Propozycji jest wiele. Możemy pokruszyć orzechy i zblendować je wraz z namoczonymi wcześniej daktylami/suszonymi śliwkami/rodzynkami. Możemy formę wyłożyć owsianką przygotowaną wg własnych upodobań. Możemy dodać kakao lub wiórki kokosowe. Możemy pokruszyć wafle ryżowe i zmieszać je z łyżką miękkiego masła albo zamiast wafli pokruszyć płatki kukurydziane. A możemy sernik upiec bez spodu. Ja zrobiłam owsiankę, dodałam orzechy oraz rodzynki. Nie dodajemy cukru.
Składniki na masę serową:
1 kg twarogu, minimum 3-krotnie mielonego (może być z wiaderka)
1/2 szklanki, (co zamiast cukru?) np. ksylitolu, erytrytolu
1 cukier wanilinowy – 16g (opcjonalnie, nie jest konieczny)
4/5 szklanki (200 ml), (co zamiast śmietanki?) ja dałam jogurt naturalny
50 g masła
1 budyń śmietankowy (bez cukru)
5 jajek
*szklanka o pojemności 250 ml
Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej. Ważne jest również, by użyć dobrego jakościowo twarogu – jeśli używacie białego sera z wiaderka, to zwróćcie uwagę, by był odpowiednio gęsty, a nie rzadki. Ja najczęściej używam twarogu z wiaderka z Piątnicy.
Masło utrzeć z cukrem/słodzikiem.
Dodać pozostałe składniki. Zmiksować tylko do czasu połączenia się – zbyt długie miksowanie doprowadzi do niepotrzebnego napowietrzenia masy serowej, a napowietrzony sernik mocno urośnie, a potem opadnie. Takiej sytuacji powinno się unikać, sernik po upieczeniu powinien być równy jak stół.
Masę serową wylać na schłodzony spód , wyrównać. Ja na wierzch wyłożyłam mrożone owoce. Piec w temperaturze 170 st.C przez około 70 – 90 minut, w zależności od piekarnika. Gotowy sernik powinien być ścięty i sprężysty na wierzchu. Po upieczeniu zostawić sernik w piekarniku z lekko uchylonymi drzwiczkami na około godzinę. Następnie wyciągnąć go z piekarnika i pozostawić do całkowitego ostudzenia. Gdy sernik będzie już całkiem zimny można wylać na wierzch tężejącą galaretkę, ale niekoniecznie. Może zostać fit.
Zrobiliśmy badania, oczywiście nie wszyscy, bo z Maćkiem tańcowaliśmy w punkcie pobrań kilka dni i się nie dało.
Zaniepokoiły nas wysokie monocyty u Faustynki w piątek, ale wieczorem pannica dostała 38 stopni gorączki i się wyjaśniło skąd takie a nie inne wyniki. Po prostu za jakiś czas trzeba je będzie powtórzyć.
W ten weekend w ogóle wszyscy jesteśmy jacyś tacy wymłóceni. Ja w sobotę miałam podwyższoną temperaturę i mam znowu kaszel, męża wczoraj głowa strasznie bolała, Maciek na wieczór zaczął kaszleć, a jeszcze "chryczenie" po covidzie mu nie przeszło, choć było już zdecydowanie lepiej. Siedzę dziś z Faustynką w domu, boli ją gardło. Na szczęście gorączka już nie rośnie.
Zaskoczyły nas wyniki badań męża. Zaskoczyły, nie zaskoczyły... Mój mężu lubi sobie pojeść. Nie ogranicza się w żaden sposób. Zawsze był szczupły, nawet chudy niekiedy i wyniki badań zawsze miał w jak najlepszym porządku. Nie tym razem. Lata jedzenia słodyczy i fast foodów dały o sobie znać. Tragedii nie ma, bo tylko trochę ma przekroczone normy glukozy i cholesterolu, ale na tyle, żeby chcieć zmienić nawyki żywieniowe. Ta glukoza u niego to podejrzewam taka trochę oszukana, bo w nocy przed pobraniem krwi opędzlował słodycze z szafki. Pewnie gdyby nie to, to była by norma.
