NIE OCENIAJ
WSPIERAJ
SPRÓBUJ ZROZUMIEĆ
Autyzm to nie "ściema".
Dziecko z autyzmem nie znaczy "niegrzeczne".
Fragment zaczerpnięty ze strony niepelnosprawni.pl:
"Niegrzeczne bachory”
"Niegrzeczne bachory”
"Mimo nielicznych kampanii medialnych, w Polsce temat autyzmu wzbudza ciągle szereg negatywnych emocji. Na forach pojawiają się opinie, że to „ściema” i „wynalazek” współczesności. „Czy dwadzieścia lat temu ktoś słyszał o autyzmie? A teraz co rusz dowiaduję się, że jakieś znajome dziecko to autystyk. Ktoś wie, o co w tym chodzi? Czy to choroba zakaźna?” – pyta internauta.
Zaprezentowane podejście innych ludzi, które jest dość powszechne, sprawia, że rodzice dzieci ze spektrum autyzmu czują się podwójnie zaatakowani. Do zrozumienia trudnej diagnozy, z którą często polemizują, dochodzi bowiem problem porozumienia się z otoczeniem, które często nazywa ich dziecko „niegrzecznym bachorem”, a ich samych „niewydolnymi wychowawczo rodzicami”. Tymczasem spektrum autyzmu to poważne zaburzenie, którego nie powinno się lekceważyć. Im wcześniej podejmie się właściwą terapię, tym większe są szanse na złagodzenie objawów takich jak agresja czy autoagresja, które mu często towarzyszą"/niepelnosprawni.pl/
Jak rozpoznać autyzm u dziecka?
Ja opiszę jak to było u nas. Każdy autyzm jest inny, nie ma dwóch takich samych autystów, ale może dzięki swoim doświadczeniom pomogę komuś zdiagnozować u swojego dziecka autyzm.
Maciuś urodził się 27 stycznia 2012 roku. Początkowo nic nie wskazywało na jego zaburzenia. Był ślicznym chłopcem.
A jednak... coś było nie tak.
Jedne z pierwszych sygnałów jakie powinny nas zaniepokoić to było: bicie się rączkami po brzuszku i buzi, napinanie się, bardzo częsty, przerażający płacz i częste zachodzenie się, reagowanie panicznym krzykiem na każdą zmianę/inność, chociażby kąpiel czy czynności pielęgnacyjne od urodzenia były katorgą zarówno dla niego jak i w końcu dla mnie, podobnie jak próby kładzenia go na brzuszku czy spóźnienie z posiłkiem o minutę. Miał nadzwyczaj rozwinięty zegar biologiczny. Doszło do tego że ustawiłam w nocy budzik co dwie godziny po to abym się obudziła przed jego przeraźliwym krzykiem i mogła przygotować butlę i podać mu ją jak tylko zacznie płakać (drzeć się) skracając tym czas jego frustracji. Ubieranie = krzyk, zmiana pieluszki = krzyk, usypianie = krzyk, noszenie na rękach, bujanie, przytulania = krzyk, budzenie = krzyk, nowa twarz = krzyk. Kładzenie Maciusia na drzemkę było poprzedzone dwugodzinnym płaczem mimo noszenia go przez cały ten czas na rękach, a może właśnie przez to (prawdopodobnie nie chciał być dotykany), zasypiał, padał spocony, umęczony tym krzykiem po to aby po 20minutch znowu się drzeć i tak w kółko również w nocy. Regulowanie posiłków i drzemek było ogromną walką, ale nie poddawałam się. Spał od zawsze mało. Zasypiał późno, wstawał razem ze wschodem słońca, a w nocy budził się co chwilę. Wizyta u lekarza = krzyk, lekarstwo = krzyk i wymioty.
A to wszystko dopiero początek - pierwsze tygodnie, miesiące.
