoterapię z SI 3 razy w tygodniu i na logopedię i jeżdżę z dziećmi autobusem na te zajęcia a potem wracamy pieszo ponad 2 km i jeszcze po południu jak mąż wraca z pracy wyciągam Maćka na spacer, żeby już Faustyny nie zamęczyć. Komputer ograniczyliśmy do minimum, nawet w ogóle odstawiliśmy media bo też nam przyszło na myśl że może przez to nie spi, ale to nie to. Ma lekki sen bardzo. Pije melisę, kakao, wieczorem się umilamy, masujemy, wyciszamy. Próbowaliśmy aromaterapii, nawet przemeblowaliśmy pokój i nic. Ale chyba znaleźliśmy przyczynę. Przedwczoraj przysnęło mi się u Maćka w łóżku i lekko Faustynce łóżko poskrzypuje gdy się obraca w nocy na drugi pok. Wczoraj włożyłam kołdrę pomiędzy jej stelaż a materac i co? I przespaliśmy wszyscy całą ostatnią noc aż do 6!
      Melatonina tylko przyspiesza zasypianie, trzeba by ją podawać po każdym przebudzeniu. A to jednak dziecko. Kupiłam ale w ulotce pisze, że nie wskazane dla dzieci. Sama podpijam ;D
      Mamy rispolept od psychiatry, ale nigdy się nie zdecydowaliśmy na podanie takie ma skutki uboczne łącznie z zapaleniem płuc, co w dobie koronawirusa było by katastrofa.
      Mąż kupił samochód, kilka miesięcy byliśmy beż, dzisiaj jedziemy po nowe łóżko dla Młodej. Mam nadzieję że problem spania się rozwiąże.

      Usuń
    2. Oby rzeczywiście to było to i teraz wrócił spokojny sen i przespane noce. Rany, naprawdę Cię podziwiam. Oczywiście, zgadzam się, że dziecko które chodzi do szkoły, bierze udział w zajęciach jest inaczej zmęczone, dostymulowane niż ma to się teraz, w obecnej chorej sytuacji. Nawet jeśli przegonisz synka, to jest to inny rodzaj zmęczenia. Widzę to po Lilce i przyznam, że naprawdę mam tego serdecznie dość.
      W poprzedniej wiadomości absolutnie nie broniłam pań. Powiem więcej- z którymkolwiek rodzicem bym nie rozmawiała to przeważająca większość z nich ma uwagi do pracy nauczycieli i ja ich doskonale rozumiem. Sama widzę te niedociągnięcia, też nie do końca podobają mi się zajęcia u Lilki. Może nawet nie ich jakość, ale ich ilość. Druga klasa i to jest 1,5h dziennie. Gdzie dzieci mają już tabliczkę mnożenia. Jedyne co, to naprawdę podoba mi się podejście Elizy nauczycieli. Mają takie patenty, żeby młodzież nie robiła ich w konia, że Eliza siedzi na tych lekcjach i nawet nie waży się odejść na chwilę. Też oczywiście tych lekcji nie ma tyle, co miałaby w szkole.
      Współczuję Wam z tym przedszkolem, tyle razy zmieniać nauczyciela to nie pojęte. Gdzie w tym wszystkim jest dobro dzieci. Czy ktoś się jeszcze w ogóle tym przejmuje... Pewnie jest tak, jak piszesz- dzieci mają zaległości, a to już kwiecień, trzeba wyjść z materiałem na czysto. Ty to lubisz, pilnujesz tego, Twoje dzieci zyskają na tym, ale moim zdaniem sporo rodziców nie powinna uczyć dzieci, bo mimo, że wydawałoby się- no co za trudność przekazać materiał przedszkolny, to uwierz, że jak czasem dzieci wracają mi po dłuższej chorobie i opowiadają jakieś kwiatki z nauki w domu- nie wiem, czy śmiać się czy płakać.
      Kochana odpiszę Ci na maila w tygodniu. Pozdrawiam Was serdecznie.

      Usuń
    3. Trzecia noc przespana w całości :D
      Jednak chodziło o łóżko, kupiliśmy nowe i jest o niebo lepiej. Faustynka może kokosić się do woli i nic nie skrzypi.
      Boże! Jak ja się wyspałam ostatniej nocy!!! :D

      Usuń
    4. Super! Bardzo się cieszę. Jesteś heroska po prostu, tyle czasu to dzielnie znosiłaś.

      Usuń
  6. No, patrz jak ten covid weryfikuje... Dopiero widać jak na dłoni, kto jest nauczycielem z powołania, a kto na odwal się. Ja np jestem bardzo zadowolona z przedszkola Tamalugi, z zaangażowania pań, ale ciągle słyszę dookoła co się dzieje w innych przedszkolach, a nawet to jak panie zasłaniają się covidem, żeby czegoś nie robić. Bez względu na to czy przedszkole jest prywatne czy publiczne. Przykro się tego słucha. Ale Faustynka jest w jeszcze gorszej sytuacji, bo to jednak już powazniejsze zadania i sam początek, który powinien dzieci zachęcić! Pomijam już w ogóle podejście do rodziców, którzy pewnie nie mają nic innego do roboty, tylko 24 h siedzieć z dzieckiem nad lekcjami. A co z drugim dzieckiem? A co, jeśli jeszcze pracują zawodowo? Brak słów.
    (Ostatnio nie mogę u ciebie komentować z mojego profilu, coś zmieniałaś w ustawieniach? Olitoria)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Faustynki boję się teraz przede wszystkim tego powrotu :(
      Wiesz jak ona wszystko przeżywa. Znowu poranne biegunki wrócą i to wracanie się po pięć razy do toalety nawet po wyjściu z klatki :(

      Usuń
    2. A rozmawiałaś z nią już o tym, że niedługo pewnie wróci do szkoły, i jak się z tym czuje? Kurde, nauczanie indywidualne też jest jakimś rozwiązaniem, ale nie wiem czy to akurat dla niej byłoby najlepsze... Musisz też pilnować, żeby nie miała poczucia winy, że coś z nią nie tak. Musi wiedzieć, że z nią jest bardzo tak, jej wrażliwość jest wyjątkowa i dlatego jest taką fajną dziewczynką :) Z wiekiem to stanie się jej atutem, tylko szkoda, że póki co tak utrudnia życie.

      Usuń
    3. Mówi, że się boi, ale chcę wrócić, bo ma być Pani z którą zaczynali edukację w przedszkolu.
      Tak, powtarzam jej, że stres i wrażliwość nie jest niczym złym, wręcz przeciwnie, świadczy o wyjątkowości i dobroci serca, ale tłumaczę też że utrudnia, życie i d0uuużo opowiadam o sobie, moich przeżyciach z początku drogi edukacyjnej, moich stresach, bardzo ja wspieram, mówię że doskonale rozumiem, bo miałam dokładnie to samo w jej wieku z tym, że zamiast biegunek codziennie wymiotowałam w drodze do przedszkola.
      Ona i tak jest twardsza i dzielniejsza ode mnie ;)

      Usuń
  7. Super:)
    Widzę, że ty masz ze stresem tak jak ja! Zamiast, że tak powiem dolną stroną, to my obie górną :D

    OdpowiedzUsuń