No mi będzie na pewno łatwiej trzymać swoją dietę o niskim IG. W domu nie będzie słodyczy, więc i dzieciom to posłuży. A przede wszystkim nie będą musiała gotować każdemu czegoś innego. Po prostu cała rodzina przechodzi na zdrowe odżywianie. Ja glukozę mam nadal podwyższoną tak jak miałam. W sierpniu 104, we wrześniu 100 (ale wtedy wybitnie nic nie jadłam przez 3 miesiące, tzn. tylko grillowaną cukinię i paprykę), w listopadzie po anginie 107!, a teraz 105. Zadziwiające jest to, że czy jem czy nie jem, jem zdrowo, czy sobie folguję, to glukoza jest podwyższona, ale nie jakaś turbo wysoka, choć po ostatnim wyniku spodziewałam się, że będzie dużo wyższa zważając na to, że kilka tortów w ostatnim czasie upiekłam - okres bożonarodzeniowy, urodziny Maćka, Dzień Kobiet, urodziny Faustynki. Strasznie dołujące jest gdy jesz zdrowo, mocno się ograniczasz, a ta cholerna glukoza, ani nie drgnie!
Przez pierwsze dwie doby bez cukru mąż strasznie cierpiał, ale mówiłam mu, że najgorsze są pierwsze 3 dni. Ja po badaniach odstawiłam całkowicie na nowo pieczywo i też przez pierwsze dni myślałam, że w sklepie się rzucę na półki z bułkami, ale byłam twarda.
Strasznie się cieszę z podejścia Maćka do jedzenia warzyw. Postanowił sobie, że będzie jadł ich dużo, żeby być zdrowy. I faktycznie połowę jego talerza podczas obiadu zajmują warzywa. Pięknie zjada brokuły, kalafiora, cukinię, marchewkę, sałatę i różne surówki. Ze względu na refluks ograniczyliśmy pomidory i ogórki i obserwujemy jak to się będzie dalej rozwijać.
Badanie USG brzucha u Maćka nie wykazało niczego niepokojącego.
Wrzucam ściągawki:
zmianasylwetki.pl
A tu odnośnie węglowodanów:
fitbodyclub.pl
W przypadku diety o niskim indeksie glikemicznym duże znaczenie ma także ładunek glikemiczny.
Ładunek Glikemiczny (ŁG)– jest to iloczyn IG produktu i zawartości węglowodanów w porcji produktu. Uwzględnia nie tylko jakość, ale również ilość węglowodanów w porcji. Produkty o wysokim IG spożywane w małych ilościach dają takie same efekty w wyrzucie insuliny do krwi, jak produkty o niskim IG, za to spożywane w dużych ilościach. Ładunek glikemiczny pozwala przewidzieć całkowity wzrost poziomu glukozy po spożyciu całego posiłku/produktu.
Najlepszym przykładem jest arbuz, który ma IG =72 (wysoki). 100- gramowy plaster arbuza zawiera 8,4 gr węglowodanów, a to daje ŁG=6,3 (niski) czyli poziom cukru we krwi podnosi się powoli.
Dla porównania weźmy taką samą ilość makaronu ryżowego (100g) o IG=40. Taka porcja zawiera 22 gramy węglowodanów, a ŁG=8,8. Pomimo niższego IG, ryż w całej porcji ma znacznie większy ładunek glikemicznego i w porównniu do arbuza, szybciej podnosi cukier we krwi.
/fitbodyclub.pl/
Jak ćwiczyć?/ Jak NIE ćwiczyć?
Wrzuciłam filmiki z ćwiczeniami dlatego, że podczas mojego wakacyjnego chudnięcia nie ćwiczyłam i niestety po odchudzaniu wyłącznie dietą moja skóra nie była jędrna. Tragedii nie było, ale przy wadze równej 50 kg moje pośladki uległy grawitacji. Za to gdy w 2020 roku podjęłam wyzwanie "100 squat challenge" miałam świetne nogi bez cellulitu i kształtną pupę, przy wadze 55 kg. Moja dieta wówczas była bogata w białko.
metabolicfood.pl
Faustynka skończyła wiosną 8 lat! Sto lat!