Ząbkowanie = krzyk i gorączka, nowe twarze = krzyk , obcinanie paznokci = krzyk, rozszerzanie diety = krzyk i wymioty, nowe ubranko = krzyk, nowa zabawka = krzyk, zabawka dźwiękowa = krzyk, pierwsze buciki = krzyk (miesiącami próbowaliśmy mu buty założyć, udało się dopiero kilka tygodni po skończeniu przez syna roczku i to na siłę, no bo w końcu musiał mieć buty). Każda zmiana, każda nowość wywoływły przeraźliwy krzyk i zachodzenie, trwający w nieskończoność.
Maciuś nie nawiązywał kontaktu wzrokowego, nie reagował na imię, był jakby nieobecny, zero zainteresowania czymkolwiek, nie był ciekawy świata. Gdybym sama nie odwracała go na brzuszek i nie nakłaniała go do raczkowania czy siadania, a później chodzenia, pewnie do diagnozy by się nie poruszał. A tak to ja nieświadomie od początku byłam jego rehabilitantem.
Gdy zaczął wstawać na nóżkach, pojawiły się jednoznaczne zachowania autoagresywne - uderzał głową w ścianę, mógłby to robić bez końca, jakby nie sprawiało mu bólu. Bardzo mnie to niepokoiło. Wyczytałam że niektóre dzieci tak mają i że mu przejdzie (taa... chyba te z autyzmem właśnie). Zabezpieczałam wszystko kołdrami i poduszkami.
Młody zaczął wyskakiwać z łóżeczka na długo przed pierwszymi urodzinami, dlatego wyjęłam dwa szczebelki dla bezpieczeństwa, żeby z łóżeczka nie wypadł, wręcz zastawiłam łóżeczko dookoła meblami aby jedynym możliwym wyjściem była ta dziura z boku wprost na nasze łóżko. Walił głową o wszystko, o ściany, o meble, o podłogę. Nie dopuszczałam do tego, nosząc go cały czas na rękach. Cały czas! Nawet gotując czy korzystając z toalety.
Często machał rączkami przed oczami i tylko to wywoływało w nim radość. Nie interesowały go zabawki, książeczki, obrazki ani telewizja. Skakał ciągle, jak piłeczka odbijająca się od podłogi. W ogóle się nie męczył. Kiedy zaczął chodzić, nie czuł zagrożeń. Od razu biegał przyprawiając mnie tym o zawał. Nie potrafił normalnie, spokojnie chodzić, dlatego noszenie go na rękach stało się normą. Do wózka nie dawał się włożyć. Często spacerowaliśmy. Był bardzo nadpobudliwy. Wymiękałam przy nim. Udawało mi się go okiełznać dzięki bardzo długim spacerom i zabawom ruchowym oraz tańcom do jakich go codziennie motywowałam.
Nie mówił, ciągle nie mówił. Gdy miał półtora roku uczyłam, próbowałam go uczyć prostych słów. Drukowałam, wycinałam obrazki. Mniejsze, większe, kolorowe, czarno-białe... Bezskutecznie. W ogóle mnie nie słuchał. Gdy coś chciał - darł się. Nie potrafił inaczej. Ja nie rozumiałam, on się frustrował i był w stosunku do mnie agresywny. Bił mnie, wyrywał mi włosy, rzucał we mnie przedmiotami. On płakał, ja płakałam, brakowało mi już sił. Nie miałam ani chwili wytchnienia. Maciuś był potwornie nadwrażliwy na dźwięki. Nie mogłam użyć blendera, odkurzacza, a nawet suszarki do włosów. Dało się zaobserwować u niego także niesamowicie wyczulony węch. Miał często odruch wymioty na konkretne zapachy, np. produkty, przetwory mleczne. Zauważyłam także wzmożoną nadpobudliwość po spożyciu większej ilości glutenu, dlatego zaczęłam go ograniczać (inna sprawa, że teściowa gdy się o tym dowiedziała zaczęła robić mi na złość i podkładała mu kromki pszennego chleba z masłem).