Dopisane 6.04.2022:
Mężczyzna i dieta nie idą w parze.
"No ale taka sałatka jarzynowa, to przecież same warzywa. To co że trochę majonezu" 🤦♀️
Nie jest łatwo zabrać się za pisanie i w obecnej sytuacji sklecić coś sensownego... U nas za oknem zima. Piękna, biała pierzynka pokryła drogi, drzewa, samochody. Szkoda że o miesiąc za późno. Myślałam, że w niedługim czasie zabiorę się za wiosenne porządki na działce, a tu zonk. Miałam kupować hortensje, tymczasem polecę po kocyki. Przydadzą się wiadomo gdzie. Pisałam ostatnio, że Maciek ciągle chryczy po covidzie. Nic się w tej kwestii nie zmieniło. Został wybadany przez doktor rodzinną i niby wszystko ok. Wczoraj dzieci miały kontrolę u laryngologa. Faustyna w porządku, natomiast u Maćka podejrzenie refluksu żołądkowego, stąd to chryczenie. No i mamy teraz problem, bo czytam o diecie przy refluksie i jest odwrotnie niż przy tej jaką stosowaliśmy na zaparcia. Pół życia przyzwyczajaliśmy autyzm syna do pełnoziarnistego pieczywa i makaronów, surowych warzyw, a teraz musimy z tego zrezygnować.
Zaczerpnięte z https://zywienie.abczdrowie.pl:
Dieta przy refluksie wyklucza następujące produkty:
tłuste wędliny, pasztety i mięsa (przede wszystkim wieprzowina, wołowina, gęś, kaczka i dziczyzna),
smażone i grillowane potrawy,
mocna kawa i herbata, alkohol, napoje gazowane i niegazowane – powodują większą produkcję kwasu solnego,
tłuste ryby, na przykład łosoś, halibut, węgorz, a także przetwory z ryb,
Maciek uwielbia jajka na twardo, ogórki, pomidory, rzodkiewkę, ser żółty, wędlinkę, ketchup oczywiście pikantny, a najlepiej to schabowego na pół talerza lub ryby w panierce prosto z patelni. Spróbujemy zmienić dietę na bardziej lekkostrawną i wprowadzając białe pieczywo będziemy musieli zapewnić dzieciom zwiększoną dawkę ruchu. Nie chcę go na razie ciągnąć do gastrologa, już wczoraj był cyrk u pani laryngolog. Ledwo udało się go zbadać. A jeszcze mamy morfologię do zrobienia. Ja już nie jestem w stanie go utrzymać na siłę przy pobieraniu krwi. Syn ma 150 cm wzrostu, jest najwyższy w klasie, a ja jestem tylko 5 cm od niego wyższa. Trzymajcie kciuki, żeby się udało.
Może zacznę od tego, że mieliśmy covida i do połowy lutego siedzieliśmy na kwarantannie.
Już chyba depresji dostaję od tego ciągłego siedzenia w domu, no i dupa mi rośnie... A żeby to była dupa, to jeszcze, bo mi to idzie zawsze w brzucho.
Praktycznie to my od tej nieszczęsnej listopadowej anginy, to w kółko jak nie na kwarantannie, to na zdalnym, to jeszcze covid nam się przyplątał w styczniu. Nawet nie wiem skąd, bo zaatakował zewsząd. Pozytywy były i u męża w pracy i u Faustyny w klasie, u Maćka z resztą też.
Na szczęście nic poważnego nam się nie działo. Po trzy dni kataru i męczący kaszel, drapanie w gardle. Tzn. mam nadzieję, że żadne powikłania się nie pojawią. W przyszłym tygodniu jesteśmy umówieni do lekarza rodzinnego i zobaczymy co powie. Może jakieś badania wypisze. Dzieci umówiłam też do laryngologa, bo syn ciągle (nie że kaszle) jakoś tak chryczy, odchrząka... nie wiem nawet jak to nazwać.
Spadek nastroju mam niesamowity. Może to też ta figlująca pogoda. Byle do wiosny! Może na działeczce mi przejdzie.
Jak zaczęliśmy w jesieni chorować, a jak już wiecie, to było u nas pechowo, bo to jelitówka, to gradówka u Faustynki, uszy, spojówki, potem ta angina, to już nie zdążyłam poratować tulipanów, których cebulki posadziłam na działce, a jakiś gryzoń mi je powykopywał i powyżerał co smaczniejsze. A mogłam sadzić w koszyczkach. No ale pooo coo? Przecież przez całe lato nie dopatrzyłam się u nas nawet jednego kreta, a co dopiero innych stworzeń 🤦♀️
A miało być tak pięknie na wiosnę...
E tam, jeszcze nie jedna wiosna przed nami, tzn. mam taką nadzieję.
Dzisiaj leżę i kwiczę.
No niestety, wygląda na nawrót endometriozy. Aż mi się słabo rano z bólu robiło i miałam straszne mdłości. I pomyśleć że przez ostatnie 5 lat żyłyśmy sobie w zawieszeniu broni i już zdążyłam się przyzwyczaić i zapomnieć jaki, to ból sprowadzający do parteru w czasie okresu.
Oh Endometriozo! Nikt nie potrafi dobić tak jak ty! No... może jeszcze moja teściowa.
Jednak ta pandemia ma swoje plusy. Chyba jednak już mi lepiej. Tak, już mi o wiele lepiej, przynajmniej psychicznie.
Brak ruchu mi nie służy. Aż się boję zbadać poziom glukozy. Przez święta sobie pofolgowałam trochę. Było pieczywko, sałatka jarzynowa z majonezem, serniczek upiekłam, noo... Efekt niestety taki, że ubrania na mnie piszczą, a siedzenie w domu nie pomaga. Liczę na to, że jutro będę czuła się lepiej i wybiorę się na minimum kilkukilometrowy spacer.
Wrzucam w tym miejscu taką przykładową listę produktów o niskim indeksie glikemicznym (gdzieś spisywałam po notesach, ale co na blogu to na blogu, a i może jeszcze ktoś skorzysta):
motywatordietetyczny.pl
Tak się składa, że najbardziej na świecie uwielbiam jeść ogórki, cukinie i jajka. A to akurat dobrze.
Kocham wiosnę i nowalijki.
salaterka.pl
Ciekawe jak nasza magnolia na działce 🌸🦋☘️🌻🌹
Nie uwierzycie...
MACIEK SKOŃCZYŁ 10 LAT!🥳
Boże, jak ten czas leci...
Chyba coraz fajniejsze torty mi wychodzą 🎂
Aha, pochwalę jeszcze oczyszczacz powietrza o którym pisałam ostatnio. Serio się sprawdza. Widać różnicę. Mieszkanie nie wymaga już codziennego odkurzania i jeżdżenia na szmacie. Kurz nie zbiera się już tak intensywnie, a nie ukrywam, dostawałam już kręćka z tym sprzątaniem.
Młoda po tygodniu kwarantanny wróciła do szkoły i o dziwo jest zadowolona. Może dlatego że mało dzieci przychodzi. Pewnie się covid roznosi.
Chyba muszę zbadać przeciwciała.
Maciek nie chodził do szkoły 3 tygodnie, bo jak nie zapalenie ucha to angina, to za chwilę zapalenie spojówek. Makabra!
Ja i mąż po źle leczonej anginie dostaliśmy drugi antybiotyk. Teraz niby dobrze, choć mi został straszny kaszel. Jak mnie dopada to końca nie widać, mało płuc nie wypluję. Przepona mnie tak potwornie boli, że zaczynam się zastanawiać czy coś mi się tam nie oberwało.
Nie podoba mi się, że wielu rodziców wysyła do szkoły dzieci z objawami. Spotkałam się nawet z tym, że jedna matka dziecko normalnie na antybiotyku prowadziła chore do przedszkola. Dopiero gdy się wdały powikłania po chorobie i zagrożenie szpitalem to została z nim w domu i kolejny antybiotyk. Jednak w międzyczasie zdążyły pozarażać innych. Właściwie i my się przez to już miesiąc bujaliśmy z chorobą.