Najlepsza zabawa to było wyrzucanie rzeczy z szafek, więc miałam wrażenie, że nic tylko ubrania na okrągło składam. Interesowała go wirująca pralka. Potrafił się zapatrzeć na kilkanaście minut.
Nie pozwalał się przytulać, dotyk sprawiał mu ból, ubrania sprawiały mu ból. Chodził na palcach. Gdy nauczył się rozbierać, biegał nagusieńki o każdej porze roku. Nie czuł zimna czy gorąca. Co go ubrałam, on się rozbierał. Dopiero w nocy gdy już spał udawało się mu ubrać piżamkę.
Panicznie bał się swojego dziadka, na jego widok aż się zachodził od płaczu, a co dopiero przy kimś obcym, nie ważne czy była to osoba dorosła czy dziecko.
Ogromnym problemem okazało się odpieluchowywanie. Panicznie bał się nocnika. Zaczynaliśmy trening czystości gdy miał półtora roku, a trwało to do niemal trzecich urodzin i udało się tylko dlatego, że mąż siłą go wsadził na nocnik mimo darcia i trzymał na nim ładnych parę godzin, aż Maciuś się w końcu wysikał , bo już nie utrzymał dłużej. Z kupą problemy były nadal. Trzymał tak długo aż założyłam mu pieluchę i tak przez kolejne pół roku.
Wiedziałam że coś z nim nie tak, ale nie wiedziałam co. A wszyscy pukali mi do łba twierdząc że wymyślam i nie mam się czym zająć, bo przeprzecież dwuletnie dzieci nie mówią.
Nie pokazywał palcem. Zaczął brać moją rękę i nią coś dostawać czy pokazywać. Zamiast słów pojawiały się echolalie i wykrzykniki.
Nie potrafił zaakceptować młodszej siostry. Bał się jej. Reagował płaczem na jej płacz czy nawet gaworzenie, a z czasem nawet agresją. Nie można było spuścić ich z oka nawet na ułamek sekundy.
Podczas pierwszej jazdy autobusem zemdlał ze stresu.
Kąpiel, czy w wannie czy pod prysznicem powodowała u niego walkę o życie, tak samo jak obcinanie włosów, paznokci, podawanie antybiotyku czy leku przeciwgorączkowego, wizyta u lekarza, a także zwrócenie na niego uwagi przez obcą osobę, np. w sklepie: "jakiś Ty ładny" - a ten w ryk i w nogi, aż ciężko było go dogonić. W ogóle wizyty w sklepie to była masakra, bo on w długą spierdzielał równo między regałami, a ja za nim żeby go nie zgubić. Zero poczucia zagrożenia. W dużych skupiskach ludzi on po prostu dostawał szału.
Zaczęliśmy szukać pomocy u specjalistów, bo skończył dwa latka i nadal nie mówił, nic nie rozumiał, zero kontaktu.
Pierwsze wizyty u psychologa, logopedy czy psychiatry, to było wdzieranie Maćka siłą do gabinetu, tak się zapierał rękami i nogami i łapał pazurami futryny.
Diagnoza - autyzm wczesnodziecięcy.
KOCHAM MOJEGO SYNECZKA NAD ŻYCIE I NIE ZAMIENIŁABYM GO NA ŻADNE INNE, ZDROWE DZIECKO. JEST CIĘŻKO, ALE DAM RADĘ. KTO JAK NIE JA?
Pozdrawiam wszystkich rodziców dzieci niepełnosprawnych, przesyłam pozytywną energię i życzę ogromu cierpliwości i miłości!
WALCZCIE BO WARTO!
Uczyłam syna liter, bo pogodziłam się z tym, że nie mówi. Chciałam porozumiewać się z nim pisemnie. A on? W wieku 4 lat zaskoczył mnie i powiedział pierwsze słowo: "mama".