Tak się składa, że ta matka pracuje z dziećmi i ma obecnie zapalenie spojówek i chodzi normalnie do pracy i dalej roznosi jakiegoś wirusa.
Ja rozumiem, że trzeba pracować, ale żeby praca była ważniejsza od dziecka? Szczególnie gdy rodziców jest dwoje i do pomocy dwie babcie. Z resztą też mają starszą córkę, która mogłaby te kilka godzin z młodszą w domu posiedzieć, jak już nie mogą sobie pozwolić na opiekę.
I takich rodziców jest naprawdę wielu.
Inny przypadek: matka podejrzewa u siebie covid, ale testu nie zrobi żeby nie mieć kwarantanny. A dzieci (zakatarzone i kaszlące) tatuś prowadzi codziennie do przedszkola i szkoły. To już by chyba mogli się odizolować na te kilka dni, tym bardziej że on pracuje zdalnie, a dzieci do tej pory nie chorowały i nie miały nieobecności.
A ja głupia jak moje kataru dostają, to w domu zostawiam, bo niby takie wytyczne, że z katarem nie można do szkoły odprowadzać.
Nawet wychowawczyni, która kaszle tak potwornie, że ledwo mówi i miała kontakt z osobą z pozytywnym wynikiem na covid, ale że jest zaszczepiona to ją kwarantanna nie obowiązuje, prowadzi normalnie w szkole zajęcia.
A i u męża w pracy też z różnymi objawami chodzą i zarażają, ale tak to jest jak się załatwiało chorobowe, żeby przedłużyć wakacje, to teraz z prawdziwą chorobą się idzie do pracy.
Coś tu jest nie halo.
A jak u was zdrówko?
---------------------‐--------------------------
Dopisane 5.12.2021
Zamówiliśmy oczyszczacz powietrza i wczoraj właśnie dotarł. Maciek cudownie przestał kaszleć i przespał spokojnie noc, a i mnie jakoś mniej męczyło. Zbieg okoliczności czy to naprawdę tak działa?
Do zakupu skłoniło nas to, że potwornie zbiera się nam w mieszkaniu kurz, mimo iż jeździmy na szmacie co drugi dzień, a odkurzam nawet codziennie! Generalne porządki z odsuwaniem mebli, sprzątaniem pod łóżkami, wycieraniem półek z bibelotami co tydzień. Idzie się wykończyć. W mieszkaniu mamy sucho, że w gardle ciągle drapie i może przez to się goić nie chce. Na dworze smród z okolicznych kopciuchów. Pod wieczór przewietrzyć się nie da. Pomyśleliśmy, że może przez zanieczyszczone powietrze nie możemy się wykurować.
Spodziewaliśmy się że wskaźnik w urządzeniu zaświeci na czerwono. A gdzie tam. Niebieski. Wszystko ok. Myślałam, że może oczyszczacz nie działa. Zapaliłam świeczkę, ale po zdmuchnięciu dalej nic się nie zmieniło. Zapaliłam w końcu 4 i wykryło. Wskaźnik zaświecił na czerwono i urządzenie oczyściło powietrze informując o tym zmianami koloru z czerwonego na żółty, po kilku minutach na zielony i w końcu na niebieski. No to jednak działa. Wygląda na to, że powietrze mamy ok. Może tylko o ten kurz się rozchodzi. Nie mamy dywanów, kocy, polarowych, milusich sweterków. Wszystko już dawno powyrzucaliśmy. Jednak mamy w sypialni tapicerowane łóżko, które i tak chcemy zmienić, bo już się kilka razy pod nami załamało 😅 Zamówiliśmy drewniane z zagłówkiem z ecoskóry.
Macie dla mnie jakieś rady odnośnie tego uporczywie wracającego kurzu? Może jakieś specjalne płyny do sprzątania? Jakieś Pronto czy coś?