Dzisiaj ma 7 lat i mówi zdaniami. Nie do końca poprawnie, ale czym jest błąd gramatyczny przy tak wielkim postępie? Pryszczem.
Uprzedzając negatywne, chamskie, niemiłe komentarze w rodzaju: "jak sobie wychowałaś to tak masz", "wredny, niewychowany bachor"... itp itd, dodam, że moje dzieci są cudowne, grzeczne i bardzo dobrze wychowane, znają i używają słów "proszę/dziękuję/przepraszam". A złe zachowania syna mijają wraz z prpzemijającą frustracją, spowodowaną nieumiejętnością komunikowania się.
Uprzedzając negatywne, chamskie, niemiłe komentarze w rodzaju: "jak sobie wychowałaś to tak masz", "wredny, niewychowany bachor"... itp itd, dodam, że moje dzieci są cudowne, grzeczne i bardzo dobrze wychowane, znają i używają słów "proszę/dziękuję/przepraszam". A złe zachowania syna mijają wraz z prpzemijającą frustracją, spowodowaną nieumiejętnością komunikowania się.
Jesteś bardzo dzielna, podziwiam cię..ja chyba nie dałabym rady..
OdpowiedzUsuńSą chwile że też myślę że nie dam rady. Ale nie mogę się poddać.
UsuńNajtrudniej jest gdy widzisz że Twoje dziecko cierpi, a Ty nie jesteś w stanie mu pomóc.
Ineska
OdpowiedzUsuńOczywiście, że dałabyś rady (jeśli byś musiała).
Mój siostrzeniec (8 lat) jest autystykiem. Wszystkie zachowanie opisane przez Karinę kubek w kubek. D. jest wychowywany przez babcię (matka i ojciec mają odebrane prawa rodzicielskie). D. nie mówi i jest (wedle ostatniej diagnozy) upośledzony w stopniu umiarkowanym. Jego babcia od momentu gdy D. obudzi się do momentu, gdy pójdzie spać musi go pilnować. Póki ona żyje, to dziecko będzie miało opiekę. Ale co dalej?? Fizycznie D. rozwija się fantastycznie, mentalnie jest 3 latkiem...Kochanym, uśmiechniętym i radosnym, ale ...
Mnie przeraża wizja przyszłości. Przecież kiedyś kopnę w kalendarz. Nie ma dnia żebym nie myślała co później będzie z Maciusiem.
UsuńA ile teraz babcia ma lat?
Rodzice Twojego siostrzeńca w ogóle się nim nie interesują? Dlaczego mają odebrane prawa rodzicielskie (Jeśli można spytać)?
Babcia D. jest tuż przed pięćdziesiątką. Rodzice mojego siostrzeńca (jego matka jest moją kuzynką) mają odebrane prawa rodzicielskie bo najpierw matka D. rozstała się z jego ojcem, a potem została wywalona przez matką z domu (nadużywała alkoholu i nie zajmowała się dzieckiem). Matka D. raz na ruski rok odwiedza go, ale głównie po to by wydębić od babci D. jakieś rzeczy dla swojego młodszego dziecka (ma 3,5 letniego syna z kolejnego związku). Natomiast ojciec D. nie miał bodajże z nim kontaktu od kilku lat.
UsuńNajwiększym problemem z D. jest niestety brak mowy bo to skutecznie utrudnia komunikację. Jeszcze kilka miesięcy D. był strasznie pobudzony, więc psychiatra przepisał delikatne leki uspokajające i teraz jest bardziej wyciszony. Cały czas jest jednak problem z ocieraniem się o podłogę ( dziecięca masturbacja). Póki co D. chodzi do przedszkola, ale to już chyba ostatni rok (bo i tak został odroczony).
Brak mowy jest straszny. Myśmy strasznie przez to przechodzili.
UsuńBoże, jak ja się cieszę że Maciuś zaczął mówić. To tak wiele ułatwia.
Z kolei u nas nie ma możliwości podania leków bo nic doustnie nie przyjmie - prędzej mi palca odgryzie niż upsta rozchyli.
Cieszę się na ten wpis :) Zupełnie inny pogląd daje na to wczesne wykrywanie (jak kiedyś pisałyśmy) i więcej rozumiem o czym mówisz. To baaaardzo ciężki wysiłek dla matki, dla rodziców.
OdpowiedzUsuńJestem jedynie przerażona dopiskiem. Ktoś kiedyś Ci powiedział, że jak wychowałaś tak masz? :O
Wiesz... o autyzmie się mówi w ostatnich latach dość dużo, ale nie każdy to słyszy. Ludzi to nie obchodzi jeśli to ich nie dotyczy (ich dzieci, rodzeństwa czy zn0ajomych). Dla wielu to wymysły i zarzucanie odpowiedzialnosci za złe zachowanie dziecka (błędy wychowawcze) na "wyimaginow0aną" chorobę.
UsuńCzasami spotykałem się z kąśliwymi uwagami jakie mam niewychowany dziecko. Nawet od najbliższych słyszałam że to moja wina - sam mąż mi zarzucał że to przeze mnie syn jest taki wredny bo to źlę wychowuję i się widocznie nie nadaję na matkę. Bolało. A sam nic nie wiedział bo lepiej było się zabrać do pracy a dziecko widzieć przez godzinę dziennie lub wcale i osądzać mnie.
Czasami gdy Maciuś coś dostawał to ludzie zdjęcia nam robili i filmiki nagrywali.
Kiedyś ktoś mi napisał że trzeba go (Maćka) było wyskrobać ;( A nie się teraz żalić że ciężko.
Wielu się upiera że dawniej autyzmu nie było a teraz się matkom w grupach poprzewracało. Był autyzm a jakże i inne niepełnosprawności, zaburzenia. Ale takie dzieci ukrywała się przed światem.
Smutne to co piszesz, nie miałaś żadnego wsparcia :( a dla matki usłyszeć, że nie potrafi wychowywać dziecka to już gwóźdź...
UsuńMasz rację, autyzm był. Teraz problem polega na tym, że niektóre poradnie przy byle czym wpisują autyzm albo adhd.... I to też idzie problem w drugą stronę.
To prawda. Diagnozy są bardzo niedokładne :/
UsuńNiedokładne albo nietrafione ;) choć ja np. sama pisałam o gorszym stanie funkcjonowania dziecka niż jest tylko po to by dostał dodatkowe zajęcia... Bo inaczej nie miałby nic...
UsuńSkoro by nie miał przez to zajęć, to dobry uczynek popełniłaś- widocznie czułaś że dziecko tych zajęć potrzebuje ;)
UsuńTo było uzgodnione też z rodzicami. To nie tak, że nawypisywałam głupot i rodzice byli zaskoczeni :P Tylko nawet jeśli jako dziecko z autyzmem świetnie sobie radził to nie znaczy, że nie można go wspomóc, bo nie miałby żadnych zajęć... A to po prostu przykre, że takie problemy robią.
UsuńNo właśnie
UsuńNormalnie powaliłaś mnie. Nie wiem, co napisać. Wyobrażałam sobie, co przechodzisz, ale przeczytać o tym tak czarno na białym... Zresztą wiesz, co o tobie myślę. Ja wiem, że dla ciebie to żadne poświęcenie, bo to synek, którego kochasz, ale naprawdę podołać temu wszystkiemu to jest prawdziwa sztuka. Mocno trzymam za was kciuki.
OdpowiedzUsuńDobrze, że o tym napisałaś. Ostatnio spotkałam dawną koleżankę i jej syn też ma autyzm, bardzo podobnie to opisała. Faktycznie mogłoby się wydawać, że autystycznych dzieci "zrobiło się pełno dookoła", ale to nieprawda. Wcześniej problem nie był nagłaśniany i diagnozy często nie trafione. Dobrze, że czasy się zmieniły, szkoda, że niektórzy ludzie nie.
:*
UsuńNiestety Polska to wciąż ciemnogród... jeśli chodzi o diagnostykę i pomoc... Ale wierzę, że dasz radę i będzie dobrze... coraz lepiej
OdpowiedzUsuńNo niestety.
Usuń:*
Bardzo emocjonalny, ale jednocześnie merytoryczny wpis, doskonale wiem, czym jest autyzm - ludzi trzeba jednak uświadamiać. Podobnie jak w przypadku niepełnosprawności, mam wrażenie, że wszystko jest nadal w powijakach. Głosy bliskich, szczególnie mam, są cenniejsze i sto razy bardziej przekonujące od wywodów specjalistów.
OdpowiedzUsuńWierzę, że oboje z Maciusiem dacie sobie radę, będzie coraz lepiej.
Pozdrawiam serdecznie.
Strasznie trudny temat. Wielu ludzi nie rozumie takich chorób jak autyzm czy ADHD. Na szczęście świadomość społeczna się powoli zmienia.
OdpowiedzUsuńMedia są zakłamane i sztuczne, ale robią też trochę dobrego, mówiąc np. o autyzmie, ADHD, boleriozie czy stwardnieniu rozsianym.
Życzę Wam dużo siły i gratuluję Tobie i Maćkowi postępów np. w mówieniu :)
Dziękujemy ;)
UsuńJesteś dzielną kobietką- to wiesz:*
OdpowiedzUsuńW nowej powieści będę właśnie poruszać temat dziecka z zaburzeniami ze spektrum autyzmu- z zespołem Aspargera.
Dziękuję:*
UsuńCieszę się. Ciągle za mało się o tym mówi. To jest potrzebne. Gdybyś miała jakieś pytania to chętnie służę pomocą;)
Jesteś ogromną motywacją dla mnie. Oczywiście bardzo uogólniam, obserwując ogromną pracę, jaką nad sobą wykonałaś na przestrzeni czasu w którym piszesz bloga. Ale patrząc na cierpliwość, poświęcenie i próbę zrozumienia synka, po prostu mam ochotę podać Ci rękę i pogratulować tych pokładów siły, które w Tobie drzemią. Sama mam szczęście być mamą dwójki cudnych, grzecznych, spokojnych maluchów. I czasami jestem prawdziwie styrana codziennością, pomimo spokojnej natury moich dzieci, nie wyobrażam więc sobie tego, ile pracy musiałaś włożyć w oswojenie i wychowanie swojego przerażonego światem synka. Wszystkie te pierwsze razy, które opisałaś (zabawka, buciki, lekarstwa) były witane przez moje maluchy z ciekawością i radością. Nie wyobrażam sobie tego napięcia i obciążenia psychicznego, generowanego nieustannym krzykiem własnego dziecka. Naprawdę podziwiam, że (jakkolwiek idiotycznie to zabrzmi) miałaś siłę zdecydować się na bycie podwójną mamą i po drodze znaleźć niszę dla samorealizacji, chociażby na tym blogu. Pan Bóg Cię prowadzi :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten komentarz :)
UsuńŻycie mnie doświadczyło, to fakt, ale choroba syna jest w tym wszystkim najmniejszą tragedią. Nigdy nawet nie myślałam o tym źle. Wręcz przeciwnie. To dzięki chorobie Maciusia dzisiaj żyję. A było bardzo źle ze mną. Depresja (nieleczona) wygrywała. To dla Maćka podjęłam walkę.
Dzisiaj czuję się szczęśliwa, ale jeszcze rok temu z przerażeniem patrzyłam w przyszłość. Teraz wszystko układa się pomyślnie.
Powiem więcej. Coraz częściej zastanawiam się nad kolejną ciążą. Co nie zmienia faktu że bardzo się boję.
Kiedyś marzyłam o dużej rodzinie :)